Teresa
|
Wysłany:
Wto 14:26, 21 Sty 2020 Temat postu: |
|
Z Joanną Bątkiewicz-Brożek, dziennikarką, autorką książki „Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda”, rozmawia dr Mariusz Błochowiak
Kim był ks. Ruotolo Dolindo?
Ksiądz Dolindo był neapolitańskim księdzem diecezjalnym. Mówię o nim „mistyk” i myślę, że tak trzeba go nazywać. Jest wzorem kapłana. Znamy jego modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij”, ale nikt nie wie, kto za nią stoi. To do ks. Dolindo Ojciec Pio odsyłał ludzi. Do San Giovanni Rotondo często przyjeżdżali wierni z Neapolu i okolic. Wtedy Ojciec Pio mówił: Po co tu przyjeżdżacie! Macie świętego kapłana w Neapolu, do niego idźcie, szczególnie w trudnych sprawach!
Z Pani książki wynika, że ks. Dolindo i Ojciec Pio raz się spotkali…
Udokumentowane zostało jedno spotkanie w 1953 r., kiedy ks. Dolindo przyjechał do San Giovanni Rotondo z arcybiskupem Neapolu. Jego marzeniem było spotkać się z Ojcem Pio. Stygmatyk wówczas na prośbę ks. Ruotolo o spowiedź, odparł, rozpościerając szeroko ramiona: Spowiedź? Tobie jest niepotrzebna! Dolindo, ty jesteś cały błogosławiony! Niewykluczone, że widzieli się także w Rzymie, choć ks. Dolindo nigdzie takiego spotkania nie opisuje. Wiadomo, że w 1920 r. jednocześnie toczył się proces Ojca Pio i ks. Dolindo w Świętym Oficjum. Obaj byli w tym samym czasie w Rzymie. W autobiografii ks. Dolindo notuje, że Ojciec Pio przyjeżdża do Rzymu i próbuje go znaleźć. Nie znamy jednak wszystkich szczegółów. Poza tym obaj mieli dar bilokacji, czyli stanu, w którym mogli równocześnie znajdować się w dwóch różnych miejscach. Stąd spotykali się częściej. Ojciec Pio był w ten sposób kilkakrotnie w Neapolu.
O ks. Dolindo mówi Pani, że był prorokiem. Dlaczego?
Na początku XX w. postulował to, co potem wprowadził Sobór Watykański II, np. przystępowanie do Komunii Świętej w Wielki Piątek, możliwość posiadania Pisma Świętego w domu czy odprawiania przez kapłanów – jeśli zachodzi taka potrzeba – dwóch Mszy Świętych w ciągu dnia. Mówił o konieczności ewangelizacji na ulicach, o angażowaniu do tego świeckich. Te rzeczy były w tamtych czasach zupełną nowością. Dla nas są normalne.
Ksiądz Dolindo dużo też mówił o roli kobiet…
Tak. Użył nawet sformułowania „kapłańska misja kobiet”, co było źle zrozumiane. Myślano, że nawołuje do kapłaństwa kobiet, ale jego słowa nie miały z tym nic wspólnego. Natomiast dużo pisał o misji kobiety – obok kapłana – w niesieniu Ewangelii. Wiele z tych kwestii znalazło się później w liście apostolskim „Mulieris dignitatem” Jana Pawła II. Nie wiem, czy papież inspirował się myślą ks. Dolindo, ale niektóre teksty kapłana z Neapolu współbrzmią z papieskimi. Poza tym ks. Ruotolo jest wzorem pokory, oddania i zawierzenia wszystkiego Bogu. Pokazuje, na czym polega misja kapłanów. Mówi nawet, że kapłani powinni bać się tego, jak wielką moc otrzymują od Boga, ile mogą zdziałać w duszach ludzkich, jak ważna jest ofiara Mszy Świętej. Ksiądz Dolindo, podobnie jak Ojciec Pio, Mszę Świętą potrafił odprawiać do dwóch godzin, zastygał w momencie konsekracji nawet na kilkanaście minut. Uczestnicy tych Mszy opowiadali mi, że przebijała z nich czułość, ale też dawało się odczuć obecność Jezusa w kościele.
Ksiądz Dolindo mówił, że akt zawierzenia został mu podyktowany przez Jezusa. Czy rzeczywiście tak było?
To są słowa Jezusa. Ten neapolitański kapłan miał dar, jakim cieszyło się wielu świętych, np. św. Jan od Krzyża, czyli tzw. lokucji wewnętrznych – przez łaskę i światło Jezusa. Wiele słów spisał właśnie w ten sposób: nie tylko akt zawierzenia „Jezu, Ty się tym zajmij”, ale też inne modlitwy, wiele komentarzy do Pisma Świętego. Na karteczkach pisał: Jezus do duszy albo Maryja do duszy. W autobiografii ks. Dolindo stwierdza, że to nie są słowa, które pochodzą od niego. Czasem, kiedy kończył pisać, był zdziwiony, że coś takiego w ogóle wyszło spod jego pióra. Jestem przekonana, że w akcie zawierzenia „Jezu, Ty się tym zajmij” są słowa Jezusa. Język w tym akcie jest prosty, ewangeliczny, a zarazem współczesny. Ten akt nazywam skondensowanym „Dzienniczkiem” św. Faustyny Kowalskiej: Jezu, ufam Tobie i Ty się tym zajmij, Ty możesz robić w moim życiu, co chcesz; cokolwiek się dzieje, ja ufam, że Ty wiesz, co jest dla mnie najlepsze. Ksiądz Dolindo miał dar wyczuwania obecności samego Jezusa. W jego autobiografii, którą napisał na polecenie swego spowiednika, są momenty, w których mówi o dotyku, fizycznym istnieniu, wewnętrznym promieniu obecności Chrystusa. Podobne doświadczenia były udziałem s. Faustyny, która pisała, że aż paliła ją miłość do Chrystusa. W przypadku ks. Dolindo takie momenty często zdarzały się w czasie adoracji. Przed Najświętszym Sakramentem pisał większość modlitw czy akty zawierzenia. Wówczas czuł obecność Jezusa. Ten kapłan napisał aż 220 000 obrazków ze słowami Jezusa do poszczególnych osób. To jest ilość, którą udało się zgromadzić w czasie procesu beatyfikacyjnego. To są ewidentnie słowa inspirowane jakimś wewnętrznym światłem, które pochodzi spoza naszej ludzkiej ograniczonej świadomości. Co ciekawe, gdy ks. Dolindo rozdawał ludziom w kościele obrazki ze słowami: „Jezus do duszy”, często mówił, że wiele osób otrzymywało w nich konkretne wskazówki.
Na przykład jakie?
Choćby dotyczące choroby, oddania długu czy śmierci. Wiele osób mówiło, że pod wpływem tych słów, które odczytywały na obrazkach, zmieniało swoje życie. Miałam okazję zobaczyć kilka takich segregatorów z obrazkami. Siostry franciszkanki, które mi je pokazały, zaproponowały mi to, co sugerują wszystkim ich odwiedzającym, a więc modlitwę i prośbę do ks. Dolindo, by wskazał, czy Bóg ma dla mnie jakieś słowo. Faktycznie, odmówiłyśmy „Ojcze nasz” i krótką modlitwę zawierzenia, a następnie wyjęłam obrazek. Przeczytałam na nim zdanie idealnie dobrane do mojej aktualnej sytuacji życiowej. Ksiądz Dolindo był bardzo praktycznym kapłanem. Nawoływał do zawierzenia Bogu, ale też udzielał konkretnych wskazówek ludziom, którzy przychodzili do niego po porady, a nie tylko do spowiedzi. I mówił konkretnie: Zrób to, zrób tamto.
Ksiądz Dolindo od dzieciństwa strasznie cierpiał…
Tak. Zresztą, w dialekcie neapolitańskim jego imię Dolendo znaczy „cierpienie”. Takie imię nadał mu tata. I rzeczywiście, jego życie było naznaczone cierpieniem. Po pierwsze, żył w skrajnym ubóstwie i nędzy. W domu panował głód. W dzieciństwie biegał wokół domu, zbierał zioła, robił sobie sałatkę z bazylii, bo nic innego nie było do jedzenia. Czasem na stole były tylko pomidory. Drugą rzecz stanowi to, że bił go potwornie ojciec. Okrucieństwo rodzica jest niewytłumaczalne, bo spośród 11 rodzeństwa szczególnie był bity on i jego starszy brat Elio. To znęcanie się doprowadziło do uszkodzenia mózgu. Jako dziecko ks. Dolindo był lekko upośledzony i miał ogromne trudności z nauką. Ojciec przez pierwsze lata nie posyłał go do szkoły. Ksiądz Dolindo często mówi o sobie, że w tym okresie dzieciństwa był kompletnym kretynem. Tego określenia często używał.
Co ono oznaczało?
W tamtym okresie ks. Dolindo miał trudności z czytaniem i pisaniem. Mały Ruotolo długo nie chodził do szkoły, bo zakazywał mu tego ojciec, a wkuwał na pamięć całe strony, które dyktowały mu starsze siostry. Gdy zaczął chodzić do szkoły, stał się obiektem drwin i pośmiewiskiem. Był dzieckiem, które nigdy nie miało własnego ubrania. Zawsze było ono za duże. Po ojcu nosił spodnie związywane sznurkiem. Co ciekawe, ks. Dolindo nigdy nie pisał o tym, że ojciec był brutalny dla matki. Jednak matka po kilku latach – po konsultacji ze spowiednikiem – zdecydowała się uciec z domu z dziećmi… Wyobrażam sobie, jak bardzo trudne było to dla niej życie. Zdarzały się nawet takie momenty, że ojciec na kilka dni zamykał małego Ruotolo w ciemnej komórce ze szczurami za karę, bo np. chłopiec zniszczył mu jakieś prace – jego ojciec był wykładowcą matematyki. A w komórce Ruotolo klęczał i modlił się za rodzica. Grazia Ruotolo, bratanica ks. Dolindo, z którą rozmawiałam, powiedziała wprost, że tak zachowuje się człowiek święty. W swojej autobiografii, która liczy ponad 2000 stron, ks. Dolindo nie napisał ani jednego złego słowa o ojcu. Napisał natomiast takie zdanie: Mój biedny tatuś myślał, że w ten sposób dobrze nas wychowuje. Później, gdy ks. Dolindo został już kapłanem, przyszedł do niego zmarły ojciec. Był niemal w przedsionku piekła. Błagał o litość, modlitwę, Mszę Świętą. Dolindo przez kilka miesięcy odprawiał więc w jego intencji Msze Święte. Kolejny ważny czas to okres seminarium. Tam też było ciężko, choć ks. Dolindo poczuł się tam dobrze. Dostał świeże ubrania i nie chodził głodny. Poza tym całe życie marzył, żeby zostać księdzem. Tam, niestety, trafił na ojca duchownego, który się nad nim znęcał. Później nastąpił okres przesłuchań przez Święte Oficjum i czas zawieszenia w czynnościach kapłańskich, który trwał prawie 20 lat. To wszystko łączyło się z gigantycznym cierpieniem. Księdza Dolindo najbardziej męczyło to, że nie mógł odprawiać Mszy Świętej i udzielać Komunii Świętej.
A dlaczego ks. Dolindo miał sprawę ze Świętym Oficjum?
Całej tej historii towarzyszyła lawina absurdów. Zaczęło się to jeszcze wówczas, kiedy ks. Dolindo kończył seminarium. Ojciec duchowny, który go prowadził, przez jakiś czas spowiadał w Katanii na Sycylii pewną kobietę. Twierdziła ona, że ma wizje Pana Jezusa, który objawia jej różne rzeczy. Kobieta pojawiała się na ulicach z małym chłopczykiem, w wieku około 6 lat, i twierdziła, że przez tego chłopczyka objawia się Duch Święty. Niejaki ks. Volpe przyprowadził tę kobietę do ks. Dolindo, prosząc go o rozeznanie. W tamtych czasach to był głośny przypadek we Włoszech. Ksiądz Dolindo od początku odczuwał, że coś tu jest nie w porządku. Mówienie o tym, że Duch Święty znajduje się w dziecku, jest herezją. W końcu ktoś doniósł do Rzymu, że tych dwóch kapłanów spowiada tę kobietę. Była ona wzywana do Rzymu, a później zostali przesłuchani obaj kapłani. To był początek wielu nieporozumień. W tamtym okresie Święte Oficjum jakby z automatu zawieszało w czynnościach kapłańskich. Sprawa ciągnęła się za ks. Dolindo przez długie lata. Wstawiali się za nim nawet kardynałowie. W czasie pierwszego procesu w Świętym Oficjum podsunięto ks. Dolindo papiery, na których miał podpisać się pod stwierdzeniem, że ta kobieta jest zła, nikczemna i nie ma dla niej miejsca w Kościele. Jednak on, działając w zgodzie z własnym sumieniem, odmówił podpisania takiego dokumentu. Przez tę kobietę działo się też dużo dobra. Czuł, że jako kapłan nie może jej potępić. To był pierwszy zgrzyt. Po kilku latach sprawa ucichła. Oczyszczono ks. Dolindo z zarzutów, przywrócono go do kapłaństwa. Zakończył się pierwszy epizod. Gdy wrócił do Neapolu, ojcowie misjonarze, u których składał śluby, nie chcieli go już przyjąć. Trudno mi to dzisiaj wytłumaczyć i ocenić, ale był on traktowany jak odrzutek. Przesłuchiwano go, zawieszano. W końcu siłą wyrzucono go ze zgromadzenia. Wtedy przygarnął go abp Rosano na południu Włoch jako swojego sekretarza. Tam zaczęła się mistyczna część życia o. Dolindo. Gdy jako kapłan diecezjalny powrócił do Neapolu, głosił dużo kazań. Wokół niego zaczęło gromadzić się grono córek i synów duchowych. W jednej z parafii zaproponowano, czy nie mógłby prowadzić stałych katechez Słowa Bożego. Faktycznie, coraz więcej ludzi przychodziło na spotkania do kościołów, miały miejsce liczne nawrócenia, dotyczyło to nawet ateistów czy ludzi związanych z mafią. Czuło się, że przez ks. Dolindo w szczególny sposób przemawia Bóg. Co ciekawe, wielu księży zniechęconych do kapłaństwa dzięki ks. Dolindo wracało do Kościoła. W historii ks. Dolindo pojawia się kolejny „jego krzyż”. Jedna z córek duchowych zaprasza go na spotkanie wokół Słowa Bożego. Jednak ktoś zaczyna donosić do Świętego Oficjum, że ten kapłan stwarza wokół siebie aurę świętości, ma grono słuchaczy i trzeba się temu przyjrzeć. Zaczyna się lawina kolejnych przesłuchań w Świętym Oficjum, która trwa ponad rok. Po roku przesłuchań ks. Dolindo zostaje suspendowany.
Co to znaczy?
Nie może odprawiać Mszy Świętej, nie może spowiadać. Może jedynie uczestniczyć we Mszy. Z czasem uzyskuje zgodę na głoszenie kazań, bo na początku zakaz obejmował także homilie. Co ciekawe, okazało się, że to jego córki duchowe donosiły fragmenty jego notatek, powyrywane strzępy myśli. Warto odnotować, że Święte Oficjum oczyściło ks. Dolindo ze wszystkich zarzutów. Kapłan pytał w Świętym Oficjum, dlaczego w takim razie nie może odprawiać Mszy Świętej? W odpowiedzi usłyszał, że chce wprowadzać nowości w Kościele, a Święte Oficjum tego się boi.
Co to były za nowości? Wszystkie zmiany w liturgii, które potem wprowadził sobór – o czym wspomniałam. Ale ks. Dolindo naciskał też, aby wszyscy mogli przynajmniej trzy razy pod rząd przystąpić do Komunii Świętej.
W tym samym dniu?
Nie, w tygodniu. To był przełom 1906 i 1907 r. Ksiądz Dolindo czuł, że Chrystus w Eucharystii dużo działa w ludzkich duszach. Kolejna sprawa, na którą zwrócił uwagę, to możliwość odprawiania dwóch Mszy przez kapłana w ciągu dnia. Wreszcie poruszył rolę kobiet w ewangelizacji, w apostolstwie. On nawet mówił, że gdy Pan Jezus chce stworzyć jakieś dzieło na ziemi, zwykle powołuje do tego kapłana, a wokół niego zawsze gromadzą się kobiety. Albo powołuje kobietę i u jej boku zaraz stawia kapłana. To jest taka wzajemna pomoc w ewangelizacji. Jednak było to źle rozumiane – jako chęć wprowadzenia kapłaństwa kobiet. Ksiądz Dolindo wprowadził nawet termin „dziewicze kapłaństwo kobiet”. Do dzisiaj nie wszedł on do użytku w Kościele…
A o co dokładnie mu chodziło?
Ksiądz Dolindo twierdził, że roli kobiet nie można spychać w Kościele, a jego punktem wyjścia był fakt zaczerpnięty z Ewangelii, że to kobiety były pierwszymi głosicielkami zmartwychwstania Chrystusa. Trzeba pamiętać, że ks. Dolindo mówi o tym na początku XX w. Kościół nie był otwarty na angażowanie kobiet. Dzisiaj jest zupełnie inaczej, a myślenie ks. Dolindo jest w pełni realizowane w Kościele, choć wtedy budziło strach. Sam ks. Dolindo był bardzo przywiązany do ubóstwa. Ludzie – tak jak o Ojcu Pio – mówili o nim, że widzi w ludzkich duszach. Jego postać powodowała w Kościele różne reakcje, po części zrozumiałe, po części przesadnie lękowe, ale i zazdrość. Przypadek ks. Dolindo jest niemal równoległy z przypadkiem Ojca Pio. Mamy tu niezrozumienie ich apostolstwa. Poza tym obaj mieli misję pójścia do kapłanów. Gdy ks. Dolindo zostanie wyniesiony na ołtarze, mógłby zostać patronem kapłanów.
Dlaczego?
Jego apostolat skutkował powrotem do Kościoła wielu księży, dzięki niemu odżywała ich wiara. Pan Jezus w czasie lokucji wewnętrznej poprosił o. Dolindo o to, żeby złożył akt ofiarowania za świętokradztwa kapłanów dokonywane w czasie Mszy Świętej. Ksiądz Dolindo złożył przyrzeczenie, że nigdy nie będzie brał zapłaty za odprawienie Mszy, kazanie, za cokolwiek. Wszystko oddał Bogu. Potem, jeśli wpływała jakakolwiek jałmużna, to on od razu oddawał ją biednym albo Kościołowi, nigdy nie zatrzymywał pieniędzy. Pan Jezus mówił do Ojca Pio przy stygmatyzacji, że bardzo cierpi z powodu grzechów kapłanów. Ksiądz Dolindo spisywał podobne rzeczy w czasie lokucji. Na wyraźne polecenie abp. Rossano przekazał te dokumenty papieżowi. Pisma zaczęły powoli budzić reakcje. Gdy dziś papież Franciszek mówi jakieś krytyczne uwagi o kapłanach, to budzi tym kontestację. Myślę, że taki był też przypadek ks. Ruotolo. Reagowano na niego z ostracyzmem w Kościele. Tymczasem on chciał uwrażliwić kapłanów na wielki sakrament, który mają w rękach. Męka Chrystusa odbywa się na ołtarzu w czasie każdej Eucharystii. To nie jest symbol ani przedstawienie, tylko realna rzeczywistość. Ksiądz Dolindo mówił nawet, że w tym momencie wierni powinni aż wstrzymać oddech z przejęcia, bo Chrystus oddaje się na ołtarzu. Kapłan musi mieć świadomość, że w rękach ma Jego Ciało. Sposób traktowania Ciała Pańskiego przez kapłana oddziałuje na wiernych, oni to czują. Ksiądz Dolindo mówił też o sakramencie spowiedzi. Naciskał na to, aby kapłani mieli świadomość, że przez Chrystusa została im powierzona ogromna moc. To jest ważny apostolat. Dzisiaj wielu młodych księży odchodzi od kapłaństwa. Ksiądz Dolindo, który doświadczył swoistego prześladowania, może być dla nich wzorem do naśladowania. Przecież ten kapłan przez 19 lat nie odprawiał Mszy Świętej. Pokornie, w sutannie, uczestniczył codziennie we Mszy Świętej. Do Komunii szedł ostatni. Przez te 19 lat nigdy nie powiedział złego słowa o Kościele. Enzina Cervo, jedna z jego najbliższych córek duchowych, w swoich notatkach opisała scenę. Pewnego dnia, rozmawiając z ks. Dolindo, powiedziała kilka zdań krytycznych pod adresem Kościoła. Ksiądz Dolindo od razu to uciął: Pamiętaj, że mówisz o Świętym Kościele Chrystusa. Nie masz prawa o nim tak mówić. Te słowa mocno mnie uderzyły w czasie pracy nad biografią ks. Ruotolo. Ludzie przechodzą w życiu różne etapy. Czasem można się zrazić jakimś księdzem, który np. podczas spowiedzi powiedział coś, co nas zraniło. Albo doświadczyć wręcz krzywdy w Kościele. I najczęściej człowiek się buntuje, czasem nawet przestaje chodzić do Kościoła. Tymczasem ks. Dolindo doświadczał ogromu cierpień od samego Kościoła, choć równocześnie był przez niego bardzo kochany. Przez wielu kardynałów i księży był uważany za świętego. Ksiądz Dolindo zawsze kochał Kościół. Powtarzał najprostszą i najpiękniejszą definicję Kościoła: Kościół to jest Jezus. Gdy się ma tę świadomość, to chociażby przychodziły stamtąd gromy, trzeba zaufać. Zaufać Chrystusowi i kochać Go w Kościele, bo to Jego Mistyczne Ciało.
Ksiądz Dolindo sformułował też postulat wprowadzenia do liturgii języków narodowych…
Tak. To też jest postulat przedsoborowy.
Czy ks. Dolindo był przeciwnikiem łaciny?
Nie. Ale uważał, że ludzie powinni rozumieć, co dzieje się na ołtarzu. Sobór Watykański II to lata 1962-1965. Dolindo umiera w 1970 r. Wówczas był już sparaliżowany. Mszę Świętą odprawiał głównie w domu, ewentualnie w pobliskiej parafii. Dostał wtedy pozwolenie na przechowywanie Najświętszego Sakramentu w domu, miał też swój własny ołtarz. Odprawiał Mszę Świętą także w rycie trydenckim. Uważał jednak, że Ewangelia powinna docierać do ludzkich serc i świadomości, stąd postulat języków narodowych. Ksiądz Dolindo w 20. latach XX w. mówił to, o czym potem będzie wspominał papież Jan XXIII. W życiu ks. Dolindo, podobnie jak i w życiu Ojca Pio oraz wielu innych świętych, obecna była realna walka duchowa, wręcz fizyczna z diabłem… W ostatnich latach życia, kiedy ks. Dolindo kończył swoje największe dzieło, książkę o życiu Matki Bożej – zresztą Maryja odwiedzała go przez wiele lat – przyszedł do niego demon. Powiedział mu, że zrobi wszystko, żeby nie napisał tej książki, że będzie mu to utrudniał. Choć mówi się, że demon jest inteligentny, wykazał się tu jednak kompletną głupotą. Temu świętemu kapłanowi powiedział, że będzie mu przysyłał tylu ludzi, iż ten nie będzie w stanie pisać. Tymczasem ludzie, którzy stali w tych kolejkach do ks. Dolindo, wracali do Boga!
Może to było mniejsze zło?
Być może. Natomiast demon atakował ks. Dolindo także fizycznie. W swoich notatkach Enzina Cervo, która opiekowała się ks. Dolindo przez ostatnie lata życia, pisze, że ona i jej brat Umberto znajdowali czasem księdza pod łóżkiem. On był przecież w połowie sparaliżowany i ludzka siła go tam nie rzuciła. Szatan dokuczał mu na różne sposoby. Co chwilę przytrafiało mu się mnóstwo rzeczy: wypadki, potrącenia przez autobusy czy motocykle, szczególnie kiedy szedł głosić kolejne kazanie, czasem mówił do ośmiu dziennie. Ksiądz Dolindo w pewnym momencie był już trochę zniechęcony pisaniem książki o Matce Bożej. I tę scenę też opisuje Enzina: stałam wtedy na drabinie, a ks. Dolindo mówi: Tyle osób mi odradza pisanie, nie mam już siły. Może ja się nie nadaję do pisania? Wtedy Enzina odpowiada: Matka Boża się wszystkim zajmie, Jezus się wszystkim zajmie, a ksiądz niech siada do roboty. I w tym momencie – jak opisuje Enzina – jakaś nadludzka siła zrzuca ją z drabiny, ląduje w drugiej części pokoju. Ksiądz Dolindo jeszcze tego dnia zabrał się do pracy. Ten kapłan przez całe życie był uosobieniem pokory, a Szatan jej nie znosi.
Czy ks. Dolindo mówił coś na temat walki duchowej? Czy wspominał, jak się bronić przed diabłem, jak z nim walczyć?
Powtarzał: Świat dzisiejszy zachowuje się tak, jakby diabeł nie istniał, a mimo to robi wszystko pod jego dyktando. Uwrażliwiał wiernych na to, że diabeł kryje się w naszym życiu, że wszedł w nie tak sprytnie i tak po cichu, że my już mu przytakujemy. Jedyną bronią jest spowiedź, Msza Święta, częsta Komunia Święta, adoracja Najświętszego Sakramentu. Ksiądz Dolindo bardzo na to naciskał. Sam spędzał długie godziny przed Najświętszym Sakramentem. Naprawdę godziny! Dążył do tego, aby nie było dnia bez Komunii Świętej. Płaszcz sakramentu daje wierzącemu ochronę przed Złym. Kiedy Chrystus jest w człowieku, diabeł ma mniejszy dostęp do niego.
Ksiądz Dolindo wypowiadał się też na temat Polski…
Tak. Bardzo kochał Polskę.
Dlaczego?
Wiedział, że jesteśmy wierzącym narodem, który jest wpatrzony w Matkę Bożą. Wielu imigrantów z Polski przyjeżdżało do Neapolu i mieszkało tam, a także w Rzymie. Ksiądz Dolindo znał Polaków, przychodzili na jego Msze Święte. Wyprorokował pontyfikat Jana Pawła II. Do hrabiego Witolda Laskowskiego, jednego z polskich dyplomatów, napisał list na odwrocie kartki z Matką Bożą. W wiadomości, który zaczyna się od słów „Maryja do duszy”, podkreślił, że to z Polski przyjdzie nowy Jan, który „poza jej granicami, heroicznym wysiłkiem zerwie kajdany nałożone przez tyranię komunizmu”. Tę kartkę z listem przechowywał abp Hnilica w Watykanie. Nie wiem, czy Jan Paweł II ją widział. W każdym razie jest to proroctwo odnoszące się do pontyfikatu Jana Pawła II. Ksiądz Dolindo dużo modlił się też za Polskę.
Ksiądz Dolindo mówił, żeby odwiedzać jego grób. Dlaczego?
Nie tyle by odwiedzać, ale – i to jest jedno ze zdań jego testamentu, który córki duchowe umieściły na płycie nagrobnej – kiedy się już przyjdzie do jego grobu, by zapukać. Ja nawet zza grobu odpowiem ci: ufaj Bogu! To jest przesłanie, które ściśle łączy się z aktem zawierzenia „Jezu, Ty się tym zajmij”. Ksiądz Dolindo w każdej sytuacji powie: Ufaj Bogu, choćby nie wiem, co się działo. Choćby waliło się życie, trzeba ufać Bogu. Do grobu tego kapłana przychodzi codziennie mnóstwo ludzi. Pielgrzymi modlą się, pukają w grób. Niektórzy całują zdjęcia o. Dolindo, znowu pukają i odchodzą.
Pukają?
Tak. To też część neapolitańskiej kultury ludowej i tradycji.
Czy oprócz modlitwy „Jezu, Ty się tym zajmij” są jeszcze inne modlitwy tego kapłana?
Istnieje m.in. druga modlitwa, którą ks. Dolindo często czytał albo odmawiał w czasie Bożego Narodzenia. Ja bym ją nazwała drugim aktem zawierzenia. W tej modlitwie Jezus mówi: Odpocznij przy moim Sercu. To jest niezwykle czuła modlitwa, w której Chrystus odwołuje się do swoich narodzin, swojej kołyski. To są słowa Pana do każdego z nas. Sens jest mniej więcej taki: cokolwiek się w życiu dzieje, jakkolwiek jesteś nerwowy i wzburzasz się, odpocznij, przylgnij, przytul się do Mnie, odpocznij przy Mym Sercu. Ja cię poprowadzę, ukołyszę cię, ukojenie zaznasz w Moich ramionach. Oprócz tego ks. Dolindo zostawił m.in. piękne rozważania różańcowe – tzw. różaniec zawierzenia – czy rozważania Drogi Krzyżowej. Ubolewam, że one nie wyszły poza Neapol i Włochy.
Czy jest jeszcze jakiś aspekt, który można by poruszyć?
Ksiądz Dolindo był niezwykle błyskotliwy w teologii, filozofii. Już w seminarium zaczął pisać przepiękne traktaty, kazania, które na prośbę arcybiskupa głosił w całym Neapolu. Proszono go o wygłaszanie rekolekcji w seminariach. W dwóch seminariach był też ojcem duchownym, bo miał moc przepowiadania Słowa Bożego. Napisał 33 tomy komentarzy do Pisma Świętego, a każdy tom ma około 2000 stron. Moim zdaniem to jest niemal doktor Kościoła. A do tego pozostawił przepiękną historię życia Jezusa, która stanowi komentarz do Ewangelii. I traktat dla kapłanów, który ma prawie 500 stron, a ponadto książka o Duchu Świętym. To wielki apostolat pisania, głoszenia Słowa Bożego przez tekst. Trzeba dodać, że książki ks. Dolindo, które miały imprimatur władzy kościelnej, rozchodziły się szybko, były używane nawet przez kardynałów piszących do tego prostego kapłana gratulacje i podziękowania, twierdząc, że po lekturze tych książek sami czuli dotyk miłości Boga. Ale te wszystkie pisma ks. Dolindo trafiły kiedyś na indeks ksiąg zakazanych. Znajdowały się za… książkami pornograficznymi. Kardynał Ascalezi, ówczesny arcybiskup Neapolu, powiedział, że wszystkie diabły z piekła uwzięły się na to, żeby utrudnić ten apostolat, aby skomplikować duszom ludzkim dostęp do Boga.
Święte Oficjum dopatrzyło się jakichś herezji?
Nie. Ksiądz Dolindo miał kilku zatwardziałych wrogów, m.in. o. Vaccarię z Papieskiego Instytutu Biblijnego, przyjaciela o. Gemellego, który tak zaciekle walczył z o. Pio. Obaj zarzucali ks. Ruotolo np. zbytnią prostotę w wyjaśnianiu Ewangelii. Ale nigdy nie dostał korekty. Prosił o nią. Zadeklarował absolutne posłuszeństwo i że naniesie stosowne poprawki, nawet najmniejszy przecinek. Nigdy nie dostał żadnej odpowiedzi. Nie doczekał przywrócenia jego pism do druku, mimo że papież Paweł VI ogłosił zniesienie Indeksu Ksiąg Zakazanych. Dopiero kilka lat po śmierci nowe wydania komentarzy do Pisma Świętego ujrzały światło dzienne.
Miesięcznik Egzorcysta, lipiec 2017 |
|