Teresa
|
Wysłany:
Pon 13:25, 03 Kwi 2017 Temat postu: |
|
Nadużycia stają się normą. Czas powstrzymać upadek muzyki sakralnej
https://rorate-caeli.blogspot.com/2017/03/international-declaration-on-sacred.html
Muzyka sakralna wymaga dziś większej uwagi. „Ta pamięć, ta skarbnica, jaką jest nasza katolicka tradycja, nie jest czymś tylko przeszłym. Jest to wciąż żywotna siła w teraźniejszości i zawsze będzie darem piękna dla przyszłych pokoleń” – zauważają muzycy.
Ponad dwustu muzyków, duszpasterzy, uczonych i miłośników muzyki z całego świata podpisało deklarację w sprawie muzyki sakralnej Cantate Domino canticum novum, by uczcić 50 rocznicę instrukcji o muzyce w świętej liturgii Musica sacram. Deklaracja została opublikowana 5 marca w sześciu językach (angielskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, francuskim i niemieckim).
„My, niżej podpisani, (...) pokornie ofiarujemy to oświadczenie katolickiej wspólnocie na całym świecie, wyrażając naszą wielką miłość do kościelnej skarbnicy muzyki sakralnej i naszą głęboką troskę o jej obecną trudną sytuację” – piszą sygnatariusze.
Dalej we wstępie czytamy: „Cantate Domino canticum novum, cantate Domino omnis terra (Ps 96): ten śpiew na chwałę Boga rozbrzmiewał przez całą historię chrześcijaństwa, od początku do dnia dzisiejszego. Zarówno Pismo Święte, jak i Święta Tradycja dają świadectwo tej wielkiej miłości do piękna i siły muzyki w oddawaniu czci Bogu Wszechmogącemu. Skarbnica muzyki sakralnej zawsze była hołubiona w Kościele katolickim przez jego świętych, teologów, papieży i ludzi świeckich”.
Podpisani zwracają uwagę na to, że wyraz tej miłości do muzyki sakralnej i praktyki można odnaleźć w literaturze chrześcijańskiej, ale także w licznych dokumentach papieskich, począwszy od Jana XXII, a na Janie Pawle II skończywszy. „Ta olbrzymia ilość dokumentacji skłania nas do potraktowania z niezmierną powagą znaczenie i rolę muzyki w liturgii. To znaczenie jest związane z głęboką relacją pomiędzy liturgią a muzyką, związkiem, który jest obustronny: dobra liturgia uwzględnia dobrą muzykę, ale niskie standardy w muzyce liturgicznej także ogromnie wpływają na liturgię”.
Autorzy deklaracji podkreślają ekumeniczne znaczenie muzyki, jeśli weźmie się pod uwagę, jak ogromną wagę przykłada się do jej wysokiego poziomu „w innych tradycjach chrześcijańskich” i wymieniają tu zwłaszcza anglikanów, luteranów i wschodnie prawosławie.
Traktując 50 rocznicę ogłoszenia Musicam Sacram jako „ważny kamień milowy”, sygnatariusze stwierdzają, że „nie mogą przestać myśleć o via dolorosa muzyki sakralnej (...). Niektóre idee, nigdy wcześniej nieobecne w dokumentach Soboru, zostały siłą wprowadzone do praktyki, czasami przy braku czujności ze strony duchowieństwa i hierarchii kościelnej. W niektórych krajach skarbnica muzyki sakralnej, o której zachowanie prosił Sobór, nie tylko nie została zachowana, ale nawet się jej sprzeciwiano”.
Wyrażając zatroskanie o „opłakaną sytuację muzyki sakralnej i liturgii” oraz nadużycia, które są „obecnie niemal normą, a nie wyjątkiem”, autorzy w punktach przedstawiają niektóre elementy budzące niepokój:
1. Jako pierwszy wymieniają „utratę zrozumienia muzycznego kształtu liturgii, to znaczy, że muzyka jest nieodłączną częścią samej istoty liturgii jako publicznego, formalnego, uroczystego kultu Boga. Nie mamy jedynie śpiewać na Mszy, ale śpiewać Mszę”. Podkreślają rolę tych części Mszy, które kapłan „powinien śpiewać według tonacji podanej w Mszale”, rolę chorału gregoriańskiego i muzyki nim inspirowanej. Jednocześnie mowa jest o „gnuśności liturgicznej”, której przejawem jest brak śpiewu w trakcie liturgii (także ze strony wiernych), stosowanie „muzyki użytecznej”, brak edukacji własnej i innych co do tradycji Kościoła, brak środków na „budowanie programu muzyki sakralnej”.
2. „Ta utrata liturgicznego i teologicznego zrozumienia idzie w parze z przyjęciem sekularyzmu. Sekularyzm popularnych stylów muzycznych przyczynił się do desakralizacji liturgii”. Wiąże się to z antropocentryzmem w liturgii, a także z „niewłaściwymi relacjami z kulturą”. Zamiast wynosić kulturę na wyższy poziom i ją oczyszczać, Kościół jest „wykorzystywany przez dominującą kulturę świecką, zrodzoną ze sprzeciwu wobec chrześcijaństwa”.
3. Autorzy zwracają uwagę na istnienie grup domagających się „odnowy, która nie odzwierciedla nauczania Kościoła, ale raczej służy ich własnemu programowi, światopoglądowi i interesom”. Wiąże się to z niskim poziomem „nowej muzyki liturgicznej” i pogardą dla „najwyższego wzoru”, jakim powinien być chorał gregoriański, nie jako ograniczenie, ale „fundament, na którym może rozkwitać natchnienie. Jeśli pragniemy, by ludzie szukali Jezusa, musimy przygotować dom przy użyciu tego, co najlepszego ma Kościół do zaoferowania”.
4. „Ta pogarda dla chorału gregoriańskiego i tradycyjnego repertuaru jest oznaką dużo większego problemu, którym jest pogarda dla Tradycji”. Autorzy przypominają, że niegdyś Kościół „był twórcą i arbitrem kultury”, zamiast „biec za najnowszą modą”. Zaś „odzyskanie jedności, integralności i harmonii i nauczania katolickiego jest warunkiem przywrócenia liturgii i jej muzyki do szlachetnego stanu”.
5. „Kolejną przyczyną dekadencji muzyki sakralnej jest klerykalizm, nadużycie stanowiska i statusu duchownego”, podczas gdy świeccy muzycy mogliby zapewnić Kościołowi to, czego nie są w stanie niektórzy duchowni „kiepsko wykształceni w wielkiej tradycji muzyki sakralnej” i podejmujący błędne decyzje.
6. Ostatnim z punktów jest kwestia „niewystarczającego (a chwilami niesprawiedliwego) wynagrodzenia muzyków świeckich”, którzy powinni otrzymywać tak samo godną zapłatę, jak inni, którzy służą Kościołowi.
Autorzy jednak nie chcą poprzestać tylko na krytyce, ale proponują również pozytywne rozwiązania obecnego kryzysu, mając na celu „przywrócenie godności liturgii i jej muzyce w Kościele”:
1. Podkreślając umiłowanie chorału gregoriańskiego i polifonii sakralnej, proszą „o potwierdzenie tego dziedzictwa wraz ze współczesnymi kompozycjami sakralnymi w j. łacińskim albo językach narodowych, które czerpią swoją inspirację z tej wielkiej tradycji” oraz o podjęcie konkretnych kroków po to, „aby wszyscy katolicy mogli wyśpiewywać chwałę Boga” na całym świecie „jednym głosem, jedną myślą i sercem, jedną wspólną kulturą, która przekracza wszystkie ich różnice”. To samo dotyczy organów dla użytku „liturgii świętej, ze względu na ich wyjątkową zdolność wznoszenia serc ku Panu i ze względu na to, że doskonale nadają się do wspierania śpiewu chórów i wiernych”.
2. Sygnatariusze podkreślają potrzebę zaczynania edukacji muzycznej i liturgicznej od dzieci, by wyrabiać ich dobry gust. Podważają jednocześnie opinię tych, którzy uważają, że „dzieci nie potrafią docenić piękna prawdziwej sztuki”. Jeśli zastosuje się „pedagogikę, która pomoże im zbliżyć się do piękna liturgii, dzieci zostaną uformowane w sposób, który wzmocni ich siłę, gdyż zaoferuje się im pożywny duchowy chleb, a nie na pozór smaczne, ale niezdrowe jedzenie pochodzenia przemysłowego”.
3. Aby osiągnąć powyższy cel, konieczny jest „silny laikat, który będzie przestrzegać Magisterium. (...) Dobrze wykształceni świeccy w obszarach, które mają związek ze sztuką i muzyką”, mogliby „wnieść swój pełny wkład tam, gdzie święcenia nie są wymogiem”.
4. „Należy domagać się wyższych kryteriów, jeśli chodzi o repertuar muzyczny i umiejętności dla katedr i bazylik”, co wiąże się z zatrudnianiem przez biskupów „przynajmniej profesjonalnego dyrygenta i/albo organisty”. Mogliby oni z kolei stanowić przykład dla innych, łącząc wielką tradycję z nowymi kompozycjami, które by z niej wyrastały.
5. Autorzy proponują także wprowadzenie w każdej bazylice i katedrze cotygodniowej Mszy w j. łacińskim, „aby zachować więź, jaką posiadamy, z naszym liturgicznym, kulturalnym, artystycznym i teologicznym dziedzictwem”. Zwracają też uwagę na „znak czasów”, jakim jest zainteresowanie „pięknem łaciny w liturgii” wśród ludzi młodych, które należy rozwijać przy pomocy stosownych środków.
6. „Kształcenie muzyczne i liturgiczne duchowieństwa powinno być dla biskupów priorytetem”.
7. „Katoliccy wydawcy powinni jako swój podstawowy cel stawiać kształcenie wiernych w zdrowej doktrynie katolickiej i dobrych praktykach liturgicznych, a nie zarabianie pieniędzy”. Powinno to być powiązane z zaprzestaniem upowszechniania muzyki, „która nie jest właściwa dla liturgii”.
8. „Formacja liturgistów ma także znaczenie zasadnicze. Tak jak muzycy muszą zrozumieć podstawy historii liturgicznej i teologii, tak liturgiści muszą zdobyć wykształcenie w dziedzinie chorału gregoriańskiego, polifonii i całej tradycji muzycznej Kościoła, aby potrafili rozróżnić pomiędzy tym, co dobre, a tym, co złe”.
Na końcu swej deklaracji autorzy przytaczają słowa z encykliki Lumen fidei papieża Franciszka: „jako odpowiedź na uprzedzające ją Słowo, wiara Abrahama będzie zawsze aktem pamięci. Jednak ta pamięć, będąc pamięcią o obietnicy, nie zamyka się w przeszłości, staje się zdolna otworzyć na przyszłość, oświecić przemierzaną drogę. Widać więc, że wiara, jako pamięć o przyszłości, memoria futuri, jest ściśle związana z nadzieją” (Lf 9).
I następnie konkludują: „ta pamięć, ta skarbnica, jaką jest nasza katolicka tradycja, nie jest czymś tylko przeszłym. Jest to wciąż żywotna siła w teraźniejszości i zawsze będzie darem piękna dla przyszłych pokoleń”.
Źródło: RorateCaeli.com
Jan J. Franczak
http://www.pch24.pl/naduzycia-staja-sie-norma--czas-powstrzymac-upadek-muzyki-sakralnej,49956,i.html
|
|
Teresa
|
Wysłany:
Czw 10:36, 12 Lip 2007 Temat postu: Muzyka liturgiczna w posoborowym Kościele. |
|
Muzyka liturgiczna w posoborowym Kościele.
Wywiad z ks. Robertem C. Pasley’em KHS
Rektorem Misji Mater Ecclesiae
http://www.materecclesiae.org/home.php
https://adoremus.org/2007/12/31/From-quotTantum-Ergoquot-to-quotThey-Will-Know-We-Are-Christians-by-Our-Lovequot/
http://www.adoremus.org/499Pasley.html
Od połowy lat sześćdziesiątych katolicy w Ameryce Północnej mogli już oglądać “msze ludowe” przy akompaniamencie gitar akustycznych, „msze z polką” przy dźwiękach akordeonu czy „msze dla nastolatków” z oprawą muzyczną w wykonaniu amatorskich zespołów rockowych.Czy Sobór Watykański II wzywał do tego typu eksperymentów? Co właściwie soborowe dokumenty mówią o muzyce liturgicznej?
Ks. Robert Pasley: Nie, dokumenty soborowe nie wzywały do wprowadzenia tego typu muzyki. Dokumenty kościelne mówią o dopuszczeniu do wykonywania nowych kompozycji w językach narodowych. Ta myśl pojawiła się zresztą już wcześniej, jednakże oficjalne teksty Kościoła deklarują, że śpiew gregoriański cieszy się uprzywilejowaną pozycją w liturgii. Aprobują również inne dzieła należące do naszego dziedzictwa, w szczególności polifoniczną muzykę chóralną, która jest najbliższa chorałowi. Nawet kompozycje na chór i orkiestrę są dozwolone, dopóki nie odciągają uwagi od mszy i nie stają się same w sobie odrębnym od niej występem.
Najnowszy dokument Watykanu dotyczący muzyki kościelnej nosi tytuł Musicam Sacram, pochodzi z 1967 roku i nie wspomina słowem o zespołach rockowych lub mszach przy akompaniamencie gitar. Wyznacza on właściwie priorytety w kwestii tego, które części mszy mają być śpiewane. Po pierwsze, jeżeli już cokolwiek jest śpiewane podczas mszy, to powinny to być w pierwszej kolejności: znak krzyża na początku, modlitwy kapłana, dialogi kapłana z wiernymi, aklamacje przy Ewangelii[1], dialog prefacji, prefacja i Święty, Modlitwa Pańska oraz rozesłanie.
W drugiej kolejności powinny być natomiast śpiewane: Kyrie, Gloria,
Agnus Dei, Credo oraz modlitwa wiernych. W końcu, jako trzecie w hierarchii ważności, dokument wymienia pieśń na wejście i śpiew podczas procesji komunijnej (przez pieśń rozumie się tu jednak Introit oraz antyfonę na komunię z Graduału Rzymskiego lub psalmy w Graduale Simplex albo antyfonę na wejście i na komunię znajdujące się w Mszale Rzymskim), śpiewy między czytaniami (psalm responsoryjny lub Graduał czy też Traktus z Graduale Romanum), werset Offertorium z Graduału Rzymskiego oraz czytania, w tym Ewangelia. Dokument ów stanowi ponadto, że jeżeli wszystkie wymienione wyżej części są śpiewane, można dodać do całości hymny.
Niemal wszystkie wskazania Musicam Sacram zostały zignorowane i śpiew, który był wyjątkiem i [miał być] włączany do mszy jako ostatni w kolejności – hymn – w efekcie stał się pierwszym i jedynym śpiewem, który w ogóle jest wykonywany. Wprowadziło to do liturgii wszystkie rodzaje muzyki świeckiej i tonalności, których przedtem nawet sobie nie wyobrażano.
Czy nie jest sprzecznością oczekiwać chorału gregoriańskiego oraz polifonicznej muzyki chóralnej na mszy i jednocześnie wymagać od zgromadzenia aktywnego uczestniczenia w Eucharystii?
Ks. Pasley: Cóż, zależy co rozumie się przez aktywne uczestniczenie. W języku angielskim przyjęło się tłumaczenie tych słów Soboru jako „aktywne uczestniczenie”, ale [łaciński] oryginał to participatio actuosa, który oznacza „rzeczywiste uczestniczenie”. Gdy zaś o nim mowa, faktycznie odzwierciedla ono myślenie Piusa XII wyrażone w jego encyklice na temat liturgii, Mediator Dei [1947]. W Mediator Dei mowa jest o tym, że w mszy nieodzowny jest udział ludu, że nie jest on tylko biernym obserwatorem. Jednakże ów udział odnosi się przede wszystkim do przeżywania wewnętrznego, a dopiero w drugiej kolejności do zewnętrznych czynności.
Nawet w tradycyjnej mszy są części, które mógł śpiewać lud, np. Kyrie. Śpiewa się je po grecku i jest bardzo proste: „Panie, zmiłuj się nad nami, Chryste, zmiłuj się nad nami.” Nie wymaga praktycznie żadnej nauki. Następnie Sanctus: po kilku wykonaniach lud wiedziałby, co znaczą łacińskie słowa. Podobnie jest z Agnus Dei. Być może Gloria i Credo byłyby dla ludu z początku trochę trudne do zrozumienia, ale ten medal ma dwie strony. Po pierwsze, nawet najnowsze Ogólne wprowadzenie do Mszału rzymskiego z 2000 roku stwierdza, że schola może sama śpiewać Gloria i Credo (dodam, że OWMR mówi, iż Credo powinno być “śpiewane lub odmawiane” – zwracam tu uwagę na pierwszeństwo śpiewu).
Schola może śpiewać dłuższy tekst po łacinie, podczas gdy lud może wykonywać refren. To przykład zewnętrznego uczestniczenia. Ale, co ważniejsze, jeżeli lud ma w ławkach obok wersji łacińskiej tłumaczenie, może siedzieć tam i medytować nad tymi słowami, podczas gdy schola – jako “eksperci” – śpiewa je. Większość ludzi nie ma dobrego głosu i czuje się niezręcznie śpiewając. Tak, mogą zaśpiewać znany im hymn, przy wsparciu organów.
Ale prawdziwe aktywne uczestniczenie pojawia się, gdy lud medytuje, używając zmysłu słuchu do słuchania, wzroku do czytania, kiedy lud jednoczy się z wprawionymi w śpiewie kantorami, kiedy wierni wznoszą swe serca do Boga tak, że efektem nie jest bezustanne zaangażowanie, ale faktyczne uczestniczenie. Sobór Watykański II rzeczywiście wzywał do większego uczestniczenia, ale sądzę, że Ojcowie mieli tu na myśli raczej śpiewanie chorału oraz wprowadzenie jakiejś nowszej muzyki sakralnej, która byłaby podobna do chorału, utrzymana w jego duchu.
Znaczna część najpiękniejszej muzyki tradycyjnej Kościoła poszła w odstawkę, gdy możliwe stało się odprawianie mszy w języku narodowym. Jak tłumaczyłby Ksiądz nieprzyjazne nastawienie do muzyki z łacińskimi tekstami wśród części duchowieństwa także dzisiaj?
Ks. Pasley: Sądzę, że nastąpiło odrzucenie łaciny jako języka obcego, którego lud nie rozumiał, jako czegoś zbyt trudnego i wymagającego. Była ona również symbolem przeszłości. Jego Świątobliwość papież Benedykt XVI, jeszcze jako kardynał Ratzinger, napisał książkę zatytułowaną Nowa pieśń dla Pana. Pyta w niej, dlaczego przeciwstawia się sobie okres przed i po soborze, jakby dzieliła je przepaść. W istocie powinna istnieć między nimi ciągłość, a mimo to wielu ludzi dostrzega tu lukę.
Ultratradycjonaliści postrzegają ją jako zerwanie z tradycją; ultraliberałowie lub też „postępowi” kapłani widzą w niej zerwanie z przeszłością, do którego skądinąd nie powinno dojść. Bywa, że za zupełnym odrzuceniem łaciny jako zbyt „formalnej” stała swoista mentalność ideologiczna. Żyjemy w czasach, w których wszystko ma być bardziej wspólnotowe, bardzo nieformalne, w których nie ma sensu jakakolwiek odrębność; wszystko powinno być wspólne. Tak więc ów „formalizm” łaciny był postrzegany jako przeszkoda. W praktyce, jeżeli pozbędziemy się tekstu łacińskiego i lud odzwyczaja się od słuchania łaciny, nie wykonujemy również łacińskiej muzyki, bo jest to jeszcze bardziej „formalne”. Jest ona częścią dziedzictwa cywilizacji zachodniej i wielu ludzi dopracowywało ją przez wieki z ogromną precyzją. Kłóci się z nowoczesną mentalnością pod tytułem „Hej, ludziska, jestem waszym kumplem”. [Śmiech]
W tym roku znowu, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, sprawował Ksiądz uroczystą sumę w kościele katedralnym Księdza diecezji, z wykwalifikowaną schola cantorum [grupą kantorów], intonującą odpowiednie modlitwy w chorale gregoriańskim, oraz chórem zawodowych muzyków, śpiewających Palestrinę. Skąd wziął się taki zwyczaj? Jak uzasadnia Ksiądz spory wydatek, jakim jest organizacja takiej wspaniałej mszy chorałowej?
Ks. Pasley: Gdy pewnego dnia spacerowałem z dyrektorem muzycznym Misji Mater Ecclesiae, powiedziałem: „Szkoda, że nasza kaplica jest tak mała; chętnie odprawiłbym mszę z muzyką autorstwa Haydna lub Mozarta. Obawiam się, że nigdy nie będziemy w stanie tego zrobić”. Odpowiedział: “Dlaczego więc nie spróbujemy zorganizować większej mszy z chórem w katedrze, z okazji któregoś święta, kiedy żadne inne uroczystości nie byłyby planowane w tym czasie?”. A Wniebowzięcie jest uroczystością, podczas której wszyscy są na wybrzeżu New Jersey, by uczestniczyć w błogosławieniu oceanu. Pomyślałem również, że byłby to dobry sposób na zademonstrowanie łączności parafii z diecezją oraz potwierdzenia przez diecezję, że jesteśmy jej kanoniczną częścią. Byłaby to msza dziękczynna za utworzenie Misji Mater Ecclesiae i stwarzałaby okazję do uwydatnienia roli muzyki liturgicznej. Poszedłem zatem do boa DiMarzio, ówczesnego ordynariusza diecezji Cadmen, który wręcz zachwycił się tym pomysłem. Było to w roku 2001. W tym roku natomiast celebrowaliśmy naszą piątą, doroczną uroczystą mszę dziękczynną.
Kiedy zakładano Misję Mater Ecclesiae, jednym z powodów naszego istnienia, jednym z czterech apostolatów, było wspieranie dobrej muzyki liturgicznej, zgodnie z oczekiwaniami Watykanu. W istocie tezy Vaticanum II nie różnią się zbytnio od wypowiedzi Piusa XII, za wyjątkiem nieco większego nacisku położonego przez sobór na języki narodowe; utrzymuje się on zasadniczo w głównym nurcie nauczania, mającym swoje źródło jeszcze u Piusa X.
Ja natomiast zawsze kochałem chorał i zajmowałem się muzyką kościelną. Kiedy zatem zostałem mianowany rektorem Misji Mater Ecclesiae, która poprzednio była kaplicą, w której odprawiano łacińskie msze, pomyślałem, że byłaby podatnym gruntem dla takiej muzyki, ponieważ łacina jest tam intensywnie używana, a więc możemy wykonywać muzykę tradycyjną. Mieliśmy już uczęszczających na mszę wiernych, którzy interesowali się chorałem. Teraz mamy własną scholę oraz ludzi we wspólnocie, którzy lubią włączać się w śpiew. Ale dla muzyki chorałowej rzeczywiście ponosimy większe koszty, by wynająć zawodowych śpiewaków.
Czujemy, że nasz lud naprawdę angażuje się w dobroczynność. Angażuje się w działalność Rycerzy Kolumba, którzy zajmują się zbiórką żywności oraz niezbędnych artykułów dla biednych i upośledzonych umysłowo. Pilnujemy, by jednym z naszych celów każdego roku było hojne wsparcie biskupiego funduszu charytatywnego, a nawet udawało nam się co roku przekraczać planowaną kwotę, od początku naszego zaangażowania. Staramy się również przeznaczać pieniądze na potrzeby, które dostrzegamy wokół parafii, dozór nad budynkami, pomoc materialną dla ubogich, itd. Sądzimy, że przyłożyliśmy się do tych obowiązków (choć zawsze można oczywiście zrobić więcej). Jednakże czujemy, że w obecnych czasach, mając na uwadze ubóstwo muzyki liturgicznej, musimy służyć Bogu i Kościołowi, inwestując w dobrą muzykę liturgiczną. Kościół wydaje pieniądze na programy socjalne, administrację, szaty liturgiczne, architekturę i sztukę; myślę, że powinien również wyasygnować fundusze na największą ze sztuk – tę, która stanowi integralną część liturgii, a którą jest muzyka sakralna. Wszystkie inne sztuki są pomocnicze, pomagają nam w oddawaniu czci Bogu, ale tylko jedna sztuka jest określana jako ars integra, coś, co jest częścią samej liturgii, a jest nią muzyka.
Jak jeszcze Misja Mater Ecclesiae pomaga zachowywać tradycyjną muzykę liturgiczną?
Ks. Pasley: W każdą niedzielę na mszy mamy chorał gregoriański. Posiadamy również system pozyskiwania datków na specjalne dni świąteczne w ciągu roku. Celebrujemy od 20 do 25 dni świątecznych, na przykład jesienią: św. Michała Archanioła, Najświętszej Maryi Panny Różańcowej, Chrystusa Króla, Wszystkich Świętych oraz Dzień Zaduszny, Boże Narodzenie. Staramy się organizować specjalne msze chorałowe na te dni. Zachęcamy ludzi do składania ofiar, które publikujemy w biuletynie, na chorałową mszę świętą w zamówionej przez nich intencji. Mamy również muzyków, którzy przybywają na te msze, by na nich śpiewać.
Założyliśmy również dziecięcy chór, śpiewający chorał gregoriański, pod dyrekcją Nicholasa Becka, naszego dyrektora muzycznego oraz, od niedawna, absolwenta Westminster Choir College. Stale śpiewa w nim około dziesięciorga młodych ludzi.
Nosimy się również z zamiarem zainicjowania własnego chóru dla dorosłych. Świetnie spełniali swoje zadanie, śpiewając hymny podczas mszy zwykłej o godzinie 9.00 w niedziele, a teraz zaczną uczyć się chorału gregoriańskiego oraz innych mszy chóralnych tak, byśmy mogli lepiej wykorzystać ich głosy. Tworzymy również bibliotekę muzyki liturgicznej. Mam ponadto nadzieję na nawiązanie współpracy z wielką biblioteką muzyki sakralnej, którą stworzył wielebny Schuler w kościele św. Agnieszki w St. Paul w stanie Minnesota. Chciałbym się przekonać, co możemy zrobić, by wykorzystać te zasoby.
Stowarzyszenie sympatyków mszy trydenckiej w Europie, zwane „Juventutem”, wysłało delegację na ubiegłoroczne Światowe Dni Młodzieży i celebrowało tradycyjną mszę łacińską codziennie podczas tych obchodów, w pobliżu Duesseldorfu. Czy spodziewa się Ksiądz rozkwitu liturgii trydenckiej za pontyfikatu papieża Benedykta XVI?
Ks. Pasley: Mam taką nadzieję. Dotychczas dało się zauważyć wiele dobrych znaków. Pierwsze przemówienie Ojca Świętego do kardynałów, po jego wyborze na Stolicę Piotrową, zostało wygłoszone po łacinie. Msza inaugurująca pontyfikat oraz wcześniejsza msza pogrzebowa papieża Jana Pawła II były zarówno piękne, jak i bardzo dostojne oraz bardzo wzruszające. Przeniesienie ciała z Sali Klementyńskiej do Bazyliki św. Piotra, z towarzyszącym mu Miserere oraz śpiewanym chorałem, zapierało dech w piersiach, zatem byłem bardzo zadowolony z przebiegu tego obrzędu.
Wiem, że Benedykt XVI powiedział, że lud powinien znać podstawowe modlitwy po łacinie. Sądzę więc, że staną się naprawdę cudowne rzeczy. Znów jednak będzie musiał iść pod prąd. Ponadto, jak św. Benedykt, twórca monastycyzmu, zainicjował powstawanie małych wspólnot, które zaczęły zmieniać Europę, tak i dziś na całym świecie powstają małe wspólnoty, które dokonają podobnych zmian.
Gdy kard. Joseph Ratzinger pełnił funkcję prefekta Kongregacji Nauki Wiary, napisał książkę zatytułowaną Duch Liturgii. Mniej znanym faktem jest to, że pisał obszernie również o muzyce liturgicznej. Czy może Ksiądz powiedzieć kilka słów o jego nauczaniu dotyczącym tego tematu?
Ks. Pasley: Przeczytałem Ducha liturgii, Raport o stanie wiary, Święto wiary i Nową pieśń dla Pana [inne zbiory pism kardynała Ratzingera] i – krótko mówiąc – wydaje mi się, iż jest on zdecydowanie przeciwny idei, według której lud musi robić wszystko, by uczestniczyć aktywnie w liturgii; pokazuje, że ten pogląd jest absolutnie nietrafiony, że nie tego chciał Sobór. Wyjaśnia, że chór może spełniać swą posługę, reprezentując lud poprzez talent, który posiada, poprzez wykształcenie muzyczne, które otrzymał. Członkowie chóru mogą być swego rodzaju namiastką ludu wielbiącego Boga tak, aby lud mógł łączyć się z nimi wewnętrznie i w ten sposób wyśpiewywać chwałę Bogu w sposób, w jaki sam nigdy nie potrafiłby tego czynić.
To właśnie uderzyło mnie najbardziej. Chór nie śpiewa sam dla siebie, podczas gdy lud jest w jakiś sposób oddzielony od akcji liturgicznej. Kiedy ludzie zagłębiają się w samą mszę, a chór spełnia swoją posługę, wtedy współgrają ze sobą i dochodzi do pięknego połączenia wszystkich tych cudownych rzeczy.
Lud nie wypowiada słów Kanonu Rzymskiego wraz z kapłanem. Dlaczego więc nie mógłby słuchać również chóru? Nie chodzi o to, że śpiew zarezerwowany byłby wyłącznie dla chóru. Na uroczystej Mszy Wniebowzięcia w katedrze, lud śpiewał wszystkie odpowiedzi, śpiewał hymny, aż drżały mury, ale były również chwile odpoczynku i słuchania.
Kolejną sprawą, o której obszernie mówi Papież, jest potrzeba ciszy. W nowej liturgii czasem wydaje się, że momenty ciszy trzeba wprowadzać niejako na siłę, by lud miał czas na refleksję. Z drugiej strony, jeżeli chór wykonuje tradycyjną muzykę sakralną, a lud słucha i jednoczy się z nim w ten sposób, to jest to czas jego osobistego milczenia, w którym chór stanowi tło dla medytacji ludu. Zatem chór naprawdę sprzyja poczuciu czci w liturgii.
Ojciec Święty wymienia również kilka praktycznych środków, które zaobserwował w katedrze w niemieckim Regensburgu, gdzie jego brat Georg przez wiele lat kierował chórem. Ratzinger nie widzi problemu, by - na przykład - chór wykonywał kunsztowny, polifoniczny śpiew Agnus Dei w całości. Z zasady zabronione jest zmuszanie kapłana do czekania przy ołtarzu, aż śpiew dobiegnie końca. Proponowane przez Ratzingera rozwiązanie polega na tym, że pierwsze Baranku Boży śpiewane jest we właściwym mu czasie; potem następuje pauza, w której ksiądz wypowiada słowa Oto Baranek Boży. Następnie chór kontynuuje śpiew drugiego i trzeciego powtórzenia, podczas gdy lud przystępuje do komunii.
Papież Benedykt XVI stwierdza ponadto, że muzyka sakralna jest „logocentryczna”. Innymi słowy, jest służebnicą Słowa. Jest służebnicą i nośnikiem, winnym przekazywać słowa Pisma Świętego i modlitwy liturgiczne, w gruncie rzeczy – samego Chrystusa. Jej nadrzędnym celem nie jest dostarczanie emocjonalnych uniesień i rozrywki, nie jest ona przeznaczona dla nas, ale ma za zadanie wychwalać Boga, następnie wznosić ku Niemu nasze umysły i serca, by wzbudzać w nas pragnienie otwarcia się na wcielenie się Słowa w nasze dusze.
Dlatego właśnie chorał gregoriański jest muzyką liturgiczną najwyższego kalibru. Jego celem jest przekazywanie słów Pisma i w ten sposób także samego Słowa. Tak znaczna część współczesnej muzyki nie ma prawie żadnej treści. Jeżeli już ją posiada, to kwestia tego, jaka mała doktryna jest w niej wyrażona, często bywa wysoce wątpliwa i jest nierzadko wykorzystywana do emocjonalnego pobudzenia tłumu jak na swoistym, liturgicznym wiecu. Muzyka liturgiczna musi być “logocentryczna”.
Jaki jest cel Stowarzyszenia Liturgii Łacińskiej (Latin Liturgy Association)? Kto i w jaki sposób może stać się jego członkiem?
Ks. Pasley: LLA zostało założone w 1975 roku; celem było wyrażenie poparcia dla używania łaciny w liturgii, w świetle nauczania Soboru Watykańskiego II, i danie ludziom kochającym liturgię łacińską możliwości spotkania się i dyskusji nad problemami i trudnościami, proponowania rozwiązań i wzajemnego wspierania się.
Pamiętam, jak dowiedziałem się o nim, będąc klerykiem w seminarium św. Karola w Filadelfii; zapisałem się i od tamtego czasu jestem jego członkiem. Każdy może nim zostać. Mają swoją stronę w Internecie. Rozsyłają piękny biuletyn dwa lub trzy razy do roku.
Generalna konwencja ma miejsce co roku; w przyszłym roku LLA spotyka się w St. Louis. Istnieją lokalne oddziały LLA; my, południowe New Jersey, przynależymy do oddziału w Filadelfii. Doktor Rudy Masciantonio, przewodniczący, jest również członkiem Mater Ecclesiae.
Tradycyjni katolicy z całego trzystanowego obszaru New Jersey, Pennsylvanii i Delaware przychodzą do Misji Mater Ecclesiae, by doświadczyć uroczystej atmosfery i piękna celebrowanej tam liturgii. Co radzi Ksiądz tym, którzy chcieliby zabrać z sobą cząstkę tamtej muzyki do własnych parafii? W jaki sposób zgromadzenie uczy się na nowo śpiewu po łacinie?
Ks. Pasley: Kilka rzeczy. Na poziomie praktycznym, Amerykańskie Stowarzyszenie Muzyki Katolickiej (Catholic Music Association of America – CMAA) posiada stronę internetową www.musicasacra.com. Staje się ona bogatym źródłem zasobów. Dysponujemy rzeszą ludzi w całym kraju, którzy mogą wygłaszać konferencje w parafiach i przekazywać parafianom pewne podstawowe informacje z tego zakresu. Posiadamy dużą grupę prelegentów na Północnym Wschodzie, w Connecticut, Massachusetts, w stanie Nowy Jork, w New Jersey i Pennsylvanii, więc dostępnych jest mnóstwo wykładowców. Założony przez CMAA blog jest wspaniały, mnóstwo ludzi pisze doń z różnymi pomysłami. Członkowie Jeffrey Tucker i Arlene Oost-Zinner tworzą wspaniałe artykuły, a ponadto znajdują dla tych wszystkich idei bardzo praktyczne zastosowanie w ich własnej parafii w Alabamie. To jedna sprawa.
Druga sprawa to: idźcie do domu i przeczytajcie dokument Soboru Watykańskiego II mówiący o liturgii, Sacrosanctum Concilium. Wszyscy o nim mówią, mówią o duchu Soboru, ale trzeba go przeczytać. Po przeczytaniu będziecie odrobinę zszokowani tym, które spośród jego zaleceń nie są wykonywane.
Po trzecie: zdobądźcie egzemplarz Musicam Sacram (1967), który jest dostępny w Internecie. Można znaleźć go na kilku stronach, które archiwizują dokumenty pontyfikalne [np. ewtn.com]. Przeczytajcie Musicam Sacram. To niezmiernie ważne, ponieważ jest ona często cytowana we Ogólnym Wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego.
W końcu, spróbujcie znaleźć kogoś – nie byle amatora – kto zna się trochę na muzyce i kto wam pomoże. I zaczynajcie powoli. Ludzie czują się nieswojo wobec zmian, nawet jeśli są to zmiany na lepsze. Przyzwyczajają się do pewnych rzeczy. Obawiają się również rzeczy sobie nieznanych. Wielu ludzi skrywa w sobie głęboko zakorzenione przekonanie, iż łacina jest tak trudna, że nigdy się jej nie nauczą. Mówię to nawet ludziom w Mater Ecclesiae: spójrzcie - kiedy tu przychodzicie, jeżeli łacina nie jest wam znana, zajmie wam to najwyżej miesiąc lub dwa, by w końcu poczuć się dobrze i ją zaakceptować; potem wszystko zaczyna się układać i pasować do siebie.
Zatem radzę: nie spieszcie się i zaczynajcie od małych rzeczy. Może nauczcie się jakichś pięknych Kyrie i zacznijcie je śpiewać podczas mszy. Może nauczcie się kilku Alleluja, które będziecie mogli śpiewać po komunii, jeśli są zbyt długie, by śpiewać je przed Ewangelią. Może nauczcie się kilku paru prostych hymnów, których ludzie nie słyszeli całe lata, takich jak Adoro te devote lub Jesu dulcis memoria i piękne, krótkie hymny. A kiedy już to zrobicie, upewnijcie się, że macie kartki z repertuarem, które możecie rozdać parafianom, z łacińskim tekstem z jednej strony i tłumaczeniem z drugiej. Ludzie mówią „No cóż, jak lud ma cokolwiek rozumieć, skoro wszystko jest po łacinie?”. Otóż w Mater Ecclesiae mamy mszalik, który zawiera z jednej strony tekst łaciński, a z drugiej jego angielskie tłumaczenie, więc lud może śledzić tekst i wychwytywać poszczególne myśli. Ale jeżeli po prostu śpiewacie po łacinie ni z tego, ni z owego, bez żadnego przygotowania, lud się wyłączy, ponieważ nie będzie tego rozumiał, nie będzie wiedział, co się dzieje. Jeżeli natomiast zaczniecie z wyczuciem, od prostych rzeczy, rozdając wiernym tłumaczenie tak, by mogli śledzić tekst, ludzie pokochają ten śpiew.
Rozmowa: Michale J. Miller
Ks. Robert C. Pasley jest kapłanem diecezji Cadmen w New Jersey oraz rektorem Misji Mater Ecclesiae, odpowiednika parafii bez określonego terytorium, gdzie sprawuje codzienną mszę świętą oraz inne sakramenty w klasycznym rycie rzymskim. Od ponad 25 lat jest członkiem Stowarzyszenia Liturgii Łacińskiej, ponadto zasiada w zarządzie Amerykańskiego Stowarzyszenia Muzyki Sakralnej. We wrześniu 2004 został pasowany na Rycerza Grobu Pańskiego.
Wywiad został opublikowany w wydaniu „Catholic World Report” ze stycznia 2006 roku.
Tłumaczenie: Jakub Kubica
[1] Dialog przed Ewangelią: „– Pan z Wami – I z duchem Twoim – Słowa Ewangelii według św. N. – Chwała Tobie, Panie” oraz po niej: „– Oto Słowo Pańskie – Chwała Tobie, Chryste” [przyp. tłum.].
http://sanctus.pl/index.php?grupa=66&podgrupa=310&doc=248 |
|