Teresa
|
Wysłany:
Pią 13:41, 09 Sie 2013 Temat postu: Czym dokładnie jest pelagianizm? |
|
Czym dokładnie jest pelagianizm?
W kazaniu ks. Jenkinsa w święto św. Jana Marie Vianneya 8 VIII jest pięknie wytłumaczone pojęcie pelagianizmu:
(...)
Jest to bardzo stara herezja wywodząca się z IV wieku, a jej twórcą był niejaki Pelagiusz, urodzony w Anglii lub Irlandii lecz mieszkający długo w Italii i zmarły w roku 418. Herezja jego całkowicie negowała grzech pierworodny i konieczność łaski. By lepiej ją zrozumieć sięgnąć należy do zatwierdzonych przez papieża, potępiających tę naukę dekretów Synodu z Kartaginy.
Po pierwsze, Pelagiusz twierdził, że nawet gdyby Adam nie zgrzeszył - musiałby umrzeć. Oznacza to, że Adam nie został stworzony do nieśmiertelności, ani w stanie łaski. Nauczał też, że grzech Adama miał skutki jedynie dla niego samego, a nie dla całego rodzaju ludzkiego – że rodzaj ludzki zraniony został jedynie przez zły przykład Adama, a nie poprzez utratę łaski. Wspomniany Synod potępił również twierdzenie Pelagiusza, że dzieci rodzą się w takim samym stanie, w jakim znajdował się Adam przed swym upadkiem. Pelagiusz wyciągnął z tej swej tezy logiczny wniosek, że ludzie nie umierają w wyniku grzechu czy śmierci Adama, ani też nie zmartwychwstają dzięki Zmartwychwstaniu Chrystusa – wbrew wyraźnym słowom św. Pawła, że w Adamie wszyscy zgrzeszyli. Piąte twierdzenie Pelagiusza potępione przez Synod również przypomina nam błąd głoszony przez wielu współczesnych – uczył on, że Prawo Mojżeszowe jest równie użyteczne w drodze do nieba, co Ewangelia. Twierdził też, że przed przyjściem Zbawiciela istnieli ludzie, którzy nie byli skalani grzechem.
Pelagiusz odmówił odwołania swych nauk i stwierdził, że zamierza odwołać się do papieża, zamiast tego jednak udał się do Azji Mniejszej i został tam wyświęcony na kapłana przez nieznanego nam biskupa. Nauki jego rozprzestrzeniały się, jednak dzięki wysiłkom św. Augustyna, św. Ambrożego i św. Hilarego herezja została skutecznie stłumiona, choć na przestrzeni późniejszych wieków odżywała co jakiś czas, jak wiele innych starożytnych błędów. Właśnie walce z błędami Pelagiusza zawdzięczamy ogłoszenie wielu dogmatów naszej wiary, a mianowicie:
1. Że śmierć Adama nie wynikała z naturalnej konieczności, ale była skutkiem grzechu.
2. Że nowo narodzone dzieci muszą być chrzczone, ze względu na odziedziczony przez nie grzech pierworodny.
3. Że łaska uświęcająca nie tylko gładzi grzechy przeszłe, ale też jest pomocą w ich unikaniu.
4. Że łaska Zbawiciela daje nam nie tylko znajomość Przykazań Bożych, ale i siłę do ich wypełniania.
5. Że bez łaski Bożej jest nie tylko trudno, ale absolutnie niemożliwe wykonywać dobre uczynki.
6. Że uznajemy naszą grzeszność nie jedynie z pokory, ale uznając przez to nasz stan faktyczny.
Gdy jednak przyjrzymy się szerzonym obecnie błędom, zwłaszcza tym, z którymi możemy się spotkać we współczesnych parafiach, uznać musimy że wspomniane wyżej prawdy są w wielkiej mierze negowane, zaś błędy pelagianizmu święcą swój tryumf. Błędy te rozpowszechnione są zwłaszcza w tych parafiach, w których widoczny jest brak umiłowania Tradycji.
Zauważmy najpierw, że chrzest niemowląt jest obecnie bardzo często opóźniany i odkładany na całe miesiące a nawet lata – z całkowitym lekceważeniem nadprzyrodzonego dobra dzieci. Wiele parafii i kapłanów łamie prawo kanoniczne udzielając chrztu jedynie raz w miesiącu, podczas gdy Kościół wymaga, by chrztu dzieci nie odkładano ponad tydzień lub dwa, a jeśli znajdują się one w niebezpieczeństwie śmierci powinny być chrzczone bez zwłoki, nawet jeśli kapłan jest nieosiągalny. Wedle szeroko rozpowszechnionego obecnie błędu wszystkie dzieci zmarłe w niemowlęctwie, niezależnie od tego czy zostały ochrzczone czy też nie, trafiają do nieba. Uznaje się więc de facto, iż znajdują się one w takim stanie, w jakim znajdował się Adam przed upadkiem. To pelagianizm. W ostatnich latach mieliśmy również do czynienia z próbami podważenia tradycyjnego nauczania o Limbus puerorum, miejscu w które trafiają dusze nieochrzczonych dzieci.
W kaplicach wiernych Tradycji dokładamy wszelkich starań, by nowonarodzone dzieci przyjmowały chrzest tak szybko, jak to tylko możliwe. Dlaczego? Ponieważ Chrystus Pan nauczał, że aby osiągnąć zbawienie musimy odrodzić się z wody. Św. Paweł pisał do Efezjan „z natury byliście dziećmi gniewu” (2, 3).
Po drugie, twierdzi się ostatnio niezgodnie z prawdą, że nawet ateiści wykonywać mogą dobre uczynki. Pelagiusz z pewnością by się z tym zgodził, ponieważ – jak słyszeliśmy – utrzymywał on że każdy człowiek, wierzący czy nie, ochrzczony czy też nie, może czynić dobro. Słyszeliśmy niedawno, iż „Korzeń tej możliwości czynienia dobra – którą wszyscy posiadamy – tkwi w stworzeniu” (papież Franciszek). Innymi słowy, wszystko co potrzebne jest do czynienia dobra znaleźć można w naturze. Niezależnie od tego, czy autor tych słów zdawał sobie z tego sprawę czy nie, jest to doktryna pelagianizmu. To prawda, że poganin może uczynić coś dobrego w porządku naturalnym, nie ma to jednak żadnej wartości dla jego zbawienia. Zazwyczaj gdy mówimy o dobrych uczynkach mamy na myśli akty, które zbliżają nas do nieba. Jednak ateista, nawet jeśli wykonuje uczynki dobre w porządku naturalnym, nie może być zbawiony, o czym świadczą słowa św. Pawła: bez wiary niemożliwym jest się zbawić.
Pelagiusz, a za jego przykładem wyznawcy herezji amerykanizmu, nie przywiązują większego znaczenia do czasu spędzonego na modlitwie. Po co się modlić, skoro nie potrzebujemy łaski, aby być dobrymi? Pelagiusz z pewnością nie poświęcałby wiele czasu na klęczenie i odmawianie Różańca w nadziei na zyskanie wiecznej nagrody. Dlaczego mieliby to czynić kapłani? Kto potrzebuje sakramentów? Niestety, w minionym stuleciu a także obecnie mamy wielu księży, którzy przedkładają pracę nad modlitwę. Jesteśmy świadkami odrodzenia laicyzacji, gdy świeccy przejmują różne funkcje przynależne kapłanom. Widzimy jak księża i zakonnicy stają się aktywistami, uczestniczącymi w rozmaitych spotkaniach i otwierających bezpłatne jadłodajnie, a zaniedbującymi Święte Oficjum i czytania duchowe. W tej sytuacji nie powinny dziwić nas liczne skandale i brak powołań. Wszystko to ma swe korzenie właśnie w pelagianizmie.
W przeciągu ostatnich dziesięcioleci słyszeliśmy również wielokrotnie, że Żydzi nie muszą się nawracać, że do osiągnięcia zbawienia wystarczy im przestrzeganie Starego Prawa…jak gdyby Nasz Pan, Mesjasz, wypełnienie starotestamentowych proroctw i figur, nie przyszedł w Ciele by ustanowić Nowe i Wieczne Przymierze w swej własnej Krwi. Poza tym większość Żydów nie przestrzega wcale nakazów Starego Prawa, ale Talmudu. Jest to właśnie potępiona teza Pelagiusza, utrzymywał on bowiem, że Prawo Mojżeszowe jest równie pomocne w osiągnięciu nieba co Ewangelia. Wierni katolicy wierzą jednak, iż Stare Prawo zostało wypełnione i udoskonalone w Nowym, tak że grzechem jest przestrzeganie Starego Prawa – gdyż pośrednio negowałoby się w ten sposób, iż Jezus Chrystus jest Mesjaszem.
Coraz mniej ludzi traktuje grzech poważnie i uważa go za przeszkodę w dostąpieniu zbawienia. Obecnie uważa się, iż każdy kto umiera trafia automatycznie do nieba. Często słyszy się grzeszników mówiących: „Bóg to zrozumie” i „Już tego nie zrobię”. Ludzie wydają się uważać, że mogą w jakiś sposób sami przezwyciężyć grzech, albo raczej że nie ma on praktycznego znaczenia dla moralnego przeznaczenia człowieka – to czysty pelagianizm.
To samo można powiedzieć o całej reformie liturgicznej – o usuwaniu wszystkiego co mówi o ofierze czy zadośćuczynieniu za grzech. Grzech postrzega się obecnie raczej jako wykroczenie przeciwko bliźniemu, niż jako obrazę Boga. Jest to nic innego jak herezja pelagianizmu.
Wierni katolicy wiedzą jednak, że grzech stanowi ciężką zniewagę Boga i może być zmazany jedynie dzięki Najdroższej Krwi Chrystusa, zwłaszcza podczas spowiedzi i poprzez wynagrodzenie pokutą i poprawę życia. Z tego właśnie powodu setki tysięcy ludzi udawały się do św. Jana Vianneya i św. ojca Pio, by mogli oni wejrzeć w ich dusze i stwierdzić, czy nie były one skalane jakimiś zapomnianymi grzechami, które wymagałyby zadośćuczynienia i by ich modlitwy oraz ofiary zbliżyły ich do Boga.
Tak więc, jeśli przyjrzymy się dobrze doktrynie pelagianizmu stwierdzić musimy, że to właśnie ci, którzy oskarżają innych o tę herezję są najbardziej przez nią zaślepieni. Biedni ślepi pasterze, którzy prowadzą ślepych w pułapkę naturalizmu i rozpaczy! Cóż to za diaboliczna dezorientacja – oskarżać o tę herezję właśnie ludzi broniących doktryny o konieczności łaski! Nawet pobieżna znajomość pelagianizmu prowadzić musi do wniosku, że ludzie posługujący się tym terminem nie rozumieją po prostu jego znaczenia i w faryzejski sposób szukają drzazgi w oku innych, podczas gdy w ich własnym oku tkwi belka.
Tak więc, drodzy wierni, módlmy się żarliwie do św. Jana Marii Vianneya, byśmy potrafili choć do pewnego stopnia naśladować jego umiłowanie ofiary i pokuty i byśmy mogli otrzymać łaskę światła wiary dla tych, którzy ją utracili. Módlmy się też w szczególny sposób do Najświętszej Maryi Panny, protektorki wiary, byśmy w obliczu obecnej dezorientacji nigdy nie utracili tego najcenniejszego skarbu, i byśmy pewnego dnia, gdy grzechy nasze oczyszczone zostaną w miłości Bożej i ogniu prześladowania, mogli radować się na wieki we wspólnocie świętych. Amen. |
|