Autor Wiadomość
Teresa
PostWysłany: Nie 11:38, 20 Gru 2020   Temat postu:

Był księdzem, ale ....

(...)
Co takiego się wydarzyło, że poczuł pan, że to nie jest miejsce, w którym chciałby pan być? Że nie chce być pan częścią Kościoła katolickiego?

Drugim istotnym wydarzeniem było znalezienie się w Ruchu Światło-Życie popularnie nazywanym "ruchem oazowym", który założył ks. Franciszek Blachnicki, niesamowity człowiek, który przeżył Auschwitz, był skazany na karę śmierci. On również doświadczył osobistego poznania Boga żywego poza systemem religijnym. Widział problem w Kościele katolickim i starał się go reformować. Natomiast ja, kiedy znalazłem się na rekolekcjach oazowych, nauczyłem się czytać Biblię ze zrozumieniem. Dzięki temu zacząłem poznawać biblijną wersję Kościoła; czym jest i czym powinien on być według Biblii. Zobaczyłem, że to, z czym Kościół mi się kojarzył – jako instytucja, organizacja, hierarchia, pieniądze itd. – tego wszystkiego w Biblii nie ma.

A co jest w Biblii?

W Biblii jest żywa wspólnota uczniów Jezusa, którzy w niego uwierzyli i za nim poszli. Rekolekcje oazowe to był autentyczny oddolny ruch. Zafascynowany tym doświadczeniem od 1982 roku wszędzie tam, gdzie się znalazłem, zacząłem zakładać wspólnoty oazowe. Dziesięć lat funkcjonowałem w przekonaniu, że mamy do czynienia z martwym Kościołem, który ma mnóstwo problemów. Ten paradygmat "jeden święty, powszechny i apostolski Kościół" jest tak silny – a przynajmniej tak silny był we mnie – że nie byłem wówczas w stanie tego podważyć. Ale to zaczęło się zmieniać, ponieważ czytałem Biblię ze zrozumieniem i widziałem coraz więcej rozbieżności. Np. w Biblii nie ma kultu maryjnego ani kultu świętych. Wszystkie modlitwy i nabożeństwa stały się dla mnie koszmarem, a byłem księdzem i musiałem w tym funkcjonować.


... całość tu:

https://kobieta.wp.pl/byly-ksiadz-jerzy-zrozumialem-ze-to-w-co-wierzylem-nie-jest-prawdziwe-6587579270011712a
Marek50
PostWysłany: Pon 8:11, 22 Gru 2014   Temat postu:

W kontekście powyższego postu przypomnę historię trzech Hostii, która miała miejsce w Poznaniu pod koniec XIVw.

Materiał jest ze strony Sanktuarium Najświętszej Krwi Pana Jezusa w Poznaniu, które jet w małym kościółku tuż obok rynku.

Według tradycji w piwnicy domu, który znajdował się na miejscu obecnego kościoła w 1399 r. dokonano profanacji Najświętszego Sakramentu. Uboga kobieta, skuszona hojnym wynagrodzeniem, razem z córką, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 VIII) wykradła z pobliskiego kościoła ojców dominikanów (obecnie księży jezuitów) Trzy Święte Hostie. Świętokradcy zebrani w piwnicy położyli je na stole i zaczęli kłuć nożami, by przekonać się o rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii. Z pociętych Hostii wytrysnęła krew i rozlała się na stole i ścianie piwnicy. Przy tym wydarzeniu niewidoma dziewczyna miała odzyskać wzrok. Przestraszeni profanatorzy wrzucili Hostie do znajdującej się tam studni, która zachowała się do naszych czasów. Kiedy uniosły się nad studnię, zawinęli Hostie w chustę i wynieśli poza mury miasta na nadwarciańskie mokradła, gdzie usiłowali Je zagrzebać w błocie. Jednak znowu uniosły się i „zawisły” w powietrzu. Przerażeni sprawcy uciekli. Wydarzenie stało się jawne. Hostie w uroczystej procesji przeniesiono do jednego z poznańskich kościołów, natomiast świętokradcy zostali bardzo surowo ukarani. Już kilka lat później król Władysław Jagiełło ufundował w miejscu znalezienia Hostii kościół pw. Bożego Ciała i klasztor karmelitów trzewiczkowych, którym powierzył kult Eucharystii. Kościół ten stał się sławnym w całej Polsce sanktuarium eucharystycznym, nawiedzanym przez liczne pielgrzymki i słynącym łaskami uzdrowień.

Więcej tutaj:

http://www.antoni.agmk.net/pliki/trzy-hostie.pdf
Marek50
PostWysłany: Pon 8:01, 22 Gru 2014   Temat postu: Re: Ruch oazowy może być niebezpieczny

Trafiłem niedawno na książkę x. Blachnickiego o tytule, w którym jest Eucharystia. Otworzywszy, zobaczyłem fragmenty, w których są wyliczane wady Mszy św. Piusa V. Wśród omawianych tematów jest zagadnienie obecności Pana Jezusa w Eucharystii.

Oto próbka:


Cytat:

... zapomina się, że Eucharystia to misterium fidei, że obecność Chrystusa w niej nie może być rozpatrywana w oderwaniu od całego dzieła zbawczego jako obecność sama w sobie (pojmowana na sposób np. wszechobecności Boga), w oderwaniu od wewnętrznej obecności Chrystusa w nas przez wiarę, która jedynie otwiera przystęp do obecności sakramentalnej. Zapomina się, że stwierdzenie "Chrystus jest prawdziwie obecny w hostii" nie można wprost odwrócić w sensie "ta hostia jest Chrystusem". Zapomina się, że realna obecność Chrystusa w Eucharystii nie może być traktowana w izolacji od innych sposobów Jego obecności w Kościele, które są także prawdziwe i realne, i które warunkują właściwe rozumienie sensu i skuteczność zbawczą obecności w postaciach eucharystycznych.


Zajrzałem do Katechizmu (1374), by sprawdzić czy może coś z moją wiarą jest nie tak. Przeczytałem:

1374 Sposób obecności Chrystusa pod postaciami eucharystycznymi jest wyjątkowy. Stawia to Eucharystię ponad wszystkimi sakramentami i czyni z niej "jakby doskonałość życia duchowego i cel, do którego zmierzają wszystkie sakramenty" . W Najświętszym Sakramencie Eucharystii "są zawarte prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Ciało i Krew wraz z duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc cały Chrystus" . "Ta obecność nazywa się 'rzeczywistą' nie z racji wyłączności, jakby inne nie były 'rzeczywiste', ale przede wszystkim dlatego, że jest substancjalna i przez nią uobecnia się cały Chrystus, Bóg i człowiek" .


Znalazłem też na forum krzyż dyskusję na powyższy temat, więc podam tylko link, bo właśnie tam jest omawiany fragment książki x. Blachnickiego, który mnie tak zaniepokoił.

http://krzyz.nazwa.pl/forum/index.php/topic,3261.0.html

Poruszam tę sprawę także w kontekście procesu beatyfikacyjnego x. Blachnickiego. Być może jego życie, jak zresztą zaznacza wielu świadków, było całkowitym oddaniem sprawie Chrystusa i Kościoła. Jednak, jaśli nie ustrzegł się błędów (choćby nawet działał z najlepszą intencją) w swojej pracy jako ten, który ma głosić czystą naukę wiary, to może trzeba o tym zawiadomić odpowiednich ludzi w Kościele, odpowiedzialnych za proces.
Marek50
PostWysłany: Nie 18:10, 09 Lis 2014   Temat postu: Ruch oazowy może być niebezpieczny

Przez wiele lat sądziłem, że ten ruch jest do polecenia każdemu, bo pogłębia wiarę, modlitwę i tworzy dzielące się wiarą wspólnoty, które także modlą się, formują, pomagają w parafii.

Czytając powyżej polecane artykuły, można nabrać wiele wątpliwości.
Jeszcze jedną z nich jest niebezpieczeństwo pewnej duchowej pychy u człowieka, który po nawróceniu staje się członkiem ruchu. Ruch taki jest postrzegany, jako pewna duchowa elita parafii i jego uczestnik zamiast wieść po nawróceniu życie pełne pokory, cichości w spełnianiu zwykłych obowiązków, staje na jakimś piedestale i może poczuć się lepszy od innych.

Przykład, do czego może prowadzić nadmiernie rozbudzone pragnienie pogłębionej duchowości, podaję poniżej, jest to świadectwo oazowicza, który został zielonoświątkowcem.

Oto fragment swiadectwa. Zwracam uwagę, że zaczęło się od "osobistego przyjęcia Pana Jezusa...", które jest fundamentem oazy.

Odkrycie było oczywiste. W sercach ludzi nie ma żywego Jezusa. Nie przyjęli Go jako Pana i Zbawiciela, choć czasem tyle o Nim mówią i wydaje się im, że oddają Mu cześć. Następnym szokiem dla mnie było to, że Kościół Katolicki nie uczy o osobistym przyjęciu Jezusa, mówiąc, że dzieckiem Bożym staje się człowiek przez chrzest. A więc coś zupełnie innego, niż to, co zobaczyłem w Piśmie Świętym. Na dodatek nauka katolicka przeczy sama sobie — bo przecież oaza (Ruch Światło — Życie), gdzie mówi się o konieczności osobistego przyjęcia Jezusa, jest ruchem katolickim.

(...) W szkole średniej miałem kolegę, który jak to wszyscy mówili: „przeszedł na inną wiarę”. Niektórzy nazywali go heretykiem ińcem, ale ja, który znałem go już wcześniej z oazy, nie mogłem powiedzieć na niego nic złego. Przypuszczałem, że gdzieś wrozumowaniu popełnił błąd. Nie odcinałem się od niego, gdyż w jego życiu Jezus zajmował centralne miejsce. Często rozmawialiśmy. Ja, jako animator odpowiedzialny (potocznie „szef”) parafialnej oazy, a przy tym zagorzały katolik, twardo broniłem swego stanowiska. Dyskutowaliśmy na tematy chrztu, kultu świętych, spowiedzi, komunii i wielu innych spraw. Z tego wszystkiego zgodziłem się z nim zaledwie w jednej sprawie — chrztu, ale o tym Bóg przekonał mnie już wcześniej poprzez Swoje Słowo. Pozostało jednak we mnie pragnienie dogłębnego zbadania tych spraw wświetle Bożego Słowa. Zacząłem to robić. Nie będąc przekonany o słuszności spowiedzi usznej, przestałem się w ten sposób spowiadać.(...)



Całe świadectwo na stronie:
(...)
http://zbor.wodzislaw.pl/?page_id=421



PRZYJĄŁEM JEZUSA I NARODZIŁEM SIĘ NA NOWO!
KS. ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI

(...)
f. Wnioski

Pod koniec tych uwag i pytań, na które zapewne odpowiedzi mogą być rozmaite, jako że różne bywają praktyczne doświadczenia oazowej metody formacyjnej, można pokusić się o kilka tez do dyskusji:

1. Praktyka osobistego przyjęcia Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela nie wydaje się wynikać wprost z Biblii. Do takiej praktyki nie zachęcali Apostołowie, nie odwoływali się do niej w swoim nauczaniu i nie sposób podać biblijnego przykładu, aby ktoś takiego modlitewnego aktu dokonał.

2. Praktyka przyjęcia Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela wydaje się wynikać raczej z ewangelizacyjnych i modlitewnych tradycji wielu ruchów chrześcijańskich: np. ruchu Agape, Ruchu Nowego Życia, a ostatnio Ruchu Światło-Życie i Ruchu Odnowy w Duchu Świętym.

3. Praktyka ta jest w najwyższym stopniu pożyteczna jako okazja do nawiązania lub odnowienia osobistej relacji z Bogiem. Jest jednak modlitewnym zwyczajem kościelnym i taką też rangę należy jej przypisać. Nie należy natomiast przypisywać jej mocy tożsamej z nowym narodzeniem, gdyż nie ma to podstaw w Biblii (i automatycznie w Tradycji Kościoła).

4. Problemy mogą pojawić się u nie dość gruntownie uformowanych uczestników oazy, jeśli jednoznacznie utożsami się ową praktykę z biblijnymi „nowymi narodzinami” (czego teksty Biblii nie usprawiedliwiają). Skutkiem może być osłabienie poczucia wartości otrzymanego w dzieciństwie chrztu, nieodbieranie go jako wzbogacającego daru, ale raczej jako kłopotu trudnego do wyjaśnienia. Utrata wiary w moc otrzymanego w Kościele katolickim chrztu, jak się okazało, może w pewnych przypadkach doprowadzić do odejścia z Kościoła do grup, gdzie przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela jest rozumiane jednoznacznie jako jedyny sposób nowego narodzenia.

5. Część tego problemu wynika z faktu głoszenia ewangelizacyjnego kerygmatu bez brania pod uwagę, czy głosi się go poganom, czy katolikom, którzy odpadli od wiary lub których wiara ochłodła, czy też katolikom gorliwym i pobożnym. Jak się wydaje, wszystkie grupy bez wyjątku zostały w oazowej (re)ewangelizacji potraktowane tak samo jak niewierzący, co nie jest zgodne z wzorcem biblijnym. Przypominanie podstaw wiary chrześcijanom, którzy osłabli w wierze, nie jest niezależne od otrzymanego przez nich dawniej chrztu, ale wręcz przeciwnie: do niego nawiązuje i na nim bazuje.

https://web.archive.org/web/20100608214043/http://www.apologetyka.katolik.pl/gor%C4%85ce-polemiki/kerygmat-po-katolicku/832-przyjem-jezusa-i-narodziem-si-na-nowo
Teresa
PostWysłany: Wto 12:38, 04 Lut 2014   Temat postu:

Cytat:
Ks. F. Blachnicki & Joe Łosiak
Czyli o współpracy
Ruchu Światło-Życie & Campus Crusade for Christ
(...)
http://www.blachnicki.oaza.pl/testimonia/joe_losiak/joe_losiak.html

https://www.oaza.pl/wspolpraca-ruchu-swiatlo-zycie-i-campus-crusade-for-christ/


Campus crusade for Christ założył protestant Bill Bright i jest "międzywyznaniowe" to o czym w ogóle rozmawiamy?
Ruchy charyzmatyczne to koń trojański w Kościele Katolickim.

Jak bardzo łatwo jest ludziom związanym z ruchami charyzmatycznymi etc., oskarżać kogoś o kłamstwo, pisać, że jest poza Kościołem, że jest heretykiem, że Bóg nigdy mu nie pobłogosławi. Skąd u nich tyle złości? A mówią, że to tradycjonaliści mają skłonność do łatwego osądzania.


https://niewszystkojedno.pl/to-na-niego-postawil-ks-franciszek-blachnicki/
Teresa
PostWysłany: Czw 15:15, 12 Wrz 2013   Temat postu:

W życiu ks. Franciszka Blachnickiego widać było wszystkie cechy biblijnego proroka. O założycielu Ruchu Światło-Życie mówi ks. Adam Wodarczyk, postulator procesu beatyfikacyjnego, moderator Ruchu Światło–Życie. Wywiad archiwalny.

Prorok
(...)
http://gosc.pl/doc/1085390.Prorok


Inny archiwalny tekst który zamieszczony jest na pierwszej stronie tego wątku:


Ruch oazowy obszarem zbliżenia katolicko-protestanckiego
(...)
http://www.magazyn.ekumenizm.pl/content/article/20030303093902692.htm

https://www.oaza.pl/wspolpraca-ruchu-swiatlo-zycie-i-campus-crusade-for-christ/

http://www.blachnicki.oaza.pl/testimonia/joe_losiak/joe_losiak.html

Teresa
PostWysłany: Czw 15:03, 12 Wrz 2013   Temat postu:

Zakończyły się prace nad Positio w procesie beatyfikacyjnym ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela Ruchu Światło-Życie.
(...)
http://www.traditia.fora.pl/kosciol-w-mediach-polska,63/positio-w-procesie-beatyfikacyjnym-ks-blachnickiego,9141.html
Teresa
PostWysłany: Sob 16:55, 30 Kwi 2011   Temat postu:

Jednak wolę Triduum, i w ogóle liturgię, w tradycyjnej formie. Oazowiczka

Zdecydowanie bardziej ono właśnie podprowadza pod zdobycie kolejnych stopni jednoczenia z Chrytusem Cierpiącym, Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym. To trudne, bo jednocześnie tradycyjna liturgia pełniej odkrywa grzeszność naszą.
A piszę to z perspektywy nie-tradsa, osoby do niedawna znającej nową tylko liturgię. Ale po odkryciu tej starszej - polecam. Ona prowadzi tam, gdzie rodzą się rycerze nowej ewangelizacji! To jest liturgia Kościola, Jego przyszłości!

http://www.nowyruchliturgiczny.pl/2011/04/po-triduum.html
Teresa
PostWysłany: Pią 13:50, 29 Kwi 2011   Temat postu:

Artykuł na pierwszej stronie wątku jest wpisany za:

Ruch oazowy obszarem zbliżenia katolicko-protestanckiego
(...)
http://www.magazyn.ekumenizm.pl/content/article/20030303093902692.htm


To tak w kwestii przypomnienia, dla wchodzących, a nie czytających - bo jest tam podane źródło - zresztą wszędzie są podane strony do artykułów w tym temacie.

Z innych stron (linki podane w cytacie) małe fragmenty:


Cytat:

"Kerygmat był narzędziem wprowadzonym na fali posoborowej odnowy do re-ewangelizacji ochrzczonych przez katolickie ruchy odnowy katechumenatu. W Polsce ks. Franciszek Blachnicki nie wahał się korzystać z doświadczeń protestanckich - z pełnym poparciem ówczesnego kardynała krakowskiego Karola Wojtyły. Na stronach założonego przez Blachnickiego Ruchu Światło - Życia można znaleźć fascynujące świadectwo Joe Losiaka (strony protestanckiej) z tamtego czasu, ukazujące ducha otwartości i ekumenii."

Image

http://biblia.waw.pl/teksty/kerygmat.intro.php




Cytat:
Ks. F. Blachnicki & Joe Łosiak
Czyli o współpracy
Ruchu Światło-Życie & Campus Crusade for Christ


(...)

Kilku studentów słysząc jak mówiłem o Bogu zaprosiło mnie do kościoła katolickiego, tak zaczęła się długa wędrówka po kościołach, gdzie często mogłem głosić Ewangelię. Wtedy fakt, że sam nie byłem katolikiem nikomu w kościele nie przeszkadzał - byłem klika razy zapraszany do Seminarium Duchownego oraz na spotkania z biskupami. Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że nie był to dobry czas dla chrześcijanina - obcokrajowca, ponieważ jako Amerykanin byłem pod stałą kontrolą milicji. Gdy moja współpraca z kościołem katolickim zacieśniła się byłem też pod obserwacją UB. Kilka razy grożono mi. Jednak pomimo tych niesprzyjających okoliczności nadal spotykałem się z najważniejszymi osobami w kościele - kilka razy z Kardynałem Karolem Wojtyłą, aby ustalić współpracę z Campus Crusade for Christ. (Kardynała poznałem już wcześniej podczas spotkania w Beczce, gdzie chciał ze mną porozmawiać po angielsku).

Decydująca rozmowa dotycząca działalności Ruchu w Polsce odbyła się w Lublinie, gdzie na KUL -u doszło do mojego spotkania z ks. prof. Blachnickim. Byłem wtedy pośrednikiem między dyrektorem Hinksonem w Wiedniu i księdzem Blachnickim, który popierał w Polsce współpracę z Campus Crusade for Christ. Ksiądz Blachnicki mówił mi o działalności Oaz w 1975 roku, które modliły się o nowy kierunek w swojej działalności.Liderzy doszli wówczas do wniosku, że Bóg chce ich powołać do większego niż dotychczas dzieła. Nikt jednak nie wiedział dokładnie jak to ma wyglądać. Ja ze swej strony mówiłem o Ruchu - o jego sposobie działania i możliwościach.

Ostatecznie umówiliśmy się, że grupa ludzi z Campus Crusade for Christ przyjedzie do centrum Oazy w Krościenku, w 1976 roku, aby dzielić się swoimi doświadczeniami na polu ewangelizacji i uczniostwa. Z takimi (nie sprecyzowanymi dokładnie) ustaleniami pojechałem do Buda Hinksona, który wysłał do Polski zespół ludzi pod kierownictwem Dicka i Lindy Sanner.

(...)

https://www.oaza.pl/wspolpraca-ruchu-swiatlo-zycie-i-campus-crusade-for-christ/

http://www.blachnicki.oaza.pl/testimonia/joe_losiak/joe_losiak.html


Każdy ma prawo znać źródła i czas powstania poszczególnych ruchów w Kościele katolickim.
Wakeford
PostWysłany: Wto 22:33, 26 Kwi 2011   Temat postu:

Świetny tekst !
Miałbym pytanie, pani Tereso, i nie jest to żart - ja uważam, że z przynależności do różnych odnów trzeba się spowiadać - sam nieopacznie - jak wiadomo - byłem na Filipie - i moim zdaniem jest to grzech ciężki. Owszem gdybym był jakimś nastolatkiem, który w ogóle nie ma żadnej świadomości religijnej, no, ale nie jestem, a w tych gusłach uczestniczyłem, aż wstyd...
Teresa
PostWysłany: Wto 21:39, 26 Kwi 2011   Temat postu:

Po owocach ich poznacie (świadectwo)
Tomek


Dopiero po kilku latach od rozpadu naszej Wspólnoty zrozumiałem, że byłem członkiem sekty

Zaczęło się cudownie — od intrygujących tematów i burzliwych dyskusji na spotkaniach parafialnego Duszpasterstwa Akademickiego. Wielu z nas było już wcześniej zaangażowanych w rozmaite formy duszpasterskie, jakie proponowała nasza parafia. Wielu też wcześniej przeszło kilka stopni formacji Ruchu Światło–Życie. Ale kiedy w naszym duszpasterstwie pojawił się nowy młody wikariusz, którego zaangażowanie w spotkaniach z młodzieżą przekraczało wszystkie znane nam dotąd poziomy, jakich spodziewać się można od księdza, nie byliśmy w stanie pozostać wobec tego obojętnymi.

Homilie i kazania nowego wikariusza otwierały nas na Słowo Boże w nieznany nam dotąd sposób, pociągając nie tylko ogromnym ładunkiem intelektualnym, ale i prawdziwym tchnieniem duchowym. Sposób ich przekazu mistrzowsko dostosowany do potrzeb młodych poszukujących ludzi gromadził na mszach młodzieżowych coraz to większe tłumy słuchaczy. Na kolejne spotkania DA czekaliśmy jak na święto, a wychodząc z nich długo dyskutowaliśmy odprowadzając się do domów. Dla wielu z nas ksiądz stał się stałym spowiednikiem, odkrywając przed nami nieznane nam dotąd możliwości przeżywania sakramentu pokuty i dając nam nadzieję i radość w walce z naszymi słabościami. Kiedy więc padła propozycja założenia Wspólnoty nie wahałem się ani chwili.

Zawsze pragnąłem być tak naprawdę blisko Jezusa, stać się Jego wojownikiem i sługą. Nie potrafiłem jednak zdobyć się dotąd na prawdziwy radykalizm i nie wiedziałem, od czego zacząć. Gdy na oazie oddawałem swoje życie Jezusowi, jako Mojemu Panu i Zbawicielowi, mimo wzniosłości tej deklaracji nie widziałem później zasadniczych zmian w moim życiu. Być może wtedy, pomimo kilkuletniej formacji oazowej i zaangażowania w parafii, nie byłem jeszcze gotowy na to, aby słowo wprowadzić w czyn. Kiedy teraz nasz ksiądz mówił nam o Nowym Narodzeniu wszystko wydawało się jasne, logiczne i proste, a nade wszystko poparte wspaniałym świadectwem życia tego kapłana. Dla mnie stał się on szybko nie tylko stałym spowiednikiem i duszpasterzem, ale przede wszystkim przyjacielem. Modlitwa oddania swego życia Jezusowi wypowiedziana przeze mnie tym razem stała się dla mnie rzeczywiście początkiem nowego życia.

Pod duchową opieką księdza uporałem się na długi czas z wieloma moimi słabościami i grzechami, które wcześniej pojawiały się co miesiąc przy każdej spowiedzi tak, że traciłem już nadzieję na to, by kiedyś przestały mnie powalać nieustannie na ziemię. Pozwoliło mi to odetchnąć duchowo, oderwać się od skupienia na tych grzechach, aby pójść dalej i pozwolić Jezusowi na to by stał się Panem tych sfer mojego życia, o których dotąd nawet nie myślałem, że mogłyby interesować Mojego Pana i Zbawiciela. W tym stanie ducha całkowicie oczywistym i zupełnie nietrudnym okazało się codzienne czytanie i rozważanie Pisma Świętego, które stało się od tej pory w moim życiu rzeczywiście „lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce”. Bez większego wysiłku Słowo Boże zaczęło mi odtąd towarzyszyć. Nigdy nie lubiłem uczyć się niczego na pamięć. Teraz całe fragmenty Biblii pozostawały w mojej głowie i powracały często, gdy żarliwie dyskutowaliśmy nad kolejnymi tematami w czasie spotkań DA lub zastanawialiśmy się, gdzie w naszej parafii moglibyśmy stać się jeszcze przydatni.

Podobne przeżycia towarzyszyły wtedy wielu moim przyjaciołom i znajomym, których przyciągnęła do głębszego zaangażowania w życia parafii osoba naszego nowego duszpasterza.

Wkrótce podczas kolejnych spotkań, odbywających się już w pokoju księdza, powstała nasza Wspólnota. Jej członkami mogli zostać wszyscy ci, którzy tak jak i my oddali swe życie Jezusowi odmawiając jedną modlitwę oddania. W ciągu kilku tygodni nasza grupa zjednoczyła kilkadziesiąt osób. Później powstały nawet grupy siostrzane. Od samego początku naszego przewodnika duchowego zaczęliśmy nazywać Liderem. Spotykaliśmy się co najmniej dwa razy w tygodniu — raz w jego pokoju na spotkaniu formacyjnym i raz na wspólnej Mszy Świętej w Kościele. Na spotkaniach najpierw słuchaliśmy tego, co Jezus ma do powiedzenia naszej Wspólnocie rozważając fragment Pisma Świętego przygotowany zgodnie z rozeznaniem naszego Lidera. Wspólnie modliliśmy się potem o dar „i chcenia i działania zgodnie z Bożą wolą” (Flp 2,13) oraz podejmowaliśmy kolejne ćwiczenia duchowe i drobne zobowiązania — wierności. Każdy z nas od tego czasu pojawiał się w kościele praktycznie codziennie: Jeśli nie na codziennej Eucharystii, to co najmniej na wykonywaniu kolejnych posług, jakie brała na siebie w Parafii nasza Wspólnota.

W krótkim czasie Wspólnota „opanowała” zakresem swej działalności większość działań parafialnych, a wciąż rodziły się nowe pomysły. O Panu Bogu i naszej Wspólnocie rozmawialiśmy praktycznie wszędzie, a nasze spotkania towarzyskie i obchody np. imienin czy urodzin stawały się kolejnymi spotkaniami naszej grupy. Nie widzieliśmy w tym niczego nienormalnego, bo cały ten czas wielu z nas wydawał się jedną niekończącą się Wielkanocą i Zielonymi Świątkami. Podobnie wyglądały wyjazdy wakacyjne naszej Wspólnoty. Nigdy wcześniej nie czułem większej niż wtedy potrzeby i chęci nazywania współczłonków naszej grupy braćmi i siostrami, choć przedtem (np. na rekolekcjach oazowych) wydawało mi się to sztuczne i wymuszone.

Snuliśmy nawet plany wspólnego zamieszkania i stworzenia domu wspólnotowego. Niektórzy odkładali na ten cel już swoje pieniądze. Wiele też innych zasad czerpaliśmy z obrazu pierwotnego Kościoła w Dziejach Apostolskich. Każdy z nas oddawał np. dziesięcinę na potrzeby rozlicznych działań duszpasterskich i ewangelizacyjnych wspólnoty, spotykaliśmy się po „Naszych Mszach Świętych” na wspólnej agapie, wszystko mieliśmy wspólne i podstawowym dążeniem każdego z nas miało być otwarcie się na charyzmaty, jakimi obdarzył nas Duch Święty. Wielu z nas rozpoznało u siebie rozliczne Jego dary. Był dar języków, były uzdrowienia i rozeznania poparte Pismem Świętym. Słowem radość, miłość braterska, entuzjazm, wspólnota i świetlana przyszłość. Do dziś, kiedy o tym myślę robi mi się ciepło na sercu.

Tak było na początku. Czułem się jakbym zaciągnął się do Armii Pana. Wciąż przecież czuliśmy Jego prowadzenie, a Wspólnota wydawała wspaniałe owoce w postaci nowych Nowonarodzonych i nowych form służenia Parafii.

We wspólnocie było mi dobrze również dlatego, że tam mówiono mi czego chce ode mnie Pan Bóg. Co chwila padały ze strony Lidera lub innych moich braci i sióstr rozmaite rozeznania, co jest u mnie dobre, a co złe. To niezwykle wygodne mieć wokół siebie cały sztab „Mojżeszów”, którzy przynoszą kolejne rozporządzenia i wskazówki od Boga. Na szczęście jednak Jezus zdołał zaszczepić we mnie pragnienie prawdziwie osobistej relacji i rozmowy z Nim samym w modlitwie, dlatego też rozeznania te przedkładałem Mu w czasie moich osobistych Namiotów Spotkań oraz sam także szukałem odpowiedzi w Jego Słowie. Myślę, że między innymi dlatego zdołałem uchronić się przed wieloma niebezpieczeństwami, jakie później przyniosła nasza Wspólnota.

Do takiej praktyki zachęcał nas również nasz Lider, prosząc, aby tego rodzaju weryfikacji poddawać też i jego rozeznania. Szybko okazało się jednak, że siła oddziaływania Wspólnoty jest większa, niż się spodziewaliśmy. Wielu z nas nie potrafiło podjąć już nawet najdrobniejszych decyzji dnia codziennego bez rozeznania ich we Wspólnocie, a i sam jej Lider wkrótce stał się naszym przewodnikiem i doradcą już we wszystkich sferach naszego życia. Wielu z nas wpadało w pułapkę niewłaściwego interpretowania natchnień płynących z usłyszanego Słowa. Gdy np. pojawiał się fragment „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię…” i dalej „Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką…” (Mt 10, 34–36), wielu z nas zaczęło nawet nieświadomie psuć swoje relacje rodzinne. Gdy słyszeliśmy o tym, że „przyjdą prześladowania…”, widzieliśmy naszych prześladowców w każdym, kto pozwolił sobie na krytykę poczynań Wspólnoty.

W ogóle poczuliśmy się bardzo szybko wybranymi i wyjątkowymi. Wzajemnie się też w tym utwierdzaliśmy i zaczęliśmy ulegać pokusie dzielenia świata na „tych, co we Wspólnocie” i na „tych, co ze świata”. I choć wiedzieliśmy, że osądzanie i porównywanie się jest niedobre i pokornie modliliśmy się za naszych „prześladowców” to podświadomie zwieraliśmy szeregi do walki z nimi. Bardzo szybko wykorzystał to nasz prawdziwy nieprzyjaciel — Szatan, który siał w naszych sercach pychę szepcząc nam do ucha „tylko wy macie rację”, „inni się mylą i błądzą…” Wkrótce też okazało się, że nasza Wspólnota jest zamknięta, a jej członkami stać się mogą jedynie wybrani. Z czasem też wyraźnie nasz ksiądz stawał się dla nas coraz bardziej Liderem, a coraz mniej duszpasterzem. Wielu z nas nie potrafiło już bez jego rady zrobić kroku, aż w końcu doszło i do tego, że rozeznawaliśmy, który nasz brat jest przeznaczony której z naszych sióstr, powodując w ten sposób nierzadko wiele ran oraz rozdarć duchowych i uczuciowych, bo niektórzy zgodnie z tymi rozeznaniami na siłę zmuszali się do rozbudzania uczuć względem tej jedynej i przeznaczonej sobie osoby.

Niebezpiecznym okazały się również rozbudowane we Wspólnocie struktury form działania i obowiązków, a także przyjmowanych na siebie zobowiązań i wierności. Ja sam wpadłem w pułapkę „działactwa” spędzając długie godziny w parafii na często bezowocnych licznych posługach, jakbym chciał za to kupić sobie Niebo. Wiele razy uciekałem też od swoich obowiązków domowych, czy nauki, tłumacząc sobie, że przecież służę Jezusowi.

Punktem przełomowym dla istnienia naszej Wspólnoty stało się odejście naszego Lidera od kapłaństwa.

Wielu z członków Wspólnoty utraciwszy w ten sposób swoje główne źródło rozeznania i rady oraz swój niejednokrotnie jedyny autorytet odeszło nie tylko ze Wspólnoty, ale i od Kościoła. Wielu poranionych przez długi jeszcze czas leczyło swe rany u innych spowiedników. Wielu do dziś nie potrafi z radością sięgać po Pismo Święte, bojąc się, aby nie przytrafiło się im znowu jakieś „rozeznanie”. Słowo to dla wielu z nas do dzisiaj brzmi złowrogo. Inni z kolei wszelkie zobowiązania, posługi i wierności, choćby nawet najdrobniejsze omijają do dziś szerokim kołem, bojąc się jak ognia wszelkich ćwiczeń duchowych.

Jeszcze w trakcie istnienia naszej grupy pojawiało się, również pośród jej członków, wiele głosów krytyki. Wszystkie one gasiła jednak wciąż powracająca fraza o prześladowcach i czasach próby. We Wspólnocie byłem jedną z osób najbliżej związanych z jej Liderem i nawet, jeśli czułem jakiś niepokój co do jej funkcjonowania, to albo ksiądz, albo inny ze współbraci szybko roztapiał moje wątpliwości w ogniu „braterskiego napomnienia”. Dopiero po kilku latach od rozpadu naszej Wspólnoty zrozumiałem, po wielu burzliwych dyskusjach i analizie owoców tego czasu, że byłem członkiem sekty. Często dziękuję Jezusowi, że uchronił mnie przed wieloma jej pułapkami. Teraz, gdy razem z moją żoną (nie miała nią prawa być, zgodnie z jednym
z „rozeznań”) rozmawiamy o Wspólnocie, modlimy się w intencji tych, którzy odnieśli w niej rany, prosząc Jezusa o ich uzdrowienie.

Wielu z członków naszej Wspólnoty odkreśliło grubą kreską ten okres swego życia uznając go za zły i bezwartościowy.

Ja widzę w tym czasie jednak wiele dobrych owoców. Tak to już jest z Panem Bogiem, że nawet z upadku i grzechu potrafi wyciągnąć dobro. Ten czas jest dla mnie bolesnym, lecz cennym doświadczeniem. Być może dzięki modlitwie i wcześniejszemu zaangażowaniu w Kościele nie utraciłem po rozpadzie Wspólnoty pociągu do Pisma Świętego i pragnienia, aby służyć Panu Bogu. Nadal jestem zaangażowany w parafii. Wróciłem też do dobrego i sprawdzonego już Ruchu Światło–Życie, gdzie znalazłem swoje miejsce w kręgach Domowego Kościoła.

Patrząc wstecz jestem też przekonany, że nasz Lider nie planował nigdy założenia sekty. To po prostu wymknęło się spod naszej kontroli. Może też i dlatego, że tam, gdzie jest wiele dobrych owoców, Diabeł stara się za zdwojoną siłą i w sposób bardziej zawoalowany zniweczyć to, co dobre, a w niełatwej drodze życia charyzmatami, gdzie potrzeba wiele pokory i wsłuchania się w Głos Boży, łatwo skręcić w niewłaściwą ścieżkę. Szatanowi wystarczy przecież tylko szczypta zbytniej pewności siebie zasiana w serce przewodnika duchowego, by z dobrego pasterza szybko uczynić guru.

Po dłuższym czasie odkryłem też, że w naszej wspólnocie pobłądziliśmy wszyscy, nawzajem utwierdzając się w błędach i pobudzając do pychy. Dziś wiem, że niezwykle łatwo gorliwą wspólnotę zmienić w grupę wzajemnej adoracji, a potem w sektę. Trzeba więc, wszystkim nam modlić się za nasze wspólnoty i grupy oraz za ich animatorów o światło Ducha Świętego i zdrowy rozsądek, abyśmy odziani w Pełną Zbroję Bożą — tę z listu do Efezjan (Ef 6, 10–20), zdołali zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego”.

Artykuł „Po owocach ich poznacie (świadectwo)” ukazał się w 136 numerze „Wieczernika”.

http://www.wieczernik.oaza.pl/artykul.php?aid=74
Teresa
PostWysłany: Śro 8:46, 11 Mar 2009   Temat postu: Re: kobieto co ty piszesz?

jarek napisał:
witold1987 napisał:
Kobieto co ty w ogóle piszesz?
Nie będę negował wszystkiego, po prostu szkoda mi czasu..
ale moja rada, weź się trochę poucz, poczytaj źródła z imprimatur kościoła,wstąp do wspólnoty i przeżyj, zajedź do krościenka, zapytaj o historię a potem weź się niechlujne za porównanie oazy z protestantami!!

Czołem i szczęśliwej drogi ci życzę z taką wiedzą i ...


nie obrazaj sie , lepiej daj kilka konkretow .


Pierwszy konkret z brzegu można przeczytać tu:
(...)
http://www.traditia.fora.pl/wiara-katolicka-a-ruchy-charyzmatyczne,31/ruch-swiatlo-zycie-i-ruch-nowego-zycia-organizuja-heretycka,1705.html
jarek
PostWysłany: Wto 15:54, 17 Lut 2009   Temat postu: Re: kobieto co ty piszesz?

witold1987 napisał:
Kobieto co ty w ogóle piszesz?
Nie będę negował wszystkiego, po prostu szkoda mi czasu..
ale moja rada, weź się trochę poucz, poczytaj źródła z imprimatur kościoła,wstąp do wspólnoty i przeżyj, zajedź do krościenka, zapytaj o historię a potem weź się niechlujne za porównanie oazy z protestantami!!

Czołem i szczęśliwej drogi ci życzę z taką wiedzą i ...


nie obrazaj sie , lepiej daj kilka konkretow .

pozdrawiam
Teresa
PostWysłany: Wto 10:54, 17 Lut 2009   Temat postu: Re: kobieto co ty piszesz?

witold1987 napisał:

Czołem i szczęśliwej drogi ci życzę z taką wiedzą i ...


Nawzajem, wszystkiego najlepszego, jeżeli tylko po to tu weszłeś, miło było, dziękuję.
witold1987
PostWysłany: Pon 23:39, 16 Lut 2009   Temat postu:

A według obecnego arcybiskupa z Malezji bp.Mlakekej który bronił pracy na Harvard-zie to opisuje on na stronie 94 że protestanci powstali z Ruchu Światło - Życie..

po prostu żal...

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group