Autor |
Wiadomość |
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Wto 10:54, 04 Sie 2009 |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Wto 11:10, 04 Sie 2009 |
|
św. Jan Maria Vianney
Droga do kapłaństwa.
Jan Maria Vianney urodził się 8.05.1786 roku w Dardilly niedaleko Lyonu we Francji jako czwarte z sześciorga dzieci Marii i Mateusza Vianney’ów. Matka od najmłodszych lat uwrażliwiała go na Boga, krzyż, uczyła prawd wiary i zachęcała do modlitwy. Ona też pierwsza zauważyła, że syn szczególnie umiłował Boga i modlitwę i mimo początkowego sprzeciwu męża cały czas popierała i wspierała późniejszego świętego.
Cnota z serca matek przechodzi z łatwością do serca dzieci … Dziecko, które ma szczęście posiadać dobrą matkę, powinno patrzeć na nią, i o niej myśleć nie inaczej, jak tylko ze łzami wdzięczności.
Na drodze do kapłaństwa stawało św.Janowi Vianney’owi wiele przeszkód . Miał trudności z opanowaniem łaciny (z tego powodu został wydalony z uczelni). Został też powołany do wojska ( choć nie wziął udziału w żadnej bitwie). Ostatecznie dzięki wsparciu swojego proboszcza i poparcia nauczycieli, którzy widzieli niezwykłe cechy charakteru został wyświęcony na kapłana w 1815 roku w wieku 29 lat.
Pierwsze lata w Ars.
Po trzech latach pracy w Ecully w 1818 roku powierzono św. Janowi Vianney’owi prowadzenie parafii w Ars. I choć było to w jakimś sensie „zesłanie” przyjął to z pokorą i radością.
Niech się dzieje wola Boża . Trzeba koniecznie chcieć tego co Bóg chce … i zadowolonym być z tego, co Bóg zsyła.
Ars liczyło wtedy 40 domów i około 60 rodzin. Było nędzne i smutne. Mieszkańcy regularnie opuszczali Msze święte, pracowali w niedziele, przeklinali, a ojcowie rodzin przepijali majątek w szynkach. Nie uczono dzieci katechizmu. Aby wybłagać Boga o nawrócenie swojej parafii ksiądz Vianney modlił się i czynił pokutę w tej intencji (spał na gołej podłodze, biczował się, nie jadał wcale lub niewielkie ilości zepsutego już jedzenia).
Boże mój użycz łaski nawrócenia mojej parafii. Zgadzam się cierpieć wszystko, co zechcesz, przez cały ciąg mego życia… Tak, choćby ponosić sto lat najdotkliwsze boleści, byle moi parafianie się nawrócili!
W tym czasie też regularnie odwiedzał swoich parafian rozmawiając z nimi o problemach dnia codziennego i zachęcając do praktyk religijnych.
Bracia moi, Bóg nie na długie i piękne modlitwy uwagę zwraca, lecz na te, co z głębi serca pochodzą… Nic łatwiejszego, jak modlić się do Pana Boga i nic bardziej pocieszającego.
Daleko więcej czynimy dla Boga gdy spełniamy coś, co nie sprawia nam przyjemności i upodobania.
Rozbudowa kościoła w Ars.
Od początku zaplanował również upiększenie i rozbudowę niewielkiego kościoła im.Sykstusa w Ars. Tą pracę zakończył w 1828 roku.
Słowa jakimi nawracał parafian.
Św. Jan Maria Vianney przez 27 lat osobiście prowadził katechezę dla dzieci. W czasie kazań (a na początku bywały dni, że nie było nikogo w kościele) piętnował bez skrupułów wady i złe postępowanie swoich parafian.
* Do dzieci: Dziecko nie powinno być nieposłuszne rodzicom, ani się gniewać, ani mówić słów bluźnierczych i grubiańskich. Moje dzieci bądźcie zawsze grzeczne, kochajcie bardzo Pana Boga.
* Zachęta do wiary: Obojętność w sprawach wiary … Bądźmy pewni, że ten jeden grzech stanie się powodem potępienia dla większej ilości dusz, aniżeli wszystkie inne grzechy razem wzięte; bo człowiek nieświadomy nie rozumie ani zła, które popełnia, ani dobra, które przez grzech traci.
* Do rodziców: Za dusze dzieci odpowiecie jak za waszą własną. Nie wiem, czy czynicie wszystko co możecie; ale to wiem, że jeśli dzieci wasze potępią się z powodu waszej niedostatecznej opieki, obawiać się należy również i waszego potępienia.
* Na temat przeklinania: Miejcie się pilnie na baczności! Jeśli w domach waszych panuje przekleństwo, -wszystko zmarnieje!
* O pracy w niedzielę: Gdy pracujecie w niedziele wiedzcie, że zarobek wasz wyniszcza wam duszę i ciało. Gdyby tak kto zapytał tych, co pracują w niedzielę: Coście przed chwilą robili? Mogliby na to odpowiedzieć: Przed chwilą sprzedałem duszę diabłu, ukrzyżowałem Chrystusa Pana … Niedziela to własność Pana Boga, to jego dzień własny, dzień Pański… Jakim prawem zabieracie to co do was nie należy?!...Wiecie, iż rzecz kradziona nigdy korzyści nie przynosi. Podobnie i dzień skradziony przez was Panu, na dobre wam nie wyjdzie.
* Do mężczyzn: Mężczyźni tak samo jak i niewiasty, mają duszę, którą zbawić powinni. Wszędzie oni są pierwsi: czemużby nie mieliby pierwszymi być w służbie Bożej i w oddawaniu czci Panu Jezusowi w Sakramencie miłości? Nabożeństwo to większy wywiera wpływ, gdy je praktykują mężczyźni.
Spotkało się to oczywiście ze sprzeciwem wielu mieszkańców Ars. Rzucano oszczerstwa wobec proboszcza. Pisano skargi do biskupa, że jest zbyt surowy, że nie udziela rozgrzeszenia. Pisano też listy z obelgami bezpośrednio do samego księdza Vianney’a. Obrzucano jego dom nieczystościami, urządzano kocią muzykę pod oknem. Święty znosił to jednak cierpliwie i trwał w swym powołaniu.
Gdybym był wiedział, przybywając do Ars, jakie mnie czekały cierpienia, umarłbym w jednej chwili.
Gdy się miłuje, cierpienie przestaje być cierpieniem. Im więcej od krzyża uciekasz, tym więcej cię przywala … Trzeba modlić się o umiłowanie krzyżów: wtedy stają się one słodkimi … Bóg świadkiem, że nie brakło mi krzyżów, miałem ich więcej prawie, niżem mógł udźwignąć, ale zacząłem modlić się o umiłowanie cierpienia i uczułem się szczęśliwy. Odczułem, że tylko w ukochaniu cierpienia znajduje się prawdziwe szczęście. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Wto 17:18, 04 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Wto 11:20, 04 Sie 2009 |
|
Ars oazą świętości.
W 1824 roku utworzył w Ars Dom Opatrzności- bezpłatną szkołę dla dziewcząt i oddał w ręce dwóch pobożnych nauczycielek ze swojej parafii. Okresowo w domu tym mieszkało nawet 60 dzieci. Szkoła w całości utrzymywała się ze środków, które sam ksiądz proboszcz zdobył chodząc po domach bogatych ludzi i prosząc o datki. To tu miały miejsce cuda rozmnożenia zboża i chleba. W tym czasie Ars stało się oazą świętości. Parafianie nie opuszczali już Mszy św. , modlili się. Nikt nie pracował w niedziele i nie przeklinał. Szynki upadły. Rodzice cieszyli się powagą u swoich dzieci. Mieszkańcy słynęli z gościnności i uczciwości.
Praca ponad siły.
Sława pobożności św. Jana Vianney’a rosła coraz bardziej, a wraz z nią zaczęły napływać do Ars tłumy pielgrzymów. Święty proboszcz był na nogach 20 godzin dziennie, a gdy kładł się na spoczynek na twardym łóżku w wilgotnym i zimnym pomieszczeniu dręczył go szatan.
Szatan bardzo mię tej nocy niepokoił … Diablisko strasznie głupie, sam mi oznajmia przybycie wielkich grzeszników… Złości się, tym lepiej.
Nadal pościł. Wszędzie, gdzie się pojawił otaczały go tłumy wiernych, którzy wiele godzin a nawet dni czekali , aby się wyspowiadać u niego. Gdy święty przechodził między kościołem a domem ludzie odcinali kawałki ubrań ,wyrywali włosy, wykradali osobiste przedmioty. Święty Jan Vianney był tak wyczerpany, że w 1843 roku bardzo poważnie zachorował. Swoje cudowne uzdrowienie przypisywał św. Filomenie, której był gorącym czcicielem. W 1843 roku zdecydował też, że ucieknie z Ars. Dotarł nawet do rodzinnego Dardilly, ale na prośbę swoich parafian powrócił na probostwo.
Miejcie czystą intencję. Bądźcie pokorni … Tyle tylko waszego bogactwa, ile zaufania w Boską Opatrzność.
"Niewolnik" konfesjonału.
Św. Jan Vianney dzięki otrzymanemu od Boga darowi czytania w ludzkich sercach potrafił nawrócić wielkich grzeszników, którzy przybywali do wioski jedynie z ciekawości. Spowiadał latem 15-16 a zimą 11-13 godzin. Siedząc tyle czasu w ciasnym i twardym konfesjonale w zimnym kościele nabawił się odleżyn z powodu których strasznie cierpiał, a które nigdy nie miały możliwości się wygoić. W ostatnim roku swego życia Proboszcz z Ars wyspowiadał 80-tys. ludzi (220 osób dziennie!).
Choćbym był już jedną nogą w niebie, gdyby kto przyszedł powiedzieć mi, bym powrócił na ziemię dla pracy nad nawróceniem jednego grzesznika, chętnie bym powrócił. I gdyby trzeba było w tym celu pozostać tu do końca świata, wstawać o północy i cierpieć to, co ja cierpię, całym sercem przystałbym na to.
Praca ponad siły i wyczerpanie spowodowały, że ponownie w 1853 roku próbował uciec. Tym razem jednak czujni parafianie nie dali mu odejść daleko. Wrócił do Ars i tu już pozostał. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Wto 17:22, 04 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Wto 11:31, 04 Sie 2009 |
|
Niechęć do przyjmowania odznaczeń.
Mimo wielkiej sławy świętego krępowało przyjmowanie odznaczeń. W 1850 roku otrzymał godność kanonika honorowego (pelerynkę, która była oznaką tej godności sprzedał, aby mieć pieniądze na misje). W 1854 roku uhonorowano go tytułem kawalera cesarskiego orderu Legii honorowej.
Ubóstwo z wyboru.
Proboszcz z Ars z wyboru żył w ubóstwie. Już na początku wydał wszystkie sprzęty domowe z probostwa. Wiele lat nosił jedną sutannę, która była zniszczona i połatana i którą w ukryciu przed nim ocieplano, bo święty nawet zimą nic na nią nie zakładał. Znany był z tego, że wydawał swoje ubranie również to, które miał na sobie.
Cuda w jego życiu.
Św. Jan Vianney miał dar przepowiadania przyszłości. Wielu ludzi zwracało się do niego z zapytaniem o wybór powołania, o los swoich bliskich zmarłych. Dokonał też wielu cudownych uzdrowień, których jednak z powodu wielkiej skromności nigdy nie przypisywał sobie, ale św. Filomenie. Są świadkowie potwierdzający jego widzenia z Najświętszą Marią Panną i św. Filomeną.
Ja cudów nie czynię! Jestem tylko biednym nieukiem, co pasał owce!... Zwróćcie się do świętej Filomeny. Ilekroć prosiłem o co Boga przez jej przyczynę, zawsze byłem wysłuchany.
Bóg zawsze jest wszechmocny, zawsze może cuda czynić; i istotnie czyniłby je, jak niegdyś, lecz przeszkadza temu brak wiary!
Miłość do bliźniego i pokora.
Mimo nadludzkiej pracy i zmęczenia zawsze był serdeczny, dobry, delikatny i taktowny. Nigdy nie okazywał złości. Z całej jego osoby promieniowała pokora. Potrafił jednym spojrzeniem lub słowem zyskać szacunek tego z kim rozmawiał. Święty nigdy nie odmawiał, gdy ktoś prosił go o pocieszenie lub udzielenie potrzebnych sakramentów. Wiele razy zdarzało się, że będąc ciężko chory wstawał w nocy i mimo niepogody szedł wyspowiadać chorego, który w rzeczywistości był zdrowszy niż on sam. Wielką miłością i współczuciem otaczał też ubogich. Mówił, że widzi w nich samego Jezusa.
Jakże jesteśmy szczęśliwi, iż ubodzy do nas przychodzą. Gdyby nie przychodzili, trzeba by iść po nich. A nie zawsze starczy na to czasu.
Śmierć.
Żyjmy tak, abyśmy mogli dobrze umierać.
Jan Maria Vianney do końca życia nie zwolnił siebie z narzuconych obowiązków. Zmarł 4.08.1859 roku. W czasie agonii i po śmierci przybywały tłumy pielgrzymów, aby go pożegnać, ponieważ już wtedy mówiono powszechnie o jego świętości. W 1905 roku został ogłoszony błogosławionym, a w 1925 roku świętym. Proboszcz z Ars należy do grona tzw. ”niezniszczalnych”. Jego doczesne ciało zachowało się w bardzo dobrym stanie i jest wystawione w relikwiarzu w sanktuarium w Ars, gdzie nadal pielgrzymują ludzie z całego świata, aby modlić się za jego wstawiennictwem o potrzebne łaski. Święty Jan Maria Vianney jest uznawany za patrona wszystkich proboszczów. Jego wspomnienie obchodzimy dnia 4 sierpnia. W Poznaniu kościół pod wezwaniem Jana Marii Vianney’a znajduje się na Sołaczu.
Trzeba ofiarować Bogu każdą pracę, każdy krok, każdy nawet swój wypoczynek. O, jak to pięknie, gdy się rzecz każdą czyni wspólnie z Bogiem! … Jeśli pracujesz z Bogiem, On pracę twą błogosławi, On nawet uświęca wszystkie kroki twoje. Wszystko będzie policzone: każde umartwienie wzroku, każde odmówienie sobie jakiejś przyjemności – wszystko będzie zapisane. A więc, duszo moja, każdego ranka składaj się Bogu w ofierze!
[link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Czw 9:37, 04 Sie 2022, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Wto 11:36, 04 Sie 2009 |
|
A oto jeszcze kilka słów świętego Jana Marii Vianney’a:
na temat Komunii świętej:
* Gdy się przyjęło Komunię świętą dusza zatapia się w balsamie miłości i syci się nią, jak pszczoła słodyczą kwiatów.
* Przyjmując Komunię św. odczuwa się coś nadzwyczajnego… jakąś rozkosz… pociechę… jakieś uczucie zadowolenia rozlewa się po całym ciele i dreszczem je przejmuje … Zmuszeni jesteśmy zawołać, jak św. Jan : - Pan jest !...O, Boże mój! Jakaż to radość dla chrześcijanina, kiedy odchodząc od Stołu Pańskiego całe niebo piastuje w sercu!
na temat modlitwy:
* Modlitwa prywatna podobna jest do słomy, tu i ówdzie po polu rozrzuconej; jeśli ją zapalisz, słaby będzie płomień, ale zbierz źdźbła rozrzucone w jeden stos, a płomień będzie silny i wzniesie się ku niebu: taką jest modlitwa publiczna.
* Modlitwa … Jest to rosa. Im więcej kto się modli, tym więcej modlić się pragnie … Na modlitwie czas się nie dłuży.
na temat cierpienia:
* Krzyż, krzyż miałby nam odbierać spokój ?! … Ależ on to właśnie ma go nam wnieść do serca! Wszystkie nędze nasze stąd pochodzą, że nie miłujemy krzyża.
Na podstawie książki Francis Trochu "Proboszcz z Ars"
[link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Wto 17:27, 04 Sie 2020, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Śro 8:41, 05 Sie 2009 |
|
Wspominając wczoraj św. Jana Marię Vianne'ya ks. Tadeusz Polak w swoim komentarzu zwraca uwagę, że ten święty proboszcz "chodził po wzburzonych falach niespokojnych czasów zlaicyzowanej Francji, ale zawsze z ufnością i wiarą wpatrywał się w swego Mistrza i Zbawiciela. Dlatego stał się dla wielu tonących w odmętach grzechu, niewiary i rozpaczy wyciągniętą dłonią samego Zbawiciela, który przyszedł szukać i zbawiać, co zginęło.
Potrzeba nam świętych pasterzy, aby jak Dobry Pasterz - Jezus Chrystus, ratowali tonących w odmętach śmierci duchowej. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 19:36, 07 Paź 2018, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Wto 9:17, 16 Mar 2010 |
|
O szczęściu zbawionych i karze piekielnej
Św. Jan Maria Vianney
Źli chrześcijanie będą kiedyś w piekle ponosili straszniejsze męczarnie, niż niewierni, którzy nigdy w życiu nie słyszeli o Chrystusie i Jego religii. Jak strasznie, jak okropne będzie piekło chrześcijan! Jak niebo oddalone jest od ziemi, tak potępienie chrześcijan będzie daleko cięższe od potępienia niewiernych. Bo sprawiedliwy Bóg surowiej karze tego, kto otrzymał więcej łask, ale wzgardził nimi, zamiast z nich korzystać i wiernie służyć Panu. A chrześcijanom, kiedy tylko dojdą do wieku, w którym mogą już korzystać z rozumu, przyświeca, niczym wspaniałe słońce,pochodnia wiary. W sposób wystarczający mogą więc poznać swoje obowiązki względem Boga, względem samych siebie, względem bliźniego. Błogosławiony człowiek, który o tym pamięta i w każdej chwili gotowy jest zdać sprawiedliwemu Sędziemu ratunek ze swojego włodarstwa.
Cytat za: "Kazania Proboszcza z Ars. Wybór homilii niedzielnych i świątecznych św. Jana Marii Vianney, Patrona Kapłanów", Oficyna wydawnicza Viator, Warszawa 2009. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Sob 18:36, 03 Lip 2021, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Śro 9:36, 04 Sie 2010 |
|
Teresa napisał: |
Żyjmy tak, abyśmy mogli dobrze umierać.
Jan Maria Vianney do końca życia nie zwolnił siebie z narzuconych obowiązków. Zmarł 4.08.1859 roku. W czasie agonii i po śmierci przybywały tłumy pielgrzymów, aby go pożegnać, ponieważ już wtedy mówiono powszechnie o jego świętości. W 1905 roku został ogłoszony błogosławionym, a w 1925 roku świętym. Proboszcz z Ars należy do grona tzw. ”niezniszczalnych”. Jego doczesne ciało zachowało się w bardzo dobrym stanie i jest wystawione w relikwiarzu w sanktuarium w Ars, gdzie nadal pielgrzymują ludzie z całego świata, aby modlić się za jego wstawiennictwem o potrzebne łaski. Święty Jan Maria Vianney jest uznawany za patrona wszystkich proboszczów. Jego wspomnienie obchodzimy dnia 4 sierpnia. |
Dziś wspomnienie św. Proboszcza z Ars.
Nie trzeba wiele mówić, by dobrze się modlić. Wiadomo, że tam, w świętym tabernakulum jest Jezus: otwórzmy Mu serce, radujmy się Jego świętą obecnością. To najlepsza modlitwa. – św. Jan Maria Vianney.
Pod koniec kwietnia tego roku i ja byłam w Ars i się pokłoniłam świętemu Proboszczowi. Zrobiłam trochę zdjęć i postaram się w najbliższym czasie coś więcej napisać, zamieścić zdjęcia z mojej wizyty tam. Bo oprócz Ars byłam również w innych miejscach, drogich memu sercu, ale myślę że również drogich wszystkim, dla których sprawy naszej wiary nie są obojętne. A nawiedziłam oprócz Ars również Turyn, a w nim Całun Turyński, również w Turynie Centrum Salezjańskie św. Jana Bosko. Wcześniej przed przyjazdem do Turynu nawiedziłam BARDZO PIĘKNĄ Katedrę w Mediolanie. Dopiero z Turynu pojechałam do św. Proboszcza Jana Marii Vianney'a do Ars, a następnie zakończyłam swoje pielgrzymowanie w La-Salette u Matki Boskiej Bolesnej płaczącej, w wysokich Alpach, na wysokości 1800 m. (bliżej Nieba byłam )
O Całunie Turyńskim juz napisałam małą informacje tu:
(...)
http://www.traditia.fora.pl/kosciol-w-mediach-swiat,61/600-tys-osob-chce-zobaczyc-calun,3425.html
O pobycie w La-Salette, pewne informacje zamieściłam, ale jeszcze nie wszystkie, jest to na forum "Objawienia Maryjne" w wątkach jak:
(...)
http://www.traditia.fora.pl/objawienia-maryjne,36/ogloszone-i-gloszone-oredzie-maryi-z-la-salette,4331.html
http://www.traditia.fora.pl/objawienia-maryjne,36/la-salette-zdjecia-i-wspomnienie-mojego-pobytu-tam,4329.html
Jeszcze też nic jak narazie nie zamieściłam z pobytu u innego świętego kapłana, mianowicie w Oratorium św. Jana Bosko. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Czw 9:40, 04 Sie 2022, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Śro 13:32, 04 Sie 2010 |
|
Jan Maria Vianney, proboszcz z Ars zmarł 4 VIII 1859 r. po 41 latach pobytu w Ars. Został beatyfikowany w roku 1905 przez papieża Piusa X, natomiast Pius XI kanonizował go w roku 1925 i w cztery lata później ogłosił św. Jana Marię Vianney'a patronem wszystkich proboszczów Kościoła Katolickiego.
Jego wspomnienie po reformie kalendarza z 1969 roku obchodzone jest 4 sierpnia. (Wyczytałam, że wcześniej wg. dawnego kalendarza 9 i 8 sierpnia, a w moim kalendarzu pod tymi datami nie pisze że jest wspomnienie św. Proboszcza. Kiedy jest ? - trzeba dopytać!).
Polecam ciekawy artykuł:
Jan Maria Vianney
Święty patron proboszczów
Święty Jan Maria Vianney zwykł mówić: – Gdy w parafii jest święty proboszcz, to jest to dobra parafia, jeśli mamy do czynienia z dobrym proboszczem, to mamy średnią parafię. A gdzie jest zły proboszcz, tam jest żadna parafia. Sam był proboszczem świętym, potrafiącym z maleńkiej zapuszczonej - tak moralnie jak i materialnie - wioski, uczynić miejsce słynne na cały świat. Był kapłanem par excellence, oddanym bez reszty sprawie zbawiania dusz. Jego wspomnienie liturgiczne obchodzimy 4 sierpnia.
(...)
[link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 17:29, 08 Wrz 2019, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:29, 04 Sie 2011 |
|
Dziś wspomnienie św. Proboszcza z Ars.
Fragmenty z książki "Zapiski z Ars" Alfreda Monnina SJ
Notatki naocznego świadka kazań, homilii i rozmów św. Jana Marii Vianneya
Św. Jan Maria Vianney o łasce kapłaństwa i Mszy świętej
O kapłaństwie:
"Kapłan jest człowiekiem, który otrzymał od Boga wszystkie jego władze. 'Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam' - rzekł Pan do pierwszych kapłanów (J 20,21). 'Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!' (Mk 16, 15). 'Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi' (Łk 1O, 16).
Kiedy kapłan udziela wam rozgrzeszenia, nie mówi: 'Bóg ci przebacza', lecz 'Ja odpuszczam tobie grzechy'. Podczas konsekracji nie mówi: 'Oto Ciało Pana, lecz mówi 'Oto Ciało moje'. Gdyby nie było sakramentu kapłaństwa, nie mielibyśmy Pana wśród nas. Kto bowiem włożył Go do tabernakulum? Kapłan. Kto przyjął wasze dusze do Kościoła, kiedyście się narodzili? Kapłan. Kto karmi je, by miały siłę do ziemskiego pielgrzymowania? Kapłan. Kto przygotuje je, aby mogły stanąć przed Bogiem wykąpane we Krwi Jezusa Chrystusa? Kapłan. Zawsze kapłan. A kiedy dusza popadnie w grzech śmiertelny, kto ją wskrzesi do życia? Kto przywróci jej spokój sumienia? Tylko kapłan. Nie znajdziecie żadnego dobra, które pochodzi od Boga, żeby za nim nie stał kapłan.
Spróbujcie wyspowiadać się przed Matką Boską albo przed którymś z aniołów. Rozgrzeszą was? Nie. Czy mogą dać wam ciało i krew Pańską? Nie. Najświętsza Maryja Panna nie ma władzy sprowadzenia swego Syna do hostii. Choćby stanęło przed wami dwustu aniołów, nie mają oni władzy odpuszczenia wam grzechów. Jedynie kapłan ma władzę powiedzieć wam: 'Idź w pokoju, przebaczam ci'. Kapłaństwo jest naprawdę czymś bardzo wielkim. Kapłan zrozumie siebie dobrze dopiero w niebie. Gdybyśmy rozumieli na ziemi, czym jest kapłaństwo, umarlibyśmy nie z przejęcia, lecz z miłości. (...) Kapłan nie jest jednak kapłanem sam dla siebie. Sam sobie nie może udzielić rozgrzeszenia. Nie może sam sobie udzielić żadnego sakramentu. Kapłan nie żyje dla siebie, żyje dla was. (...) Kiedy ktoś chce zniszczyć religię, najpierw atakuje kapłanów, gdyż tam, gdzie nie ma kapłana, nie ma już ofiary Mszy Świętej, nie ma kultu Bożego. (...) Kapłaństwo jest umiłowaniem Serca Jezusa. Kiedy spotykacie kapłana, zawsze myślcie o Jezusie.
Przyczyną upadku kapłana jest brak skupienia podczas Mszy świętej! - mówił św. Jan Maria Vianney.
O Mszy świętej:
"Wszystkie dobre uczynki razem wzięte nie są warte jednej Mszy Świętej, bo tamte są dziełami ludzkimi, a Msza jest dziełem Bożym. (...) Na słowa kapłana Chrystus zstępuje z nieba i daje się zamknąć w małej hostii. Ojciec nieustannie patrzy z nieba na ołtarz: 'To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie (Mt 17, 5a). Wobec zasług tak wielkiej ofiary Ojciec nie może Synowi niczego odmówić. Gdybyśmy mieli wiarę, ujrzelibyśmy Boga w kapłanie, jak się widzi światło przez szybę, jak wino pomieszane z wodą. (...) Po konsekracji Bóg jest między nami obecny tak samo, jak jest obecny w niebie. Gdybyśmy zdawali sobie z tego w pełni sprawę, umarlibyśmy z miłości. Bóg jednak oszczędza nas i zakrywa przed nami tę tajemnicę z powodu naszej słabości.
Pewien kapłan zaczynał wątpić, że jego słowa rzeczywiście sprowadzają Chrystusa na ołtarz; w tej samej chwili hostia, którą trzymał w dłoniach, zaczęła ociekać krwią wsiąkającą w korporał. Gdyby nam ktoś powiedział, że o tej to godzinie jakiś zmarły ma powstać z grobu, zaraz byśmy tam pobiegli, żeby zobaczyć cud. A czyż konsekracja, podczas której chleb i wino stają się ciałem i krwią samego Boga, nie jest o wiele większym cudem niż wskrzeszenie umarłego? Potrzeba przynajmniej kwadransa, żeby dobrze przygotować się do przeżycia Mszy Świętej. W tym czasie trzeba głęboko uniżyć się przed Bogiem, na wzór głębokiego uniżenia, jakiego Chrystus dokonuje w sakramencie Eucharystii; trzeba zrobić rachunek sumienia, gdyż aby dobrze przeżyć Mszę Świętą, powinniśmy być w stanie łaski uświęcającej. Gdybyśmy znali cenę ofiary Mszy Świętej - albo raczej gdybyśmy mieli głębszą wiarę - uczestniczylibyśmy w niej z o wiele większą gorliwością.
Pamiętacie, dzieci, historię, którą wam opowiadałem - o tym, jak pewien święty kapłan modlił się za swojego przyjaciela, gdyż Bóg dał mu poznać, że przyjaciel jego przebywa w czyśćcu. Uznał więc, że najlepiej zrobi, ofiarując za jego duszę Mszę Świętą. Kiedy nadeszła chwila konsekracji, wziął hostię w dłonie i powiedział w duszy: 'Wieczny i Święty Ojcze, zróbmy wymianę. Ty trzymasz duszę mojego przyjaciela w czyśćcu, a ja trzymam w dłoniach ciało Twojego Syna. Uwolnij mojego przyjaciela, a ja ofiaruję Ci Twojego Syna wraz ze wszystkimi zasługami Jego męki i śmierci'. I rzeczywiście: w chwili podniesienia ujrzał duszę swojego przyjaciela wstępującą do nieba w promieniach chwały. Kiedy chcemy o coś Boga poprosić, róbmy podobnie. Po Komunii świętej ofiarujmy Ojcu Jego umiłowanego Syna wraz ze wszystkimi zasługami Jego męki i śmierci, a Bóg nie będzie mógł nam niczego odmówić."
[link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 10:30, 04 Sie 2021, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Nie 21:18, 29 Lip 2012 |
|
Biskup, który miał zadecydować, czy wyświęcić na kapłana przyszłego proboszcza z Ars, bał się podjęcia takiej decyzji, ponieważ św. Jan Maria Vianney nie dawał sobie rady z nauką. W końcu biskup postawił decydujące pytanie: "Czy umiesz odmawiać różaniec?", "Kocham tę modlitwę!" odpowiedział Vianney. Słysząc taką odpowiedź biskup powiedział: "Wyświęćmy go. Będzie dobrym księdzem". |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Wto 17:29, 04 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Śro 11:15, 08 Sie 2012 |
|
Dziś 8 sierpnia w tradycyjnym kalendarzu liturgicznym jest wspomnienie św. Jana Marii Vianneya, w nowym kalendarzu było 4 sierpnia.
Św. Jan Vianney urodził się w Dardilly koło Lyonu w 1786 roku. Pokonawszy bardzo wielkie trudności w nauce, otrzymał święcenia kapłańskie i po trzech latach został mianowany proboszczem małej wioski Ars, bardzo zobojętniałej w wierze. Przez modlitwę, surowe umartwienia i gorliwą pracę odrodził duchowo parafię. Jego świętość zaczęła ściągać do Ars tysiące pielgrzymów, którzy chcieli usłyszeć jego kazania i wyspowiadać się przed nim. Wskutek tego św. Jan spędzał w konfesjonale po szesnaście godzin dziennie. Wyniszczony pokutą i nadludzkim trudem zmarł 4 sierpnia 1859 roku. Pius XI ogłosił go patronem proboszczów.
Za Mszalik Rzymski
Św. Jan Maria Vianney
Kochać Boga
Jeżeli chce się doskonale służyć Bogu, nie wystarczy tylko w Niego wierzyć! Nie przeczę, że wiara w prawdy objawione uświęca nasze uczynki i sprawia, że stają się one miłe Bogu. Wiara jest do zbawienia koniecznie potrzebna. – A jednak ta ważna cnota, odsłaniająca nam bogactwo niebieskiego piękna, kiedyś nas opuści – w przyszłym życiu nie będzie przecież żadnych tajemnic. Także nadzieja jest drogocennym darem niebios, bo kieruje naszymi czynami, każe je spełniać w dobrej intencji, żebyśmy doszli do życia wiecznego, a uniknęli piekła, ale i ona ustanie – przejdzie w posiadanie. Miłość tymczasem wskazuje na Boga nieskończenie dobrego i nakazuje oddać Mu serce. I ta cnota nigdy nas w niebie nie opuści.
Czy posiadamy tę miłą i piękną cnotę, która sprawia, że postępujemy szlachetnie i kochamy Boga nie tyle z powodu strachu przed piekłem czy nadziei na niebo, ale przede wszystkim dlatego, że jest On nieskończony w Swoich doskonałościach? Powinniśmy gorąco pragnąć tej cnoty i prosić, żeby nam zawsze towarzyszyła. Jest ona tak piękna i tak potrzebna nawet do szczęścia ziemskiego, że wypada, żebyśmy się zastanowili, czy ją posiadamy i jakich środków mamy używać, żeby ją zdobyć?
św. Jan Maria Vianney, "Kazania proboszcza z Ars", str. 288, Viator, Warszawa 1999
[link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Wto 17:33, 04 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Nie 20:14, 23 Wrz 2012 |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Śro 16:51, 21 Sie 2019 |
|
Kazanie św. Jana Marii Vianneya o pokusach, zwalczaniu ich z książki "Zapiski z Ars" Alfreda Monnina SJ
Nasz Boski Zbawca zechciał być dla nas wzorem we wszystkim, także w walce z pokusami. Dlatego pozwolił wyprowadzić się na pustynię.
Podobnie jak dobry żołnierz nie boi się walki, tak dobry chrześcijanin nie powinien obawiać się pokus. Każdy żołnierz jest dzielny w koszarach, lecz dopiero na polu bitwy okazuje się, który jest odważny, a który jest tchórzem.
Najgorszą pokusą jest brak pokus. Można prawie powiedzieć, że szczęśliwy jest człowiek, którego nękają pokusy, gdyż wówczas jest czas duchowych żniw, podczas których zbieramy plony życia wiecznego. Podobnie jak w czasie żniw, wstajemy przed świtem, pracujemy w pocie czoła, lecz nie skarżymy się, gdyż nadeszła pora zbiorów. Diabeł kusi tylko te dusze, które chcą uwolnić się z sideł grzechu, oraz te, które żyją w stanie łaski. Wszystkie pozostałe dusze należą do niego, więc nie ma potrzeby ich kusić.
Pewien święty przechodził kiedyś obok klasztoru i ujrzał mnóstwo diabłów nękających mnichów, lecz nie mogących ich do niczego skusić. Potem wszedł do miasta i ujrzał jednego diabła, który z założonymi rękami siedział w bramie, przypatrując się ludziom. Święty zapytał go więc, dlaczego sam jeden siedzi w wielkim mieście, podczas gdy tłum diabłów dokucza garstce mnichów. Diabeł odpowiedział mu, że w mieście w pojedynkę sobie poradzi i trudzić się zbytnio nie musi, gdyż ludzie sami się do niego garną, żyjąc w nienawiści, nieczystości i pijaństwie. Tymczasem z zakonnikami sprawa jest o wiele trudniejsza: cały zastęp diabłów szturmuje ich pokusami, tracąc czas i siły, a nic nie zyskując. Jedyne na co mogą liczyć, to na posiłki oraz na to, że mnisi zniechęcą się do surowej reguły.
W pewnym klasztorze podczas Mszy świętej mnich ujrzał diabły krążące wokół świętych zakonników. Zwrócił szczególnie uwagę na jednego, który deptał mnicha po głowie, i drugiego, który to zbliżał się do innego brata, to od niego cofał. Po Mszy świętej zapytał więc obu tych mnichów, co ich rozpraszało. Pierwszy powiedział, że myślał o remoncie klasztornej podłogi, a drugi czuł, że diabeł zbliża się doń co chwilę, by zaatakować, lecz za każdym razem odpierał pokusę. Tak właśnie postępują dobrzy chrześcijanie, przez co pokusy stają się dla nich źródłem zasług.
Najczęstszymi pokusami są pycha i nieczystość. Jednym z najlepszych sposobów walki z nimi jest aktywne życie na chwałę Bożą. Tymczasem tak wielu ludzi poddaje się słabościom i nieróbstwu, nic więc dziwnego, że diabeł trzyma ich pod pantoflem.
Pewien mnich skarżył się przełożonemu, że cierpi z powodu gwałtownych pokus. Przełożony posłał go więc zaraz do pomocy w kuchni i w ogrodzie. Po pewnym czasie spytał, jak się ma, a ten odrzekł: „Ojcze, już nie mam czasu na pokusy”.
Gdybyśmy naprawdę byli przeniknięci Bożą obecnością, łatwo by nam było walczyć z nieprzyjacielem. Myśląc stale, że BÓG MNIE WIDZI, nigdy byśmy ciężko nie zgrzeszyli.
Żyła kiedyś wielka święta (wydaje mi się, że była to św. Teresa z Avila), która po fali pokus skarżyła się Jezusowi: „Gdzieżeś był, Jezu mój najdroższy, podczas gdy szalała ta straszna nawałnica?”. Pan jej odpowiedział: „Byłem w twoim sercu i z radością patrzyłem, jak dzielnie walczysz”.
Gdy nadchodzi pokusa, trzeba z mocnym postanowieniem odnowić przyrzeczenia chrztu świętego. Kiedy jesteście poddani pokusie, ofiarujcie Bogu zasługę z niej płynącą, aby otrzymać przeciwną jej łaskę. Jeśli kuszeni jesteście pychą, ofiarujcie tę pokusę, aby otrzymać łaskę pokory; ofiarujcie pokusę złych myśli, aby otrzymać laskę czystości; jeśli nadchodzi pokusa przeciw bliźniemu, proście o łaskę miłości. Ofiarujcie również pokusy w intencji nawrócenia grzeszników, gdyż to zniechęca szatana i odpędza go, ponieważ pokusa obraca się wówczas przeciw niemu samemu. Odwagi! Jeśli tak będziecie czynić, diabeł zostawi was w spokoju.
Chrześcijanin zawsze powinien być gotowy do walki.
Jak na wojnie wszędzie wystawia się wartowników, by wypatrywali, czy nie zbliża się wróg, podobnie stale musimy być czujni, czy nieprzyjaciel nie zastawia na nas jakichś pułapek i czy nie próbuje w jakiś sposób nas podejść.
Albo chrześcijanin panuje nad swoimi namiętnościami, albo one panują nad nim; nie ma nic pośredniego. Podobnie jak w walce wręcz – silniejszy powala przeciwnika na ziemię. Zawsze w końcu któremuś z nich się to udaje i jako zwycięzca stawia stopę na piersi pokonanego. Podobnie albo panują nad nami nasze namiętności, albo my panujemy nad nimi. Bracia moi, jakież to smutne, kiedy człowiek poddaje się swoim namiętnościom! A przecież chrześcijanin nosi tak zaszczytne miano, ze powinien postępować jak wielki pan, który wydaje rozkazy swoim podwładnym. Naszymi podwładnymi są namiętności. Zapytano kiedyś pewnego pasterza z Ars, kim jest, a on odrzekł, że jest królem swoich poddanych. „Kim są twoi poddani?”. „To moje namiętności” – odpowiedział pasterz. I miał rację, nazywając się królem.
Żyjemy na tym świecie jakby na statku miotanym falami. Co wywołuje te fale? Burza. Na tym świecie wicher wieje bez przerwy; namiętności jak nawałnice przetaczają się przez nasze dusze. Tylko dzięki walce zdobywa się niebo.
Nie należy sądzić, że gdziekolwiek na ziemi znajdziemy przed tą walką schronienie. Diabła spotykamy na każdym kroku i na każdym kroku stara się on zagrodzić nam drogę do nieba, lecz zawsze i wszędzie możemy być w tej walce zwycięzcami. Z tą walką bowiem rzecz ma się inaczej niż z innymi. W ludzkich walkach nigdy nie można być pewnym zwycięstwa; w tej zaś, jeśli chcemy, zawsze możemy być pewni zwycięstwa z pomocą łaski Bożej, której nam Pan nie odmówi gdy poprosimy.
Gdy się nam zdaje, że już wszystko stracone, wystarczy zawołać: „Panie, ratuj, bo giniemy!”. Pan bowiem jest stale obok nas, patrzy na nas przyjaźnie, uśmiecha się i mówi: „Widzę, że Mnie kochasz, że naprawdę Mnie kochasz”. Istotnie: odpierając pokusy, dajemy Bogu dowód, że Go kochamy.
Jak wiele jest na świecie dusz nikomu nieznanych, które kiedyś ujrzymy bogate w niezliczone zwycięstwa! Tym to właśnie duszom Bóg powie: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, wejdźcie do radości waszego Pana” (por. Mt 25, 21 i 34). Anioł Stróż stale jest przy nas z piórem w ręku, by zapisywać skrzętnie nasze zwycięstwa. Każdego ranka trzeba sobie mówić: „Mam kolejny dzień na to, aby zdobyć niebo, wieczorem bowiem walka może być już zakończona”. O zmierzchu zaś mówcie; „Kto wie, czy jutro wszelkie trudy tego życia nie będą już dla mnie przeszłością…”
Nikt z nas nie cierpiał tego, co wycierpieli męczennicy – spytajcie ich, czy teraz żałują. Bóg tak wiele od nas nie wymaga. Niektórych potrafi wyprowadzić z równowagi jedno niemiłe słowo, małe upokorzenie wywraca naszą łódkę. Odwagi! Bracia moi, odwagi! Gdy nadejdzie dzień ostateczny, powiecie: „O, błogosławione boje, dzięki którym osiągnąłem niebo!”.
Nie lękajmy się walki! Diabeł, ujrzawszy, że nic nie może zdziałać, zostawi nas w spokoju. Oto jak zazwyczaj postępuje on względem grzeszników, którzy nawracają się do Boga: pozwala im smakować radości pierwszych chwil po nawróceniu; wie, że nic by w tym czasie nie wskórał, gdyż są zbyt gorliwi. Atakuje kilka miesięcy później, kiedy ich pierwszy zapał ostygnie, kiedy znów zaczynają zaniedbywać modlitwę i sakramenty. Atakuje ich przeróżnymi pokusami. Potem zaś przychodzi czas wielkich walk, pośród których trzeba modlić się o siłę, by nie dać się zwyciężyć złu. Niektórzy ludzie są zbyt słabi jak mokry papier. Gdybyśmy, w czasie walk i pokus, maszerowali zawsze jak dzielni żołnierze, umielibyśmy wznosić swe serca ku Bogu i odzyskalibyśmy odwagę. Lecz zwykle wolimy stać z tyłu i mówimy sobie: „Wystarczy mi, żebym został zbawiony, nic więcej mi nie potrzeba. Wcale nie chcę być świętym”. Jeśli nie zostaniesz świętym, zostaniesz potępionym – nie ma niczego pośrodku, będziemy albo w niebie, albo w piekle; zważajcie na to! W niebie wszyscy będą święci. Dusze w czyśćcu także są już święte, ponieważ nie miały w chwili śmierci grzechu ciężkiego na sumieniu, a teraz oczyszczają się i są przyjaciółmi Boga. Nie szczędźmy trudu, moje dzieci! Przyjdzie dzień, kiedy powiemy, że nieba żadną miarą żeśmy nie przepłacili. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 17:13, 21 Sie 2019, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Wto 17:52, 04 Sie 2020 |
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Zdjęcia w drugim rzędzie:
1. Ars w pierwszej połowie XIX wieku.
2. Ars dzisiaj. Nad domami góruje sanktuarium św. Jana Marii Vianneya
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|