Autor |
Wiadomość |
Teresa
|
Wysłany:
Śro 11:56, 21 Mar 2012 Temat postu: |
|
Ale to powyższe powiedział już śp. pamięci amerykański arcybiskup i on doskonale znał mentalność tamtejszego społeczeństwa i sytuację jaka była. On żył we współczesnych czasach. Zmarł 9.12.1979 w swej kaplicy przed Najświętszym Sakramentem.
W 2002 otwarto jego proces beatyfikacyjny
Proszę zaglądać na stronę Jemu poświęconą, niesamowita osobowość.
A małżeństwa mieszane są bardzo szkodliwe i Kościół nigdy nie zachęcał do takich małżeństw, to po SW II tak bardzo się to rozpleniło - chory "ekumenizm"
Małżeństwa mieszane
http://www.traditia.fora.pl/sakramenty-swiete-i-tematy-z-tym-zwiazane,13/malzenstwa-mieszane,1392.html |
|
|
Stefan Buhholz
|
Wysłany:
Śro 11:43, 21 Mar 2012 Temat postu: |
|
Witam,
Zauważyłem, że w tut. małżeństwach mieszanych występują przypadki kiedy to jedna ze stron chce ochrzcić swoje dziecko w kraju ojczystym. Często zwlekają, z tego powodu, nawet kilka lat .... Życie na emigracji jest inne od tego do jakiego przyzwyczajono nas w domu.
Pozdrawiam. |
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Śro 11:25, 21 Mar 2012 Temat postu: |
|
Piękna wypowiedz w tym temacie amerykańskiego Arcybiskupa Fulton J. Sheena:
Dlaczego powinniśmy chrzcić dzieci w niemowlęctwie?
Niektórzy pytają, dlaczego powinno się chrzcić dzieci, zanim będą w stanie same o tym zdecydować? A dlaczego powinno się je karmić? Czy pytamy je o zdanie, zanim przekażemy im nasze nazwisko? Jeśli otrzymuje ono nazwisko rodzinne, rodzinną fortunę, pozycję rodziny w hierarchii społecznej czy rodzinne dziedzictwo, dlaczego nie powinno ono również otrzymać religii, którą wyznaje jego rodzina? W naszym kraju nie czekamy, aż dziecko skończy 21 lat, aby mogło wówczas samo zadecydować, czy chce zostać obywatelem amerykańskim i czy pragnie posługiwać się językiem angielskim. Rodzi się ono Amerykaninem; podobnie we Chrzcie św. rodzimy się jako członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa. Jeśli ktoś będzie czekał aż do pełnoletności, aby dopiero wtedy nauczyć się czegoś o swoich relacjach z Panem, który go zbawił, w międzyczasie nauczy się innego katechizmu, katechizmu swoich namiętności, swoich żądzy i swojej zmysłowości.
Arcybiskup Fulton J. Sheen
https://abpsheen.pl/2012/02/26/dlaczego-powinnismy-chrzcic-dzieci-w-niemowlectwie/ |
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Czw 18:30, 01 Mar 2012 Temat postu: |
|
No i bardzo dobrze, że są sprzymierzeńcy co podobnie myślą i jeżeli Wasza postawa Rodziców będzie stała nie chwiejna, jasna i stanowcza, że jednak nie popieracie i nigdy nie poprzecie takiego związku na "kocią łapę", plus i przede wszystkim modlitwa, to i coś się zmieni. Tak jak powyżej ks. Martyna mówił:
"Matka, ojciec, nie mogą wyrzec się swoich dzieci, nawet kiedy bardzo zbłądzą, jak nie wyrzekł się ewangeliczny ojciec swego marnotrawnego syna. Niemniej, nigdy nie mogą stwarzać choćby cienia pozoru, że godzą się na taki stan rzeczy. Powinni jasno dać swemu synowi czy córce do zrozumienia, że chociaż zawsze będą ich kochać, to nigdy nie pogodzą się z tym, by żyli oni w grzechu śmiertelnym, bez możliwości uzyskania rozgrzeszenia. Taki kategoryczny sprzeciw będzie prawdziwym aktem miłości, która ma na względzie dobro doczesne i wieczne dziecka." |
|
|
Stefan Buhholz
|
Wysłany:
Czw 17:05, 01 Mar 2012 Temat postu: |
|
Witam,
Mam tylko jedno dziecko i z racji wieku nie planuję kolejnych... co oznacza, że nie mogę ulepszać swoich metod wychowawczych. Patrząc sie wokól, szczególnie po polskich rodzinach, to często, gęsto jest jeszcze gorzej z Ich potomstwem. To co mi głównie nie wyszło to to, że syn nie chce uszanować wiary swych ojców. Reszta jest w normie. Mam nadzieję, że wszystko wyprostuje czas. Mam sprzymierzeńców w osobach rodziców partnerki mego syna a z racji, że mieszkają w pobliżu to i sposobność sie bedzie nadażała.... |
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Czw 15:55, 01 Mar 2012 Temat postu: |
|
Stefan Buhholz napisał: |
To trudny temat. Realia rodzinne w USA są dalekie od doskonałości. Rodzic tutaj jest postrzegany jako realne zagrożenia dla ... własnego dziecka. Od szkoły podstawowej wpaja się dziecku, ażeby bacznie obserwował rodziców i w razie czego zaraz dzwonił po pomoc. Odebrano nam tut. wszelkie instrumenty wychowawcze. |
To jest temat bardzo trudny i jakby z roku na rok robi się trudniejszy. U nas taka antyrodzinna ustawa też wchodzi i jest sprzeciw tej antyrodzinnej Ustawie oddającej wychowanie dzieci państwu liberalnemu (ateistycznemu), które godzi w katolicką rodzinę. TO JEST USTAWA, KTÓRA KRZYWDZI KATOLICKIE RODZINY, A JEST ICH W POLSCE - WIĘKSZOŚĆ !!! A wszystko pod pozorem wielkiego "dobra".
Stefan Buhholz napisał: |
Można faktycznie tylko modlić się .... |
No z tego to chyba nie damy się ograbić.
Stefan Buhholz napisał: |
Z perspektywy lat mogę napisać, że to środowisko kolegów kształtuje tutaj nasze dzieci. |
Oczywiście że tak i należy przyglądać się i interesować z kim nasze dzieci przystają, bo młode organizmy to są chłonne jak gąbka. |
|
|
Wakeford
|
Wysłany:
Śro 22:04, 29 Lut 2012 Temat postu: |
|
nauta napisał: |
Wartości, jakie się wpaja w szkole często nie idą w parze z tymi, które chce przekazać rodzina. W wielokulturowym społeczeństwie mają to być
wartości uniwersalne
Tak też został ukształtowany Pański syn. |
Oczywiście, to jest wszystko zaprogramowane i przygotowane, ciężko się z tym nie zgodzić.
Moim jednak zdaniem gwarantem i informatorem społeczeństwa na temat jak jest i co powinno być w zakresie wartości i aktulnej sytuacji społecznej musi być Kościół.
Rozdzielenie Kościoła od państwa zabrało społeczeństwom horyzont wartości. Skutek taki, że każdy teraz myśli i robi co chce.
Trzeba jednak pamiętać, że ostatecznym podmiotem odpowiedzialności jest konkretny człowiek, a nie okoliczności i sytuacja. |
|
|
nauta
|
Wysłany:
Śro 19:45, 29 Lut 2012 Temat postu: |
|
Stefan Buhholz napisał: |
To trudny temat. Realia rodzinne w USA są dalekie od doskonałości. Rodzic tutaj jest postrzegany jako realne zagrożenia dla ... własnego dziecka. Od szkoły podstawowej wpaja się dziecku, ażeby bacznie obserwował rodziców i w razie czego zaraz dzwonił po pomoc. Odebrano nam tut. wszelkie instrumenty wychowawcze. |
Wychowanie młodego pokolenia nie jest procesem samym w sobie, tylko celowym działaniem "speców od inżynierii społecznej", ze starannie zaplanowanym systemem edukacji. Dlatego zminilizowano w nim znaczenie domu i rodziców. Rodzic ma dużo pracować, płacić podatki i za dużo się nie wtrącać. Szkoła oczekuje od niego tylko włączenia się w akcje zbierania datków na cele szkolne i zaopatrzenia dziecka w lunch. (Jaki jest sens tej godzinnej przerwy w szkołach i pracy, która jeszcze dodatkowo opóźnia spotkanie rodziny przy wspólnym obiedzie?)
I teraz pytanie: jakie ma być to przyszłe społeczeństwo? Czy ma zachować jakieś tradycje, więzi rodzinne i więzi z krajem rodziców, jakie ma wyznawać wartości, jakie jest i czy w ogóle jest w nim miejsce dla Boga.
Wartości, jakie się wpaja w szkole często nie idą w parze z tymi, które chce przekazać rodzina. W wielokulturowym społeczeństwie mają to być
wartości uniwersalne
Tak też został ukształtowany Pański syn. Dlatego tylu ludzi (w USA jest to ok. 20 mln) decyduje się na homeschooling, czyli edukację domową. |
|
|
nauta
|
Wysłany:
Śro 19:20, 29 Lut 2012 Temat postu: |
|
Ja zaś pozwolę sobie jeszcze podrążyć temat sensowności walki o polski kościół w Maine w takim kształcie, jaki on jest obecnie, z kapłanem, którego trzeba "pouczać" jak ma wyglądać to czy owo. Który w dodatku nie mowi po polsku, nie rozumie polskiej duszy, polskiego bardziej konserwatywnego ( ale to nie znaczy wcale, że tradycyjnego) katolicyzmu.
Z wpisu Pana Stefana wynika, że wychowany w polskiej i katolickiej rodzinie syn odciął się właśnie od polskiego środowiska ( często postrzeganego przez pierwsze pokolenie jako swoisty "skansen")i poszukał sobie żony poza nim. W wyniku tego wyboru jest odcięcie się od Kościoła, czego konsekwencje wykraczają już poza doczesność.
Czy lepszym rozwiązaniem nie byłoby wynajęcie lub zakup Domu dla Polonii, gdzie dodatkowo można byłoby zaprosić póki co gościnnie kapłana ze zdrową nauką i katolicką Mszą, która niesie tyle łask, uświęca....
Polskość jest bardzo trudno podtrzymać w następnym pokoleniu, mimo najlepszych chęci. Może zatem warto walczyć chociaż o prawdziwą, nieskażoną modernizmem wiarę??? O zdrową katolicką doktrynę, gdzie tak znaczy tak, a nie znaczy nie |
|
|
Wakeford
|
Wysłany:
Śro 18:45, 29 Lut 2012 Temat postu: |
|
Tu moim zdaniem jest też ważny element terroru, jaki tacy młodzi tj. syn czy córka wywierają na rodziców.
Wprawdzie więc odrzucają największe świętości i depczą podstawy na jakich zbudowali małżeństwo ich własni rodzice, z drugiej jednak strony bezpardonowo domagają się dalszej całkowitej akceptacji ich osób, zachowań i dalszego - wolnego już - życia itd.
Temat chrztu i ślubu ma być zamieciony pod dywan tj. rodzice pod ich presja mają go tam zamieść i milczeć, a w pozostałych sferach życia ma być dalej "rodzinnie" i "sympatycznie".
Wygląda to mniej więcej tak jakby uczeń leniuchując i ignorując prośby rodziców został relegowny ze szkoły a jego rodzice mieli zachowywac się tak jakby sprawy nie było.
To wszystko wynika też z wątpliwej jakości porzekadełek i rymowanek typu: "Nie możemy potępiać człowieka, ale stanowczo musimy potępić jego grzech". Tak jakby czyn człowieka z nim samym nic wspólnego nie miał. Idąc tym tropem np. sądy skazywały by na kary winy i też winy (grzechy) wtrącane by były do więzień. |
|
|
Stefan Buhholz
|
Wysłany:
Śro 15:45, 29 Lut 2012 Temat postu: |
|
To trudny temat. Realia rodzinne w USA są dalekie od doskonałości. Rodzic tutaj jest postrzegany jako realne zagrożenia dla ... własnego dziecka. Od szkoły podstawowej wpaja się dziecku, ażeby bacznie obserwował rodziców i w razie czego zaraz dzwonił po pomoc. Odebrano nam tut. wszelkie instrumenty wychowawcze. Można faktycznie tylko modlić się .... Sam od 4 roku życia jestem sierotą. Rodziców zamordowali komuniści... nie wyniosłem więc z domu nauk jak to ojciec powinien wychowywać... A tutaj każdy nowoprzybyły emigrant musi ostro pracować, ażeby wyjść na tzw. prostą. Praktycznie 12 godzin dziennie. Syn chodził do szkoły podstawowej katolickiej przy tut. Katedrze. Co tydzień ze mną do kościoła.. itd. Skończył studia. Warto dodać, że nie samą religią człek żyje... tak więc biblioteki, teatry, kina, sport, turystyka... a to wymagało sporo czasu, który dawałem rezygnując z własnych zainteresowań. Z perspektywy lat mogę napisać, że to środowisko kolegów kształtuje tutaj nasze dzieci. Parę dni temu 14-latek zastrzelił matke bo nie chciała puścić Go do kolegów.... Mnie się jakoś udało, czego i innym życzę |
|
|
nauta
|
Wysłany:
Śro 14:57, 29 Lut 2012 Temat postu: |
|
Panie Stefanie, jestem z zawodu pedagogiem i jedną z zasad wychowania jest: nie wymagaj od dziecka tego, czego SAM go nie nauczyłeś. Życie religijne, to nie Msza niedzielna raz w tygodniu, to życie z Chrystusem, wspólna modlitwa chociażby. Dom katolicki to nie obraz na ścianie. Czy Pan nauczył dziecko katechizmu, gdzie jest m.in. powiedziane, że poza Kościołem nie ma zbawienia?
O ile znam realia "katolickiej" edukacji na tym kontynencie to jest ona katolicka tylko z nazwy. Czy Pan miał kiedyś w ręku podręcznik do nauki religii syna? Czy Pan z nim rozmawiał o tym, czego uczy się w szkole?
Wielu rodaków zajętych jest , niestety, głównie dorabianiem się a wychowanie, w tym religijne, pozostawia, niestety INSTYTUCJI.
Muszę Panu powiedzieć, że zupełnie nie zaskoczyło mnie Pana wyznanie o "marnotrawnym" (przynajmniej duchowo) synu. Tutaj takie dramaty, to chleb powszedni. Żyjemy w społeczeństwach wielu kultur i wielu religii. Należy zatem dziecko przygotować na wybór przyszej drogi życiowej i MODLIĆ SIĘ WSPÓLNIE o właściwy wybór żony/męża!
Często taki dramat w rodzinie jest tylko pierwszym sygnałem Opatrzności, że trzeba coś zmienić we własnym życiu...
Polecam Panu na początek modlitwę w intencji syna, najlepiej różaniec, codziennie, na kolanach i to wszystkie tajemnice (Tajemnice Światła może sobie Pan darować )
Św. Monika modliła się za syna, Św.Augustyna BARDZO DŁUGO! |
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Śro 14:49, 29 Lut 2012 Temat postu: |
|
Stefan Buhholz napisał: |
U mnie to jeszcze gorzej.... żadnego ślubu nie chcą brać więc nie ma co nawet pobłogosławić! Mnie osobiście najbardziej przeraża odejście od chrztu..... |
To jest ze zgubnej twórczości Jana-Jakuba Rousseau, jest to według recepty J. J. Rousseau: "czekać pełnoletności, żeby samodzielnie obrać sobie religię”. |
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Wto 20:00, 19 Lip 2011 Temat postu: |
|
Stefan Buhholz napisał: |
Wiem, że trudno jest radzić w naprawdę trudnych, życiowych komplikacjach... co innego teoretyczne rozważania.... |
Powiem więcej panie Stefanie, że bardzo trudno! Patrzę na to nie jako tylko! teoretyk czy Rodzic, ale walka o wiarę dzieci i bliskich jest mi bardzo dobrze znana. Co mogę powiedzieć czy poradzić? Ano to, że nasze stanowisko, konkretnie stanowisko Rodziców musi być jasne, klarowne i stanowcze! Postawa niezmienna w sprawach wiary. Syn i jego przyjaciółka życiowa muszą wiedzieć, że nie popieracie i nigdy nie poprzecie takiego związku, że bardzo nad tym bolejecie. Ks. Martyna też pięknie tłumaczył:
"Rodzice mają obowiązek dać do zrozumienia dzieciom żyjącym z „partnerami” bez ślubu, że nie popierają i nigdy nie poprą takiego związku. Sytuacja powinna być jasna. Matka, ojciec, nie mogą wyrzec się swoich dzieci, nawet kiedy bardzo zbłądzą, jak nie wyrzekł się ewangeliczny ojciec swego marnotrawnego syna. Niemniej, nigdy nie mogą stwarzać choćby cienia pozoru, że godzą się na taki stan rzeczy. Powinni jasno dać swemu synowi czy córce do zrozumienia, że chociaż zawsze będą ich kochać, to nigdy nie pogodzą się z tym, by żyli oni w grzechu śmiertelnym, bez możliwości uzyskania rozgrzeszenia. Taki kategoryczny sprzeciw będzie prawdziwym aktem miłości, która ma na względzie dobro doczesne i wieczne dziecka. Jakże często chorobliwa tolerancja, która jest tylko kapitulacją wobec tzw. politycznej poprawności, bywa mylona z prawdziwą miłością, która jasno nazywa dobro - dobrem, a zło - złem.
Może jednak być i tak, że pomimo naszego sprzeciwu, dorosłe dziecko wybierze drogę życia w grzechu, obrażając się na nas, że stajemy na drodze do jego szczęścia. Wówczas nie powinniśmy się lękać, nasze serce może czuć się zranione, odrzucone, ale trzeba nam mieć świadomość, że jest to akt miłości w stosunku do dziecka. Być może kiedyś, zaintrygowane naszą jednoznaczną postawą, zacznie się zastanawiać nad swoim życiem, jak ów syn marnotrawny, i powróci do nas i - co najważniejsze - do Chrystusa. Pamiętajmy, każda „miłość” wbrew Bożym przykazaniom i nauce Kościoła jest w gruncie rzeczy samolubstwem, egoizmem, który wcześniej czy później wyciśnie z oczu niejedną łzę.
Nie możemy potępiać człowieka, ale stanowczo musimy potępić jego grzech.
Ks. Adam Martyna
Cały tekst tu:
http://www.traditia.fora.pl/sakramenty-swiete-i-tematy-z-tym-zwiazane,13/zwiazek-na-kocia-lape-nigdy,488.html
Po prostu krzyż jaki na ramiona wkładają nam - nie raz - dzieci, trzeba przyjąć, łączyć z Krzyżem Chrystusa, powierzać Niepokalanej i tak jak napisał "stefan" gorąco się modlić. Razem z żoną podjąć Krucjatę różańcową - co dzień zmówić cząstkę Różańca i ją ofiarować w tej intencji Niepokalanej, a Ona będzie wiedziała co z tym zrobić i jak swojego Syna prosić. My nie wiele możemy, ale Boża Nadzieja, napewno nie zawiedzie. Modlitwa jest kluczem, który otwiera Serce Boga - tak mówił św. o Pio. Gdy będziecie ich tak omadlać, to i dostęp do nich tego będzie mniejszy. Bo nikt inny, tylko Niepokalana otrzymała władzę i posłannictwo by zetrzeć głowę szatana!
Z drugiej strony na to wszystko spojrzeć, to być może, jest to też próba wiary dla was.
Stefan Buhholz napisał: |
Idąc dalej w tym temacie, mam kolejne pytanie. Czy wie ktoś jak przebiega u Zydów przyjmowanie w szeregi judaizmu osobników płci żeńskiej? |
Czym jest chrzest, co powoduje, etc ... nie będę się rozpisywać, bo można przeczytać tu:
http://www.traditia.fora.pl/sakramenty-swiete-i-tematy-z-tym-zwiazane,13/chrzest-swiety,52.html
Chrzest jest włączeniem do Kościoła. Pytanie w jaki sposób ktoś zostaje włączony do narodu żydowskiego? Czy na podstawie obrzezania? Nie. Współczesny judaizm stwierdza, że są tylko dwie możliwości:
1. na mocy narodzin z matki żydówki,
2. na mocy konwersji na judaizm.
Żydzi nie obrzezywali dziewczynek. Dziewczynki pomimo braku obrzezania w ST były członkami ludu Bożego. |
|
|
Stefan Buhholz
|
Wysłany:
Wto 13:46, 19 Lip 2011 Temat postu: |
|
Wiem, że trudno jest radzić w naprawdę trudnych, życiowych komplikacjach... co innego teoretyczne rozważania....
Idąc dalej w tym temacie, mam kolejne pytanie. Czy wie ktoś jak przebiega u Zydów przyjmowanie w szeregi judaizmu osobników płci żeńskiej?
Pozdrawiam, |
|
|