Autor |
Wiadomość |
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 11:24, 29 Kwi 2011 |
|
Musimy się bronić przed moderną bo zniszczą nam Kościół tak jak to zrobili na Zachodzie, o czym wiele tu można przeczytać.
Ale również w prawosławiu, modernizm też się rozwija i to bardzo intensywnie. Poniżej zamieszczę tekst, który jest VII rozdziałem książki o. Seraphima Rose, "Prawosławie a religia przyszłości".
"Powinniśmy zacząć od krótkiego rysu historycznego, ponieważ nikt nie zaprzeczy, że „odnowa charyzmatyczna” przeszła do świata prawosławnego od wyznań protestanckich i katolickich, które z kolei otrzymały ją od sekt zielonoświątkowców."
(...)
o. Seraphim Rose - VII "Odnowa charyzmatyczna" jako znak czasów
„Costa Deir wziął mikrofon i powiedział nam jak ciężko mu jest na sercu z powodu Greckiej Cerkwi Prawosławnej. Poprosił ojca Driscolla z Kościoła Episkopalnego o modlitwę aby Duch Święty ogarnął tę Cerkiew, tak jak ogarnął Kościół Katolicki. Kiedy ojciec Driscoll się modlił, Costa Deir płakał do mikrofonu. Po modlitwie otrzymaliśmy długie przesłanie w językach i równie długą interpretację mówiącą, że modlitwa nasza została wysłuchana i Duch Święty przewieje i przebudzi Grecką Cerkiew Prawosławną... Do tego czasu było tam tak dużo płaczu i lamentu, że przestałem się angażować emocjonalnie... Jednak usłyszałem sam siebie mówiącego zaskakującą rzecz: ‘Pewnego dnia kiedy przeczytamy, jak Duch poruszył Grecką Cerkiew Prawosławną, przypomnijmy sobie, że byliśmy tutaj w tym momencie, kiedy się to zaczęło’”37
Sześć miesięcy po opisanym tutaj wydarzeniu, które miało miejsce na międzywyznaniowym spotkaniu „charyzmatycznym” w Seattle, prawosławni chrześcijanie rzeczywiście usłyszeli, że „duch charyzmatyczny” zaczął działać w Greckiej Cerkwi Prawosławnej. Zaczynając od stycznia 1972 roku Logos ojca Euzebiusza Stephanou zaczął donosić o pojawieniu się tego ruchu, który już wcześniej objął kilka parafii greckiej i syryjskiej Cerkwi w Ameryce, a teraz przy aktywnym poparciu samego o. Euzebiusza dotarł już do wielu następnych parafii. Kiedy czytelnik zapozna się z opisem tego „ducha”, według relacji głównych przedstawicieli tego ruchu zamieszonych poniżej, nie powinien mieć najmniejszej wątpliwości, że dokładnie poprzez to właśnie wydarzenie, poprzez takie natarczywe błagania „międzywyznaniowych chrześcijan”, ten „duch” został wezwany i skierowany do świata prawosławnego. Jeżeli coś ma wynikać z tego opisu, to chyba jedynie to, że spektakularne dzisiejsze „odrodzenie charyzmatyczne” jest nie tylko wyłącznie zjawiskiem niewątpliwego rozchwiania emocjonalnego i protestanckiej „odnowy” – pomimo, że te elementy są również stale obecne – ale właściwie są dziełem „ducha”, którego można wywołać i który działa „cuda”. Pytanie na które powinniśmy poszukać odpowiedzi na tych stronach jest następujące: co albo kto jest tym duchem? Jako prawosławni chrześcijanie wiemy, że tylko Bóg działa cuda; diabeł zaś ma swoje własne „cuda”; w rzeczywistości jest on w stanie jedynie małpować każdy prawdziwy cud zdziałany przez Boga. Dlatego też powinniśmy na tych stronach wnikliwie badać duchy, czy pochodzą od Boga (1 J 4:1).
Powinniśmy zacząć od krótkiego rysu historycznego, ponieważ nikt nie zaprzeczy, że „odnowa charyzmatyczna” przeszła do świata prawosławnego od wyznań protestanckich i katolickich, które z kolei otrzymały ją od sekt zielonoświątkowców.
1. XX-wieczne ruchy zielonoświątkowe
Współczesny ruch zielonoświątkowy, mimo że posiada XIX-wieczne tradycje, rozpoczął się dokładnie o godzinie 1900 w wigilię nowego roku 1900. Jakiś czas przedtem duchowny metodystyczny w Topeka, Kansas, Charles Parcham, aby zaradzić słabościom jego chrześcijańskiej służby pasterskiej, do których się otwarcie przyznawał, rozpoczął z grupą swoich uczniów staranne studia Nowego Testamentu aby odkryć sekret mocy chrześcijaństwa apostolskiego. Uczniowie jego ostatecznie wywnioskowali, że sekret ten musi tkwić w darze „mówienia językami”, któremu, jak uważali, w Dziejach Apostolskich zawsze towarzyszyło otrzymanie Ducha Świętego. Ze zwiększającym się podekscytowaniem i napięciem, Parcham i jego uczniowie byli zdecydowani modlić się aż do momentu kiedy otrzymają „chrzest w Duchu Świętym” razem z darem mówienia językami. 31 grudnia 1900 roku modlili się bez powodzenia od rana do wieczora, dopóki jedna młoda dziewczyna nie poddała myśli, że w ich eksperymencie został opuszczony jeden ważny szczegół: „nakładanie rąk”. Wtedy Parcham położył ręce na głowie dziewczyny a natychmiast zaczęła ona przemawiać w „nieznanym języku”. Przez następne trzy dni nastąpiło wiele podobnych „chrztów”, z włączeniem samego Parchama oraz dwunastu innych duchownych różnych wyznań, każdy z towarzyszącym mu darem mówienia językami. Szybko ta odnowa rozprzestrzeniła się w Teksasie, a potem miała spektakularny sukces w murzyńskim kościółku w Los Angeles. Od tej pory ruch odnowy rozszedł się po całym świecie i przyznaje się do miliona członków.
Przez połowę wieku ruch zielonoświątkowy pozostawał ruchem sekciarskim i wszędzie przez inne wyznania przyjmowany był z wrogością. Potem jednak mówienie językami zaczęło stopniowo pojawiać się również w dominujących wyznaniach, mimo że na początku było to raczej utrzymywane w tajemnicy, aż do roku 1960, kiedy to ksiądz kościoła episkopalnego niedaleko Los Angeles rozgłosił wszem i wobec fakt otrzymania przez niego „chrztu w Duchu Świętym” oraz daru mówienia językami. Po początkowej wrogości „odnowa charyzmatyczna” otrzymała oficjalne lub nieoficjalne przyzwolenie wszystkich głównych wyznań i gwałtownie rozprzestrzeniła się zarówno w Ameryce jak i zagranicą. Nawet Kościół Katolicki, dawniej sztywny i ekskluzywny, w późnych latach 60. podjął na poważnie „odnowę charyzmatyczną” i entuzjastycznie podążył za tym ruchem. Biskupi Kościoła Katolickiego w Ameryce dali swoje przyzwolenie dla „odnowy” w 1969 roku i te kilka tysięcy katolików zaangażowanych wówczas w ten ruch rozrosło się do rzeszy setek tysięcy, którzy okresowo zbierali się w lokalnych lub narodowych konferencjach „charyzmatycznych”, z liczbą uczestników dochodzącą często do dziesiątek tysięcy ludzi. Katolickie kraje europejskie również entuzjastycznie stały się „charyzmatyczne”, o czym świadczy konferencja „charyzmatyczna” z lata 1978 roku w Irlandii, w której wzięły udział tysiące irlandzkich księży. Niedługo przed swoją śmiercią papież Paweł VI spotkał się z delegacją ruchu „odnowy” i ogłosił, że sam również jest „charyzmatykiem”.
Co może być powodem tak spektakularnego sukcesu „chrześcijańskiej” odnowy w wyraźnie postchrześcijańskim świecie? Bez wątpienia odpowiedź leży w dwóch czynnikach: pierwszy to sprzyjający grunt, na który składają się miliony „chrześcijan”, odczuwających, że ich religia usycha, że jest zbyt racjonalna, bardzo powierzchowna, bez wewnętrznego żaru i mocy; drugi to niezaprzeczalnie potężny „duch” stojący za tym fenomenem, który przy sprzyjających warunkach jest w stanie zdziałać wiele różnych „charyzmatycznych” cudownych zjawisk, włączając w nie uzdrowienia, mówienie językami, tłumaczenie, prorokowanie – i, leżące u podstaw tego wszystkiego, wszechogarniające doświadczenie, które nazywane jest „chrztem Ducha Świętego” (lub w Duchu Świętym).
Ale czym dokładnie jest ten „duch”? Rzeczą znaczącą jest, że pytanie to bardzo rzadko, jeżeli w ogóle, jest stawiane przez uczestników „odnowy charyzmatycznej”; ich doświadczenie „chrztu” jest tak silne i było poprzedzone tak skutecznym przygotowaniem psychologicznym przy pomocy skoncentrowanej modlitwy i oczekiwania, że nie ma już w ich umysłach żadnych wątpliwości, że rzeczywiście otrzymali oni Ducha Świętego, że widzą i doświadczają tych samych zjawisk, których doświadczali Apostołowie, i które opisane są w Dziejach Apostolskich. Także psychologiczna atmosfera tego ruchu jest często tak jednostronna i napięta, że wysuwanie jakichkolwiek wątpliwości uważane jest za ogromne bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu. Z setek książek dotyczących tego ruchu, które do tej pory się pojawiły, tylko kilka wyraża jakieś nawet nieznaczne wątpliwości dotyczące duchowej wiarygodności tego ruchu.
Aby uzyskać lepsze wyobrażenie o cechach charakterystycznych „odnowy charyzmatycznej”, zbadajmy kilka świadectw i doświadczeń jej uczestników, zawsze porównując je ze standardami Świętego Prawosławia. Te świadectwa zostaną wzięte, z wyjątkiem kilku zaznaczonych, z apologetycznych książek i czasopism ruchu, napisanych przez ludzi przychylnych, którzy publikują oczywiście tylko te materiały, które wydają się wspierać ich punkt widzenia. Potem porzucimy wąskie źródło zielonoświątkowe, i zajmiemy się głównie protestanckimi, katolickimi i prawosławnymi uczestnikami współczesnej „odnowy charyzmatycznej”.
C.d.n.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:46, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 11:28, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
2. „Ekumeniczny” duch „odnowy charyzmatycznej”
Przed przytoczeniem „charyzmatycznych” świadectw powinniśmy wspomnieć o charakterze pierwotnego ruchu zielonoświątkowego, o którym rzadko wspominają „charyzmatyczni” pisarze, a który objawia się w zdumiewającej wielości i różnorodności sekt zielonoświątkowych, każda ze swoją doktrynalną odrębnością, z których wiele nie posiada żadnego powiązania z pozostałymi. Istnieją „Boże zgromadzenia”, „Kościoły Boga”, „Zielonoświątkowcy” oraz „świątobliwe” ciała, grupy „pełnej Ewangelii”, itp. z których wiele podzielonych jest jeszcze na mniejsze sekty. Pierwszą rzeczą jaką można powiedzieć o „duchu”, który wzbudza taką anarchię jest to, że z pewnością nie jest to duch jedności, że jest całkowicie inny niż Duch Kościoła Apostolskiego pierwszego wieku, na który ruch zielonoświątkowy tak często się powołuje i do którego chce powrócić. Niemniej jednak w poprzednim dziesięcioleciu, szczególnie w „odnowie charyzmatycznej”, prowadzono dialog z innymi wyznaniami o „jedności”, która miała inspirować ten ruch. Ale jaki jest to rodzaj jedności? – prawdziwa jedność Kościoła, którą prawosławni chrześcijanie zarówno pierwszego czy dwudziestego wieku dobrze znają, czy pseudojedność ruchu ekumenicznego, który zaprzecza istnieniu Kościoła Chrystusa?
Odpowiedź na to pytanie została sformułowana dość wyraźnie przez być może najważniejszego „proroka” XX-wiecznego ruchu zielonoświątkowego, Davida Du Plessis, który przez ostatnie dwadzieścia lat aktywnie rozgłaszał nowinę o „chrzcie Ducha Świętego” między wyznaniami Światowej Rady Kościołów, jako odpowiedź na „głos”, który w 1951 roku polecił mu aby to czynił. „Odnowa Ducha Świętego w Kościołach nabiera mocy i szybkości. Najbardziej niezwykłą rzeczą jest to, że odnowa ustanowiona została w tak zwanych liberalnych społeczeństwach, dużo mniej w ewangelicznych, a już całkiem nie pojawiła się w fundamentalistycznych odłamach protestantyzmu. Te ostatnie są teraz najbardziej gwałtownymi przeciwnikami tej wspaniałej odnowy, ponieważ właśnie w ruchu zielonoświątkowym oraz w modernistycznej Światowej Konferencji Ruchu znajdujemy najpotężniejsze przejawy Ducha” (Du Plessis, str. 2838 ).
W Kościele Katolickim podobnie „odnowa charyzmatyczna” pojawia się dokładnie w kręgach „liberalnych”, a jej rezultaty to jeszcze większe rozwijanie ekumenizmu oraz liturgicznych eksperymentów (msze gitarowe itp.); podczas gdy tradycyjni katolicy są przeciwni temu ruchowi, tak jak fundamentalistyczni protestanci. Bez wątpienia orientacja „odnowy charyzmatycznej” jest bardzo ekumeniczna. „Charyzmatyczny” pastor luterański Clarens Finsaas pisał: „Wielu zaskoczonych jest tym, że Duch Święty pojawia się w różnych tradycjach historycznego Kościoła... nie jest ważne czy doktryna kościelna wynika z kalwinizmu czy arminianizmu, co dowodzi, że Bóg jest większy niż nasze partykularne wierzenia, i że żadne wyznanie nie ma monopolu na Niego” (Christenson, str. 99). Pastor episkopalny mówiąc o „odnowie charyzmatycznej” zakomunikował, że „pod względem ekumenicznym prowadzi ona do nadzwyczajnego połączenia chrześcijan różnych tradycji, głównie na poziomie kościoła lokalnego” (Harper, str. 17). Kalifornijskie „charyzmatyczne” czasopismo Inter-Church Renewal ostentacyjnie prezentuje „jedność” w następujących sformułowaniach: „Ciemności wieków zostały rozwiane, katolicka zakonnica i protestant kochają się nawzajem nowym, dziwnym rodzajem miłości”, która udowadnia, że „stare granice pomiędzy wyznaniami kruszą się. Powierzchowne różnice doktrynalne są odłożone na bok aby wszyscy wierzący mogli wejść do jedności Ducha Świętego”. Prawosławny kapłan o. Euzebiusz Stephanou wierzy, że „to nowe zejście Ducha Świętego przekracza linie międzywyznaniowe... Duch Boży porusza się... zarówno wewnątrz i na zewnątrz Cerkwi Prawosławnej” (Logos, styczeń, 1972 r., str. 12).
Tutaj prawosławny chrześcijanin, świadomy potrzeby „badania duchów”, znajduje się na dobrze znanym gruncie powiązanym z ekumenicznymi komunałami. Zaznaczmy przede wszystkim, że to nowe „zejście Ducha Świętego”, dokładnie tak, jak sam ruch ekumeniczny, pojawiło się na zewnątrz Cerkwi Prawosławnej; te kilka prawosławnych parafii, które teraz podejmują ten ruch w oczywisty sposób naśladują pewną modę naszych czasów, która pojawiła się całkowicie na zewnątrz granic Cerkwi Chrystusa.
Ale jak to się dzieje, że tamci na zewnątrz Cerkwi Chrystusa są zdolni nauczać prawosławnych chrześcijan? Z pewnością prawdą jest (żaden świadomy prawosławny nie zaprzeczy temu), że prawosławni chrześcijanie są czasami zawstydzani gorliwością i zapałem katolików czy protestantów, ich udziałem w nabożeństwach, działalnością misyjną, wspólną modlitwą, czytaniem Pisma Świętego itp. Gorliwość nieprawosławnych może zawstydzać prawosławnych nawet z powodu błędów w swoich wierzeniach, ponieważ muszą oni czynić większy wysiłek aby przebłagać Boga niż wielu prawosławnych, posiadających pełnię apostolskiego chrześcijaństwa. Prawosławni dobrze uczynią ucząc się tego od nich, równocześnie odkrywając własne duchowe bogactwa znajdujące się w ich własnej Cerkwi, które przestali dostrzegać z powodu duchowej opieszałości lub złych nawyków. Wszystko to wiąże się z ludzką stroną wiary, z ludzkimi wysiłkami, które mogą rozciągać się na działalność religijną, czy jest ona poprawna czy też błędna.
„Ruch charyzmatyczny” twierdzi jednak, że jest w kontakcie z Bogiem, że odszukał sposób na otrzymanie Ducha Świętego i na spłynięcie Bożej łaski. Ale mimo to wyłącznie Cerkiew, i nic poza nią, została ustanowiona przez naszego Władcę Jezusa Chrystusa jako środek przekazywania ludziom łaski. Czy mamy uwierzyć, że Cerkiew została wyparta przez jakieś „nowe objawienia” zdolne do przekazywania łaski poza Cerkwią, pośród każdej grupy ludzi, którzy może nawet wierzą w Chrystusa, ale nie posiadają ani wiedzy ani doświadczenia Tajemnic (Sakramentów), które Chrystus ustanowił, którzy nie mieli żadnego kontaktu z Apostołami i ich następcami, którym powierzył On sprawowanie tych Tajemnic? Nie, jest to tak samo pewne dzisiaj, jak było pewne w pierwszym stuleciu, że dary Ducha Świętego nie pojawiają się poza Cerkwią. Wielki Prawosławny Ojciec z XIX wieku, biskup Teofan Pustelnik, pisał że dar Ducha Świętego jest dany „dokładnie poprzez Sakrament Bierzmowania (Miropomazania), który został przekazany przez Apostołów w miejsce nakładania rąk” (które jest formą tego Sakramentu wziętą z Dziejów Apostolskich). „Wszyscy, którzy byliśmy ochrzczeni i bierzmowani, posiadamy dary Ducha Świętego... nawet jeżeli nie są one u każdego uaktywnione”. Cerkiew Prawosławna zapewnia środki na uaktywnienie tych darów, „nie ma żadnego innego sposobu... Bez sakramentu Bierzmowania, tak jak wcześniej bez nałożenia rąk przez Apostołów, Duch Święty nigdy nie zszedł i nigdy nie przyjdzie39 .
Jednym słowem ideologia „odnowy charyzmatycznej” może być opisana jako jedna z nowszych i głębszych czy też „duchowych” form ekumenizmu. Każdy chrześcijanin zostaje „odnowiony” w swojej własnej tradycji ale jednocześnie jest przedziwnie połączony (poprzez takie samo doświadczenie) z innymi równie „odnowionymi” w ich tradycjach, z których wszystkie zawierają różne stopnie herezji i bezbożności! Ten relatywizm prowadzi też do otwarcia się na zupełnie nowe praktyki religijne, kiedy na przykład prawosławny kapłan przed królewską bramą w cerkwi pozwala świeckim na nakładanie na siebie rąk (Logos, kwiecień 1972 rok, str. 4). Końcem tego wszystkiego jest superekumeniczna wizja przodującego „proroka” zielonoświątkowego, który twierdzi, że wielu „charyzmatyków” „zaczęło wyobrażać sobie taką możliwość, że ruch ten stanie się Kościołem Chrystusa przy końcu czasów. Jednak sytuacja zupełnie zmieniła się w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Wielu z moich braci jest teraz przekonanych, że Władca Jezus Chrystus, głowa Kościoła, ześle teraz Swojego Ducha na wszelkie ciało, i że Kościoły historyczne będą odrodzone i odnowione, i w tej odnowie będą złączone z Duchem Świętym” (Du Plessis, str. 33). Wyraźnie nie ma miejsca w „odnowie charyzmatycznej” dla tych, którzy wierzą, że Cerkiew Prawosławna jest Cerkwią Chrystusa. Nic dziwnego, że nawet wielu prawosławnych charyzmatyków przyznaje, że na początku mieli „podejrzenia o prawosławność” tego ruchu (Logos, kwiecień, 1972, str. 9).
Teraz spróbujmy wznieść się ponad teorie ekumeniczne i praktyki zielonoświątkowe, i zobaczmy co naprawdę inspiruje i daje siłę „odnowie charyzmatycznej” – rzeczywiste doświadczenie mocy „ducha”.
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:47, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 11:32, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
3. „Mówienie językami”
Jeżeli przyjrzymy się uważnie pismom „odnowy charyzmatycznej” zauważymy, że ruch ten bardzo przypomina wiele ruchów sekciarskich z przeszłości, które opierały się w pierwszym rzędzie czy nawet wyłącznie na jakiejś dziwacznej doktrynie albo praktyce religijnej. Jedyna różnica polega na tym, że nacisk teraz położony został na pewien specyficzny aspekt, którego żadni sekciarze w przeszłości nie uważali za tak ważny – na mówienie językami.
Zgodnie z wierzeniami wielu sekt zielonoświątkowców „chrzest wierzących w Duchu Świętym poświadczony jest przez inicjacyjny, widzialny znak – zdolność mówienia innymi językami” (Sherrill, str. 79). I nie jest to tylko pierwszy znak przyjęcia do sekty czy grupy zielonoświątkowej; zgodnie z największymi zielonoświątkowymi autorytetami, ta praktyka musi być kontynuowana, gdyż inaczej „ducha” można utracić. David Du Plessis pisze: „Praktyka modlitwy językami powinna być kontynuowana i rozwijana w życiu tych, którzy przyjęli chrzest w Duchu, gdyż inaczej mogą odkryć, że inne przejawy działalności Ducha będą coraz rzadsze aż w końcu ustaną zupełnie” (Du Plessis, str. 89). Wielu to poświadcza, podobnie jak jeden protestant, u którego dar języków „stał się teraz niezbędnym elementem życia duchowego” (Lillie, str. 50). Katolicka książka na ten temat, bardziej ostrożnie, twierdzi że z „darów Ducha Świętego” języki „są często ale nie zawsze otrzymywane jako pierwsze. Dla wielu jest to próg, przez który się przechodzi do rzeczywistości darów i owoców Ducha Świętego” (Ranaghan, str. 19).
Można już teraz dostrzec ów przesadny nacisk na jeden z darów Ducha Świętego, który z całą pewnością nie występuje w Nowym Testamencie, gdzie mówienie językami zdecydowanie nie miało takiego znaczenia, będąc jedynie znakiem zejścia Ducha Świętego w dzień Pięćdziesiątnicy (Dz 2) oraz w dwu innych przypadkach (Dz 10 i 19). Po pierwszym, lub może po drugim stuleciu, nie istnieje w żadnym źródle prawosławnym ani jedno świadectwo na pojawianie się tego daru, nie pojawia się też nawet wśród wielkich Ojców Pustyni, którzy tak bardzo wypełnieni byli Duchem Bożym, że mogli czynić liczne i niezwykłe cuda, łącznie ze wskrzeszaniem umarłych. Prawosławny pogląd na autentyczny dar mówienia językami może być wyrażony słowami błogosławionego Augustyna (Homilie na Ewangelię św. Jana VI:10): „W czasach najdawniejszych Duch Święty zszedł na tych, którzy wierzyli, a oni przemawiali językami, których się nie uczyli, bo to Duch dał im tę umiejętność. Znaki dostosowane były do czasu. Bo stosowne było pojawienie się takiego właśnie znaku Ducha Świętego aby w każdym języku ogłosić, że Ewangelia Boga miała być głoszona we wszystkich językach po całym świecie. Stało się tak, aby został objawiony Boży zamiar, po czym znak ów ustał”. Jak gdyby odpowiadając współczesnym zielonoświątkowcom na ich dziwne przywiązanie akurat do tego daru, Augustyn kontynuuje: „Czy oczekujemy teraz, że ci na których położono ręce, zaczną mówić językami? Czy kiedy nakładaliśmy ręce na te dzieci, czy oczekiwaliście, że zaczną mówić językami? A kiedy zobaczyliście, że nie zaczęły przemawiać w innych językach, czy ktokolwiek z was miałby tak przewrotne serce aby stwierdzić: ‘One nie otrzymały Ducha Świętego’?”
Współcześni zielonoświątkowcy aby usprawiedliwić mówienie językami, opierają się przede wszystkim na pierwszym liście św. Pawła do Koryntian (rozdział 12-14). Jednak św. Paweł napisał ten fragment dokładnie dlatego, że „języki” powodowały nieporządek w Cerkwi Korynckiej; jeśli nawet nie zakazuje tego całkowicie, zdecydowanie pomniejsza znaczenie tego daru. Fragment ten jest zatem daleki od zachęcania kogokolwiek do jakiejś odnowy „języków”, powinien raczej zniechęcać, szczególnie kiedy odkryjemy (jak przyznają to sami charyzmatycy), że istnieją inne źródła mówienia językami, różne od Ducha Świętego! Jako prawosławni chrześcijanie dobrze wiemy, że mówienie językami jako autentyczny dar Ducha Świętego nie może pojawić się wśród tych, którzy są poza Cerkwią Chrystusa; ale popatrzmy dokładniej na ten współczesny fenomen i zobaczmy czy posiada jakieś charakterystyczne cechy, które mogłyby wskazać na źródło, z którego pochodzi.
Jeżeli już staliśmy się podejrzliwi co do przesadnej wagi, jaką przykładają współcześni zielonoświątkowcy do „daru języków”, powinniśmy całkiem oprzytomnieć, kiedy dowiemy się w jakich okolicznościach się on pojawia.
Mówienie językami nie pojawia się swobodnie i spontanicznie, bez udziału naszej woli – tak jak autentyczne dary Ducha Świętego – ale jest ono wywoływane, pojawia się w sposób możliwy do przewidzenia, poprzez skoncentrowaną „modlitwę” grupową z towarzyszącymi jej bardzo sugestywnymi protestanckimi pieśniami („On nadchodzi! Nadchodzi!”), z momentem kulminacyjnym „nakładania rąk”, a często też przy współudziale osoby zainteresowanej, powtarzającej bez przerwy, ciągle od nowa, jakąś frazę (Koch, str. 24), czy też niezrozumiale mamroczącej. Pewna osoba przyznaje, że podobnie jak wielu innych doświadczających tego daru, „przy podejmowaniu prób modlitwy w językach często wydawałam z siebie jakieś nonsensowne sylaby” (Sherrill, str. 127); takie wysiłki, wcale nie wzbudzają żadnego zakłopotania, w rzeczywistości są popierane przez charyzmatyków. „Wydawanie dźwięków ustami nie jest ‘mówieniem językami’ ale może oznaczać szczery akt wiary, który Duch Święty wynagrodzi przez danie tej osobie mocy mówienia innymi językami” (Harper, str. 11). Inny protestancki pastor stwierdza: „wydaje się, że pierwszą przeszkodą w mówieniu językami jest uświadomienie sobie, że po prostu musisz zacząć mówić... Pierwsze sylaby i słowa mogą brzmieć dziwnie dla twoich uszu. Mogą być niepewne i niewyraźne. Możesz pomyśleć, że właśnie je wymyślasz. Ale jeżeli będziesz kontynuował przemawianie z wiarą... Duch uformuje dla ciebie język modlitwy i uwielbienia” (Christenson, str. 130). Pewien jezuicki „teolog” opowiada, jak zrealizował taką radę w praktyce: „Po śniadaniu poczułem się prawie fizycznie zaciągniętym do kaplicy, gdzie usiadłem aby się pomodlić. Podążając za wskazaniami Jima opisującego własną drogę do daru języków, zacząłem cichutko mówić sam do siebie ‘la, la, la, la’. Ku mojej ogromnej konsternacji nastąpił gwałtowny ruch języka i ust z towarzyszącym wspaniałym uczuciem wewnętrznej modlitwy” (Gelpi, str. 1).
Czy jest możliwe, aby jakiś poważny prawosławny chrześcijanin mógł pomylić te niebezpieczne zabawy duchowe z darami Ducha Świętego? Nie ma tutaj zupełnie niczego z duchowości chrześcijańskiej, nawet w najmniejszym stopniu. Jest to raczej rzeczywistość mechanizmów czysto psychologicznych, które mogą zostać uruchomione przez użycie określonych metod czy technik, w których „mówienie językami” wydaje się być kluczem, jakimś rodzajem „spustu” do tej rzeczywistości. W każdym razie nie ma tutaj żadnego podobieństwa do duchowych darów opisanych w Nowym Testamencie, a jeżeli już cokolwiek można powiedzieć o tych darach, to są one bliższe szamańskim praktykom w prymitywnych religiach, gdzie szamani często wchodzili w trans i „mówili językami” przekazując wiadomości do albo od „boga” w języku, którego się nigdy nie uczyli. Na następnych stronach spotkamy się z doświadczeniami „charyzmatycznymi” tak bardzo dziwacznymi, że porównanie ich z szamanizmem wcale nie będzie się wydawać mocno przesadzone, zwłaszcza jeśli zrozumiemy, że prymitywny szamanizm jest tylko pewnym wyrazem „religijnych” zjawisk, które absolutnie nie są obce nowoczesnemu Zachodowi, a w rzeczywistości grają w życiu wielu współczesnych „chrześcijan” znaczącą rolę – zjawisk mediumistycznych.
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:47, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 11:44, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
4. „Chrześcijański” mediumizm
Luterański pastor Dr Kurt Koch (The Strife of Tongues, czyli Spór o języki) uważnie i obiektywnie przyjrzał się zjawisku „mówienia językami”. Po zbadaniu setek przykładów tego „daru” który pojawił się w kilku ostatnich latach, na podstawie Pisma Świętego doszedł do wniosku, że tylko cztery z tych przypadków mogły być podobne do tych opisanych w Dziejach Apostolskich; ale żadnego z nich nie był pewny. Prawosławny chrześcijanin posiadający za sobą całą patrystyczną tradycję Cerkwi Chrystusa, będzie dużo bardziej ścisły w swoich sądach od Dr Kocha. Jednak w przeciwieństwie do tych kilku dyskusyjnych przykładów, Dr Koch znalazł mnóstwo przypadków niewątpliwego opętania przez demony – gdyż „mówienie językami” jest w rzeczywistości częstym „darem” jaki otrzymują opętani. Ale dopiero w ostatecznej konkluzji Dr Kocha odnajdujemy klucz do całego zagadnienia. Pisze on, że ruch „języków” nie może być żadną „odnową”, gdyż w najmniejszym stopniu nie ma w nim pokuty ani świadomości grzechu, natomiast jego członkowie głównie poszukują mocy i ponadnaturalnych doświadczeń; fenomen języków nie jest darem opisanym w Dziejach Apostolskich, również w większości przypadków nie jest demonicznym opętaniem, raczej „staje się coraz bardziej oczywiste, że ruch języków w ponad 95% jest w swojej naturze mediumistyczny” (Koch, str. 35).
Co to jest „medium”? Medium to osoba obdarzona pewną psychiczną wrażliwością, która pozwala jej być narzędziem albo środkiem, poprzez który przejawia się niewidzialna siła albo istota (poprzez medium działają realne istoty, jak jasno stwierdził starzec Ambroży z Optiny, którymi zawsze są upadłe duchy, w których królestwie się znajdujemy, a nie „duchy zmarłych” jak to wyobrażają sobie spirytyści). Prawie każda religia niechrześcijańska szeroko stosuje dary mediumistyczne, takie jak jasnowidzenie, hipnoza, „cudowne” uzdrowienia, pojawianie się i znikanie przedmiotów, czy też ich przemieszczanie z miejsca na miejsce, itd.
Trzeba zauważyć, że bardzo podobne dary były również udziałem prawosławnych świętych – jednak istnieje podstawowa różnica pomiędzy autentycznym darem chrześcijańskim a jego mediumistyczną imitacją. Na przykład prawdziwy chrześcijański dar uzdrawiania dany jest od Boga jako Jego odpowiedź na żarliwą modlitwę, szczególnie na modlitwę człowieka miłego Bogu, sprawiedliwego lub świętego (Jkb 5:16), także poprzez dotykanie z wiarą przedmiotów, które zostały uświęcone przez Boga (woda święcona, relikwie świętych; patrz Dz 19:12; 2 Kr 13:21). Natomiast uzdrowienie mediumistyczne, podobnie do innych mediumistycznych darów, jest realizowane poprzez określoną technikę i pewien stan psychiczny, który może być rozwijany i osiągany przez stosowanie odpowiednich praktyk, który nie ma nic wspólnego ze świętością czy z Bożym działaniem. Mediumistyczne zdolności mogą być osiągnięte zarówno przez dziedziczenie jak też przez przekazywanie poprzez kontakt z kimś, kto taki dar otrzymał, albo nawet przez czytanie okultystycznych książek40 .
Wiele mediów twierdzi, że ich moce nie są wcale nadnaturalne, pochodzą tylko z tej części natury o której bardzo mało wiemy. Do pewnego stopnia jest to niewątpliwie prawda; ale także jest prawdą to, że rzeczywistość z której pochodzą te dary jest szczególnego rodzaju, jest rzeczywistością upadłych duchów, które nie wahają się skorzystać z każdej okazji ofiarowanej im przez ludzi, którzy sami pojawili się w ich królestwie aby wciągnąć ich w ich własne sieci, dodając swoje własne demoniczne moce i działania po to, aby doprowadzić dusze do zagłady. Zresztą jakiekolwiek byłoby wyjaśnienie różnych mediumistycznych zjawisk, Bóg w swoim Objawieniu jakie dał ludziom surowo zabronił wszelkich kontaktów z rzeczywistością okultystyczną: Niech się u ciebie nie znajdzie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, kto uprawiałby wróżbiarstwo, zamawianie, zaklinanie czy też magię, lub kto odwoływałby się do czarów, kto zwracałby się z pytaniem do duchów, do jasnowidzów, ani też kto poszukiwałby rady u umarłych. Każdy bowiem, kto tak postępuje, budzi wstręt u Jahwe (Pwt 18:10-12; patrz także Kpł 60:6).
W praktyce niemożliwe jest połączenie mediumizmu z prawdziwym chrześcijaństwem, żądza posiadania mediumistycznych uzdolnień czy mocy jest absolutnie niezgodna z podstawowym chrześcijańskim dążeniem do zbawienia swojej duszy. Nie znaczy to jednak, że nie ma „chrześcijan” zaangażowanych w mediumizm, najczęściej nieświadomie (jak zobaczymy później); oznacza to jednak, że nie są oni prawdziwymi chrześcijanami, że ich chrześcijaństwo jest tylko „nowym chrześcijaństwem”, jakie propagował Mikołaj Bierdiajew, o którym niedługo powiemy więcej. Dr Koch, sam będąc protestantem, uczynił jakże ważne spostrzeżenie pisząc: „Życie religijne jednostki nie ustaje w zetknięciu z okultyzmem czy spirytyzmem. W rzeczywistości spirytyzm jest w dużym stopniu ruchem ‘religijnym’. Diabeł nie chce odebrać nam naszej ‘religijności’... Ale istnieje ogromna różnica pomiędzy religijnością a odrodzeniem przez Ducha Bożego. Przykro to stwierdzić, ale w naszej chrześcijańskiej wierze jest więcej ludzi ‘religijnych’ niż prawdziwych chrześcijan” 41
Najlepiej znaną formą mediumizmu we współczesnym świecie zachodnim są seanse spirytystyczne, podczas których dochodzi do kontaktu z pewnymi mocami powodującymi zauważalne efekty, jak pukanie do drzwi, głosy, przeróżne formy porozumiewania się, na przykład automatyczne pisanie albo mówienie w nieznanych językach, poruszanie przedmiotami, pojawianie się dłoni albo „ludzkich” postaci, które czasami mogą być sfotografowane. Te zjawiska są produktem określonego nastawienia i technik stosowanych przez uczestników, które wyliczymy według jednego z bardziej znanego podręcznika na ten temat42 .
1. Bierność: „Aktywność ducha mierzona jest stopniem bierności i uległości jaką znajduje w medium, albo w jego wrażliwości”. „Zdolności mediumistyczne... przez pilne rozwijanie mogą być osiągnięte przez każdego, kto umyślnie poddaje swoje ciało razem z wolną wolą, ze swoją wrażliwością i zdolnościami intelektualnymi pod władanie nadchodzącego ducha”.
2. Solidarność w wierze: Wszyscy obecni muszą posiadać „przychylne nastawienie umysłu aby podtrzymać medium”; zjawiska spirytystyczne są „ułatwiane poprzez wzajemne zrozumienie wyrażające się w harmonii myśli, poglądów i zapatrywań istniejących pomiędzy uczestnikami a medium. Kiedy w uczestnikach tworzących ‘krąg’ to porozumienie i harmonia, a także poddanie osobistej woli są niedoskonałe, seans kończy się niepowodzeniem”. Także „liczba uczestników ma wielkie znaczenie. Jeżeli jest ich więcej, harmonia tak potrzebna do odniesienia sukcesu jest bardzo utrudniona”.
3. Wszyscy obecni „trzymają się za ręce tworząc tak zwany magnetyczny krąg. Poprzez ten zamknięty obwód każdy uczestnik zasila swoją energią pewien rodzaj mocy, która wspólnie przekazywana jest medium”. Jednak ten „magnetyczny krąg” jest potrzebny tylko mniej uzdolnionym mediom. Madame Blavatska, założycielka współczesnej „teozofii”, sama również medium, śmiała się z tych prymitywnych technik spirytystycznych, kiedy poznała na Wschodzie dużo bardziej potężne media, do kategorii których należy również zaliczyć fakira opisanego w rozdziale III.
4. „Niezbędna spirytystyczna atmosfera jest zazwyczaj wywoływana sztucznymi środkami, jak śpiewanie hymnów, słuchanie łagodnej muzyki, czy nawet przez odmawianie modlitw”.
Seanse spirytystyczne są z pewnością jedną z prostszych form mediumizmu – jednak z tej właśnie przyczyny wszystkie jej techniki są bardzo czytelne – i rzadko przynoszą spektakularne efekty. Istnieją inne, bardziej subtelne formy mediumizmu, a wiele z nich funkcjonuje pod „chrześcijańską” nazwą. Żeby zdać sobie z tego sprawę należy choćby przyjrzeć się technikom „uzdrawiaczy przez wiarę”, takich jak Oral Roberts (który przed wstąpieniem do Kościoła Metodystów kilka lat temu, był duchownym sekty zielonoświątkowców), który dokonuje „cudownych” uzdrowień poprzez formowanie właśnie „kręgów magnetycznych” złożonych z ludzi odpowiednio współczujących, biernych i zgodnych w wierze, którzy kładą swe dłonie na odbiornik telewizyjny transmitujący jego występ; uzdrowienia mogą być nawet dokonane przez wypicie szklanki wody, która postawiona była na telewizorze i przez to zaabsorbowała przepływ mocy mediumistycznych, które w ten sposób zostały uwolnione. Jednak takie uzdrowienia dokonane przez spirytyzm i czary, mogą w przyszłości wywołać ciężkie zaburzenia psychiczne, a w konsekwencji również duchowe43.
W tej rzeczywistości trzeba być bardzo ostrożnym, gdyż diabeł bez przerwy małpuje dzieła Boga, a wielu ludzi obdarowanych zdolnościami mediumistycznymi uważa się wciąż za chrześcijan i wierzy, że dary te pochodzą od Ducha Świętego. Ale czy można powiedzieć, że dotyczy to również „odnowy charyzmatycznej”, że jest ona rzeczywiście, jak twierdzą niektórzy, w głównej mierze formą mediumizmu?
Stosując do „odnowy charyzmatycznej” najbardziej oczywiste testy na mediumizm uderza przede wszystkim fakt, że opisane powyżej główne warunki wstępne seansu spirytystycznego są obecne co do jednego podczas „charyzmatycznych” spotkań modlitewnych, podczas gdy żadna z tych cech charakterystycznych nie występuje w takiej formie czy stopniu w prawdziwej wierze chrześcijańskiej, w Cerkwi Prawosławnej.
1. „Bierność” z seansów spirytystycznych odpowiada temu, co „charyzmatycy” nazywają „rodzajem przyzwolenia... które wymaga więcej niż tylko oddania poprzez akt woli swojej świadomej obecności; to przyzwolenie odnosi się również do wielkiego, nawet ukrytego obszaru podświadomości... To wszystko co czynimy jest ofiarą ze swojego ciała, umysłu a nawet języka, żeby Duch Boży w pełni wziął je w posiadanie... Taka osoba jest gotowa, przeszkody zniknęły i Bóg potężnie działa w całej jego istocie i poprzez nią” (Williams, str. 62, 63; kursywa oryginalna). Takie „duchowe” podejście nie jest w ogóle chrześcijańskie; jest raczej podejściem buddyzmu zen, wschodniego „mistycyzmu”, hipnozy i spirytyzmu. Taka przesadna bierność jest kompletnie obca duchowości prawosławnej, jest wyłącznie zaproszeniem złych duchów do zwodzenia. Pewien życzliwy obserwator zapisał, że na spotkaniach charyzmatyków, kiedy ludzie mówią językami albo interpretują „wydaje się jakby wchodzili w trans” (Sherrill, str. 87). Ta bierność jest bardzo wyraźna w wielu „charyzmatycznych” wspólnotach, które zupełnie znoszą organizacją Kościoła i każdy ustalony porządek nabożeństw, a robią absolutnie wszystko według wskazań „ducha”.
2. Istnieje też wyraźna „solidarność w wierze” – i to nie tylko solidarność w wierze chrześcijańskiej i nadziei na zbawienie, ale w specyficznej jednomyślności pragnienia i oczekiwania „charyzmatycznych” zjawisk. Jest to regułą we wszystkich spotkaniach „charyzmatycznych”; jednak jeszcze bardziej wyraźna solidarność potrzebna jest do doświadczenia „chrztu w Duchu Świętym”, który jest zwykle dokonywany w małym osobnym pokoiku w obecności niewielu ludzi, którzy przedtem już doświadczyli takiego „chrztu”. Obecność nawet jednej osoby, która miałaby jakieś wątpliwości co do całej praktyki, jest często wystarczająca aby do „chrztu” nie doszło – dokładnie tak samo, jak opisane powyżej złe przeczucia i modlitwa prawosławnego kapłana wystarczyły, aby przerwać bardzo sugestywną iluzję cejlońskiego fakira.
3. Spirytystyczny „magiczny krąg” odpowiada charyzmatycznemu „nakładaniu rąk”, sprawowanemu wyłącznie przez tych, którzy sami doświadczyli „chrztu” wraz z darem języków i którzy służą, według słów samych charyzmatyków, jako kanały Świętego Ducha (Williams, str. 64) – słowo używane przez spirytystów w odniesieniu do mediów.
4. Atmosfera charyzmatyczna, w podobieństwie do spirytystycznej, jest wywoływana poprzez sugestywne hymny i modlitwy, często również przez klaskanie, co daje „efekt narastającego, prawie odurzającego podniecenia” (Sherrill, str. 23).
Wciąż jednak można twierdzić, że wszystkie te podobieństwa pomiędzy mediumizmem a ruchem charyzmatycznym są wyłącznie przypadkowe; rzeczywiście, w celu wykazania, że „odnowa charyzmatyczna” jest faktycznie mediumistyczna musimy określić jakiego rodzaju „duch” jest przekazywany przez „kanały” charyzmatyków. Liczne świadectwa tych, którzy go doświadczyli – i którzy wierzyli, że jest to Duch Święty – wyraźnie wskazują na jego naturę. „Grupa ciaśniej mnie okrążyła. To było tak, jakby uformowali ze swoich ciał rodzaj lejka skupiającego przepływ Ducha, który pulsował na wskroś pomieszczenia. Kiedy tak siedziałam, On ogarnął mnie” (Sherrill, str. 122). Podczas katolickiej modlitwy na spotkaniu charyzmatycznym, „przy wchodzeniu do pomieszczenia silnie uderzała wyraźnie odczuwalna Boża obecność” (Ranaghan, str. 79) (porównaj „wibrującą” atmosferę podczas wielu pogańskich i hinduskich obrzędów; patrz wyżej, rozdział II). Inny człowiek opisuje swoje doświadczenie chrztu: „Uświadomiłem sobie, że Pan przebywa w pokoju i że podchodzi do mnie. Nie mogłem Go zobaczyć ale poczułem jak się przewracam na plecy. Wydawało mi się, jakbym pływał po podłodze...” (Logos Journal, listopad-grudzień, 1971, str. 47). Jeszcze inne podobne przykłady będą przytoczone niżej w dyskusji o zjawiskach fizycznych towarzyszących doświadczeniom „charyzmatycznym”. Te „pulsujące”, „widzialne”, „popychające” duchy, które „nadchodzą” i „spływają” wydają się potwierdzać mediumistyczny charakter ruchu „charyzmatycznego”. Z pewnością Duch Święty nigdy nie mógłby być opisany w taki sposób!
Przypomnijmy sobie osobliwy opis „charyzmatycznego” mówienia językami, jaki już wcześniej przytoczyliśmy; dar ten nie jest dany raz na zawsze podczas inicjacyjnego doświadczenia „chrztu Ducha Świętego”, ale powinien być kultywowany (prywatnie i w grupie) i który ma się stać „niezbędnym elementem” życia religijnego, gdyż inaczej ten „dar” może zaniknąć. Jeden z prezbiteriańskich pisarzy „charyzmatycznych” mówi o specyficznej funkcji tej praktyki w „przygotowywaniu” się do spotkań „charyzmatycznych”: „Zdarza się, że... mała grupa ma spędzić czas na modlitwie w Duchu (tzn. językami). Podczas takich modlitw ogromnie wzrasta poczucie Bożej obecności i potęgi, która przenosi się na zebranych”. I dalej: „Czujemy podczas spotkań, że ta cicha modlitwa w Duchu pomaga nam utrzymać otwartość na obecność Boga... (bo) jeśli ktoś przywyknie do głośnej modlitwy językami... niebawem stanie się możliwe, że sam jego oddech będzie poruszał się we wszystkich tonacjach i językach manifestując tchnienia Ducha, i tym samym jego modlitwa będzie trwała w ciszy, jeszcze głębiej, wewnątrz” (Williams, str. 31). Przypomnijmy sobie, że mówienie językami może być wywołane przez takie sztuczne sposoby jak „mamrotanie” – i dochodzimy do nieuchronnego wniosku, że „charyzmatyczne” mówienie językami nie jest „darem” a pewną techniką, która rozwijana jest przez stosowanie innych technik, które z kolei niosą ze sobą jeszcze inne „dary Ducha”, jeśli ktoś kontynuuje praktykowanie i kultywowanie języków. Czy nie odkryliśmy klucza do rzeczywistych dokonań ruchu charyzmatycznego, polegających głównie na odkryciu nowych technik mediumistycznych, pozwalających na wchodzenie i utrzymanie stanu psychicznego, w którym stają się dostępne cudowne „dary”? Jeśli jest to prawdą, charyzmatyczna definicja „nakładania rąk” – „prosta posługa kapłańska jednej lub więcej osób, które same stały się kanałami Ducha Świętego, dla tych, którzy jeszcze nie są pobłogosławieni”, w którym „ważną rzeczą jest to, że ci, którzy przekazują, sami wcześniej doświadczyli poruszenia Ducha Świętego” (Williams, str. 64) – opisuje dokładnie przechodzenie daru mediumistycznego od tych, którzy już go osiągnęli i sami stali się medium. W ten sposób „chrzest Ducha Świętego” staje się inicjacją mediumistyczną.
W istocie, jeśli przyjmiemy, że „odnowa charyzmatyczna” jest faktycznie ruchem mediumistycznym, coraz więcej rzeczy, które trudno było zrozumieć gdy dotyczyły ruchu chrześcijańskiego, teraz stanie się dla nas oczywistych. Ruch ten pojawia się w Ameryce, gdzie pięćdziesiąt lat wcześniej zrodził się spirytyzm w podobnym klimacie psychologicznym; skostniała i zracjonalizowana wiara protestancka nagle została powalona przez rzeczywiste doświadczenie niewidzialnej „mocy”, która nie mogła być wyjaśniona racjonalnie czy naukowo. Ruch ten najbardziej rozwinął się w tych krajach, gdzie trwają silne tradycje spirytystyczne lub mediumistyczne: przede wszystkim w Ameryce i Anglii, potem w Brazylii, Japonii, na Filipinach oraz w czarnej Afryce. Prawie zupełnie nie znajdujemy przykładów „mówienia językami” w jakimkolwiek chrześcijańskim kontekście przez ponad 1600 lat od czasów św. Pawła (a nawet potem były to zjawiska marginalne i krótkotrwałe, o podłożu histerycznym), dokładnie aż do XX-wiecznego ruchu zielonoświątkowego, jak zauważyli to historycy religijnego „entuzjazmu”44 ; podczas gdy ten „dar” wciąż był udziałem wielu szamanów i czarownic z prymitywnych religii, jak również współczesnych spirytystycznych mediów oraz ludzi opętanych przez demony. „Proroctwa” i „interpretacje” podczas nabożeństw „charyzmatycznych”, jak zobaczymy dalej, są dziwnie szablonowe i stereotypowe w swoim wyrazie, bez ściśle chrześcijańskiej czy prorockiej wymowy. Doktryna podporządkowana jest praktyce; dewiza ruchów mediumistycznych brzmi, jak często powtarzają „charyzmatyczni” entuzjaści: „to działa”; jest to ta sama pułapka do której, jak już zauważyliśmy, prowadzi swe ofiary hinduizm. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że „odnowa charyzmatyczna”, o ile dotyczy to jej praktyk, nosi dużo większe podobieństwo do spirytyzmu i w ogóle do religii niechrześcijańskich niż do Prawosławia. Jednak podamy jeszcze więcej przykładów aby wykazać, że jest to prawdą.
Aż do tego miejsca cytowaliśmy, z wyjątkiem stwierdzeń Dr Kocha, wyłącznie przychylne „odnowie charyzmatycznej” relacje, w których znajdowały się świadectwa ludzi wierzących, że są pod działaniem Ducha Świętego. Teraz przytoczymy świadectwa kilku osób, które opuściły ruch „charyzmatyczny” lub odmówiły przyłączenia się do niego, ponieważ odkryły, że „duch” który go ożywia nie jest Duchem Świętym.
1. „Z Leicester (Anglia) młody mężczyzna donosi co następuje. Razem z przyjacielem od kilku lat byli osobami wierzącymi, kiedy pewnego dnia zostali zaproszeni na spotkanie grupy mówiącej językami. Poddali się atmosferze tego spotkania i niemal natychmiast zaczęli modlić się o drugie błogosławieństwo i o chrzest Ducha Świętego. Po intensywnej modlitwie jakby coś gorącego spłynęło na nich. Poczuli się wewnątrz ogromnie podekscytowani. Przez kilka tygodni rozkoszowali się tym nowym doznaniem, ale pomału te fale wzruszeń osłabły. Mężczyzna, który mi o tym opowiadał zauważył, że utracił wszelką chęć do czytania Pisma Świętego i zaniechał modlitw. Zbadał to doświadczenie pod kątem Pisma Świętego i zdał sobie sprawę, że nie może ono pochodzić od Boga. Okazał skruchę i żałował swojego czynu... Jego przyjaciel jednak praktykował dalej „mówienie językami” co doprowadziło go do upadku. Dzisiaj nie widzi już nawet potrzeby aby trwać w chrześcijaństwie” [Koch, str. 28].
2. Dwóch protestanckich duchownych poszło na modlitewne spotkanie „charyzmatyczne” do kościoła prezbiteriańskiego w Hollywood. „Obydwaj ustaliliśmy wcześniej, że kiedy ktoś zacznie przemawiać w językach zaczniemy modlić się mniej więcej tak: ‘Boże, jeżeli ten dar pochodzi od Ciebie, pobłogosław tego brata, ale jeżeli nie pochodzi ten dar od Ciebie, wtedy każ mu przestać i nie pozwól aby inni modlili się językami w naszej obecności’... Młody człowiek rozpoczął spotkanie krótką modlitwą po której miał nastąpić dar języków. Pewna kobieta zaczęła modlić się płynnie w nieznanym języku bez najmniejszego zająknięcia czy zawahania. Nikt nie dawał interpretacji. Wtedy wielebny B. i ja zaczęliśmy modlić się wcześniej ustalonymi słowami. I co się stało? Nikt więcej już nie mówił językami, mimo że zwykle na tych spotkaniach wszyscy modlą się w nieznanym języku” (Koch, str. 15). Można tutaj zauważyć, że przy braku mediumistycznej solidarności w wierze „dary” nie pojawiły się.
3. „W San Diego w Kalifornii pewna kobieta przyszła do mnie się poradzić. Opowiedziała mi o przykrym doświadczeniu jakie miało miejsce podczas misji prowadzonych przez przedstawiciela ruchu charyzmatycznego. Poszła na to spotkanie i usłyszała tam o konieczności uzyskania daru mówienia językami, i po spotkaniu zezwoliła na położenie na nią rąk aby otrzymać chrzest Ducha Świętego i dar mówienia językami. W tym momencie straciła przytomność i upadła. Gdy przyszła do siebie wciąż leżała na podłodze a jej usta same otwierały się i krzyczały coś automatycznie bez związku. Okropnie się przestraszyła. Kilku ludzi, naśladowców tego kaznodziei, stało dookoła i wołało: ‘O, siostro, jak przepięknie mówisz językami. Otrzymałaś Ducha Świętego’. Ale ofiara tego tak zwanego chrztu Ducha Świętego została wyleczona. Nigdy już nie wróciła do tej grupy mówiących językami. Kiedy przyszła do mnie po radę wciąż cierpiała z powodu przykrych konsekwencji tego ‘duchowego chrztu’” (Koch, str. 26).
4. Prawosławny chrześcijanin z Kalifornii opisuje swoje prywatne zetknięcie się z „przepełnionym duchem” kaznodzieją, który stał na trybunie razem z wiodącymi katolickimi, protestanckimi i zielonoświątkowymi reprezentantami „odnowy charyzmatycznej”: „Przez pięć godzin przemawiał językami i podstępnie nakłaniał zebranych (psychologicznie, hipnotycznie i przez ‘nakładanie rąk’) do otrzymania ‘chrztu Ducha Świętego’. Widok był naprawdę straszny. Kiedy położył on dłonie na naszą przyjaciółkę zaczęła wydawać gardłowe dźwięki, jęczeć, płakać i krzyczeć. Kaznodzieja był tym mile zaskoczony, powiedział, że ona cierpi za innych – wstawiając się za nich. Kiedy ‘położył ręce’ na moją głowę, miałem wyraźne przeczucie obecności zła. Jego ‘języki’ zostały urozmaicone angielskim: ‘Masz dar proroctwa, czuję to. Otwórz tylko usta a proroctwo wypłynie samo. Nie blokuj Ducha Świętego’. Dzięki Bożej łasce trzymałem usta zamknięte, ale jestem zupełnie pewny, że jeżeli bym zaczął mówić, ktoś inny by to zinterpretował”. (prywatna relacja).
5. Czytelnicy The Orthodox Word zapewne pamiętają relację o „czuwaniu modlitewnym” zorganizowanym przez diecezję syryjską Nowego Jorku podczas jej zjazdu w Chicago w sierpniu 1970 roku, gdzie po wytworzeniu emocjonującej i dramatycznej atmosfery młodzi ludzie zaczęli „świadczyć” jak ich prowadzi „duch”. Jednak później kilku obecnych tam ludzi opowiadało, że atmosfera była „mroczna i złowroga”, „dusząca”, „ciemna i zła”, i że przez cudowne wstawiennictwo św. Hermana z Alaski, którego ikona znajdowała się w pokoju, całe spotkanie zostało przerwane a zła atmosfera rozwiała się. (The Orthodox Word, 1970, str. 196-199).
Istnieje wiele innych przypadków, w których ludzie stracili zainteresowanie modlitwą, czytaniem Pisma Świętego i w ogóle chrześcijaństwem, a nawet zaczęli wierzyć, jak jeden student, że „już więcej nie potrzebuje czytać Pisma Świętego; Bóg Ojciec osobiście mu się objawia i przemawia do niego” (Koch, str. 29).
Możemy jeszcze na koniec przytoczyć świadectwa wielu ludzi, którzy nie znaleźli niczego negatywnego czy złego w doświadczeniach „charyzmatycznych”, spróbujmy zbadać sens także i tych świadectw. Jednak, jeszcze przed wyciąganiem wniosków co do dokładnej natury „ducha”, który stoi za zjawiskami „charyzmatycznymi”, na podstawie dotychczas zebranych dowodów możemy już zgodzić się z Dr Kochem: „Ruch charyzmatyczny jest produktem stanów omamowych, poprzez które demony przejawiają swoje moce” (Koch, str. 47). Oznacza to, że ruch który jest z pewnością „omamowy” poddając się działaniom „ducha”, który nie jest Duchem Świętym, nie jest demoniczny w intencjach lub sam w sobie (tak jak współczesny okultyzm czy satanizm), ale przez swą naturę naraża się szczególnie na oczywiste przejawy sił demonicznych, które czasami faktycznie się pojawiają.
Książkę tę przeczytało kilka osób uczestniczących w „odnowie charyzmatycznej”; wiele z nich opuściło potem ten ruch, uznając że duch którego doświadczali w seansach „charyzmatycznych” nie był Duchem Świętym. Komuś zaangażowanemu w ruch charyzmatyczny, kto właśnie w tej chwili czyta tę książkę chcielibyśmy powiedzieć: Jesteś zapewne przekonany, że twoje doświadczenia w ruchu „charyzmatycznym” były w większości czymś dobrym (nawet jeżeli masz jakieś zastrzeżenia co do niektórych doświadczeń czy rzeczy, które się pojawiały); z pewnością trudno jest ci uwierzyć, że są w nich elementy demonicznego zwodzenia. Sugerując, że ruch „charyzmatyczny” jest ruchem o podłożu mediumistycznym nie mamy zamiaru zaprzeczać całości twoich przeżyć i doświadczeń. Jeśli uświadomiłeś sobie konieczność pokuty za swoje grzechy, prawdę że Jezus Chrystus jest Zbawicielem ludzkości, czy też potrzebę szczerej miłości do Boga i bliźniego – wszystko to jest z całą pewnością dobre i nie powinno być odrzucone w momencie opuszczenia ruchu „charyzmatycznego”. Ale jeżeli uważasz, że twoje „mówienie językami” czy „prorokowanie” czy cokolwiek innego „nadnaturalnego”, czego mogłeś doświadczyć, pochodzi od Boga – w takim razie ta książka powinna być dla ciebie drogowskazem do świata prawdziwych chrześcijańskich przeżyć duchowych, które są znacznie głębsze niż te, których doświadczałeś do tej pory; powinieneś odkryć, że sztuczki diabła są dużo bardziej subtelne niż mogłeś to sobie wyobrazić, że gotowość naszej upadłej natury ludzkiej do brania iluzji z prawdę, do mylenia pociech emocjonalnych z doświadczeniami duchowymi, jest dużo większa niż myślałeś. W następnym rozdziale zajmiemy się tym szczegółowo.
Jeśli chodzi o dokładną naturę „daru języków”, który obecnie jest praktykowany, prawdopodobnie nie można podać prostego wytłumaczenia. Wiemy dość dobrze, że w ruchu zielonoświątkowym tak jak w spirytyzmie, elementy oszustwa i sugestii grają nie małą rolę, w kołach „charyzmatycznych” stosuje się nieraz ogromną presję, która wymusza pojawienie się określonych efektów. Tak więc jeden z członków większego charyzmatycznego „Ruchu Jezusa” wyznał, że kiedy mówił językami: „mamrotał grupy wyrazów po uprzednim emocjonalnym przygotowaniu”, a inny otwarcie przyznaje: „Kiedy już zostałem chrześcijaninem ludzie wokoło powiedzieli mi, że muszę to zrobić. Więc modliłem się, żebym mógł mówić językami, i starałem się jak najlepiej ich naśladować aby myśleli, że otrzymałem dar” (Ortega, str. 49). Wiele z tych „języków” było w takim razie niewątpliwie nieprawdziwych, a w najlepszym razie było efektem sugestii w stanach emocjonalnych bliskich histerii. Jednak istnieją też dokładnie udokumentowane przypadki mówienia w niewyuczonych językach (Sherrill, str. 90-95); jest też wiele świadectw mówiących o łatwości, o pewności i spokoju (bez żadnych stanów histerycznych) z jakimi mogli wejść w stan „mówienia językami”; jest też wyraźnie nadnaturalny charakter podobnego zjawiska „śpiewania językami”, gdzie „duch” poddaje również melodię, i kiedy pozostali włączą się do tego śpiewu daje to efekt, który jest rozmaicie opisywany, jako „niesamowity ale niezwykle piękny” (Sherrill, str. 118) oraz „niewyobrażalny, po ludzku niemożliwy” (Williams, str. 33). Widzimy zatem, że najwyraźniej wiele zjawisk współczesnego „daru języków” nie może być wyjaśnionych wyłącznie psychologiczne czy emocjonalne. Jeżeli nie jest on dziełem Ducha Świętego – a już do tej pory jest to zupełnie jasne, że nie jest – więc dzisiejsze „mówienie językami”, jako autentyczny „nadnaturalny” fenomen, może być wyłącznie przejawem jakiegoś innego ducha.
Aby zidentyfikować bardziej dokładnie tego „ducha” oraz aby zrozumieć ruch „charyzmatyczny” w pełni, nie tylko pod kątem tego fenomenu ale też jego „duchowość”, zwróćmy się bardziej głęboko do źródeł Tradycji prawosławnej. Przede wszystkim musimy powrócić do nauk prawosławnej tradycji ascetycznej, które były już omawiane w tej serii artykułów, przy wyjaśnianiu siły z jaką hinduizm więzi swoich wyznawców poprzez prelest’, czyli duchowe oszustwo.
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:49, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 11:49, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
5. Duchowe zwodzenie
Koncepcja prelesti, klucz w ascetycznym nauczaniu prawosławnym, jest kompletnie nieobecna w protestancko-katolickim świecie, który wytworzył ruch „charyzmatyczny”. Ten fakt wyjaśnia dlaczego tak oczywiste oszustwo mogło tak poważnie zwieść kręgi nominalnych „chrześcijan”, a także dlaczego taki „prorok” jak Mikołaj Bierdiajew, pochodzący ze środowiska prawosławnego, uważał za absolutnie niezbędne, aby w „nowym wieku Ducha Świętego” „nie wracano już więcej do nauk ascetycznych”. Powód jest oczywisty: tylko przez ascetyczne nauczanie prawosławne człowiek, który otrzymał Ducha Świętego podczas swego Chrztu i Bierzmowania, może w swoim życiu zdobywać prawdziwe dary Ducha Świętego; poucza ono jak rozpoznać i ustrzec się przed duchowym oszustwem. „Nowa duchowość” o której marzył Bierdiajew, i którą „ruch charyzmatyczny” obecnie urzeczywistnia, posiada zupełnie inny fundament i wygląda na zwykłe oszustwo w świetle prawosławnego nauczania ascetycznego. Dlatego nie ma miejsca na dwie koncepcje w tym samym duchowym świecie; albo zaakceptujemy „nową duchowość odnowy charyzmatycznej”, albo chrześcijaństwo prawosławne, konsekwentnie aby pozostać prawosławnym chrześcijaninem musimy odrzucić „odnowę charyzmatyczną”, która jest fałszowaniem Prawosławia.
Aby uczynić to zupełnie jasnym przytoczymy teraz nauczanie Cerkwi Prawosławnej na temat duchowego zwodzenia, głównie z pism XIX-wiecznego podsumowania tej nauki sporządzonego przez św. biskupa Ignacego Brianczaninowa, współczesnego ojca Cerkwi, z pierwszego tomu jego prac zebranych.
Istnieją dwie zasadnicze formy duchowego oszustwa. Pierwsza i bardziej spektakularna forma pojawia się, kiedy ktoś dąży do wyższych stanów duchowych czy też duchowych wizji bez oczyszczenia z pożądliwości i polega wyłącznie na własnych sądach. Diabeł udziela takim ludziom wspaniałych „wizji”. Istnieje wiele tego typu przykładów w żywotach świętych, które są jednym z głównych źródeł prawosławnego nauczania ascetycznego. Tak więc św. Nikita, biskup Nowogrodu (31 styczeń) wbrew radzie swojego przełożonego i nieprzygotowany duchowo, rozpoczął życie pustelnicze i od razu zaczął słyszeć głos, który razem z nim wspólnie się modlił. Potem przemówił „Pan” do niego i posłał „anioła” aby modlił się zamiast niego, oraz by pouczył go, żeby zamiast odprawiać modlitwy czytał książki, by móc nauczać ludzi, którzy będą do niego przychodzić. Nikita tak uczynił, wciąż widząc blisko siebie modlącego się „anioła”, a przychodzący do niego ludzie zdumieni byli jego duchową mądrością i „darami Ducha Świętego”, które wydawało się, że posiadł, włącznie z „darem” przepowiadania przyszłości, a przepowiednie jego zawsze się sprawdzały. Oszustwo trwało do momentu, kiedy ojcowie z monasteru odkryli jego awersję do Nowego Testamentu (mimo że Stary Testament, którego nigdy przedtem nie czytał, mógł cytować z pamięci), i dzięki ich modlitwom został doprowadzony do pokuty, a jego „cuda” skończyły się; później osiągnął prawdziwą świętość. Znowu św. Izaak Zatwornik Pieczerski z Kijowa (14 luty) zobaczył wielką światłość i „Chrystus” pojawił się przed nim z „aniołami”; kiedy św. Izaak nie czyniąc znaku krzyża pokłonił się przed „Chrystusem” demony nabrały mocy nad nim i dziko z nim zatańczyły, porzucając go w końcu prawie martwego. Również on później osiągnął prawdziwą świętość. Istnieje wiele bardzo podobnych przypadków, kiedy „Chrystus” z „aniołami” pojawiał się przed pustelnikami objawiając niesłychane moce i „dary Ducha Świętego”, które często doprowadzały ostatecznie oszukanych ascetów do obłędu lub samobójstwa.
Jest jeszcze inna bardziej powszechna, mniej spektakularna forma duchowego oszustwa, ofiarująca swoim ofiarom zamiast wspaniałych wizji bardzo podniosłe „życie religijne”. Pojawia się ono, jak opisuje je św. biskup Ignacy „kiedy serce pragnie i dąży do przyjemnych świętych i boskich doznań, podczas gdy zupełnie jest do tego niezdolne. Każdy kto nie posiada skruszonego ducha, kto znajduje w sobie każdy rodzaj cnót, kto nie trzyma się niezłomnie nauki Cerkwi Prawosławnej ale w jakiejś kwestii lub tradycji ma swój własny arbitralny sąd albo poszedł za nauką nieprawosławną – znajduje się w tym stanie oszustwa”. Kościół Katolicki posiada całe podręczniki duchowe napisane przez ludzi znajdujących się w tym stanie, na przykład Tomasza Kempisa O naśladowaniu Chrystusa. Św. biskup Ignacy pisze o niej: „Panuje w tej książce i tchnie z jej kart oszustwo złego ducha, który pochlebia czytelnikowi i odurza go... Książka prowadzi czytelnika prosto do pełnej jedności z Bogiem bez wcześniejszego oczyszczenia przez pokutę... Przez to cieleśni ludzie wpadają w zachwyt osiągniętym bez wysiłku odurzeniem, bez samowyrzeczenia, bez pokuty, bez ukrzyżowania ciała razem z namiętnościami i pożądaniami (Gal 5:24), wraz z pochlebstwami tego upadłego stanu. Rezultatem tego, jak pisze45 I. M. Koncewicz, wielki popularyzator nauk patrystycznych, jest: „asceta, który dążyłby do rozpalenia w swoim sercu miłości do Boga przy jednoczesnym zaniedbywaniu pokuty, który stara się osiągnąć uczucie przyjemności i ekstazy, a jako rezultat osiąga dokładnie coś odwrotnego, bo ‘wchodzi w łączność z szatanem i staje się zarażony nienawiścią do Ducha Świętego’ (św. biskup Ignacy)”.
Jest to właśnie aktualny stan w którym znajdują się naśladowcy „odnowy charyzmatycznej”, niczego nawet nie podejrzewając. Będzie to jeszcze bardziej jasne po zbadaniu ich doświadczeń i poglądów, punkt po punkcie, odnosząc je do nauki Ojców Cerkwi prezentowanej przez św. biskupa Ignacego.
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:52, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 11:55, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
A. Dążenie do „duchowych” doświadczeń
Nie posiadając żadnego lub tylko niewielkie umocowanie w prawdziwych źródłach chrześcijańskiego życia duchowego – świętych tajemnicach Cerkwi, duchowych naukach przekazanych przez świętych Ojców od Chrystusa i Jego Apostołów – uczestnicy ruchu „charyzmatycznego” w żaden sposób nie potrafią odróżnić łaski Boga od jej fałszywej podmiany. Wszyscy „charyzmatyczni” pisarze wykazują, w mniejszym lub większym stopniu, brak ostrożności i rozeznania we własnych doświadczeniach. Niektórzy katoliccy charyzmatycy, dla pewności „egzorcyzmują szatana” przed prośbą o „chrzest Ducha Świętego”; ale skuteczność tego aktu, jak wkrótce wykażemy na podstawie ich własnych świadectw, jest podobna do tej przeprowadzonej przez żydów w Dziejach Apostolskich (19:15), do których wyrzucany zły duch odpowiedział: Znam Jezusa, znam również Pawła, a wy coście za jedni? Św. Jan Kasjan, wielki prawosławny Ojciec Zachodu z V wieku, z wielką wnikliwością piszący o dziełach Ducha Świętego w swojej konferencji „Dary Boże” zauważa: „czasami demony (działają cuda) po to, aby umocnić pychę w człowieku, który uwierzył, że posiadł cudowne dary, i w ten sposób szykują dla niego jeszcze bardziej gorszący upadek. Udają, że są palone i wyrzucane z ciał ludzi w których zamieszkują z powodu rzekomej świętości tych ludzi, o których dobrze wiedzą, że są grzesznikami... W Ewangelii czytamy: Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy...”46
XVIII-wieczny szwedzki „wizjoner”, Emanuel Swedenborg, osobliwy prekursor współczesnego okultyzmu i odnowy „duchowej”, doświadczał intensywnych wizji wielu istot duchowych, które często widywał i z którymi się komunikował. Rozróżniał dwa rodzaje duchów, „dobre” i „złe”; jego doświadczenia zostały niedawno potwierdzone przez odkrycia pewnego psychologa klinicznego w badaniach dotyczących pacjentów z „halucynacjami” w stanowym szpitalu psychiatrycznym w Ukiah, Kalifornia. Psycholog ten potraktował poważnie głosy słyszane przez pacjentów i podjął serię „rozmów” z nimi (przy pośrednictwie samych pacjentów). Doszedł do wniosku, podobnie jak Swedenborg, że istnieją dwa bardzo różniące się rodzaje „istot”, które kontaktowały się z pacjentami: „wyższe” i „niższe”. Według jego własnych słów: „głosy niższego rodzaju podobne są do pijaków z baru, którzy lubią dokuczać i dręczyć dla samej przyjemności. Proponują one sprośne czyny by besztać potem pacjentów za myślenie o nich. Znajdują słaby punkt w osobowości a potem bez końca nad nim pracują... Słownictwo i zakres pojęć istot niższego rodzaju są ograniczone, ale jest w nich stale obecne pragnienie niszczenia... Skupiają się nad każdą słabością i ufnością, przypisują sobie budzące respekt moce, kłamią, obiecują a potem podkopują wolę pacjentów... Wszystkie istoty niższego rzędu są areligijne lub antyreligijne... Jednej osobie pojawiły się jako tradycyjne diabły i przedstawiały się jako demony...
Ich zupełnym przeciwieństwem są rzadsze halucynacje wyższego rodzaju... To przeciwieństwo może być zilustrowane przez przeżycia pewnego człowieka. Słyszał on kiedyś istoty niższego rodzaju kłócące się przez długą chwilę o to, jak mogłyby go zamordować. (Ale) potem w nocy objawiło mu się światło, podobne do słońca. Wiedział, że jest to inny rodzaj wizji, ponieważ światło szanowało jego wolność i wycofałoby się, gdyby się przestraszył... Kiedy postanowił zbliżyć się do tego przyjaznego słońca, wszedł do świata potężnych i tajemniczych zjawisk... [Pewnym razem] pojawiła się bardzo potężna i imponująca postać podobna do Chrystusa... Niektórzy pacjenci doświadczali w różnych momentach zarówno istot niższego jak i wyższego rodzaju i czuli się schwytani pomiędzy ich prywatnym niebem i piekłem. Wielu znało tylko ataki niższego rodzaju. Ten wyższy rodzaj istot twierdził, że ma władzę nad niższym rodzajem istot i czasami rzeczywiście demonstrował ją, jednak w większości przypadków nie na tyle aby przywrócić równowagę w umysłach pacjentów... Istoty wyższego rodzaju wydawały się dziwnie utalentowane, wrażliwe, mądre i religijne”47 .
Każdy czytelnik żywotów świętych oraz innej duchowej literatury prawosławnej wie, że wszystkie te duchy – zarówno „dobre” jak i „złe”, te „niższe” z „wyższymi” – tak samo są demonami, i że odróżnienie prawdziwych dobrych duchów (aniołów) od złych duchów nie może być przeprowadzone na podstawie czyichś osobistych odczuć i wrażeń. Szeroko rozpowszechniona praktyka „egzorcyzmów” w kołach „charyzmatyków” nie daje żadnej gwarancji czy jakikolwiek zły duch zostanie wyrzucony; egzorcyzmy są również bardzo powszechne (i pozornie skuteczne) wśród prymitywnych szamanów48, którzy również rozpoznają różne rodzaje duchów – wszystkie one są jednak tylko demonami, nawet gdy wydają się uciekać podczas egzorcyzmów lub gdy wywoływane pojawiają się i oferują moce szamanistyczne.
Nikt nie zaprzeczy, że ruch „charyzmatyczny” w całości jest nastawiony stanowczo przeciwko współczesnemu okultyzmowi czy satanizmowi. Jednak bardziej subtelne złe duchy pojawiają się jako „anioły światłości” (2 Kor 11:14), dlatego potrzebny jest wielki dar rozróżniania duchów, wraz z głęboką nieufnością co do wszystkich nadzwyczajnych doświadczeń „duchowych”, aby nie zostać zwiedzionym. W obliczu subtelnego, niewidzialnego wroga, który toczy niewidoczną wojnę przeciwko rodzajowi ludzkiemu, naiwne i ufne podejście do doświadczeń większości ludzi zaangażowanych w ruch „charyzmatyczny” jest jawnym zaproszeniem do zwodzenia duchowego. Pewien pastor na przykład doradzał medytacje nad tekstami Pisma a potem zapisywanie każdej myśli pojawiającej się po ich czytaniu: „Jest to osobisty przekaz Ducha Świętego dla ciebie” (Christenson, str. 139). Jednak każdy poważny uczeń duchowości chrześcijańskiej wie, że „na samym początku życia monastycznego wiele duchów nieczystych szkoli [nowicjuszy] w interpretowaniu Boskich Pism... stopniowo oszukując ich tak, że mogą ich doprowadzić do herezji i bluźnierstwa” (Drabina św. Jana, stopień 26:152).
Niestety, postawa prawosławnych naśladowców „odrodzenia charyzmatycznego” wydaje się niewiele różnić od postawy katolików czy protestantów. Najwyraźniej nie znają oni ani prawosławnych Ojców, ani żywotów świętych, a kiedy już cytują czasem jakiegoś Ojca, jest to często zdanie wyrwane z kontekstu (zobacz później przykłady cytatów ze św. Serafina). Urok „odnowy charyzmatycznej” leży głównie w doświadczeniu. Pewien prawosławny kapłan napisał: „Niektórzy ośmielają się nazywać te doświadczenia ‘prelest’ – duchową pychą. Ale żaden z tych którzy w ten sposób spotkali Pana nie może już popaść w takie złudzenie” (Logos, kwiecień, 1972, str. 10). Tylko niewielu prawosławnych chrześcijan jest w stanie rozróżnić bardzo subtelne formy duchowego zwodzenia (gdzie na przykład „pycha” może przyjąć formę „pokory”) wyłącznie na podstawie własnych odczuć, bez odniesienia się do tradycji patrystycznej; tylko ten, kto już całkiem przyswoi sobie tradycję patrystyczną i stosuje ją w swoich myślach i czynach, oraz osiągnął wielką świętość, może się na to odważyć.
Jak prawosławni chrześcijanie są przygotowani na uniknięcie zwodzenia? Mają oni całość Bogiem natchnionych ksiąg patrystycznych, które łącznie z Pismem Świętym prezentują naukę Cerkwi Chrystusowej przez 1900 lat, która uwzględnia i tłumaczy praktycznie każde wyobrażalne duchowe i pseudoduchowe doświadczenie. Później zobaczymy też, że ta tradycja posiada wyraźny i wnikliwy osąd najważniejszej kwestii podnoszonej przez ruch „charyzmatyczny”, dotyczącej możliwości nowego szerokiego „rozlania Ducha Świętego” w dniach ostatnich. Ale jeszcze przed zasięgnięciem rady Ojców dotyczącej tak postawionego problemu trzeba zaznaczyć, że prawosławni chrześcijanie chronieni są przez zwodzeniem przez samą wiedzę, że takie zwodzenie nie tylko istnieje, ale obecne jest wszędzie, również w nas samych. Św. biskup Ignacy pisał: „Wszyscy jesteśmy zwodzeni. Wiedza o tym w największym stopniu zapobiega zwodzeniu. Natomiast największą ułudą jest uważać się za wolnego od zwodzenia”. Zacytował on św. Grzegorza z Synaju, który ostrzegał nas: „Nie jest to mały trud aby osiągnąć doskonałą prawdę i oczyścić się ze wszystkiego co sprzeciwia się łasce; ponieważ jest rzeczą niespotykaną aby demony ujawniały swoje oszustwa, zwłaszcza początkującym, oferując pod pozorem prawdy i szatą duchową samo zło”. Oraz „Bóg nie gniewa się na tego, kto bojąc się zwiedzenia pilnuje się niezwykle uważnie, nawet gdyby nie przyjął czegoś, co zesłane było od Boga... Przeciwnie, Bóg chwali takich ludzi dla ich zdrowego rozsądku”.
W ten sposób kompletnie nieprzygotowany na duchową wojnę, nieświadomy istnienia takich rzeczy jak duchowe oszustwa najbardziej subtelnego rodzaju (w przeciwieństwie do oczywistych form okultyzmu), katolicy i protestanci, jak również niedoinformowani prawosławni chrześcijanie, chodzą na spotkania modlitewne aby „ochrzcić się (lub napełnić się) w Duchu Świętym”. Atmosfera tych spotkań jest niezmiernie luźna, rozmyślnie zostawia się „wolne” miejsce na działalność „ducha”. Oto w jaki sposób katolicy (uważani za bardziej ostrożnych od protestantów) opisują niektóre ze swoich spotkań: „Wydaje się, że nie ma żadnych ograniczeń, żadnych zahamowań... Siadamy ze skrzyżowanymi nogami na podłodze. Panie w spodniach. Mnich w białym habicie. Palacze papierosów. Miłośnicy kawy. Każdy modli się po swojemu... Zdałem sobie sprawę, że ci ludzie świetnie bawią się na modlitwie! Czy właśnie to mieli na myśli mówiąc, że Duch Święty zamieszkał wśród nich?” Inne katolickie spotkanie charyzmatyczne „pominąwszy fakt, że nikt nie pił, wyglądało zupełnie jak impreza alkoholowa” (Ranaghan, str. 157, 209). Podobnie na międzywyznaniowych spotkaniach „charyzmatycznych” atmosfera jest dostatecznie nieformalna i nikogo nie dziwi, kiedy „duch” podczas ataku powszechnego płaczu pobudza starsze kobiety, aby wstały i zaczęły tańczyć gigę (Sherrill, str. 118). Dla poważnych prawosławnych chrześcijan pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy w tej atmosferze jest zupełny brak tego, co znają ze swoich własnych nabożeństw, czyli prawdziwej pobożności i szacunku, które pochodzą z bojaźni Bożej. Te pierwsze wrażenia są zadziwiająco dokładnie potwierdzone przez obserwacje naprawdę przedziwnych rzeczy dokonanych przez „ducha” charyzmatycznego schodzącego w tę luźną atmosferę. Zbadamy teraz kilka z tych zjawisk, stawiając je pod osąd świętych Ojców Cerkwi Chrystusa.
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:53, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 12:09, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
B. Zjawiska fizyczne towarzyszące przeżyciom „charyzmatycznym”
Jedną z najbardziej powszechnych reakcji na doświadczenie „chrztu Ducha Świętego” jest śmiech. Pewien katolik wyznaje: „Byłem tak radosny, że wszystko, co mogłem uczynić to leżeć na podłodze i śmiać się” [Ranaghan, str. 28]. Inny katolik wspomina: „Pamiętam, że poczucie obecności i miłości Bożej było tak silne, że siedziałem w kaplicy przez pół godziny śmiejąc się bez przerwy z radości wywołanej Bożą miłością” (Ranaghan, str. 64). Pewien protestant wyznaje: podczas „chrztu” „zacząłem się śmiać... Chciałem tylko śmiać się i śmiać, jak ktoś, kto czuje się tak wspaniale, że nie może nawet o tym mówić. Trzymałem się za boki i śmiałem się do rozpuku” (Sherrill, str. 113). Inny protestant: „Nowy język, który został mi dany zmieszał się z falami wesołości, w której wszystkie moje lęki się rozwiały. Był to język śmiechu” (Sherrill, str. 115). Prawosławny kapłan, o. Euzebiusz Stephanou pisze: „Nic nie mogłem poradzić, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i że w każdej chwili mogłem wybuchnąć śmiechem – śmiechem Ducha Świętego, który wywołuje odświeżające odprężenie” (Logos, kwiecień, 1972, str. 4).
Dużo, dużo przykładów można zebrać na tę naprawdę przedziwną reakcję na „duchowe” doznania, a pewni „charyzmatyczni” apologeci wypracowali nawet całą filozofię „duchowej radości” i „Bożego szaleństwa”, aby ten fenomen wyjaśnić. Ale ta filozofia w najmniejszym stopniu nie jest chrześcijańska; nikt nie słyszał o koncepcji „śmiechu Ducha Świętego” w całej historii nauki i praktyki Cerkwi Prawosławnej. Widzimy na tym przykładzie chyba najwyraźniej, że „odnowa charyzmatyczna” jest ruchem w swoim religijnym wymiarze kompletnie niechrześcijańskim; doświadczenie śmiechu jest czysto doczesne i pogańskie, gdyż nie można wytłumaczyć go jedynie stanem emocjonalnej histerii (dla o. Euzebiusza rzeczywiście śmiech zapewnia „ulgę” i „uwolnienie” od „głębokiego poczucia samo-świadomości i skrępowania” oraz „pustki uczuciowej”), może być tylko spowodowane pewnym stopniem „opętania” przez jednego lub wielu pogańskich bogów, którzy w Cerkwi Prawosławnej noszą miano demonów. Na przykład porównywalnym doświadczeniem jest „inicjacja” pogańskich szamanów eskimoskich: nie znajdując inicjacji, „wybuchałem czasem płaczem i czułem się bardzo nieszczęśliwy nie wiedząc dlaczego. Potem bez wyraźnego powodu całkowicie mogłem się zmienić i nagle odczuć wielką, niewytłumaczalną radość, radość tak ogromną, że nie mogłem jej pohamować, musiałem wyśpiewać pieśń, potężną pieśń, w której jedynym słowem było: radość, radość! Musiałem używać całej siły mojego głosu. I właśnie wtedy, podczas tego ataku tajemniczego i obezwładniającego zachwytu zostałem szamanem... Mogłem widzieć i słyszeć w zupełnie inny sposób. Osiągnąłem oświecenie... nie byłem tylko ja sam, kto mógł widzieć poprzez ciemności życia, ale to samo jasne światło również świeciło ze mnie... i wszystkie duchy ziemi, nieba i morza przyszły teraz do mnie i stały się moimi pomocniczymi duchami” (Lewis, Ecstatic Religion, str. 37).
Nie ma w tym nic dziwnego, że niczego nie spodziewający się „chrześcijanie”, którzy z rozmysłem otwierają się na podobne pogańskie doświadczenia, będą wciąż interpretować je jako „chrześcijańskie”; psychologicznie są bowiem wciąż chrześcijanami, mimo że duchowo weszli już do rzeczywistości o całkowicie niechrześcijańskim światopoglądzie i praktyce. Jaki jest sąd prawosławnej tradycji ascetycznej na temat czegoś takiego jak „śmiech Ducha Świętego”? Święci Warsonofiusz i Jan, pustelnicy z VI wieku, dają jednoznaczną prawosławną naukę odpowiadając pewnemu mnichowi, który męczył się nad tą kwestią (Odpowiedź 451): „W bojaźni Bożej nie ma śmiechu. Pismo powiada o głupcach, że śmieją się głośno (Syr 21:20); a słowa głupców są zawsze chaotyczne i pozbawione łaski”. Św. Izaak Syryjczyk równie jasno naucza: „Śmiech i poufałość są początkiem upadku duszy. Jeśli dostrzeżesz je w sobie, wiedz, że wstąpiłeś właśnie do otchłani piekielnych. Nie ustawaj w modlitwie aby Bóg wydostał cię z tej śmierci… Śmiech pozbawia nas tego błogosławieństwa, które przeznaczone jest dla płaczących (Mt 5:4) i rozprasza to, co zostało zgromadzone. Śmiech obraża Ducha Świętego, nie daje duszy żadnej korzyści, hańbi ciało. Śmiech przepędza cnoty, nie ma w nim myśli o śmierci i przyszłych mękach” (Filokalia, Moskwa 1913, tom II, str. 448). Widzimy teraz jasno.
Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:59, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 12:15, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
VIII. Zakończenie: Duch czasów ostatecznych
1. „Odnowa charyzmatyczna” jako znak czasów
Przy końcu tego wieku nie zabraknie proroków Boga, jak również sług szatana. Jednak w czasach ostatecznych ci, którzy prawdziwie służą Bogu będą całkowicie ukryci przed ludźmi i nie będą wykonywać wśród nich znaków i cudów, tak jak w czasie obecnym, ale będą szli wąską ścieżką pokory, ale w Królestwie Niebieskim będą oni więksi niż Ojcowie, którzy byli wysławiani z powodu cudów. Bo w tym czasie nikt nie będzie działał cudów przed oczyma ludzi, które by pobudzały ludzi i inspirowały ich do dążenia z zapałem do trudu ascezy... Wielu ogarniętych ignorancją upadnie do czeluści, idąc na zatracenie po szerokiej i przestronnej drodze.
Proroctwo św. Nifonta z Konstancji z Cypru
A. „Duch Święty bez Chrystusa”
Dla prawosławnych chrześcijan współczesny „dar języków”, jak ten opisany w Nowym Testamencie, jest również „znakiem”; jednak teraz jest znakiem nie początku głoszenia Dobrej Nowiny o zbawieniu dla wszystkich ludzi, ale jej końca. Poważny prawosławny chrześcijanin bez trudu zgodzi się z apologetami „odnowy charyzmatycznej”, że to nowe „rozlanie ducha” może rzeczywiście oznaczać, że „koniec wieku jest tuż” (o. Euzebiusz Stephanou w Logos, kwiecień 1972, str. 3). Duch wyraźnie mówi o tym, że w czasach ostatnich niektórzy odstąpią od wiary, ulegając zwodniczym duchom i naukom szatańskim (1 Tm 4:1). W ostatnich dniach zobaczymy duchy czyniące znaki – demony (Ap 16:14).
Pismo Święte i Ojcowie Cerkwi jasno mówią nam, że charakter czasów ostatecznych z pewnością nie będzie wielką duchową „odnową” przez „rozlanie Ducha Świętego”, ale raczej jednym powszechnym odstępstwem, czasami duchowego zwodzenia tak subtelnego, że nawet wybrani, jeśli jest to możliwe, byliby zwiedzeni, czasami praktycznego zniknięcia chrześcijaństwa z powierzchni ziemi. Ale czy Syn Człowieczy, kiedy przyjdzie, znajdzie wiarę na ziemi? [Łk 18:8]. Właśnie w czasach ostatecznych szatan będzie uwolniony (Ap 20:3) aby dokonał ostatniego i największego wylania się zła na ziemię.
„Odnowa charyzmatyczna”, produkt świata bez sakramentów, bez łaski, świata spragnionego duchowych „znaków” nie będąc w stanie rozeznawać duchów, które stoją za tymi „znakami”, sama jest „znakiem” czasów wielkiego odstępstwa. Ruch ekumeniczny sam w sobie zawsze będzie ruchem „dobrych intencji”, ograniczonym do humanitarnych „dobrych uczynków”; jednak kiedy przyłączy się do ruchu z „mocą”, rzeczywiście towarzyszyć mu będą za sprawą szatana cuda kłamliwe, znaki i dziwy (2 Tes 2:19); kto potem będzie w stanie to powstrzymać? „Odnowa charyzmatyczna” pojawiła się aby uratować kulejący ekumenizm i popchnąć go we właściwym kierunku do celu. A cel ten, jak widzimy, nie jest jedynie „chrześcijańskiej” natury – „ponowne założenie Cerkwi Chrystusa”, aby użyć tej bluźnierczej wypowiedzi Patriarchy Konstantynopola Atenagorasa – co jest tylko pierwszym krokiem do większego celu, który leży zupełnie poza granicami chrześcijaństwa, a jest nim ustanowienie „duchowej jedności” wszystkich religii i całej ludzkości.
Jednak uczestnicy „odnowy charyzmatycznej” wierzą, że ich przeżycia są „chrześcijańskie”; nie zajmują się przecież wcale okultyzmem czy wschodnimi religiami; bez wątpienia również całkowicie odrzucają prezentowane w tej książce całe porównanie „odnowy charyzmatycznej” ze spirytyzmem. Jest już zupełnie jasne, że religijnie „odnowa charyzmatyczna” stoi na wyższym poziomie niż spirytyzm, który jest efektem ogromnej łatwowierności i przesądności; że jej techniki są bardziej wyrafinowane a jej efekty częściej występujące i łatwiej osiągalne; jest to cała ideologia dająca złudzenie bycia „chrześcijaninem” – nie prawosławnym, lecz czymś w rodzaju fundamentalistycznego protestanta z dodatkiem „ekumenicznego” zabarwienia.
Widzieliśmy też, że przeżycia „charyzmatyczne”, a szczególnie centralne doświadczenie „chrztu Ducha Świętego” są w dużej mierze, jeśli nie całkowicie, doświadczeniem pogańskim, dużo bliższym do „opętania przez duchy” niż do czegokolwiek chrześcijańskiego. Wiemy też, że Zielonoświątkowcy powstali na obrzeżach sekt chrześcijańskich, gdzie niewiele pozostało z autentycznych chrześcijańskich poglądów i wierzeń, w wyniku religijnego eksperymentu, w którym chrześcijanie nie brali udziału. Ale całkiem niedawno można było znaleźć jasne świadectwo niechrześcijańskiego charakteru przeżyć ”charyzmatycznych” w słowach „charyzmatycznych” apologetów. Ci apologeci oznajmiają nam, że doświadczenie „chrztu Ducha Świętego” rzeczywiście można przyjąć bez udziału Chrystusa.
Pewien pisarz opowiada historię mężczyzny, który otrzymał „chrzest” wraz z mówieniem językami i zachęcał wszystkich, aby sami tego doświadczyli. Przyznał on jednak, że pokuta nie była częścią tego doznania i że nie tylko nie pozbył się swoich grzesznych przyzwyczajeń, ale nawet nie miał szczególnej ochoty, aby się od nich uwolnić. Pisarz kończy następująco: „Doświadczenie Ducha Świętego bez pokuty – doświadczenie Ducha Świętego bez Chrystusa – oto czego niektórzy dzisiaj doświadczają. Słyszeli o językach, chcą identyfikować się z tymi przeżyciami, więc poszukują kogoś, kto mógłby położyć na nich ręce, aby szybko, tanio i z łatwością otrzymać te dary, które omijają Chrystusa i Jego Krzyż”. Jednocześnie autor stwierdza, że mówienie językami jest niezaprzeczalnie „pierwszą konsekwencją lub potwierdzeniem chrztu w Duchu Świętym” (Harry Lunn, Logos Journal, listopad-grudzień 1971, str. 44, 47).
Ci, którzy te przeżycia opisują przy pomocy pojęć chrześcijańskich zakładają, że „chrzest Ducha Świętego” jest doświadczeniem chrześcijańskim. Jednak jeżeli może on być dany komuś, kto jedynie poszukuje tanich i łatwych ciekawych przeżyć – nie ma w takim razie żadnej potrzeby, aby łączyć to doświadczenie z Chrystusem. Sama możliwość doświadczenia „Ducha Świętego bez Chrystusa” oznacza, że doświadczenie samo w sobie może być w ogóle nie chrześcijańskie; natomiast chrześcijanie, często szczerze i w dobrej wierze odczytują w tych doświadczeniach kontekst chrześcijański, którego tam wcale nie ma.
Czy nie mamy tutaj wspólnego mianownika dla „duchowych doświadczeń”, które potrzebne są w nowej religii światowej? Czy nie jest to klucz do „duchowej jedności” ludzkości, której wciąż poszukuje ruch ekumeniczny?
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:32, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 12:19, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
B. „Nowe chrześcijaństwo”
Mogą być i tacy, którzy będą wątpić, że „odnowa charyzmatyczna” jest formą mediumizmu; że wyłącznie drugorzędną kwestią są środki czy techniki przekazywania „ducha” „odnowy charyzmatycznej”. Jednak to, że duch ten nic nie ma wspólnego z prawosławnym chrześcijaństwem jest absolutnie pewne. W rzeczywistości ten „duch” podąża prawie słowo w słowo za „proroctwami” Mikołaja Bierdiajewa mówiącymi o „nowym chrześcijaństwie”. Ten duch odrzuca zupełnie „monastycznego, ascetycznego ducha historycznego Prawosławia”, który najbardziej skutecznie obnażał wszelkie fałszerstwa. Nie jest zadowolony z „konserwatywnego chrześcijaństwa, które kieruje duchowe siły człowieka wyłącznie do skruchy i zbawienia”, ale raczej najwyraźniej wierząc podobnie jak Bierdiajew, że takie chrześcijaństwo jest „niepełne”, dodaje do niego drugi poziom „duchowych” zjawisk, nie tych, które są ściśle chrześcijańskiej natury (mimo, że każdy może interpretować je jako „chrześcijańskie”), ale które otwarte są na ludzi każdego wyznania, którzy czynią pokutę lub nie, i które są zupełnie nie związane ze zbawieniem. Wygląda na to, że „nowa era w chrześcijaństwie, nowa głęboka duchowość, oznaczająca nowe zejście Ducha Świętego” – jest kompletnym zaprzeczeniem tradycji prawosławnej i jej proroctw.
Jest to naprawdę „nowe chrześcijaństwo” – lecz ściśle „nowym” elementem w tym „chrześcijaństwie” nie jest nic oryginalnego, czy „wyższego”, lecz jedynie współczesna forma diabelskich starożytnych szamanistycznych religii pogańskich. Prawosławne czasopismo „charyzmatyczne” The Logos rekomenduje Mikołaja Bierdiajewa jako „proroka” dokładnie dlatego, że był „największym teologiem duchowej twórczości” [Logos, marzec 1972, str. 8]. I rzeczywiście, szamani każdego prymitywnego plemienia wiedzieli, jak wejść w kontakt z pierwotnymi „twórczymi” mocami wszechświata – z tymi „duchami ziemi, nieba i morza” które Cerkiew Chrystusa nazywa demonami, a służba którym rzeczywiście umożliwia osiągnięcie „twórczej” ekstazy i radości (entuzjazm i uniesienie Nietzschego są bardzo bliskie Bierdiajewowi) nieznanej nijakim i bezbarwnym „chrześcijanom”, którzy popadli w kuglarstwa „charyzmatyków”. Lecz tutaj nie ma Chrystusa. Bóg zabronił kontaktu z tą „twórczą”, okultystyczną rzeczywistością do której „chrześcijanie” z powodu ignorancji i samooszukiwania wpadają. „Odnowa charyzmatyczna” nie będzie miała żadnej potrzeby aby rozpocząć „dialog z religiami niechrześcijańskimi”, ponieważ nazwa „chrześcijaństwo” już w tej chwili obejmuje religie niechrześcijańskie, a ona sama staje się nową religią, przepowiedzianą przez Bierdiajewa, przedziwnie jednoczącą „chrześcijaństwo” z pogaństwem.
Ten dziwny „chrześcijański” duch „odnowy charyzmatycznej” jest łatwo rozpoznawalny w Piśmie Świętym i prawosławnej tradycji patrystycznej. Zgodnie z tymi źródłami historia świata zakończy się, gdy ukaże się niemal nadludzka postać „chrześcijanina”, fałszywego mesjasza, antychrysta. Będzie on „chrześcijaninem” w tym sensie, że cała jego działalność i jego istnienie będzie skupione wokół Chrystusa, którego będzie naśladował pod każdym możliwym względem, i nie będzie jedynie największym wrogiem Chrystusa, ale aby zwieść chrześcijan ukaże się jako Chrystus, który przychodzi drugi raz na ziemię sprawując rządy w odbudowanej Świątyni w Jerozolimie. Niech was nikt w żaden sposób nie wprowadza w błąd. Bo najpierw musi dojść do odstępstwa i objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, przeciwnik, wynoszący się ponad wszystko, co nazwane jest Bogiem lub odbiera cześć Boską. Zasiądzie on nawet w świątyni Boga, dowodząc, że sam jest Bogiem… Działalności jego towarzyszyć będą za sprawą szatana cuda, kłamliwe znaki i dziwy. Tych, którzy nie umiłowali prawdy mającej ich zbawić, zwiedzie wszelkimi pokusami zła ku ich zgubie. Bóg dopuści, że omamieni błędem wciągnięci zostaną w sidła i dadzą wiarę kłamstwu. Tak wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, lecz upodobali sobie zło, zostaną potępieni (2 Tes 2:3-4,9-12).
Nauka prawosławna odnosząca się do antychrysta to ogromny temat i nie może być tutaj przedstawiona w całości. Ale jeśli, jak wierzą uczestnicy „odnowy charyzmatycznej”, czasy ostateczne są istotnie tuż, tuż, jest kwestią zasadniczą, aby pouczyć prawosławnych chrześcijan o tym, o którym przepowiedział nam sam Zbawiciel, łącznie z fałszywymi prorokami tych czasów: Pojawią się bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy, i będą czynić znaki tak wielkie, że zwiedliby nawet, gdyby to było możliwe, i wybranych (Mt 24:24). Ci „wybrani” to nie są z pewnością te zastępy ludzi, którzy przyjmują rażąco niezgodne z nauką Pisma Świętego zwodzenie, że „świat znajduje się na progu wielkiego duchowego przebudzenia”, a raczej jest nią owa „mała trzódka”, której Zbawiciel obiecał: Nie bój się, mała trzódko, bo spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo (Łk 12:32). Nawet ci prawdziwie „wybrani” będą potężnie zwodzeni przez „wielkie znaki i cuda” antychrysta; jednak większość „chrześcijan” zaakceptuje go bez zająknięcia, bo „nowe chrześcijaństwo” jest dokładnie tym, czego pragną.
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:30, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 12:24, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
C. „Jezus wkrótce przyjdzie”
Tylko przez kilka ostatnich lat postać „Jezusa” uzyskała niespotykany znaczny rozgłos w Ameryce. Na scenie i w filmach zniesiony został pradawny zakaz ukazywania osoby Chrystusa. Niesłychanie popularny musical przedstawia bluźnierczą parodię Jego życia. „Ruch Jezusa”, który w swojej działalności jest bardzo „charyzmatyczny”, dynamicznie rozwija się między nastolatkami i młodymi ludźmi. Najbardziej prymitywna popularna muzyka amerykańska „głosi Dobrą Nowinę” masom na „festiwalach Jezus-rocka”, a „chrześcijańskie” przeboje po raz pierwszy zdobyły największą popularność w kraju. U podstaw tego całego osobliwego konglomeratu świętokradztwa i całkowicie nieoświeconej doczesności wciąż powtarzanym zwrotem, pozornie odzwierciedlającym oczekiwanie i nadzieję wszystkich jest: „Jezus wkrótce przyjdzie”.
Pośród psychicznego i religijnego spustoszenia ziemi amerykańskiej powtarzają się znamienne „mistyczne” wydarzenia, które miały miejsce w życiu nie związanych ze sobą Amerykanów. Redaktor czasopisma „charyzmatycznego” opisuje jak pierwszy raz zetknął się z tymi wydarzeniami, o których usłyszał od kogoś na spotkaniu ludzi o podobnych poglądach:
„Mój przyjaciel i jego żona jechali do Bostonu drogą nr 3, i w pewnej chwili zatrzymali się, aby podwieźć autostopowicza. Był młody, miał brodę, ale nie był ubrany jak hipis. Niewiele mówiąc usiadł na tylnym siedzeniu i samochód ruszył. Po chwili cicho powiedział: ‘Pan wkrótce przyjdzie’. Mój przyjaciel z żoną byli tak zaskoczeni, że oboje odwrócili się do nieznajomego, ale siedzenie było puste. Ogromnie wstrząśnięci zajechali do najbliższej stacji benzynowej. Musieli komuś o tym opowiedzieć, bez względu na reakcję. Kiedy pracownik wysłuchał ich opowiadania, wcale się nie śmiał. Zamiast tego powiedział: ‘Jesteście piątym samochodem, który pojawił się tutaj z tą historią’.
Kiedy tego słuchałem, pomimo przymglonego słońca, chłód przebiegł mi po plecach. Jednak to był dopiero początek. Jeden po drugim dookoła kręgu pozostali po kolei opowiadali podobne historie, aż opowiedziano ich sześć, jak kraj długi i szeroki, a każda wydarzyła się w ciągu ostatnich dwóch lat” – w Los Angeles, Filadelfii, Duluth (trzynaście meldunków na policję w ciągu jednej nocy), Nowy Orlean; czasami autostopowiczem jest mężczyzna, czasami kobieta. Później pastor Kościoła Episkopalnego opowiedział temu redaktorowi własne identyczne przeżycie, które miało miejsce w północnej części stanu Nowy Jork. Dla redaktora wszystko to wskazywało, że rzeczywiście ‘Jezus wkrótce przyjdzie’” (David Manuel Jr., Logos Journal, styczeń-luty 1972, str. 3).
Uważny obserwator współczesnej sceny religijnej, szczególnie w Ameryce, gdzie najbardziej popularne ruchy religijne liczą sobie przeszło sto lat, nie może nie spostrzec bardzo zdecydowanej atmosfery oczekiwań chiliastycznych. Nie odnosi się to tylko do kręgów „charyzmatycznych”, ale nawet do kręgów tradycjonalistycznych i fundamentalistycznych, które odrzuciły „odnowę charyzmatyczną”. Tak więc wielu tradycjonalistycznych katolików wierzy w nadchodzący chiliastyczny „wiek Maryi” przed końcem świata, a to jest tylko jeden wariant pewnego szeroko rozpowszechnionego łacińskiego błędu, który próbuje „uświęcać świat” albo, jak stwierdził 15 lat temu arcybiskup Seattle Thomas Connolly, „przekształcać współczesny świat w Królestwo Boże, przygotowując powrót Chrystusa”. Protestanci ewangeliccy tacy jak Billy Graham, w swojej błędnej prywatnej interpretacji Księgi Apokalipsy, oczekują na „tysiąclecie” podczas którego na ziemi będzie panował „Chrystus”. Inni ewangeliści w Izraelu stwierdzili, że ich milenijna interpretacja „nadejścia Mesjasza” nieodzowna jest, aby „przygotować” żydów na jego przyjście51 . A arcyfundamentalista Carl McIntire czyni przygotowania do budowy dokładnej repliki Świątyni Jerozolimskiej na Florydzie (niedaleko Disneylandu!) wierząc, że już niedługo żydzi będą budować właśnie tę „Świątynię do której wróci Pan osobiście, tak jak obiecał” (Christian Beacon, listopad 1971; styczeń 1972). W ten sposób nawet antyekumeniści uznają za sensowne, aby przyłączyć się do nienawróconych żydów w ich oczekiwaniu fałszywego mesjasza, antychrysta, w przeciwieństwie do wiernej reszty żydów, którzy przyjmą Chrystusa takiego, jakiego głosi Cerkiew Prawosławna, kiedy prorok Eliasz powróci na ziemię.
Dlatego nie jest wielkim pocieszeniem dla poważnego prawosławnego chrześcijanina, który zna biblijne proroctwa dotyczące czasów ostatecznych, kiedy słyszy od „charyzmatycznego” protestanckiego duchownego: „To będzie wspaniałe, co Jezus uczyni kiedy otworzymy się na Niego. Nic dziwnego, że ludzie każdej wiary są teraz w stanie modlić się razem” (Herold Bredesen, Logos Journal, styczeń-luty 1972, str. 24); czy też słowa katolickiego „charyzmatyka”, że członkowie wszystkich wyznań teraz „zaczynają bacznie przyglądać się sobie mimo dzielących ich murów i rozpoznawać w sobie obraz Jezusa Chrystusa” (Kevin Ranaghan, Logos Journal, listopad-grudzień 1971, str. 21). Co to za „Chrystus” dla którego czyni się tak pośpieszne przygotowania psychologiczne i nawet materialne na całym świecie? Czy jest to prawdziwy Bóg i Zbawca Jezus Chrystus, który założył Cerkiew w której ludzie mogą znaleźć zbawienie? Czy jest to fałszywy Chrystus, który przyjdzie we własnym imieniu (J 5:43) i połączy wszystkich, którzy odrzucą albo wypaczą nauczanie jedynego Kościoła Chrystusa, Cerkwi Prawosławnej?
Nasz Zbawiciel osobiście ostrzegł nas: Wtedy jeśli ktoś wam powie: Mesjasz jest tu albo tam – nie wierzcie! Pojawią się bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy, i będą czynić znaki tak wielkie, że zwiedliby, gdyby to było możliwe, i wybranych. To wam przepowiedziałem. Jeśli więc będą wam mówić: Oto jest na pustyni – nie wychodźcie! Oto w mieszkaniu – nie wierzcie! Bo jak błyskawica zapala się na wschodzie a widać ją aż na zachodzie, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego (Mt 24:23-27).
Nie sposób będzie przeoczyć Drugiego Przyjścia Chrystusa, będzie ono nagłe, z nieba (Dz 1:11), i będzie znakiem końca tego świata. Nie ma żadnego sensu czynić jakiś „przygotowań”, z wyjątkiem tylko przygotowania prawosławnych chrześcijan poprzez pokutę, duchowe życie i czujność. Ci „przygotowujący się” do tego w jakiś inny sposób, którzy mówią, że jest on gdzieś „tutaj” lub „tam”, a szczególnie w Świątyni Jerozolimskiej, albo ci, którzy głoszą, że „Jezus wkrótce przyjdzie”, nie ostrzegając przy tym o wielkim zwodzeniu, które ma poprzedzać Jego przyjście, są najwyraźniej prorokami antychrysta, fałszywego mesjasza, który musi przyjść jako pierwszy i oszukać świat, włącznie z wszystkimi „chrześcijanami”, którzy nie są lub nie staną się prawdziwie prawosławni. Nie będzie żadnego przyszłego „tysiąclecia”. Dla tych, którzy mogą je otrzymać, owo „tysiąc lat” z Apokalipsy (Ap 20:6) jest teraz: jest to życie w łasce w Cerkwi Prawosławnej przez cały okres „tysiąca lat” pomiędzy pierwszym przyjściem a czasami antychrysta52. To, że protestanci oczekują tego „tysiąclecia” w przyszłości świadczy o przyznaniu się, że nie mogą żyć w nim obecnie, a to oznacza, że są poza Cerkwią Chrystusa i nie zasmakowali jeszcze Boskiej łaski.
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:29, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 12:29, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
D. Czy Prawosławie musi przyłączyć się do odstępstwa?
Dzisiaj wielu kapłanów prawosławnych, kierowanych przez o. Euzebiusza Stephanou, będzie próbować przekonywać nas do „odnowy charyzmatycznej”, i nawet jeżeli rozpoczęła się i głównie egzystuje poza Cerkwią Prawosławną, będzie pomimo to „prawosławna”, a nawet ostrzega nas: „Nie zostańcie z tyłu”. Jednak nikt kto badał ten ruch w pracach jego wiodących przedstawicieli, z których wielu było już cytowanych, nie będzie miał żadnych wątpliwości, że ta „odnowa”, w takim zakresie, w jakim jest ona w ogóle „chrześcijańska”, jest całkowicie protestancka w swoich korzeniach, inspiracjach, zamiarach, praktyce, „teologii” i końcu. Jest formą protestanckiej „odnowy”, która jest zjawiskiem zachowującym tylko fragmenty czegokolwiek naprawdę chrześcijańskiego, zastępując chrześcijaństwo uczuciową, „religijną” histerią, której ofiary popadają w zgubne fantazje, że są „zbawieni”. Jeśli „odnowa charyzmatyczna” różni się czymś od odnowy protestanckiej, to tylko dodatkiem nowego kryptospirytystycznego wymiaru, który jest bardziej efektowny i bardziej widoczny niż wyłącznie subiektywna odnowa.
Te oczywiste fakty są tylko w zadziwiający sposób potwierdzane przez analizę tekstów o. Euzebiusza Stephanou, próbującego fałszywie przedstawiać ten ruch w swoim piśmie The Logos jako „prawosławne przebudzenie”.
Ten prawosławny kapłan donosi swoim czytelnikom, że „Cerkiew Prawosławna nie uczestniczy we współczesnym chrześcijańskim przebudzeniu” (luty 1972, str. 19). Sam podróżuje obecnie uczestnicząc w spotkaniach ruchów odnowy pokrewnych do protestantyzmu, łącznie z protestanckim „wezwaniem ołtarza”, któremu tradycyjnie towarzyszą oczyszczające łzy (kwiecień 1972, str. 4). O. Euzebiusz sam z typowym odnowicielskim brakiem skromności donosi nam, że „dziękuje i chwali Boga za rzucenie trochę światła Swojego Ducha na jego duszę w odpowiedzi na nieustanne modlitwy które bez przerwy zasyłał w dzień i w nocy” (luty 1972, str. 19); by później otwarcie ogłosić się za „proroka” (kwiecień 1972, str. 3). Nie wspomina w ogóle o prawosławnych interpretacjach wydarzeń apokaliptycznych, ale wciąż powtarza interpretację fundamentalisty protestanckiego Billego Grahama, że „zachwyt” ma poprzedzać „milenium”: „Dzień Sądu Ostatecznego nadchodzi. Jeśli pozostaniemy wierni Chrystusowi z pewnością zostaniemy pochwyceni, aby być z Nim gdy zabrzmi okrzyk radości, i zostaniemy uchronieni od okropnego zniszczenia, które ma spaść na ten świat”53 (kwiecień 1972, str. 22). Do tej pory nawet nie wszyscy fundamentaliści zgadzają się z tym błędem54, który nie ma żadnego uzasadnienia w Piśmie Świętym55 i który tych, którzy go przyjęli pozbawia potrzeby czujności przed zwodzeniem antychrysta, ponieważ według ich wyobrażeń mają być wolni od tego.
To wszystko nawet nie próbuje udawać prawosławia; jest po prostu zwyczajnym protestantyzmem i to nawet nie najlepszym jego rodzajem. Na próżno można przeglądać Logos o. Euzebiusza Stephanou w poszukiwaniu wzmianki mówiącej, że jego „przebudzenie” sprawiły źródła prawosławnych nauk ascetycznych: żywoty świętych, święci Ojcowie, cykl nabożeństw cerkiewnych czy prawosławna interpretacja Pisma Świętego. To prawda, że pewni prawosławni „charyzmatycy” czynią użytek z niektórych z tych źródeł. Lecz niestety! Mieszają je razem z „wieloma innymi książkami napisanymi przez pobożnych chrześcijan zaangażowanych w ruch charyzmatyczny” (Logos, marzec 1972. str. 16), dlatego odczytują je w sposób „charyzmatyczny”, podobnie do wszystkich heretyków odczytujących z prawosławnych pism tylko to, czego sami się nauczyli z własnych nowych poglądów, które pochodzą spoza Cerkwi.
Jest rzeczą dostatecznie jasną, mówiąc uczciwie, że przebudzenie prawosławne jest bardzo pożądane w dzisiejszych czasach, kiedy wielu prawosławnych chrześcijan utraciło sól autentycznego chrześcijaństwa, a prawdziwe i żarliwe życie prawosławnych chrześcijan jest rzeczywiście rzadkością. Współczesne życie stało się zbyt wygodne; życie światowe stało się zbyt atrakcyjne; dla zbyt wielu prawosławnych znaczenie ma wyłącznie przynależność do cerkiewnej organizacji, albo „poprawne” wypełnianie czysto zewnętrznych obrzędów i zwyczajów. Zapewne nadeszła już konieczność prawdziwego duchowego przebudzenia Prawosławia, ale nie w sposób jaki widzimy w „odnowie charyzmatycznej”. Podobnie do „charyzmatycznych” aktywistów protestanckich i katolickich, są w pełnej harmonii z duchem czasu; nie są w żywym kontakcie ze źródłami prawosławnej tradycji duchowej, woląc modne obecnie protestanckie techniki ożywiania swoich wiernych. Stanowią jedność z wiodącym nurtem współczesnego odstępczego „chrześcijaństwa” – z nurtem ekumenicznym. Na początku 1978 roku arcybiskup Greckiej archidiecezji Północnej i Południowej Ameryki, Jakub, ostatecznie dał swoje oficjalne przyzwolenie na działalność o. Euzebiusza Stephanou, włącznie ze zgodą na swobodne nauczanie, szczególnie o „darach Ducha Świętego”; tak więc organizacja cerkiewna w swojej najbardziej modernistycznej i ekumenicznej postaci chwyta za rękę „odnowę charyzmatyczną”, odzwierciedlając głębokie pokrewieństwo, które je łączy. Jednak prawdziwego chrześcijaństwa tam nie ma.
W przeszłości było kiedyś prawdziwe przebudzenie Prawosławia. Natychmiast przychodzi na myśl św. Kosma z Atolii, który chodził od wioski do wioski w XVIII-wiecznej Grecji i pobudzał ludzi do powrotu do prawdziwego chrześcijaństwa ich przodków, albo św. Jan z Kronsztadu w naszym XX wieku, który przyniósł starodawne przesłanie prawosławnego duchowego życia do zurbanizowanych rzesz miasta Petersburg. Są również nauczyciele prawosławnego monastycyzmu, którzy prawdziwie wypełnieni byli Duchem Świętym, którzy pozostawili swoją naukę mnichom jak również osobom świeckim żyjącym w ich czasach; tutaj przychodzi na myśl Grek św. Symeon Nowy Teolog z X wieku, i Rosjanin św. Serafin z Sarowa z wieku XIX. Św. Symeon jest ogromnie nadużywany przez prawosławnych „charyzmatyków” (przemawiał w Duchu zupełnie inaczej niż oni!); oraz św. Serafin, który jest niezmiennie cytowany z pominięciem kontekstu, aby zminimalizować jego nacisk kładziony na konieczność przynależności do Cerkwi Prawosławnej kiedy ktoś chce prowadzić życie duchowe. W rozmowie św. Serafina ze świeckim człowiekiem Motowiłowem na temat „zdobywania łask Ducha Świętego” (które prawosławni „charyzmatycy” cytują z pominięciem fragmentów zaznaczonych tutaj kursywą), ten wielki święty mówi nam: „Tę samą ognistą łaskę Ducha Świętego w chwili dawania jej wszystkim wiernym w tajemnicy chrztu świętego, zapieczętowywuje się przez bierzmowanie w głównych miejscach naszego ciała, wskazanych przez Kościół święty, jako wiecznego stróża tej łaski”. I znowu: „Bóg tak samo wysłuchuje i mnicha i świeckiego, prostego chrześcijanina, oby tylko obaj byli prawosławni.”56
Jako przeciwieństwo autentycznego prawosławnego życia duchowego, „odnowa charyzmatyczna” jest tylko eksperymentalną stroną dominującej „ekumenicznej” mody – fałszerstwa chrześcijaństwa, oznaczającego zdradę Chrystusa i Jego Cerkwi. Bodaj żaden prawosławny „charyzmatyk” nie może sprzeciwić się nadchodzącej „jedności” z tymi samymi protestantami i katolikami, z którymi, jak mówi międzywyznaniowa „charyzmatyczna” pieśń, już są „jednością w Duchu, jednością w Panu”. Ta „jedność” zebrała ich razem i pobudziła „charyzmatyczne” doświadczenia. „Duch” który inspiruje „odnowę charyzmatyczną” jest duchem antychrysta, albo, jeszcze bardziej dokładnie, „demonów” czasów ostatecznych, czyniących „znaki” przygotowujące świat na przyjście fałszywego mesjasza.
C.d.n. |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 16:28, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pią 12:39, 29 Kwi 2011 |
|
C.d.
E. „Dzieci, nadeszła już ostatnia godzina” [1 J 2:18]
Nieznany dla zbyt rozgorączkowanych prawosławnych „charyzmatyków” Bóg i Władca zachował w świecie, podobnie jak za czasów proroka Eliasza siedem tysięcy mężczyzn, którzy nie zgięli kolan przed Baalem (Rz 11:4), nieznaną liczbę prawdziwych Chrześcijan prawosławnych, którzy wcale nie są martwi duchowo, jak nazywają ich prawosławni „charyzmatycy” narzekając na swoich współwyznawców, ani też nie głoszą pompatycznie, że są „pełni ducha”, jak ci, którzy poddają się „charyzmatycznym” sugestiom. Nie są niesieni przez odstępczy ruch czy przez fałszywe „przebudzenie”, ale tkwią głęboko zakorzenieni w świętej i zbawczej wierze świętego Prawosławia, w tradycji przekazanej im przez świętych Ojców Cerkwi, obserwując znaki czasu i podążając wąską ścieżką do zbawienia. Wielu z nich podąża za biskupami tych Cerkwi Prawosławnych, które ostro sprzeciwiły się odstępstwu naszych czasów. W innych Cerkwiach jest też niemało zgnębionych niezaprzeczalną apostazją swoich hierarchów, którzy starają się jakoś wytrwać w nienaruszonej ortodoksji; a są wciąż tacy, którzy znajdują się na zewnątrz Cerkwi Prawosławnej, ale dzięki łasce Bożej mając otwarte serca na Boże wezwania, z całą pewnością będą złączeni z prawdziwym świętym Prawosławiem. Te „siedem tysięcy” są podstawą przyszłej i jedynej Cerkwi Chrystusowej czasów ostatecznych.
A na zewnątrz autentycznego Prawosławia ciemności wciąż się powiększają. Sądząc z najnowszych wydarzeń „religijnych” „odnowa charyzmatyczna” na dobrą sprawę może być tylko nikłym początkiem całego „wieku cudów”. Wielu protestantów, którzy dostrzegli oszustwo „odnowy charyzmatycznej”, teraz akceptuje jako „rzetelną prawdę” spektakularne „przebudzenie” w Indonezji, gdzie, jak słyszymy, naprawdę dzieją się „te same rzeczy, o których czytamy w Dziejach Apostolskich”. W ciągu trzech lat 200 tysięcy pogan nawróciło się na protestantyzm niezmiennie w bardzo cudownych okolicznościach; wszyscy działają tam wyłącznie w absolutnym posłuszeństwie do „głosów” i „aniołów”, które bez przerwy się pojawiają, zazwyczaj cytując Pismo Święte i zawsze podając numer wersetu. Podczas odprawiania protestanckich mszy woda zamieniała się w wino; znikąd pojawiały się same dłonie rozdając żywność głodnym; widziano jak cała banda demonów opuszczała wioskę pogańską, ponieważ ktoś „bardziej potężny” („Jezus”) przyszedł zająć ich miejsce; „chrześcijanie” chcąc nawrócić nieprzejednanego grzesznika podjęli „odliczanie” nad nim i kiedy doszli do zera, grzesznik umarł; dzieci uczą się nowych pieśni protestanckich od głosów płynących znikąd (które powtarzały pieśń dwadzieścia razy aby dzieci mogły zapamiętać); „Boży magnetofon” nagrywał pieśni chóru dziecięcego i odgrywał je później w powietrzu przed zdumionymi dziećmi; ogień schodził z nieba i trawił katolickie obrazy („Pan” z Indonezji jest bardzo antykatolicki); 30 tysięcy zostało uzdrowionych; „Chrystus” pojawił się na niebie i „spadł” na ludzi aby ich uzdrowić; ludzie są cudownie przenoszeni z miejsca na miejsce i chodzą po wodzie; światło oświetla w nocy drogi głoszącym Dobrą Nowinę, podczas dnia towarzyszą im obłoki dając schronienie; umarli są wskrzeszani57 .
Interesujące jest, że w wielu miejscach indonezyjskiego „przebudzenia” zupełnie nieobecny jest element „mówienia językami”, czasami jest nawet zabroniony (mimo, że w wielu innych miejscach jest obecny), a elementy mediumistyczne wydają się być często zastępowane przez bezpośrednie interwencje upadłych duchów. Może być tak, że to „przebudzenie”, bardziej potężne niż ruch „charyzmatyczny”, jest bardziej rozwiniętym stadium tego samego „duchowego” objawienia (podobnie jak ruch „charyzmatyczny” jest bardziej zaawansowany od spirytyzmu) i zwiastuje nieuchronność owego strasznego dnia nadejścia „Pana”, jak zgodnie głoszą „głosy” i „aniołowie” z Indonezji, gdyż wiemy, że antychryst poprzez takie właśnie „cuda” będzie udowadniał przed światem swoje „mesjaństwo”.
Czy to aby na pewno Duch Boży?
W wieku niemal powszechnej ciemności i demonicznego zwodzenia, kiedy dla większości „chrześcijan” Chrystus stał się tym, co prawosławne nauczanie odnosi ściśle do antychrysta, jedynie Cerkiew Chrystusowa posiada i przekazuje łaskę Boga. Jest to skarb bezcenny, którego istnienia większość świata „chrześcijańskiego” nawet się nie domyśla. Świat „chrześcijański” natomiast rzeczywiście chwyta za ręce siły ciemności, łącząc się z nimi aby zwodzić wiernych z wielu Kościołów, ślepo ufających, że „imię Jezus” uchroni ich przed odstępstwem i bluźnierstwem, zapominając o budzącym lęk ostrzeżeniu Chrystusa: W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż w Twoim imieniu nie prorokowaliśmy? I w Twoim imieniu nie wyrzucaliśmy czartów? I w Twoim imieniu nie dokonywaliśmy wielu cudów? Wtedy im powiem: Ja was nigdy nie znałem. Odejdźcie ode Mnie, zło czyniący! (Mt 7:22-23).
Święty Paweł ponawia swoje ostrzeżenie przed nadchodzącym antychrystem dając takie polecenie: Trwajcie więc, bracia, niewzruszenie w nauce, którą otrzymaliście czy przez ustne nauczanie, czy to przez nasz list (2 Tes 2:15). Ale choćbyśmy sami czy nawet anioł z nieba głosił wam coś innego, niż myśmy wam głosili, niech będzie wyklęty! Jak poprzednio stwierdziliśmy, tak i teraz powtarzam: Gdyby wam ktoś głosił Ewangelię inną od tej, którą otrzymaliście, niech będzie wyklęty! (Gal 1:8-9).
(...)
[link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 17:06, 14 Kwi 2024, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|