Autor |
Wiadomość |
Teresa
|
Wysłany:
Pon 22:51, 15 Lut 2010 Temat postu: |
|
Wywiad z ks. Stanisławem Małkowskim, przyjacielem ks. Popiełuszki, działacza opozycji:
Dla pasterza diecezji zeznania mogły być niewygodne
Rz: Co sądzi ksiądz o tym, że prymas Józef Glemp nie złożył zeznań w czasie procesu beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki?
Ks. Stanisław Małkowski: Specjalnie mnie to nie zdziwiło. Takie zeznania, składane pod przysięgą, mogłyby być dla księdza prymasa niewygodne.
Co ksiądz ma na myśli?
Pewnie wolałby, by młodzież zapamiętała pasterza diecezji, jak w filmie „Popiełuszko”, przedstawionego w sposób ciepły. W rzeczywistości ks. prymas był dla księdza Jerzego znacznie ostrzejszy.
Czy angażując się w politykę, nie przekraczaliście czasem granicy tego, co dzieli sacrum od profanum?
Ksiądz Jerzy zginął za wiarę. Była to postawa kapłańska, nie polityczna. Owszem, mówił o życiu publicznym, ale zawsze w kontekście wiary.
Ja rzeczywiście uchodziłem za ostrzejszego, ale też nie przekraczałem granic – używałem porównań apokaliptycznych, które czasem były odbierane jako polityczne, zwłaszcza gdy mówiłem o czerwonym smoku.
Czy został ksiądz przesłuchany przez trybunał prowadzący proces kanonizacyjny ks. Jerzego?
Nie. Choć mogę się tylko domyślać, dlaczego.
Dlaczego?
Uchodzę za osobę niewygodną. Po śmierci księdza Jerzego ksiądz prymas, bez zapoznania się z treścią moich kazań, rozesłał pismo zabraniające zapraszania mnie ze słowem bożym do parafii archidiecezji. Zarzucił mi, że zamiast słowa bożego głoszę swoje słowa i szerzę nienawiść.
Pismo to nie zostało skierowane do mnie, więc uważałem, że mnie nie obowiązuje. Również część księży uznała zakaz za niesprawiedliwy i mnie zapraszała.
Jak wyglądało księdza życie po odzyskaniu przez Polskę wolności?
Zostałem skierowany na cmentarz, na Wólkę Węglową. Taka była pewnie wola boża.
Może ksiądz głosić kazania?
Nie zawsze. Z Wólki byłem też usunięty za opowiadanie się za lustracją. Jednak po pewnym czasie wróciłem. Parę razy zapraszano mnie także do wygłoszenia kazania, a kiedy miejscowy proboszcz orientował się, że to „ten Małkowski”, prosił mnie, bym mówił jak najkrócej, bo zaraz będzie kolejna msza. Niestety następnej mszy zwykle nie było.
Co dziś robiłby ksiądz Jerzy Popiełuszko, gdyby żył?
To nie był człowiek skłonny do kompromisów za cenę zasad. Może byłby tu ze mną na Wólce Węglowej. Zresztą jest. Często czuję jego obecność obok mnie.
Rzeczpospolita
https://www.rp.pl/artykul/270849-Dla-pasterza-diecezji-zeznania-mogly-byc-niewygodne.html |
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Śro 10:23, 06 Sty 2010 Temat postu: |
|
Tajemnice beatyfikacji ks. Jerzego
Według postulatora procesu kolejne dokumenty IPN pokazują, jak bardzo ks. Jerzy Popiełuszko był dla ówczesnych władz niebezpieczny. Na zdjęciu w kościele św. Stanisława Kostki w 1984 r.
Odnosiłem wrażenie, że komuś zależy, by proces beatyfikacyjny wyhamować - mówi ks. Kaczmarek
Proces beatyfikacyjny ks. Jerzego Popiełuszki się zakończył. Dokładna data czerwcowej beatyfikacji ma być znana jeszcze w styczniu. – Propozycje terminów zostały złożone w Watykanie – mówi ks. Rafał Markowski, rzecznik archidiecezji warszawskiej.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że uroczystość odbędzie się w niedzielę 6 czerwca, czyli jeszcze przed zakończeniem roku kapłańskiego (kończy się 19 czerwca) i najprawdopodobniej na placu Piłsudskiego w Warszawie.
O kulisach procesu beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki mówi "Rzeczpospolitej" jego postulator ks. prof. Tomasz Kaczmarek.
(...)
https://www.rp.pl/artykul/415404-Tajemnice-beatyfikacji-ks--Jerzego.html |
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Nie 11:34, 06 Gru 2009 Temat postu: |
|
Sprawa Sumlińskiego: Prokuratura najpierw mataczyła, teraz zaciera ślady
Z dokumentu podpisanego przez prokuratora Andrzeja Michalskiego skierowanego do obrońcy dziennikarza Romana Giertycha wynika, że Prokuratura Apelacyjna chce zastosować sprytny wybieg. Prokuratorzy proszą Giertycha, by odniósł się "do wystąpienia do sądu z wnioskiem o zniszczenie stenogramów z rozmów z kart wobec braku ich znaczenia dla postępowania". W dokumencie, do którego dotarł portal Fronda.pl wyszczególnione są cztery stenogramy z rozmów Sumlińskiego. W tym zapis rozmowy dziennikarza z "mecenasem".
Linia obrony Sumlińskiego? Żadna tajemnica
- Prokuratura niszczy dowody popełnionego przez siebie przestępstwa. Tym "mecenasem" jest Stanisław Rymar, z którym rozmawiałem przez ok. 30 minut. Nasza rozmowa dotyczyła nie tylko zmiany "środka zapobiegawczego", ale też linii obrony - mówi Sumliński w rozmowie z portalem Fronda.pl. – Mecenas Rymar potwierdził, że nasza rozmowa dotyczyła szeregu spraw, w tym także linii obrony – dodaje. Z mecenasem Stanisławem Rymarem nie udało nam się skontaktować.
Mecenas Rafał Kasprzyk, który wspólnie z Romanem Giertychem reprezentuje interesy Sumlińskiego tłumaczy nam, że takie stenogramy powinny być zniszczone natychmiast, jeśli oczywiście intencją prokuratury było ich zniszczenie. - Gdy zostaną usunięte ważne dla sprawy dowody, to sąd nie będzie miał na podstawie czego orzekać. Nie będzie mógł też stwierdzić, które dowody zostały zdobyte legalnie, a które nielegalnie. To jest działanie nieprawidłowe - mówi w rozmowie z nami.
- Jestem zdziwiony, że prokuratura podejmuje takie kroki w czasie, kiedy jeszcze nie uprawomocniła się decyzja Prokuratury Okręgowej w Poznaniu - mówi Roman Giertych. Obrońca Sumlińskiego odwołał się od decyzji poznańskiej prokuratury, gdy ta odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie złamania prawa przez prokuratorów z Warszawy. - Gdyby sąd zdecydował o zniszczeniu stenogramu rozmowy Sumlińskiego z mecenasem Rymarem, podczas gdy inne obciążające stenogramy są przeniesione do tajnego śledztwa, nie ma dowodów, że prokuratorzy popełnili przestępstwo - potwierdza.
Prawo do obrony i tajemnica adwokacka zostały naruszone
To nie pierwszy przypadek pozaprawnych działań prokuratury – twierdzi Wojciech Sumliński. 27 października Prokuratura Krajowa wystosowała komunikat, w którym informuje, dlaczego nie zniszczyła stenogramów rozmów z dziennikarzami Cezarym Gmyzem ("Rzeczpospolita") i Bogdanem Rymanowskim (TVN). - Prokuratura tłumaczyła, że chciała mi dać możliwość jako podejrzanemu, abym zapoznał się w całości z materiałem dowodowym – tłumaczy dziennikarz.
Gdy 10 listopada Sumliński chciał się zapoznać z tym materiałem, okazało się, że znajdują się tam również stenogramy z jego rozmów z adwokatami. O tym fakcie poinformował Naczelną Radę Adwokacką i razem ze swoim pełnomocnikiem wystąpił o skopiowanie akt. Sprawę skandalicznego podsłuchiwania rozmów adwokatów z klientem opisały media.
- Jest to pogwałcenie ustawowego prawa do obrony i tajemnicy adwokackiej – oceniła w specjalnej uchwale NRA. Wskutek nagłośnienia sprawy prokuratorzy nie zgodzili się na skopiowanie przez Sumlińskiego akt sprawy. - W ten sposób miałbym dowody na popełnienie przez nich przestępstwa – mówi dziennikarz.
Prokuratorskie "tańce" wokół akt śledztwa
Prokuratura nie zgodziła się, by Sumliński skopiował materiał dowody. Podjęła za to inne kroki. 16 listopada kluczowe dowody obciążające prokuratorów zostały wyłączone z akt śledztwa i przeniesione do dokumentacji innej sprawy. Dotyczy ona sprawdzenia, czy z Komisji Weryfikacyjnej WSI wyciekały do mediów informacje mające rangę tajemnicy państwowej. To śledztwo jest tajne i wgląd do jego akt mają jedynie prokuratorzy. - Prokuratorzy ukryli dowody swojego przestępstwa – ucina Sumliński. To wyłączenie stenogramów nastąpiło w czasie gdy poznańska prokuratura okręgowa badała, czy prokuratorzy z Warszawy złamali prawo.
- Jeśli zniszczony zostanie jeszcze stenogram mojej rozmowy z mecenasem Rymarem, to znikną dowody na popełnienie przez prokuratorów przestępstwa – Tak wybrakowane dokumenty prokuratura chce przekazać do sądu. Sąd ma stwierdzić, czy prokuratorzy popełnili przestępstwo, a z akt sprawy zniknęły dowody jego popełnienia – mówi Sumliński.
Zastanawiające, że do tych wszystkich stenogramów, do których nie miał wglądu dziennikarz, dostęp umożliwiono osobie postronnej. Chodzi o mecenasa Jacka Siłakiewicza, który reprezentuje interesy wiceszefa ABW, płk. Jacka Mąki, w jego prywatnym procesie "Rzeczpospolitą".
Mariusz Majewski
https://www.fronda.pl/a/sprawa-sumlinskiego-prokuratura-najpierw-mataczyla-teraz-zaciera-slady,4358.html |
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Nie 11:31, 06 Gru 2009 Temat postu: |
|
Kim naprawdę był Waldemar Chrostowski, kierowca ks. Popiełuszki
Bohater, czy człowiek, który wystawił ks. Jerzego katom z SB? Sąd orzekł, że nie da się tego rozstrzygnąć, a kierowcę kapelana "Solidarności" osądzi historia. Czy na pewno?
Zanim jednak kierowcę ks. Popiełuszki osądzi historia, sąd chce, aby za sugestie na jego temat przeprosił go dziennikarz Wojciech Sumliński. W październiku 2005 roku na łamach tygodnika "Wprost" napisał, że Waldemar Chrostowski "był związany z SB".
- Wyrok jest nielogiczny. Na pewno będę się odwoływał - powiedział portalowi Fronda.pl Sumliński. Sąd Apelacyjny w Warszawie stwierdził, że nie jest w stanie ocenić, jaka jest prawda na temat Chrostowskiego, ale za wcześnie na sugerowanie, że miał związku z SB. Ocenić go może, zdaniem sądu, historia. Jednocześnie nakazał Sumlińskiemu oraz tygodnikowi "Wprost" przeproszenie Chrostowskiego. Z drugiej strony, sąd nie nałożył na Sumlińskiego kary pieniężnej, czego domagali się pełnomocnicy głównego świadka w procesie toruńskim.
ZO „Desperat” i tajna ugoda
To właśnie na zeznaniach Chrostowskiego, kierowcy i przyjaciela ks. Popiełuszki, oparł się w znacznej mierze proces toruński. Według historyków został przez komunistów zafałszowany. Jego ustalenia zostały podane opinii publicznej jako oficjalna wersja porwania i zabicia ks. Jerzego Popiełuszki. Jednak w III RP, choć z wielkim trudem, na jaw zaczęły wychodzić nowe fakty i poszlaki. Także te, podważające wersję wydarzeń z 19 października 1984 r, którą przedstawił Chrostowski.
Materiały IPN, które po raz pierwszy przedstawił w mediach Sumliński w 2005 roku wskazują, że Chrostowski został zarejestrowany jako zabezpieczenie operacyjne do akcji „Popiel”. Jej celem było osaczenie przez SB kapelana „Solidarności” i ostateczne rozwiązanie problemu niepokornego kapłana. Później ZO Waldemar Chrostowski otrzymał pseudonim „Desperat”.
- Zabezpieczenie operacyjne było taką konspiracją w ramach SB. Chodziło o to, by jeden funkcjonariusz nie wchodził w drogę drugiemu przy rozpracowywaniu kogoś – wyjaśnia w rozmowie z portalem Fronda.pl politolog i historyk z UJ Antoni Dudek.
Zabezpieczeniem operacyjnym mogła być osoba inwigilowana, jak i tajny współpracownik. - Tajni współpracownicy również byli inwigilowani. Samo zarejestrowanie jako zabezpieczenie operacyjne nie oznaczało jeszcze świadomej współpracy, ale nie można też tego wykluczyć – tłumaczy Dudek. I tak np. zabezpieczeniem operacyjnym był najpierw Aleksander Kwaśniewski. Dopiero później, co ujawnił we wtorkowej publikacji IPN, został on zarejestrowany jako TW „Alek”
Sama teczka pracy „Desperata” została zniszczona. Jednak prezes IPN Janusz Kurtyka dość jednoznacznie określił kontakty kierowcy kapłana-męczennika. - W świetle materiałów, jakie znajdują się w IPN można powiedzieć, że Waldemar Chrostowski był TW SB – powiedział w 2006 r. w TVN rozmawiając z Bogdanem Rymanowskim.
Sumliński w książce „Kto naprawdę go zabił?” ujawnił też, że mecenas Edward Wende w imieniu Chrostowskiego zawarł tajną ugodę z MSW. W jej wyniku kierowca księdza otrzymał 1,8 mln zł odszkodowania za straty poniesione w wyniku działań funkcjonariuszy SB. W zamian za milczenie i nienagłaśnianie sprawy.
Kaskader Chrostowski?
Ale rola Chrostowskiego w uprowadzeniu księdza od początku wzbudzała podejrzenia. Opowiadając o swojej ucieczce z rąk SB zeznał, że wyskoczył z samochodu pędzącego 80-100 km/h. W locie miały mu się jeszcze rozpiąć kajdanki. W czasie wizji lokalnej w opisanych przez Chrostowskiego warunkach z samochodu wyskoczył kaskader. Złamał rękę i doznał ciężkich obrażeń.
W najnowszej książce „Ks. Jerzy Popiełuszko. Dni, które wstrząsnęły Polską” Piotr Litka przytacza relację prokuratora Andrzeja Misiaka, który 25 lat temu wszczął dochodzenie w sprawie porwania księdza. Opowiada on, jak Chrostowskiego po skoku badał jak na komendzie chirurg płk Skalski.
- Stwierdził, że obrażenia są nieadekwatne do relacji kierowcy. Przy tak dużej prędkości byłyby o wiele większe, a właściwie to Chrostowski po takim skoku powinien nie żyć – powiedział Misiak. Podobną opinię eksperci powtórzyli jeszcze kilkakrotnie, np. w ramach dochodzenia prowadzonego przez IPN.
Jednak Chrostowski milczał i unikał rozmów z dziennikarzami, którzy chcieli, by wyjaśnił wątpliwości. Zamiast tego, w kwietniu 2006 r. pozwał Sumlińskiego do sądu. Pozew wyglądał jednak jak wybieg. - Przedmiotem pozwu był artykuł w tygodniku „Wprost”, który zapowiadał moją książkę „Kto naprawdę go zabił?”. Za samą książkę nigdy nie zostałem przez Chrostowskiego pozwany, chociaż zawierała więcej materiałów, także tych bezpośrednio dotyczących Chrostowskiego – mówi Sumliński w rozmowie z portalem Fronda.pl.
- W artykule cytowałem opinię biegłego IPN dra Leszka Pietrzaka na temat Chrostowskiego. Później, obok innych dokumentów umieściłem ją w książce – relacjonuje dziennikarz. Sąd pierwszej instancji zażądał od Sumlińskiego dokumentów pokazujących „związki Chrostowskiego z SB”. Pytał też, dlaczego nie umieścił ich w artykule. - Ciekaw jestem, który tygodnik umieści w tekście opinię liczącą sześć stron – zastanawia się głośno Sumliński.
Jak z powieści Kafki
- W maju 2008 r. powołałem na świadka Leszka Pietrzaka, którego opinię cytowałem w artykule. Historyk zeznał, że Chrostowski był tajnym współpracownikiem (TW) SB o ps. „Desperat”.To samo zeznał inny świadek Sumlińskiego, prokurator Andrzej Witkowski, który dwukrotnie prowadził śledztwo w sprawie funkcjonowania związku przestępczego wewnątrz MSW. Kluczem w tej sprawie jest zamach na kapelana „Solidarności”.
- Wszystko, co dziennikarz napisał o kierowcy ks. Jerzego jest prawdą - stwierdził Witkowski. Zeznał też, że jako prokurator, w sprawie zamachu na ks. Popiełuszkę miał postawić zarzuty Chrostowskiemu oraz gen. Czesławowi Kiszczakowi. Sąd miał wziąć pod uwagę te zeznania. - Nie mogłem przewidzieć tego co się później wydarzy – wspomina Sumliński.
Dwa tygodnie wcześniej do mieszkania dziennikarza na warszawskich Bielanach weszła ABW. Powodem było oskarżenie go o to, że za pieniądze miał oferować aneks do raportu WSI spółce Agora, wydawcy „Gazety Wyborczej”, a także miał proponować funkcjonariuszom WSI pozytywną weryfikację przed komisją ds. likwidacji WSI w zamian za łapówkę. W trakcie rewizji ABW skonfiskowała Sumlińskiemu dokumenty z jego dziennikarskiej pracy. Również te ze śledztwa w sprawie zamachu na ks. Popiełuszkę.
W październiku 2008 r. sąd odrzucił zeznania Pietrzaka. Jako powód podano jego trzy artykuły w dzienniku „Polska”. Ich bohaterem był Chrostowski. Zarzucono mu więc stronniczość. - Ode mnie natomiast żądano dokumentów. Ale jak mogłem je pokazać skoro zabrało je w maju ABW – mówi Sumliński. - Miałem tylko pokwitowanie z prokuratury z wykazem tego co mi zabrano - dodaje.
Ostatecznie sąd pierwszej instancji orzekł, że dziennikarz Wojciech Sumliński musi przeprosić Waldemara Chrostowskiego, bo nie udowodnił jego związków z SB, chociaż swoje śledztwo przeprowadził rzetelnie. - Miałem też dowody na istnienie dokumentów potwierdzających te związki. Np. pokwitowanie z wyszczególnionymi dokumentami zabranymi mi przez ABW, czy skany tych dokumentów, które umieściłem w książce „Kto naprawdę go zabił?”. Sąd jednak stwierdził, że rozpatruje artykuł, który zapowiadał książkę, a nie samą książkę.
Czy Sumliński może powoływać świadków?
Sumliński odwołał się od tej decyzji. Powołał na świadków kilkanaście kolejnych osób, złożył też wniosek, o to, by sąd zapoznał się z materiałami IPN na temat Chrostowskiego. IPN nie chciał jednak wydać teraz dokumentów, bo prowadzi w tej sprawie śledztwo. Sąd zdecydował, że z kilkunastu świadków przesłucha tylko jednego, oficera Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie Jana Samborskiego, który wchodził w skład grupy śledczej zajmującej się zamachem na ks. Jerzego. - Ale i tak nie został on zwolniony z tajemnicy służbowej. A co można zeznać, kiedy jest się zobowiązanym tajemnicą – pyta dziennikarz.
O opinię w tej sprawie poprosiliśmy kilku prawników. Wszyscy oni zgodnie stwierdzili, że jeśli sąd chce być w jakiś sposób stronniczy to najlepszym sposobem na to jest dopuszczanie bądź odrzucanie świadków. Niektórzy z dziennikarzy sprawę Sumlińskiego nazywają terroryzowaniem środowiska przez służby. - Polskie prawo zbyt łatwo ciąga dziennikarzy, zwłaszcza śledczych do sądu. Jest ono korzystne dla tych, którzy chcą pognębić dziennikarzy - mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl dziennikarz śledczy Jerzy Jachowicz.
Ochroniarz i strażak
Chrostowski przez większość z ostatnich 25 lat żył otoczony nimbem jedynego wiarygodnego świadka śmierci ks. Jerzego. Choć rodzina i niektórzy przyjaciele ks. Popiełuszki od dawna mieli co do niego wątpliwości, to generalnie w oczach opinii publicznej funkcjonował jako jeden z bohaterów "Solidarności". Ale o jego życiu zawodowym i prywatnym niewiele wiadomo do dziś.
Przy okazji 20. rocznicy zabójstwa księdza Jerzego tygodnik "Przekrój" napisał, że w latach 80. Chrostowski pracował w Wyższej Szkole Oficerów Pożarnictwa. Na przełomie lat 80. i 90. był ochroniarzem Barbary Piaseckiej-Johnson, dziś już nieco zapomnianej milionerki amerykańskiej polskiego pochodzenia, która chciała ratować Stocznię Gdańską i w tym celu przyjechała do Polski. W 2001 roku miesięcznik "Powściągliwość i praca" przyznał Chrostowskiemu nagrodę Bóg Zapłać za "niezłomną postawę i odwagę, dzięki której prawda o zabójstwie księdza Jerzego ujrzała światło dzienne".
Wiadomo również, że w 2003 r. gdy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, Waldemar Chrostowski został wicedyrektorem Biura Ochrony w Pałacu Kultury i Nauki. Później awansował na stanowisko dyrektora. Obecnie przebywa na emeryturze.
Mariusz Majewski
https://www.fronda.pl/a/kim-naprawde-byl-waldemar-chrostowski-kierowca-ks-popieluszki,4355.html |
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Nie 11:22, 06 Gru 2009 Temat postu: Ks. Małkowski: Kierowca ks. Jerzego jest zdrajcą |
|
Ks. Małkowski: Kierowca ks. Jerzego jest zdrajcą
Sąd orzekł, że Waldemara Chrostowskiego osądzi historia. – To nie jest człowiek sumienia. Był jak Judasz – mówi ks.Stanisław Małkowski, przyjaciel ks. Popiełuszki, również kapelan “Solidarności”
Kiedy Ksiądz poznał Waldemara Chrostowskiego?
Trudno mi sobie przypomnieć dokładny czas i okoliczności. Na pewno było to u ks. Jerzego. Kiedy go odwiedzałem, często spotykałem Chrostowskiego. Po pożarze w swoim mieszaniu zamieszkał nawet u ks. Jerzego. Uważałem go za człowieka zaufanego. Skoro ks. Jerzy obdarzał go zaufaniem…
Nie było wtedy wątpliwości co do wiarygodności Chrostowskiego?
Pewne głosy krytyki i przestrogi do mnie dochodziły. Mówiono o tym, że widziano go w nieodpowiednim towarzystwie. Słyszałem też wtedy, że inaczej zachowywał się przy ks. Jerzym, a inaczej podczas jego nieobecności. Nie było to jednak dla mnie przekonywujące. Ks. Jerzy w dalszym ciągu ufał swojemu kierowcy.
Później dowiedziałem się, że sceptyczni co do osoby Chrostowskiego byli koledzy ks. Jerzego z jego rocznika w seminarium. Mówili mu: „uważaj na tego kierowcę, bo to jakiś szemrany typ”. Ks. Jerzy odrzucał jednak od siebie te głosy. Wobec czego i ja nie przestawałem ufać Chrostowskiemu.
Ale Księdza stosunek do kierowcy ks. Jerzego z czasem uległ zmianie. Dlaczego?
Właściwie to dopiero książka Wojciecha Sumlińskiego upewniła mnie, że Chrostowski miał coś wspólnego z SB. Ale poważnych wątpliwości nabrałem dużo wcześniej. Pierwszy raz po pożarze jego mieszkania.
Chrostowski tłumaczy, że był nękany przez SB. Stąd podpalenie jego mieszkania. Powtarzają to również niektórzy historycy.
Dla mnie ważnym było to, że po pożarze silne wątpliwości co do uczciwości Chrostowskiego miał ks. Jerzy. Ale odsunął je od siebie. Gdy Chrostowski zamieszkał u ks. Jerzego, to zachowywał się dziwnie. Przeglądał nie swoje rzeczy, oglądał nieodpowiednie filmy. Nie wiem czy można je nazwać pornograficznymi. Na pewno były nieodpowiednie.
Myślałem sobie: Jak to? W mieszkaniu ks. Jerzego? Ale i to mnie tak całkowicie nie przekonało. Tłumaczyłem sobie, że Chrostowski ma takie prostackie zachowanie i to wszystko. Po śmierci ks. Jerzego wątpliwości powróciły. Najbardziej zastanawiały te podpiłowane kajdanki, które Chrostowskiemu rozpięły się w czasie skoku z samochodu.
Moją czujność obudził też dystans, jaki wobec Chrostowskiego zauważyłem ze strony rodziny Popiełuszków. Później dystans zamienił się w całkowite zerwanie kontaktów. Ja sam z Chrostowskim nie miałem w zasadzie kontaktu. Przychodził co roku w rocznicę śmierci ks. Jerzego do kościoła św. Stanisława Kostki. Był witany osobiście przez księży. Podawałem mu rękę. Z reguły zamienialiśmy kilka słów.
Powiedział Ksiądz, że całkowicie o związkach Chrostowskiego z SB przekonała Księdza lektura „Kto naprawdę go zabił?”.
Tak. Od tego momentu nie mam wątpliwości. Ta książka pozwoliła mi zweryfikować te wątpliwości, o których mówiłem wcześniej. Po przeczytaniu książki zastanawiałem się, jak się musiał czuć ks. Jerzy już tam po drugiej stronie, kiedy usłyszał, że Chrostowski jest zdrajcą. Może nawet czuł się jak Pan Jezus po zdradzie Judasza. Tylko, że Jezus wcześniej wiedział, że Judasz zdradzi. Ks. Jerzy nie wiedział. Mało tego, traktował Chrostowskiego jak przyjaciela.
Z książki dowiedziałem się też o tajnej ugodzie, jaką zawarł mecenas Wende w imieniu Chrostowskiego z MSW. Jedyny przypadek w historii, że MSW wypłaciło odszkodowanie. Tak naprawdę była to zapłata za milczenie. To pokazuje, że kierowca ks. Jerzego nie jest człowiekiem sumienia.
A kiedy po raz ostatni widział Ksiądz Chrostowskiego?
Stosunkowo niedawno, jakieś kilka miesięcy temu. Poszedłem na przystanek, żeby jak zwykle pojechać na cmentarz (ks. Małkowski pełni posługę na cmentarzu w Wólce Węglowej w Warszawie – red.). Na przystanku stał Chrostowski. Zatrzymałem się, bo nie chciałem ani z nim rozmawiać, ani podawać mu ręki.
Gdy się odwróciłem, Chrostowski schował się za wiatę na przystanku. Widocznie i on chciał uniknąć tego spotkania. Pewnie wiedział, że ja wiem.
Rozmawiał Mariusz Majewski
https://www.fronda.pl/a/ks-malkowski-kierowca-ks-jerzego-jest-zdrajca,4364.html |
|
|