Autor |
Wiadomość |
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:04, 06 Cze 2019 |
|
Rekolekcje z Sercem Jezusa - Księża Jezuici
Opis
Złe wychowanie pozbawione zasad psuje młodzież, a jednocześnie pozbawia Serce Jezusa tego, co umiłował i o co wołał: Dopuśćcie dziatkom przyjść do mnie. Wy odwodzicie dzieci od Niego, pytacie, jak się uczą? Ale nie – jak żyją? O to nikt się nie troszczy. Ważniejszym od tego, czy nie stracił niewinności, jest stopień w nauce. Wszak z tych dzieci wyrośnie naród, mężowie, ojcowie, którzy odejdą od Jezusa.
Zatem wołam w imieniu Jezusa: Ojcowie i matki, oddajcie dziś dzieci Jezusowi, by je z tego tronu błogosławił! Na sądzie Bożym dziecko zapyta was z gorzkim wyrzutem: ojcze, matko, czym zasłużyłem, że nie wsparła mnie wasza rada, wasza miłość nie wyrwała z paszczy piekielnej? O Jezu, wskrzesiłeś młodzieńca i oddałeś go jego matce, wskrześ wiarę i niewinność w sercu naszej młodzieży, weź ją sobie, odbierz ją światu!
Rozdziały i fragmenty z nich można przeczytać tu:
[link widoczny dla zalogowanych]
Nie jest dostępna ta książeczka, ale jeszcze można ją gdzieś kupić. Widziałam tę książeczkę dostępną tu:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
... albo też na allegro można jeszcze pojedyncze egzemplarze znaleźć np. tu widziałam:
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:31, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział pierwszy. Serce Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie
Uroczystość Serca Jezusa Chrystusa jest także uroczystością Jego miłości. Za Jego łaską święto to zostało zapoczątkowane jedynie po to, aby nasz odrętwiałe serce pobudzić do wzajemnej miłości tego Serca. Oto przedmiot naszej czci.
W tym dniu milsze jest to Serce pałające miłością: uświęćmy ten dzień staranną czcią i miłością, poświęćmy go hołdom i uwielbieniu tegoż najświętszego Serca – zgodnie z duchem tej uroczystości wzbudzając miłość naszą, aby odpowiadała miłości, którą Syn Boży obdarowuje nas i wszystkich wokół, a także przepraszając Go za niewdzięczność naszą i wszystkich ludzi. Rozpocznijmy ten dzień od ofiarowania naszego serca i ponówmy tę ofiarę kilkakrotnie. Spędźmy go na maksymalnym zebraniu ducha i w wyciszeniu. Wszystkie nasze sprawy podejmujmy z miłości ku Niemu – ile czas nam pozwala, w domu i kościele – poświęćmy ten dzień modlitwie. Przystąpmy do Komunii Świętej z żarliwością i miłością, jako zadośćuczynienie nieskończonej miłości tego Serca za wszystkie Komunie przyjmowane chłodno i niedbale przez nas i przez wszystkich ludzi. Ale jeżeli nie znajdziemy w sobie, pomimo silnej woli i głębokich starań, innych uczuć jak tylko oschłość w nabożeństwie naszym, niech nas to nie zraża i nie odciąga od nabożeństwa. Czyńmy, co możemy, tak, jakbyśmy doświadczali największej słodyczy i pociechy. Nauczmy się większej otwartości na miłość płynącą z tego Serca.
Jakie są uczucia Boskiego Serca w tym Najświętszym Sakramencie względem ludzi? Są to uczucia miłości najszczerszej. To, czym jest słońce w samo południe, tym jest miłość Jezusa utajona w tym sakramencie, jest na najwyższym szczycie światłości i żarliwości swojej. Co czyni Zbawiciel w tym sakramencie? Kocha nas! To słowo zawiera w sobie wszystko i stanowi odpowiedź na wszystkie pytania! Czemu tam przebywa? Bo nas kocha! Jako kto przebywa? Jako Bóg, który nas kocha! Czego żąda? Miłości. Na krzyżu panuje miłość ze sprawiedliwością – tu sama miłość. Mądrość, wszechmoc, opatrzność, nieskończoność – wszystko się tu łączy, aby miłość została zaspokojona. Oto, czym jest dla nas Serce Jezusa w tym sakramencie. Pytam wszystkich, którzy szukali pociechy w świecie, co znaleźli? – Pytam tego, który tutaj szukał pociechy, czy nie odszedł pocieszony? Czyż nie doznajemy tego każdego dnia? Dusze grzeszne! Patrzcie jak On was przyjmuje, żali się, skarży, wyrzuca wam niewdzięczność waszą – Ach! Nawet ta trwoga wewnętrzna, która serce wasze nieraz niepokoi, to wszystko jest skutkiem i znakiem Jego miłości. Dusze oziębłe i niedoskonałe! Czy was kiedy odegnał od swego oblicza? Czy przeciwnie – nie zsyłał na was oświecenia? Czy was nie zachęcał? Nie pocieszał? Nie chronił od rozpaczy? Dusze sprawiedliwe i czyste! Wy wydajcie świadectwo światu, czym jest Serce Jezusa, Boskie, w Najświętszym Sakramencie. Jaka dobroć, jakie pociechy, jakie łaski i dary pochodzą od Niego! Ach! Może na przestrzeni całego naszego życia nie zdołaliśmy podziękować temu Sercu najświętszemu za tyle dobroci i miłości kierowanych ku nam? Przyjrzyjmy się, jakie są uczucia większej części ludzi względem Jezusa Chrystusa, utajonego w Najświętszym Sakramencie? Wielu nie ma świadomości, że to dla ich miłości Bóg raczył się tak poniżyć! Niestety pomiędzy nimi jest wielu, którzy z przekonania udają ślepotę, którzy nie chcą tego dostrzec, a będąc powołani do poznania prawdy i światłości, nie zamierzają wyjść z ciemności, rozkochując się w kłamstwie! O Jezu! Czyż to nie jest okropna wzgarda dla Twojej miłości? Ach! Nie jest to jednak najbardziej dotkliwa z obelg, jakie kierują pod Twoim adresem, o Jezu! Oni wiedzą i wierzą w miłość nieskończoną Boga utajonego w sakramencie – i sami to wyznają – a jednak, jakże na to odpowiadają? – Przez nieuszanowanie, zapomnienie, obrazę, świętokradztwo. Na widok tylu niegodziwości sprawiedliwie uniesie się gniewem nasze serce.
Zwróćmy uwagę na nas samych. Jak zachowywaliśmy się dotychczas względem Miłośnika naszych dusz? Prześledźmy nasze przeszłe życie. Ach! Może nasza niewdzięczność wzrastała z wiekiem i czyni to nadal! Może ta miłość i żarliwość, z którymi przystępowaliśmy do przyjmowania Najświętszego Ciała Chrystusowego w niewinności naszych młodych lat, powoli ostyga i grozi jej zupełne wypalenie! Pełni wstydu, rzućmy się do stóp tego tronu miłości, prośmy, prośmy o łaskę, abyśmy lepiej poznali siebie i Boga, aby niejako nienawidzić siebie, a miłować Jego! Jakie uczucia wzbudza w Sercu Jezusa Chrystusa ta największa niewdzięczność ze strony ludzi? Wiemy, jak została ukarana niewdzięczność Izraelitów, którzy zapomnieli o wielkiej łasce, uczynionej przez Boga, gdy wybrał ich Kościół za swój przybytek! Zburzył ten Kościół, nie zostawiwszy kamienia na kamieniu i odstąpił, odrzucając od siebie ulubiony naród wybrany! Czy zasłużyliśmy na równie surową karę? My, którym Bóg wyświadczył o wiele więcej łask niż Żydom! Ale miłość tego Serca znosi wszelkie nasze złości i niewdzięczności! Jaka to cierpliwość, łagodność i słodycz z Jego strony! Także i dzisiaj jest to ten Baranek, który nie otworzył ust swoich, wiedziony na zabicie. Wyrzekł raz do Małgorzaty Alacoque, skarżąc się na niewdzięczność ludzką: „Ta niewdzięczność ludzi jest dla mnie boleśniejszą nad wszelkie boleści męki mojej!”. O Serce przenajświętsze Jezusa, tronie wszelkiej miłości, źródło niewyczerpane wszelkich łask, cóż mogłeś znaleźć w naszych sercach, że nas, że mnie taką umiłowałeś miłością? – W tych sercach, które całkiem światu oddane, dla Ciebie zawsze tak twarde i obojętne! Przyjmij więc, o najsłodszy Zbawicielu, chęć moją, którą chcę się Tobie poświęcić. Przyjmij ofiarę moją, którą czynię Tobie z całego siebie. Poświęcam i oddaję Tobie osobę moją, życie moje, uczynki moje, boleści moje; chcę się stać ofiarą dla chwały Twojej! Przyjmij tę ofiarę i zapal serce moje płomieniem miłości Twojej! Wszystkie teraźniejsze i przyszłe uczucia serca mego Tobie oddaję, nie chcąc, aby było we mnie coś, co nie pochodzi od Ciebie. O jakże wielkie, o Boże, jest miłosierdzie Twoje względem mnie! Czymże ja jestem, że Ty raczysz przyjąć serce moje? Bądź, o najsłodszy Jezu mój, Ojcem moim, nauczycielem moim, wszystkim, czego pragnę. Ach! Jakże mało Tobie daję – ale jednak to wszystko, co mam, gdyż daję Tobie serce moje, abym go nigdy więcej od Ciebie nie odbierał! Naucz mnie o Jezu, abym, zapomniał całkiem o sobie, a myślał tylko o Tobie, o wszystkim tylko z miłości ku Tobie. A ponieważ wszystko co czynię, chcę czynić jedynie dla Ciebie – daj mi miłość doskonałą, jaką pałały serca świętych ku Tobie – daj mi najgłębszą pokorę, bez której nikt Tobie przypodobać się nie może – daj mi łagodność w znoszeniu bliźniego – daj cierpliwość w znoszeniu krzyżyków, które na mnie ześlesz, daj czystość duszy i ciała, w uczynkach, słowach i myślach – daj wolę doskonałą, aby w niczym nie sprzeciwiała się Twojej woli. O Najświętsza Panno Maryjo, Bogarodzico, użycz mi i wyproś dla mnie u Syna Twego prawdziwe i gorące nabożeństwo do Serca Syna Twego, abym w weselu i radości mógł służyć Tobie i Synowi Twemu. O, najłaskawszy i najsłodszy Jezu! Rzucam się do nóg Twoich, proszę, błagam i zaklinam Cię całą żarliwością serca, całą szczerością ducha mego, abyś raczył wyryć w sercu moim żywe uczucia wiary, nadziei i miłości, prawdziwy żal za grzechy moje i mocną wolę poprawy. Oby najsłodsze Serce Jezusa i Niepokalane Serce Maryi były po wszystkie wieki chwalone, czczone, miłowane i błogosławione przez wszystkich ludzi i we wszystkich zakątkach świata. Amen.
Ks. Karol Antoniewicz SI
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa. |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:33, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział drugi. O symbolach obrazu Serca Pana Jezusa
Pan Jezus nie zadowolił się tym, że zstąpił dla nas na ziemię. Nawet Jego nieustanna obecność wśród nas w Najświętszym Sakramencie i karmienie nas Jego Ciałem nie zadowalają Pana Jezusa całkowicie.
Na przestrzeni wieków, w miarę potrzeb, wyjawia coraz to nowe tajemnice swego miłosierdzia, zsyła orędowników, krzepi serca nowymi nabożeństwami, wznosi do nieba, zapala. Jedne błędy i herezje zwalcza męstwem niezłomnym męczenników, pokutą pustelników, inne ubóstwem franciszkanów, jeszcze inne żarliwością Dominików, Ignacych, nabożeństwem szkaplerza, Różańca. Zatem gdy coraz większa oziębłość zaczęła przepełniać serca chrześcijan, a wraz z nią począł wzrastać nawet kult ciała i rozumu ludzkiego, Jezus, umiłowawszy nas do końca, oddaje swój najwyższy skarb: własne Serce. Nabożeństwo do Serca Bożego jest dziś rozkrzewione w całym świecie. Czym dla nas jest to Serce, jakie tajemnice się w nim mieszczą? Chrystus pokazał nam je na obrazie, który, objawiony błogosławionej Małgorzacie, dziś jest czczony na naszych ołtarzach, jest wyryty w naszych sercach. Spójrzmy na Serce Jezusowe. Z rany wydobywa się ogień: to ogień miłości, co świecąc i paląc ma być lekarstwem na oziębłość naszych serc. Otoczone jest cierniem: Jezus uczy nas, jak być pokornymi sercem – to lekarstwo na naszą pychę. Krzyż wznosi się w płomieniach: to Jezus uczy nas, jak cierpieć dla Boga, panować nad ciałem. To serce buchające płomieniami, otoczone cierniami, uwieńczone krzyżem, jest dziś dla nas wśród pustyni tego świata tym wężem zbaw czym, wysoko zawieszonym, przed obliczem całego ludu, a ktokolwiek na niego spojrzy, zostaje wyrwany ze swojej bezradności. O patrzmy na Serce Boże i uczmy się, co się w Nim kryje i czego potrzebują nasze serca.
Z Serca wydostaje się ogień, wskazując, że posiada przymioty tego żywiołu: świeci i pali. Świeci jasnością Boga, oświecającą wszystkie narody. To księga, w której wyczytać możemy, co jest piękne, czego powinniśmy pragnąć, co powinniśmy czuć, jak mamy ukształtować nasze serca, aby były miłe Bogu. Zgłębiajmy tę księgę, a wyczytamy w niej nieskończoną miłość Jezusa do nas, cichość, pokorę; dowiemy się, jakie uczucia ożywiają to Serce – żarliwość w zabieganiu o chwałę Bożą: Zawistna miłość domu twego mnie gryzła (Ps 68, 10), gorliwość o zbawienie dusz ludzkich; czy paląca potrzeba najbardziej ścisłego połączenia się z ludźmi: Pożądaniem pożądałem pożywać tej Paschy z wami (Łk 22, 15).
Przez czytanie, przyglądanie się światłu i zbliżanie ku niemu, poczujemy jego żar. Przyszedłem puścić ogień na ziemię (Łk 12, 49). Jezus rozniecił ogień miłości. Przyszedł na świat z miłości, nią powodowany udał się na śmierć, Jego Serce przepełnione miłością kieruje Kościołem świętym, uczucie to przenika całe nowe prawo, miłość głoszą wszystkie sakramenty, o niej mówi cały świat ziemski i nadprzyrodzony: z miłości, z Serca Boga mego wszystkie łaski popłynęły… Jakże nie zapłonąć tym ogniem?!
Jeżeli ogień Boży oświeci nas i zapali, wówczas zrozumiemy i pokochamy ciernie oraz krzyż. Serce Jezusa otoczone cierniami jest niejako protestem przeciw wszystkim myślom pysznym, próżnym, zarozumiałym, które gnieżdżą się w naszych sercach. Porównaj my nasze serce z Jezusowym. Ono ciche i pokorne w Betlejem, podczas ucieczki do Egiptu, w Nazarecie, jednakowo ciche i pokorne na owej górze, z której płynie nauka: błogosławieni ubodzy duchem, cisi, płaczący, tak samo ci che i pokorne na innej górze – Golgocie, gdy bluźnierstwa, jęki, szyderstwa rozlegają się wokoło i również na naszych ołtarzach w Najświętszym Sakramencie, gdzie często nasze serca przygotowują Mu nową Golgotę.
A nasze serca? Czy to nie serca Adama i Ewy, którzy zapragnęli dorównać Bogu, serca Saula i Amana, pałające zawiścią, że innym dzieje się lepiej, serce Goliata, przepełnione ufnością we własną moc i wszystkie pokusy śmiało wyzywające do walki – za karę kamyczkiem Dawidowym pobite; serce Judasza, pragnące błyszczeć pieniędzmi, nabytymi za krew Jezusową? To ciernie na naszym sercu – ale czy takie same, jak na Sercu Jezusowym?
Nad cierniami tkwi krzyż, rodzący się z płomieni miłości. Tak Jezus umiłował świat, że chcąc nauczyć nas, czym jest cierpienie, jaką wartość dla nas przedstawia obecnie, od Betlejem do Golgoty niósł ciężki krzyż, zawisł na nim nagi i opuszczony, teraz tak samo nagi i opuszczony przebywa w Najświętszym Sakramencie niby na krzyżu. Chcesz iść za mną? – woła Jezus. – Weź krzyż! Chcesz iść za mną? – woła świat. – Otocz się wygodami, o ciele tylko myśl, ciało za Boga miej. Krzyż, pieczęć wybranych, zabezpieczenie zbawienia, znak Kościoła prawdziwego, chwała nasza! Czy w sercach naszych jest miejsce na miłość krzyża Chrystusowego? Jeśli kochamy krzyż – podarowany nie przez świat, lecz pochodzący od Chrystusa – znak, że jest w nas miłość Boża.
Patrzmy, uczmy się od Serca Jezusowego, czego nam potrzeba: miłości – miłości Boga, wzgardy i krzyża. Miłością swą rozpal nas Jezu, przyodziej uczuciami, otocz serce cierniami, zatknij krzyż, godło zbawienia – naucz pokory i cierpienia, daj je pokochać, dla miłości Twej, który do końca nas umiłowałeś.
„O Serce Jezusowe, Serce najczystsze, ołtarzu świętości, oczyść plugawe serce moje, tylu grzechami zarażone! Oddal oziębłość tak Ci wstrętną, a nowego ducha wlej, wlej ducha żarliwości! O Serce ciche, Serce najpokorniejsze, Serce pełne dobroci, ukształtuj serce moje wedle Serca Twego, a ogień miłości twej zapal!” Amen.
Ks. Jan Badeni SI
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa. |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:36, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział trzeci. Procesja Najświętszego Serca Pana Jezusa
Czy zatem Jezus nie odejdzie od nas, czy nie stanie my się Mu obcymi – skoro On już dla nas stał się niemal obcym? Trudno się nie obawiać, że Jezus odejdzie od nas, skoro znieważamy Jego Osobę i pogardzamy Jego Sercem.
Eminencjo i wy najmilsi słuchacze! Gdy patrzę na ten wspaniały pochód naszego Boga utajonego w Najświętszym Sakramencie miłości, na tę uroczystą szatę, którą przywdziało na Jego powitanie nasze miasto, na to uciszenie zgiełku, zawieszenie pracy, gdy padło hasło przejścia Pana Jezusa wśród nas, na to morze świateł, co zabłysły jak gwiazdy przed majestatem Pana swego, na te tłumy wierzących i kochających, bo przecież jest tu wielu, których nie ciekawość tylko, ale żywa wiara i miłość przywiodły – o jakże jasno poznaję tę niepojętą potęgę Pana ukrytego, co w utajeniu swoim włada i panuje nad tysiącami serc. I wołam z głębi duszy: O, zostań z nami Panie! Pana naszych serc otacza liczny orszak Jego wiernych sług, duchownych i zakonnych. W mury tego starego grodu Pan zostaje przeniesiony ze starej i skromnej świątyni, wnosi Go w objęciach nasz arcykapłan, jak Symeon pochylony wiekiem a gorący miłością, na stopnie ołtarza przygotowanej mu świątyni, której sklepieniem niebiosa a podnóżkiem nasza ziemia. Wynosi Go, by umieścić na tronie chwały, aby cały naród, który z każdej dzielnicy wysłał mu swoich przedstawicieli, po kłonił się, wyznał Mu swą wiarę niezachwianą, oddał się ponownie na służbę wiekuistą, przebłagał za jawnie popełnione grzechy i obrazy Jego czci. Widząc to wszystko, patrząc na cichy Majestat Pana, wśród nas, ludu swego, znów z głębi duszy wołam: O, zostań z nami, Panie! Zostań z ziemią Twoją, bo się ma ku wieczorowi – bo coraz nam ciężej i smutniej, zostań, bo blaski szczęścia gasną, bo promienie chwały zakrył obłok żałobny. Zostań Panie z narodem Twoim, który za Ciebie walczył i głosił Twą chwałę. Dziś jego dzień chyli się ku zachodowi, bo część tego narodu tkwi w ucisku – we łzach – i we krwi, a w innej jego części zachodzi słońce wiary, miłości należnej Tobie. O, zapal wiarę, rozgrzej serce narodu, dodaj siły do walki ze złem wciskającym się i trującym go swoim jadem – zostań z nami, bo zbłądzimy i zginiemy, gdy odejdziesz. Zostań z naszym miastem, by jaśniało wiarą i cnotą dla ozdoby i zachęty całego narodu.
Zostań, Panie, odrodź nasze serca, połącz je jednością przywiązania do Twojej osoby, do Twojej wiary, złącz nas w służbie i oddaniu się Tobie, Jezu, i Kościołowi Twemu. Zostań Panie z nami, prowadź nas Ty sam, a za Tobą niech podążają biskupi, kapłani, za nami cały naród, wszystkie jego stany, drogą wierności i oddania się Tobie w tej smutnej pielgrzymce naszego narodu!
Dlaczego tak błagam Pana Jezusa, by został z nami? Bo drżę, by nie odszedł, z powodu naszych grzechów i niewierności naszej, dlatego że tylu z nas, uwiedzionych fałszem świata, odchodzi od Nie go! Ach, czy zostanie? Jeśli zważy na szali sprawiedliwości swojej nasze nieprawości, czy one Go nie odwrócą od nas? Najmilsi moi! Czyżby miały się nieszczęśliwie spełnić na nas straszne groźby proroka, grożącego Izraelowi, że jeśli się nie opamięta, to zostanie bez kapłana, bez ołtarza, a tym samym bez Jego najdroższej obecności?! O tak, gdyby nas sądził według swojej sprawiedliwości, a naszej śle poty, według ciągle obecnej w nas niewierności względem siebie – odszedłby. Nie uczyni tego jednak – czemu? Bo ma Serce! O, kto tylko szczerze zbliżył się do Jezusa, dostąpił olśnienia Jego mądrością i wszechmocą, ale przede wszystkim poczuł w Nim niewysłowioną dobroć, a dobroć to miłość, to Serce. Spójrzmy na ten Ołtarz z żywą wiarą! Pod niepozorną postacią chleba stanął na nim Jezus. Jego obecność wśród nas sama w sobie woła dobitnie: Jezus ma dla nas Serce! Ta cicha Hostia, na pierwszy rzut oka martwa, bezwładna, jest dowodem, że Jego Serce nie ma granic, od daje się nam zupełnie, z pominięciem siebie samego, własnej chwały, czci sobie należnej. Nieustająca ofiara Mszy Świętej, to nieprzerwane odwiedzanie nas i karmienie w Komunii Świętej, przekonuje nas o wielkości Jego Serca! Dlatego w XVII wieku, nie mogąc już znieść zaślepienia i niezrozumienia siebie, jakim Mu odpłacają ludzie w za mian za bezgraniczne poświęcenie w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, rozdarł zasłony Eucharystii i ukazał oczom ludzkim przyczynę swego pozostania z nami. Oto Serce, które tak bardzo ukochało ludzi, a w zamian otrzymuje obojętność i zniewagi – zawołał.
Zatem to Serce jest przy nas, moi najmilsi! A my tak bardzo potrzebujemy serca! Jesteśmy spragnieni Serca, bo dręczy nas tak ciężki smutek, że tylko wszechmocne Serce zdoła nas pocieszyć. Potrzebujemy Serca, bo jesteśmy nędzni i grzeszni. Nasze grzechy pozbawiły nas praw do Ojczyzny ziemskiej i niebieskiej – tylko tak wielkie Serce, jak Twoje, Boże, zdoła nam przebaczyć, uratować nas i podźwignąć. Nasi czuli ojcowie i święci związali nasz naród z Panem, z Jego gorącym Sercem, co płonie pod zasłoną Najświętszego Sakramentu. O tak, my grzeszni i niegodni, zapominamy o naszym związaniu się z Tobą, ale spojrzyj Panie na Twe wierne sługi. Na biskupa Stanisława, który związał nas z Tobą, bo zginął w czasie Najświętszej Ofiary, z ustami pełnymi Twej Najświętszej Krwi. Na świętego Jacka, który Cię ratował przed zniewagą nieprzyjaciół Twoich, unosząc wśród fal rzeki. Na niewinnego Kazimierza, co u stóp Twoich, u drzwi ołtarzy Twoich spędzał noce na modlitwie i we łzach. Na anioła tej ziemi – Stanisława Kostkę, co tak Cię kochał i tak pożądał, że musiałeś ręką aniołów uspokajać głód jego dziecięcego serca! O tak, oni wołają do Ciebie: Panie, zostań z nimi! Ty masz Serce, które ich ukochało! Więc i my ze łzami wołamy do Ciebie: Nie patrz Panie na nieprawości nasze, przepuść Panie, przepuść ludowi Twojemu i zostań z nami. Oto wyszedł nasz Pan ukochany, wyszedł ku nam, byśmy wszyscy w imieniu całego narodu jeszcze dziś wyznali nasze winy, przebłagali za nie i na nowo oddali się całym sercem Jego Sercu. Nasze winy wobec Boga utajonego, który nas zgromadzi wkrótce na strasznym sądzie są wielkie. O bracia drodzy! Wyznajmy winy, dopóki jest na to czas – przypomnę wam je wszystkie z miłości i z miłością. Niech słucha tego Bóg, wasi duszpasterze i biskup, nasz arcypasterz – w ich obecności śmiało opowiadam ludowi memu złości ich [Iz 18].
Określamy się mianem katolików – bo któż z nas przez chrzest święty nie należy do Kościoła? – ale brakuje w naszym działaniu czynów katolickich. Przyglądając się życiu wielu z nas, próżno doszukać się w nim zasad wiary i obowiązków. Są wśród nas chrześcijanie, lecz tylko z imienia, nie potwierdzają tego własnym życiem!
Jesteśmy katolikami, ale wielu z nas obojętnie traktuje obowiązki płynące z przy kazań, jest głuchych na głos Kościoła, sumienia, zobojętniałych wobec sakramentów, modlitwy, biernych wobec Stolicy Świętej, a więc jesteśmy obojętni na to wszystko, co swym życiem okupił Chrystus, na nietykalność tego, co wielu naszych przodków okupiło własnym życiem.
Są w Polsce katolicy, ale trzeba ich nazwać nieprzyjaciółmi, bo przez nich sprawdza się na nas straszna przepowiednia Apostoła Narodów: Będzie czas, gdy zdrowej nauki nie ścierpią: ale według swoich pożądliwości nagromadzą sobie nauczycieli, mając świerzbiące uszy, od prawdy słuchanie odwrócą, a ku baśniom się obrócą (2 Tm 4, 3, 4). To powrót do pogaństwa, powrót jednostek, powrót rodzin – w końcu powrót społeczeństwa! Pogaństwo przyszłości.
Czy zatem Jezus nie odejdzie od nas, czy nie stanie my się Mu obcymi – skoro On już dla nas stał się niemal obcym?
Brakuje nam ducha katolickiego, żywej wiary, przywiązania – zrozumienia – umiejętności wiary! Stąd wielu z nas daje Bogu jedynie bezduszne formy – przyczyna tego jest podwójna. Ignorujemy święta, a więc jesteśmy nieczuli wobec modlitw czy Słowa Bożego, gardzimy czcią Bożą, lekceważymy to, co nawet najdziksze narody oddają swoim bóstwom, my gardzimy tym lekkomyślnie wobec Boga prawdziwego. Złe wychowanie pozbawione zasad psuje młodzież, a jednocześnie pozbawia Serce Jezusa tego, co umiłował i o co wołał: Dopuśćcie dziatkom przyjść do mnie (Mt 19, 14). Wy odwodzicie dzieci od Niego, pytacie, jak się uczą? Ale nie – jak żyją? O to nikt się nie troszczy. Ważniejszym od tego, czy nie stracił niewinności, jest stopień w nauce. Wszak z tych dzieci wyrośnie naród, mężowie, ojcowie, którzy odejdą od Jezusa. Zatem wołam w imieniu Jezusa: Ojcowie i matki, oddajcie dziś dzieci Jezusowi, by je z tego tronu błogosławił. Dopuśćcie dziateczkom przyjść do mnie, nie zabraniajcie im. Na sądzie Bożym dziecko zapyta was z gorzkim wyrzutem: ojcze, matko, czym zawiniłem wam, iż mnie opuściliście w mym niedoświadczeniu dziecinnym? Czym zasłużyłem, że nie wsparła mnie wasza rada, wasza miłość nie wyrwała z paszczy piekielnej? O Jezu, wskrzesiłeś młodzieńca i oddałeś go jego matce, wskrześ wiarę i niewinność w sercu naszej młodzieży, weź ją sobie, odbierz ją światu!
Trudno się nie obawiać, że Jezus odejdzie od nas, skoro znieważamy Jego Osobę i pogardzamy Jego Sercem.
We Mszy Świętej Jezus pała miłością – a my jak jej słuchamy?
Komunia Święta to wyraz Jego miłości – a my przystępujemy do niej tak rzadko, źle i ozięble. Jezus odejdzie, bo nie będzie widział serca, w którym mógłby zamieszkać, które pragnęłoby Go przyjąć.
Tak! Jezusowi jest źle wśród nas. Ale, Panie, spojrzyj na całą Europę, na wszystkie jej narody, a dostrzeżesz wśród niej tylko jeden na ród bardzo nieszczęśliwy i często niewierny. Jednak z tego jednego narodu stają przed Twoim obliczem całe zastępy, okryte krwią i ranami. Cóż to za rany? – zapytasz. Za co leje się ta krew? Za Twoją wiarę, w obronie Twego Kościoła. Spójrz na Kroże (1), tam walczą i piersią zasłaniają Twoją osobę, Twoją chwałę, aż do krwi – a kto? Polacy, nasi bracia, niech swoją pobożnością i szlachetnością, swoim poświęceniem wynagrodzą Ci naszą oziębłość, bezbożność i niewdzięczność. Niech krew tych braci osłania naszą niegodziwość, niech ich miłość zasłoni ojczyznę od chłosty sprawiedliwości Twojej.
I ty odejdziesz? O nie! Nie odchodź! Nam dziś potrzeba serca. Ty z nami Sercem uczynisz wszystko. Potrzebujemy otuchy i siły w tej strasznej walce.
Zostań, my dziś głośno wyznajemy winy i jawnie wypowiada my, że chcemy być Twoimi, na nowo związać się z Tobą, poddać się prawom Twoim, Kościołowi Twemu. Chcemy oddać umysł pod Twą mądrość, serce Twej miłości, wolę Twoim rozkazom, życie Kościołowi Twemu! Nie odtrącaj – ofiarujemy to, co mamy – biedne życie, nasze rodziny i dzieci, weź! A ty, arcypasterzu, coś Boga i Ojczyznę umiłował i wiele wycierpiał, oddaj nas Sercu Pana Jezusa, by On sam został przy swoich, panował i rządził nami tak długo, aż odejdziemy wszyscy z tej ziemi tam, gdzie nas już żadna przemoc od Niego nie oderwie. Amen.
Ks. Stefan Bratkowski SI
(1) Kroże (dziś Krażiai) – miasteczko na Żmudzi, jedna z najstarszych parafii w tej części Litwy. Miejsce zbrodni dokonanej przez carskich Kozaków w roku 1893 na wiernych katolikach, który bronili swojego kościoła, aby nie został zamieniony na cerkiew. Dziewięć osób zostało zamordowanych, pięćdziesiąt było rannych, aresztowano siedemdziesiąt jeden.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:39, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział czwarty. O czci Najsłodszego Serca Jezusowego
Z całego ciała i ze wszystkich członków Jezusa wyszła przez liczne i straszne rany wszystka Krew, bo całe ciało Jezusowe na krzyżu było jedną wielką świeżo rozognioną raną. Jedynie w Sercu Jezusowym zostało jeszcze kilka kropel krwi, którą także chciał wylać dla nas – „Jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok Jego, a natychmiast wyszła krew i woda” – aby nam, bracia najmilsi, pokazać szczerość i zupełność swojej ofiary, iżby każdy szczerze i praw dziwie mógł sobie powiedzieć: tak mnie umiłował Jezus, iż do ostatniej kropelki Krew swoją wylał za mnie. Była też inna, ważniejsza przyczyna przebicia boku Chrystusowego. Otóż Pan Jezus, pojmując, jako nieskończenie święty i mądry, znając złość grzechu każdego i nas wszystkich grzeszników (wszystkich w ogóle, a także każdego w szczególności), wiedząc o karze gniewu i pomsty Bożej za każdy grzech, chciał nam biednym, nędznym grzesznikom dać przytułek i ochronę w swoim przebitym Sercu, abyśmy składając tam brzemię grzechów znowu mogli dostąpić Jego łaski. Z ogromu swojej miłości ku nam Pan Jezus podjął krwawą mękę i wysączył Krew do ostatniej kropelki – bo do zbawienia naszego ani krzyża, ani gwoździ, ani cierni, ani biczów nie było potrzeba, dosyć było jednej drobiny Krwi – aby ten nadmiar miłości naocznie ukazać nam ludziom, dozwolił włócznią otworzyć swoje Serce. Miłość przybiła ręce i nogi Jezusa do krzyża, miłość przebiła Serce Jezusowe. Miłość należy odpłacać miłością. Ludziom spowszedniała ta miłość, a kiedy najbardziej się od Niego oddalali, Pan Jezus przypomniał się im, ustanawiając nabożeństwo do swego Najsłodszego Serca. Nabożeństwo to zostało potwierdzone przez Kościół święty i rozszerzało się po świecie katolickim właśnie wtedy, gdy cały świat zdawał się wypierać Chrystusa. Nad tym nabożeństwem ku Najsłodszemu Sercu Jezusowemu dziś się zastanówmy. Zadajmy sobie pytanie – na czym ono polega i znajdźmy w sobie zapał do oddawania czci temu Boskiemu Sercu.
Każde nabożeństwo, jeżeli jest prawdziwe, musi być wewnętrzne i zewnętrzne. Wewnętrzne, ponieważ znaki zewnętrzne o tyle mają wartość, o ile pochodzą z wewnętrznego usposobienia, zewnętrzne zaś, bo natura człowieka tak jest usposobiona, iż co wewnątrz czuje, musi okazać na zewnątrz. Zatem i nabożeństwo ku Najsłodszemu Sercu Jezusowemu musi być wewnętrzne i zewnętrzne.
Istotę nabożeństwa wewnętrznego poznamy ze słów samego Jezusa, które wypowiedział podczas objawienia danego św. Małgorzacie, polecając jej zaprowadzenie tego nabożeństwa. Kiedy ta czcigodna zakonnica trwała na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem, pokazał się jej Pan Jezus z odsłoniętym Sercem, promieniejącym, otoczonym koroną cierniową, z krzyżem u góry zatkniętym, z otwartą raną, z której wydobywały się krople Jego najświętszej Krwi, tak jak to na obrazach widzimy, a wskazując na Serce swoje: „Oto Serce – powiada – które tyle ukochało ludzi, iż, na nic się nie oglądając, wydało się za nich całkowicie, by ich przekonać o swojej miłości. W zamian za to odbieram w tym sakramencie mojej miłości tylko nie wdzięczność, pogardę, brak uszanowania, świętokradztwa, obojętność”. Pan Jezus uskarża się na brak miłości i wdzięczności u ludzi. Moje Serce tak ludzi umiłowało, iż się całkowicie wydało, by ich przekonać o mojej miłości, a ludzie? Nie miłują mnie, nie szanują, zdradzają mnie, są obojętni wobec mnie, niewdzięczni, gardzą mną.
Chcemy więc uniknąć tego słusznego i sprawiedliwego wyrzutu Chrystusa Pana i stać się prawdziwymi czcicielami Jego Boskiego Serca, tak bardzo zranionego ludzką oziębłością i niewdzięcznością. Potrzeba nam miłości i wdzięczności wobec Chrystusa, bo na nich opiera się prawdziwe nabożeństwo do Najsłodszego Serca Jezusowego. Wszystkie inne zewnętrzne ćwiczenia i przysługi jedynie wtedy służą czci Serca Jezusowego, kiedy ich fundament stanowią miłość i wdzięczność.
Powinniśmy pamiętać, że czcząc Serce Pana Jezusa, czcimy tylko Jego miłość ku nam i wypłacamy się z długu miłości, bo serce jest jej godłem. Ponadto pamiętajmy, że Pan Jezus, przypominając się nam i ustanawiając nowe nabożeństwo ku czci swego Serca, szukał w tym tylko naszego pożytku i chciał tym nowym dowodem swojej miłości jeszcze bardziej nas do siebie przywiązać. Bo Pan Jezus nas nie potrzebuje, ale my Jego tak, Pan Jezus będzie bez nas nieskończenie szczęśliwym, ale my bez Niego nie będziemy.
Otóż, bracia, nabożeństwo opiera się na wzajemnej miłości i wdzięczności. Miłość odpłaca się miłością. Jezus Chrystus nieskończenie nas umiłował, więc i my powinniśmy Go miłować ze wszystkich naszych sił. Miłość ukazuje się w uczynkach – tak i miłość Pan Jezusa ku nam pokazała się w uczynkach. Co Pan Jezus dla nas uczynił – wiemy.
On – Bóg stał się dla nas człowiekiem. On – Bóg stał się dla nas słabym i niedołężnym niemowlęciem, dla nas ucieka do Egiptu, pracuje w warsztacie ubogiego cieśli, trudzi się przez trzy lata w nauczycielskim zawodzie, znosi pęta, kajdany, potwarze, bicze i ciernie, gwoździe i haniebną śmierć na krzyżu, wszystko to dla nas, abyśmy stali się z synów szatańskich synami Bożymi, z dzieci zatracenia dziećmi zbawienia, z piekła poszli do nieba. Oto są dowody Jego ku nam miłości.
Nie pojmujemy ich dość jasno – gdy byśmy mieli więcej miłości, byłoby to łatwiejsze.
Zatem płomienie wokół Jego Serca są godłem żarliwej miłości Pana Jezusa ku nam, a krzyż za tknięty u góry Serca to znak zbytku i ogromu Jego miłości. Każdy, kto posiada chociaż iskierkę wiary, musi przyznać patrząc na to Serce, że Pan Jezus bardzo nas umiłował. Nowym tego dowodem jest ustanowienie nabożeństwa, bo On chce być przez nas miłowanym, dlatego, że nam jest z tym dobrze.
Teraz, bracia, powiedzmy sobie: Miłość odpłaca się miłością. Pan Jezus mnie tak umiłował, to i ja Go umiłowałem, to i ja Go miłować powinienem – gdzie jest moja miłość ku Niemu? Jaka ona jest?
Chcesz znać miarę twojej miłości ku Jezusowi Chrystusowi, popatrz na swoje uczynki – bo jakie uczynki, taka miłość, bo miłość wyłania się z uczynków. Popatrz na swoje uczynki, na życie, po stępki, zasady, zdania i dążności twoje – zapytaj się sam siebie, ale nie pytaj własnej miłości, bo ta cię zdradzi, zapytaj się swojego sumienia. Mówisz, że wierzysz… Mówisz, że miłujesz Pana Jezusa, a serce twoje jest pełne niewiary, oziębłości, złych myśli i żądz światowych – miłujesz Pana Jezusa, a od siedmiu albo i dwudziestu lat nie przystępowałeś do sakramentu spowiedzi, nie przyjmowałeś Go do swego serca w Najświętszym Sakramencie – lub może, o straszna zbrodnio, czyniłeś to świętokradzkimi ustami. O jeśli tak jest, wiedz, że nie darzysz pana Jezusa miłością, do twego życia wkradła się jej przeciwniczka – nienawiść ku Niemu.
Bracia moi, miłość ujawnia się w uczynkach. Pamiętajmy: kto żyje po chrześcijańsku, po Bożemu, ten miłuje Chrystusa – kto żyje po światowemu, ten miłuje świat, kto w sposób szatański, ten miłuje szatana. Miłość Chrystusowa prowadzi do nieba, miłość świata i szatana – do piekła. Skąd tyle zła między nami, skąd uwikłanie się w rzeczy materialne i zmysłowe, skąd gnuśność, lenistwo i opieszałość wobec rzeczy niebieskich, rzeczy wiary świętej, tak jakbyśmy nie mieli innego życia, niż to ziemskie, innego celu jak dobry byt materialny? Skąd to pochodzi? Czy brakuje nam wiary? Nie. Gdybym zapytał każdego z was, czy wierzysz w naukę Chrystusa Pana, każdy by mi powiedział, że wierzy i może by się oburzył na moje pytanie. Każdy by mi po wiedział, że miłuje Pana Jezusa, więcej – jak siebie samego, jak wszystko inne, a przecież życie i uczynki z tym przekonaniem się nie zgadzają. Co to jest? Otóż nie mamy wiary żywej – mamy wiarę, lecz uśpioną na samym dnie serca, przytłumioną zmysłowością i światowymi żądzami – wiara na spodzie, a zmysłowość ciała na wierzchu – stąd wywodzi się sprzeczność w naszym przekonaniu i postępkach.
Wierzymy, że Chrystus Pan stał się dla nas człowiekiem, cierpiał i umarł za nas, ale ta wiara jest mdła, nie ma mocy i skutku. Od męki i śmierci Chrystusa Pana odwracamy oczy jako od rzeczy, które wydarzyły się przed dwoma tysiącami lat, a my powinniśmy patrzeć na nie jako na rzeczy dnia dzisiejszego. Stąd oziębłość wobec Pana Jezusa.
Wiemy, że raz musimy umrzeć, iż ze śmiercią wszystkie nasze zabiegi i starania się skończą, wszystko, co tak namiętnie miłujemy i my sami w proch się obrócimy. Wierzymy, że po śmierci jest sąd straszny z każdego uczynku i słowa, myśli i żądzy naszej – ale na to spoglądamy jako na rzecz przyszłą, mogącą nastąpić może za pięćdziesiąt i więcej lat. Powinniśmy ją zawsze, każdego dnia i w każdej godzinie mieć przez oczami, bo nikt z nas nie zna momentu, w którym Bóg wezwie nas na swój sąd. Dlatego zatracamy się w zmysłowości i wygodach, zabiegamy wszelkimi sposobami o ulepszanie naszego bytu materialnego i żyjemy tak, jakby Boga nie było, jakbyśmy z naszych postępków i naszego życia nie odpowiadali przed nikim.
Wierzymy, że jest piekło, ale łudzimy się, iż nas to nie dotyczy ale innych, jakbyśmy mieli przywilej i zapewnie nie, że do piekła nie pójdziemy – jednak każdy z nas może tam trafić. Dlatego, że nie spoglądamy na piekło jak na miejsce kary, które rzeczywiście muszą nas dosięgnąć, jeżeli nie będziemy chodzić drogą Jego przykazań, wpadamy coraz głębiej w najbardziej straszne z grzechów.
Wierzymy, że jest niebo, ale nie patrzymy na nie jak na nagrodę, której wkrótce i pewnie dostąpimy, ale jako na rzecz, która dopiero kiedyś może się spełnić i dlatego w cierpieniach i przeciwnościach upadamy na duchu i pomstujemy przeciw Bogu.
To samo można powiedzieć o innych artykułach wiary. Taka wiara jest martwa. Nie takiej wiary nam potrzeba, nie taka wiara nas zbawi – potrzebujemy wiary żywej, czynnej, która pokazuje się w uczynkach.
Chcesz wiedzieć, kto posiada żywą i czynną wiarę? Otóż ten, kto wierzy we wszystko bez wyjątku, wierzy w zgodzie z nauką Kościoła, kto oddala od siebie wszystkie powątpiewania o wierze, odrzuca od siebie zasady i zdania, choćby miały tylko cień sprzeczności z nauką kościelną, kto wiernie chowa przykazania Boskie i kościelne, wystrzega się wszelkiego grzechu i spowiada się z nich, kto w nieszczęściu nie rozpacza, w szczęściu się zbyt nie wynosi, drugimi nie gardzi, siebie nie wywyższa – ten ma żywą czynną wiarę.
Kto ma taką wiarę, ma jednocześnie miłość do Jezusa Pana. Mając żywą wiarę, masz zarazem niezachwianą ufność i miłość nieugiętą; nie mając wiary – nie możesz mieć miłości do Jezusa. Stąd rozważania o wierze. Bo miłość ku Chrystusowi ujawnia się w uczynkach chrześcijańskich – nie można zaś mieć uczynków chrześcijańskich bez żywej czynnej wiary, bo sprawiedliwy żyje z wiary.
O, bracia moi, oddajmy miłość za miłość – ale czynem i życiem cnotliwym, nie słowem. Wpisywanie się do bractwa Serca Jezusowego, odmawianie pacierzy jest dobre, święte i chwalebne – ale nie dosyć na tym – przy tym życie cnotliwe, nieskazitelne, bogobojne być powinno, bo na tym zasadza się prawdziwa miłość ku Jezusowi Chrystusowi.
W naszych sercach jest miejsce na miłość do ludzi, którzy może najmniej na nią zasługują lub o nią nie dbają, jednak chętnie wypełniamy każde skinienie ich woli. Tylko dla Pana Jezusa, który zasługuje na wszelką miłość i, jak sam oświadczył w dobroci swojej, tak pragnie być przez ludzi miłowanym, nie iżby On miłości naszej potrzebował, ale żeby nam dobrze z tym było, a On dobra naszego pragnie – dla samego Pana Jezusa iskierki miłości nie mamy i jakby na złość Jemu czynimy wszystko wbrew Jego woli. Nadszedł czas na zmianę! Dość już nadużywania Jego cierpliwości i dobroci! Dość już się nagrzeszyło, żyło dla świata i zmysłowości! Czas poświęcić kilka chwil służbie Boga i życiu pobożnemu!
Powiedzieliśmy, że wewnętrzne nabożeństwo polega również na wdzięczności.
Co to jest wdzięczność? Jest to docenienie otrzymanego dobrodziejstwa, pamięć o nim i chęć odpłacenia się za nie według możności. Człowieka, który umie docenić wyświadczone sobie dobrodziejstwo, pamięta o nim, i stara się przy każdej sposobności wypłacić za nie, nazywamy wdzięcznym. Pan Jezus jest naszym pierwszym i największym dobroczyńcą. Stworzenie, odkupienie, poświęcenie dla synów Bożych, powołanie do prawdziwej wiary – to prawdziwie wielkie dobrodziejstwa. Pomijam inne, które Pan Jezus każdemu z nas w szczególności w różnych okolicznościach i czasach udzielił. Jak cenisz dobrodziejstwa Boskie? Jak cenisz dobrodziejstwo stworzenia? Stworzył cię Bóg dla Nieba i dla siebie, zbawienie duszy twojej i Bóg jest celem i końcem twoim, a ty żyjesz tak, jakbyś na potępienie i dla czarta był stworzony. Jakie sprawy, taki i koniec ich, sprawy twoje szatańskie, więc i koniec ich szatański, a koniec szatana – piekło.
Jak cenisz dobrodziejstwo odkupienia? Patrz – urodziłeś się dzieckiem zatracenia – Jezus przez wysługi Krwi i męki swojej przemienił cię w dziecko łaski Bożej – dziecko Boże, gdzie jest Krew Jezusa? Zajrzyj do serca twego, kto tam mieszka? – Grzech. Gdzie grzech, tam nie ma Jezusa, bo Jezusa z grzechem nigdy nie pogodzisz, a gdzie nie ma Jezusa, tam szatan gospodaruje. Po to Jezus wycierpiał, abyś był niewolnikiem szatana? O jaki sąd Boży, jaka wieczność cię czeka, pomyśl o tym i popraw się!
Jak cenisz powołanie do wiary katolickiej? Jak wielkie to dobrodziejstwo! Tyle milionów ludzi żyje w pogaństwie, herezjach, odszczepieństwie, ty w Kościele katolickim, gdzie jedynie zbawić duszę twoją możesz, bo poza Kościołem katolickim nie ma zbawienia. O zachowaniu przykazań kościelnych nie myślisz – a katolikiem się nazywasz? O niewdzięczności nasza!
Religia, mówisz, to dla chłopstwa, aby je w posłuszeństwie utrzymać, spowiedź dla prostaków, nie dla uczonych. O bracia moi, nie mówcie tak, nie mówcie! Kmiotkowie, ubodzy i ludek wiejski i ci prostaczkowie, którymi pomiatamy, pójdą do nieba, a wy do piekła. Lud nasz ma wiarę, wiarę żywą, jaką miał cały naród, póki się nie popsuł i nikt mu tej wiary wydrzeć nie zdołał, ani chytrość i moc magnatów, będących pod wpływem Lutra i różnych herezji, pod których niewolniczym jarzmem biedny chłopek jęczał, ani naigrawania filuterskie tak zwanych filozofów, próbujących „oświecić” świat, ani przemoc i gwałty panujących. Toteż polski lud pójdzie do nieba, a my oświeceni, uczeni, co mówimy, „wiara dla chłopów, spowiedź dla prostaków”, dostaniemy się do piekła. Tam nie będziemy spowiadać się księdzu, który zastępuje miejsce Chrystusa i może nam odpuścić grzechy, ale szatanowi! Jednak szatan nas nie rozgrzeszy, będzie się cieszyć i piekielnym, szyderczym śmiechem odpowie na tę spowiedź! O niewdzięczności nasza!
Seneka powiedział: „Jeśli powiesz o człowieku, iż jest niewdzięczny, powiedziałeś wszystko złe o nim, coś tylko mógł powiedzieć”. O właśnie! Jezus Chrystus każdemu z nas śmiało i prawdziwie może po wiedzieć: Niewdzięczniku! Zdradzasz mnie swymi grzechami jak drugi Judasz.
Ale teraz to wszystko wydaje się nam nieprawdopodobne. Przyjdzie dzień straszny Sądu Pańskiego, gdzie Pan Jezus, nie jako Zbawiciel łaskawie przemawiać będzie do nas słowami, które do czci godnej Małgorzaty Alacoque mówił, ale jako sędzia sprawiedliwy, zasiadający na sądowym trybunale w majestacie swoim, przemówi do każdego z nas: „Zdaj sprawę z włodarstwa twego!”. Wtedy otworzą się nam oczy, ale już będzie za późno, tam zrozumiemy, że to, co mówili nam kapłani i kaznodzieje z miejsc świętych, nie było urojeniem, ale prawdą, szczerą prawdą, której przyjąć nie chcieliśmy.
O Boże, uchowaj nas od takiej ślepoty i zaciekłości. Nie możemy odpłacić Panu Jezusowi za otrzymane dobrodziejstwa, bo można je świadczyć tylko tym, którzy dla braku i niedostatku jakiejkolwiek rzeczy są zdolnymi i sposobnymi je odbierać. A Pan Jezus, źródło wszelkiej obfitości i doskonałości, nie może w niczym doznać żadnego niedostatku. Ale czym innym możemy mu się wypłacić. A czymże? Oto tym, iż wiernie i stale będziemy wypełniać Jego wolę. Jak poznamy Jego wolę? Oto w przykazaniach, w nauce Kościoła – objawia się wola Pana Jezusa. Żyj wedle tych przykazań i nauki, a spełnisz wolę Pana Jezusa, odpłacisz Mu za otrzymane dobrodziejstwa, o ile jesteś w stanie.
Na miłości i wdzięczności polega więc wewnętrzne nabożeństwo do Serca Jezusowego. Uczucia te wtedy okażemy prawdziwie Chrystusowi Panu, gdy nasze życie i postępki będą zgodne z Jego przykazaniami i nauką, jeśli będziemy strzec ścieżek Jego rozkazów. To wewnętrzne nabożeństwo nie może nie wyjść na zewnątrz, bo, jak już powiedzieliśmy, takie jest usposobienie człowieka, iż co czuje wewnątrz, musi okazać znakami zewnętrznymi.
Na czym zatem polega zewnętrzne nabożeństwo? Na tym najpierw, abyśmy w Kościele, w domu Bożym, gdzie jest nie tylko obraz Serca Jezusowego, ale prawdziwe, żywe Serce w Najświętszym Sakramencie, zachowywali się najbardziej przyzwoicie i skromnie, czego wszyscy katolicy powinni przestrzegać, ale szczególnie ci, którzy są czcicielami Serca Jezusowego. Bo kto w rzeczywistej obecności Pana Jezusa zachowuje się źle, na próżno sobie schlebia, że jest czcicielem Serca Jezusowego. Wiele o tym można mówić, wspomnę tylko, że wielu z tych, co się nazywają czcicielami Serca Jezusowego, tak się w Kościele zachowują, iżby lepiej by było, gdyby wcale do niego nie przyszli.
Do zewnętrznego uczczenia Serca Jezusowego należy towarzyszenie księdzu niosącemu Najświętszy Sakrament do chorego. Zasługuje na to Pan Jezus, a jest to również zwyczaj dawny i chwalebny, ale teraz odchodzący w zapomnienie. Dziś należy się cieszyć, gdy ktoś zdejmie czapkę, bo inni i tego nie czynią. Dojdzie do tego, broń Boże, że w miastach katolickich księża będą nosić Najświętszy Sakrament do chorych pod płaszczem i w tajemnicy, tak jak się to dzieje w luterańskich i niekatolickich miastach.
Gorące a częste przystępowanie do Stołu Pańskiego, które poprzedziła szczera i dokładna spowiedź, jest wielką czcią Serca Jezusowego. O, wielkie w tej mierze jest nasze lenistwo! Jedni raz do roku i to z przymusem i gwałtem sobie zadanym komunikują się, drudzy i tego nie czynią – inni, choć częściej Ciało i Krew Pańską przyjmują, ale robią to bez należytego przygotowania, ozięble i bez dziękczynienia. O, wiele, wiele trzeba tu poprawić!
Wpisanie się do bractwa Serca Jezusowego, odmawianie pewnych modlitw i pacierzy należy także do zewnętrznej czci Serca Jezusowego, jest to dobre, święte i chwalebne, ale wtedy tylko, kiedy życie jest katolickie.
Otóż, bracia najmilsi, na tym polega całe nabożeństwo do Serca Jezusowego. Mówiliśmy o tym, gdyż liczne i wielkie w tej mierze zachodzą u nas błędy. Wielu sądzi, iż gdy wpisali się do bractwa i odmawiają pacierze, obraz Serca Jezusowego pilnie odwiedzają, już są czcicielami Jego – a o życie katolickie, chrześcijańskie mało dbają. Inni znowu utrzymują, iż tym samym, że nieźle żyją i przykazania Boskie jako tako zachowują, już są gorliwymi czcicielami Serca Jezusowego i tymi zewnętrznymi oznakami pomiatają.
Nie dosyć na tym – prawdziwe nabożeństwo nie tylko w sercu ma miejsce, ale i na jaw występuje – jak prawdziwa przyjaźń nie tylko w sercu jest, ale w zewnętrznych oznakach i wzajemnych przysługach na wierzch się wyłania. Potrzeba miłości i wdzięczności prawdziwej, życia cnotliwego i bogobojnego, ale i tych zewnętrznych przysług prawdziwemu czcicielowi Serca Jezusowego nie godzi się opuszczać. Dopomóż nam Panie Jezu Chryste dojść do takiego nabożeństwa ku Twemu Boskiemu Sercu. Amen.
Ks. Iwo Czeżowski SI
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa. |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:44, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział piąty. O wynagrodzeniu Sercu Jezusowemu
Urąganie i nędze czekało serce moje. I czekałem, kto by się ze mną smucił, a nie było, i kto by pocieszył, a nie znalazłem (Ps 68, 21).
Jeśli od tych smutnych i bolesnych słów zaczynam moją naukę do was, to nie sądźcie słuchacze, żebym chciał nimi wyrzucać wam oziębłość i brak pobożności. Nie, bynajmniej. Zgromadziliście się przecież w tej świątyni Pańskiej, aby najsłodszemu ze wszystkich Sercu złożyć należny hołd, by Mu dziękować za wszystkie dary i łaski, którymi z tego przybytku was i wasze domy obsypuje, by Go przebłagać za te niewdzięczności, niesprawiedliwości i zniewagi, których ludzie dopuszczają się względem Serca najświętszego. Lecz nie wszyscy podzielają dziś te pobożne uczucia, nie wszyscy garną się jak owieczki do Serca tego dobrego Pasterza, nie wszyscy mają tak wielkie i kochające serce dla Serca Jezusowego, co tak ukochało ludzi, iż ostatnią kroplę krwi na krzyżu dla nas przelało.
Tak, obcym się stało to Serce dla wielu i obojętnym! Daremnie woła Zbawiciel na wielu ze swego tronu: Daj mi synu mój serce twoje! (Prz 23, 26) Lecz nie możemy się dzisiaj do nich odezwać ani na powrót przyprowadzić ich do Jezusowej owczarni, bo nie ma ich wśród nas, daleko od nas bawią: tam, gdzie pożądliwość ciała i pożądliwość oczu swój pokarm znajduje, gdzie lilia niewinności traci swój blask, tam w owych salach zabawy, gdzie na nich wołają: Chodźmy w wieńcach różanych póki nie uwiędną [Mdr 2, 8] – tam oni teraz siedlisko swoje założyli, tam się rozgościli, tam każą swej próżności złożyć hołd i uszanowanie, tam ukrzyżują na nowo naszego Zbawiciela. Do was więc, chrześcijanie, wierne owieczki dobrego Pasterza, gorliwi czciciele Serca Jezusowego się udaję – was wzywam do współczucia, do litości nad Jezusem, was proszę, smućcie się wraz z zasmuconym Sercem Jezusa. O tak, będę dziś do was mówić o tych cierpieniach, które najsłodsze Serce Zbawiciela właśnie w tych czasach ponosić musi od ludzi niewdzięcznych. O Jezu, dobry Pasterzu, daj nam poznać miłość i cierpienie Serca Twego, byśmy się tak zachęcili do zadośćuczynienia za te obelgi, które Sercu Twemu tu obecnemu wyrządzamy, o to prosimy Ciebie za wstawiennictwem Tej, która Ciebie przez dziewięć miesięcy przy Sercu swym niepokalanym i Ciebie tak gorąco kochającym nosiła. Zdrowaś Maryjo.
Świat niewdzięcznością płaci. Smutna to prawda i trudna do pojęcia – lecz prawda aż zanadto jasna, tak iż może nikogo wśród nas nie ma, który by za wyświadczone łaski i dobrodziejstwa niewdzięczności nie doznał. A Serce Zbawiciela, to najmiłosierniejsze ze wszystkich serc, co odbiera za swe dobrodziejstwa, którymi rodzaj ludzki miłościwie nawiedza? Urąganie – odpowiada – i nędze czekało serce moje i czekałem, kto by się we mną smucił, a nie było, kto by pocieszył, a nie znalazłem. I dali żółć na pokarm mój, a w pragnieniu moim napawali mnie octem (Ps 68, 21, 22).
O, otwórzmy tylko oczy nasze, zwróćmy je na Jezusa mieszkającego wśród nas tu, w tym przybytku, a przekonamy się. Pójdźcie do mnie wszyscy – woła On – którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a ja was ochłodzę [Mt 11, 28]. Któż czyni zadość Jego wołaniu? Zaczerpnijcie łaski zdroje. Kto by pił z wody, którą ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody, wypływającej ku życiu wiecznemu (J 4, 13, 14). A co świat na wołanie Jezusa? Ach, pójść za Jezusem, pójść do tego źródła wieków, to dziś zdaje się wielu rzeczą niepodobną. Nie ma nikogo, który by, wstępując w ślady pobożnej Samarytanki, wołał: Panie daj mi tej wody, abym nie pragnęła już wody światowej. Inne dziś ma świat zadanie, ważniejsze ma zajęcia. Stałem się obcym braciom moim i cudzoziemcem synom matki mojej (Ps 68, 9). Smutną tę skargę powtarza dziś Zbawiciel nie w jednym mieście, nie w jednej wiosce, nie w jednym kościele! Tak chrześcijanie, dziś świat ma czas na wszystko! Pragnie, aby był wielbiony, poważany, pragnie słuchać komplementów, które łechcą uszy jego, jeśli jest skąpy pragnie wyciskać, wydzierać ubogim pieniądze, jeśli obłudnik, chce uchodzić za pobożnego, jeśli pijak i rozpustnik, by dogadzać swoim zwierzęcym żądzom, jeśli strojniś, jeśli elegantka, chce błyszczeć na salonach i przyciągać ludzki wzrok. Ci wszyscy, bez długiego namysłu i zastanowienia się, gotowi są poświęcić swój czas, swoją sławę, swoje dobre imię, swoje zdrowie, swoje siły, swoje życie, ba, nawet swoją duszę nieśmiertelną dla swych żądz i rozkoszy, a dla Serca Jezusowego nie ma majątku, nie ma poświęcenia.
Dlaczego? Ach, bo Serce Pana Jezusa jest zranione cierniem, świat zaś obiecuje wieniec różany. Chodźmy w wieńcach różanych, póki nie uwiędną. Nie mamy czasu dla tego Serca, bo nie mamy miłości, bo Jego miłość potępia miłość światową. A czy sądzicie, że zatykanie uszu przez tylu chrześcijan na Jego wołanie nie zadaje najsłodszemu Jego Sercu głębokiej rany? Pewnie włócznia żołnierza głębiej nie przebodła Serca Zbawiciela!
Ukazał kiedyś Zbawiciel swe Boskie Serce wybranej służebnicy Małgorzacie Alacoque, mówiąc: „Oto Serce, które ludzi tak bardzo ukochało, iż niczego nie szczędziło, aż do wyniszczenia siebie, by im dowieść mogło swojej dla nich miłości – od największej zaś z nich liczby same tylko odbieram niewdzięczności, oziębłości, wzgardy i świętokradztwa, jakich się dopuszczają względem sakramentu miłości. Opuszczony jestem i daremnie wołam ich do siebie i zapraszam, by w swoich boleściach, w swym smutku, w swoich potrzebach w Sercu moim bezpiecznego szukali schronienia”. A tymczasem stałem się obcy moim braciom i cudzoziemcem synom mojej matki.
Lecz na tej obojętności nie poprzestaje złość ludzka. Cóż to musiała być za boleść dla Serca Jezusa, kiedy widział się opuszczonym przez ludzi i wyśmianym, kiedy ludzka złość obnażyła Go z szat i szarpała Jego dziewicze ciało krwawym biczowaniem, kiedy Piłat pokazał Go wściekłym Żydom w purpurowym płaszczu, w koronie cierniowej, drwiąc przy tym: Oto człowiek! – kiedy gwoźdźmi przebili ręce, które kiedyś błogosławiły ich dziatkom, kiedy napoiły octem i żółcią te usta, które przez trzydzieści trzy lata jedynie o miłosierdzie dla rodzaju ludzkiego wołały. O jak musiało się Serce Jezusa zakrwawić, kiedy wisiał na krzyżu, nagi, opuszczony, wyśmiany, okryty ranami, oblany krwią. Gdybyśmy byli w owym dniu na górze kalwaryjskiej, pewno wyrazilibyśmy całe ludzkie współczucie nad naszym kochanym Zbawcą, zalalibyśmy się gorzkimi łzami jak córki jerozolimskie! Chrześcijanie, otwórzmy nasze oczy, patrzmy na Baranka Bożego, na Serce Zbawiciela tu wystawione. Czy zmniejszyły się Jego cierpienia? Bracie, czy ty nie wierzysz, że w tej monstrancji pod postacią chleba jest prawdziwie obecny ten sam Jezus, który wisiał na krzyżu? Czy wierzysz, że tu jest to samo Serce, co zostało dla nas włócznią otwarte na krzyżu? O, jeśli jesteś o tym przekonany, a z drugiej strony, jeżeli patrzysz na świat, na jego obchodzenie się z Bogiem utajonym pod pokorną postacią, nie możesz zaprzeczyć, że Jego dzisiejsze cierpienia są nieporównywalnie większe od tych, których wtedy doświadczał.
Pomijam już wszystkie krzywdy, które Serce Jezusa cierpi w sakramencie miłości od niewiernych, Żydów i heretyków. Mój Boże, mój Boże, któż by mógł wierzyć, żeby ludzie Boga mogli swego deptać? A to przecież prawda! Czyż bowiem heretycy w swojej wściekłości nie wyrywali Hostii przenajświętszych z kielichów i nie deptali ich?! O, co za boleść patrzeć na Serce naszego Boga pod nogami bezbożników! Ile to razy Żydzi kłuli święte Hostie nożami, tak iż cudownym sposobem krew wypłynęła. Donatyści (1) rzucali je zwierzętom jako pokarm, jak pisze Optat (2), inni palili Hostie, gotowali we wrzącej wodzie, słowem, wszystką złość wyczerpało piekło, aby za bezmiar miłości oddać Bogu utajonemu całą ohydę złości.
Straszne są zniewagi wyrządzone przez Niewiernych Sercu Jezusa i obecności Jego w Najświętszym Sakramencie, ale czy są najbardziej bolesne? Gdyby mi złorzeczył mój nieprzyjaciel zniósłbym to dzielnie, gdyby ten, który mnie nienawidził, mówił przeciwko mnie wielkie rzeczy, ukryłbym się przed nim – ale że przyjaciel mój, znajomy mój, który razem ze mną jadał słodkie pokarmy, tak niewdzięcznie ze mną postępuje, to okropna rana dla mego serca. Że wy chrześcijanie, dla których szczególnie tu mieszkam, dla których chętnie poddaję się wszystkim krzywdom wyświadczonym mi przez Żydów i niewiernych, że i wy tak niegodnie, z taką niewdzięcznością ze mną postępujecie, to najboleśniejsza dla mego serca rana. Tę samą skargę proroka powtórzył Chrystus Pan niegdyś przed swoją wybraną służebnicą Małgorzatą, kiedy się do niej odezwał: „Gdyby mi się ludzie wzajemnością wypłacali, mało bym cenił, co dla nich uczyniłem, gdyby podobna, uczyniłbym i więcej, ale oni tylko mają oziębłość i wstręt wobec żarliwych mych chęci. Lecz co mi najbardziej doskwiera, to obojętność osób mnie poświęconych, a źle się ze mną obchodzących. Ta ich nikczemna obojętność więcej mnie boli, niż wszystko, co dla nich w czasie wycierpiałem”. Kogo dotyczą te słowa, jeśli nie chrześcijan katolików! I nie sądźmy, żeby to użalenie Chrystusa Pana było niesłuszne, żeby świat katolicki na ten zarzut nie zasługiwał. Bo czyż nie ma chrześcijan katolików, którzy nieraz przewyższają w złości heretyków i Żydów? Czyż nie ma chrześcijan katolików, którzy obecnego tu w największej samotności zostawiają i chyba tylko w święto i to z ciekawości w kościele zagoszczą? Czyż nie ma chrześcijan katolików, którzy, mówiąc po prostu, wstydzą się towarzyszyć kapłanowi niosącemu Najświętszy Sakrament do chorych, co niegdyś było największym zaszczytem dla królów i cesarzy? Nie są to ci chrześcijanie katolicy, którzy w kościele jawne dają świadectwo, że wątpią w obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie? Bo czy jest rzeczą podobną, aby, będąc przekonani o Jego obecności, odważyli się na takie zniewagi? Ale mało tego. Nie są to chrześcijanie katolicy, którzy często w tym samym momencie, kiedy Król królów, Pan wszystkich książąt, Bóg z Boga, Światłość ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego, tu na ołtarzu jest wystawiony, by się przed Nim zginało wszelkie kolano, co jest na ziemi, pod ziemią, na niebie, nie są to, pytam, ci chrześcijanie katolicy, którzy właśnie wówczas odwracają od Niego oczy i rozniecają w swych sercach ogień namiętności, którzy wówczas nawet świętokradzkimi ustami na mowy plugawe i bezczelne się odważają! Nie są to wreszcie chrześcijanie katolicy, którzy się dopuszczają największej, najokropniejszej, najbardziej do nieba o pomstę wołającej zbrodni ze wszystkich, jakie tylko bezbożność ludzka wymyślić może! Odgadujecie, o czym tu mówię? O świętokradzkiej Komunii. O, kto ją popełnia? Szatani wierzą i drżą przed tym sakramentem, chrześcijanin katolik, już nie drży przed Bogiem swoim. Nie, z obłudnym nabożeństwem, z niesłychaną obojętnością przystępuje do ołtarza, aby Pana swego jak drugi Judasz na nowo zdradzić. Przyjacielu, po cóż przyszedłeś? – woła do takiego Serce Jezusa. By nadużyć Twojej dobroci, by odnowić cierpienia Twoje, by nierozsądnie splugawić Ciebie w moim sercu. Człowiecze, opamiętaj się, zastanów się, co czynisz! „Sąd sobie jesz i pijesz, nie rozsądzając Ciała Pańskiego”, mieszasz w swoim sercu niewinność z grzechem, świętość z bezbożnością. „Nędzniku – woła na ciebie św. Hieronim, jak na świętokradcę Sabiniana – czemu się oczy twoje nie zaćmiły? Czemu nie odpadły ci ręce, czemu się język twój nie wykręcił, kiedyś w grzechu śmiał stanąć przy ołtarzu?”. „Biada temu – woła św. Bernard – kto się od Boga oddala, ale większa biada temu, który przystępuje do ołtarza z nieczystym sumieniem”. „Biada świętokradzkim rękom – woła św. Tomasz z Villanova – biada sercu nieczystemu bezbożnych. Każda kara za mała jest na tak straszną zbrodnię. Tak świętokradco, idź, spiesz do przybytku, porwij święte naczynia z Hostiami, rzuć je na ziemię, zdepcz Jego Serce najsłodsze nogami, wielka to krzywda, czarna to zbrodnia, niepojęta to złość, lecz godniejsze miejsce dla Jezusa, aniżeli twe serce – lepiej Sercu Jezusowemu pod twymi nogami, aniżeli w twym sercu, gdzie czart mieszka”. Czy tych niesłychanych okropności i świętokradztw chrześcijanie rzadko się dopuszczają?
Ach, chrześcijanie! W Rzymie, tam gdzie święty Piotr na świadectwo swej wiary i miłości do Chrystusa Pana został ukrzyżowany, tam na tej ziemi, która przesiąkła krwią wielu męczenników, tam dopuszczono się, jak nam podali wiarygodni świadkowie, w domu dziś już odkrytym, niecnych czynów. Znalazło się właśnie dwanaście bezbożnych i bezwstydnych niewiast, które rankiem z udawaną i obłudną pobożnością przystępowały do stołu niepokalanego Baranka i najświętsze Hostie zaraz z brudnych swych ust do chustek chowały, aby je wieczorem zanieść ze sobą w znane szatańskie towarzystwa. Tam wystawiono ołtarz, wokół którego te same podłe niewiasty tańcowały i, poświęcone na kapłanki, wśród bluźnierstw, których nie godzi się powtarzać, czyniły swoją ofiarę Baranka. Kto wyliczy te Hostie, które zostały tu przeszyte, rozdeptane, posiekane i wrzucone do ognia na spalenie! Zgroza was przejmuje, nie chcecie mi wierzyć, a jednak to prawda.
O Serce Jezusa, o Jezu najdroższy! Kiedyś zawołałeś tryumfującym głosem na krzyżu jako zwycięzca: Skończyło się – teraz wszystkie trudy zwyciężyłem, teraz każda boleść się skończyła!… Ale dziś w sakramencie miłości nie możesz tak mówić, bo nie skończyły się jeszcze cierpienia, które zadaje Ci ludzka złość, ile i gdzie tylko może. Chrześcijanie, jeśli mnie pytacie, skąd taka oziębłość, skąd taka zatwardziałość, nieczułość i niewdzięczność ku Sercu temu tak gorąco kochającemu rodzaj ludzki, nie mam innej odpowiedzi jak tylko: nie wiem. A co na to Boski Zbawiciel, Jego kochające Serce? Czy nie woła o pomstę do nieba jako krew niewinnego Abla? O cudzie miłosierdzia! Miecz pomsty Bożej wisi wyciągnięty nad naszymi głowami. Aniołowie mściciele są gotowi zniszczyć i spustoszyć cały okrąg ziemi, ale Serce Jezusa nie zna zemsty. Miłosierdzia, Ojcze, miłosierdzia! – to Jego głos pomsty – zatrzymaj Twój gniew, a nie patrz na grzechy tych ludzi, ale raczej na moje zadośćuczynienie. Oni są dziećmi moich boleści, urodziłem je na krzyżu i tu w tabernakulum zostaję dla nich, aby je pocieszyć w smutku, ratować w potrzebie, dodawać ducha w przeciwnościach… O dobry Jezu, czy to Twoja pomsta? I tak odpłacasz naszą nieczułość?
Chrześcijanie, czy jest jeszcze ktoś wśród nas, który by nie pragnął zadośćuczynić temu Sercu za niewdzięczności ludzkie? Czy potrzeba mówić jeszcze więcej, by rozpalić wasze serca do najtkliwszej miłości ku Sercu Jezusowemu? Czy Jezus nie odniósł jeszcze zupełnego tryumfu nad naszymi sercami swoją dobrocią i miłosierdziem? Lecz w jaki sposób Mu zadośćuczynić? Nie mogę podać lepszego sposobu od tego, który objawił sam Zbawiciel. Masz Serce moje, mówił kiedyś Zbawiciel do błogosławionej Małgorzaty Alacoque, Serce moje pałające miłością ku ludziom, Serce, które pragnie rozlać płomienie miłości po tej biednej ziemi, okazać swą potęgę, rozsypać nieprzebrane skarby łaski, zdolne zmiękczyć najtwardsze serca i wyrwać je z przepaści bezprawia. Dla wynagrodzenia przeto memu Sercu i przebłagania za wszystkie zniewagi, nieuszanowania, świętokradztwa, pragnę, aby wierni skruchą serdeczną i wyznaniem grzechów cześć Mu oddawali. Przyrzekam ci, że Serce moje wyleje obfitość łask, rozpali ogniem Boskiej miłości tych wszystkich, którzy Mu będą składać taką cześć. Pragnie więc Zbawiciel, a pragnie usilnie, byśmy obrali Jego Serce za przedmiot naszej czci i miłości.
Zatem chrześcijanie, najdrożsi, pokażmy, że serce nasze jeszcze bije dla Jezusa. Pocieszmy Go. Oby nam w sercach wciąż brzmiała Jego skarga i wyrzuty! Obyśmy nie wyszli dziś stąd prędzej, aż uczynimy Sercu Jezusowemu tę obietnicę, że się staniemy gorliwymi czcicielami Jego Serca. Oby powróciły te czasy, w których mógł król polski August II w imieniu narodu, a biskup krakowski Konstanty Szaniawski w imieniu duchowieństwa pisać do Ojca Świętego: „Polska stateczną pobożnością ku Najświętszemu Sercu Jezusowemu pała, król i cały naród szczególniejszą czcią i uwielbieniem dla tego Serca są przejęci”. Gdyby, mówię, powróciły te czasy, to tłumnie zapisywalibyśmy się do tego bractwa, powróciłoby szczególne błogosławieństwo Boskie i Serce Jezusa na wszystkich mieszkańców Polski wylewałoby, jak obiecał, potoki swoich łask.
O Jezu, oto mała trzódka Twoja, bo nie wszyscy odstąpili od Ciebie. Patrz na ten lud, który Tobie jeszcze wiernym pozostał, jak chętnie byśmy uczynili Tobie zadość za wszystkie grzechy i nieprawości całego świata, lecz sami jesteśmy grzesznikami. Oby nasze oczy wylewały potoki łez, oby odtąd już nikt więcej tak strasznie nie ranił Twego Serca, oby złączył się cały okrąg ziemi, by śpiewać Tobie jednym głosem i jednym sercem: Niech będzie znane, kochane i wielbione Najświętsze Serce Zbawiciela teraz i przez nieskończone wieki. Amen.
Ks. Franciszek Eberhard SI
(1) Donatyści – sekta religijna założona przez biskupa kartagińskiego Donata w północnej Afryce w IV wieku. Rygorystyczni w nauce moralnej, nie uznawali ważności sakramentów sprawowanych przez kapłana będącego w stanie grzechu. Zwalczani w rozprawach teologicznych św. Augustyna.
(2) Św. Optat z Mileve (IV w.) – biskup Milewy w Numidii (północna Afryka), autor traktatu przeciwko donatystom De schismate donatistarum.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:49, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział szósty. O nabożeństwie do Serca Jezusowego
Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę [Mt 11, 28].
Zaledwie sto lat temu, nabożeństwo do Najsłodszego Serca Pana Jezusa nieomylną powagą Kościoła świętego zostało zatwierdzone i polecone wiernym, a natychmiast, niby dobre i zdrowe nasienie, przyjęło się na roli serc ludu Bożego i z zadziwiającą szybkością rozkrzewiło się po wszystkich krajach, aż w najdalszych zakątkach ziemi. Nie ma już kraju na świecie, w którym by nie wznosiły się świątynie, dźwignięte kosztem ofiarności publicznej ku czci Najsłodszego Serca Jezusowego. Nie ma kościoła, w którym nie można by zobaczyć w ołtarzu lub na obrazie tkliwego wyobrażenia Serca w płomieniach, z cierniami i krzyżem. Nie ma mieszkania katolickiego, którego ścian nie zdobiłby jakiś, chociaż nieudolną ręką nakreślony, obraz Serca naszego Zbawiciela. Całe narody, gminy, rodziny, jednostki, posłuszne wezwaniu Boskiego Zbawcy: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę, cisną się i tulą do Jego Najsłodszego Serca. Z milionów serc, jakby woń kadzidła, wznosi się ku Niemu modlitwa cicha, dziękczynna, wynagradzająca. To Serce miłościwe przyjmuje wszystkich, błogosławi im, wysłuchuje ich prośby, daje im ochłodę w cierpieniach i zapala ich zimne serca ogniem miłości, który Pan Zbawiciel, jak się sam wyraził, przyszedł rzucić na ziemię (Łk 12, 49).
Patrząc, najmilsi, na tak szybki i olbrzymi wzrost popularności nabożeństwa do Serca Jezusowego, niepodobna nie uznać, że ma ono doniosłe znaczenie, że tkwi w nim jakiś wielki cel, wielkie zadanie, które z woli Bożej ma spełnić się w naszych czasach dla odrodzenia ludzkości. A jeżeli tak, to warto się bliżej z nim zapoznać, a nawet przyswoić je sobie. A Pan Bóg niech nas zachowa od tego, abyśmy je mieli lekceważyć i studzić w innych, oznaczałoby to bowiem zuchwałe odrzucenie jednego z najskuteczniejszych środków, jakie Opatrzność Boża raczyła nam podać na uleczenie naszych słabości.
Przyczyny szybkiego rozrostu tego nabożeństwa, a zarazem to, co nas ku temu nabożeństwu skłania, będą przedmiotem tej nauki. Dadzą się one łatwo odnaleźć już w samej istocie tego nabożeństwa, w zadaniu, jakie ono z woli Bożej ma spełnić na świecie.
Rozważanie istoty nabożeństwa do Serca Pana Jezusa pokaże nam, że jest ono dobre i bardzo zacne – o tym powiemy w pierwszej części.
Zadanie tego nabożeństwa pouczy nas, że jest ono pożyteczne, a nawet konieczne dla nas – o tym dowiemy się w drugiej części.
Zwróćmy się najpierw z pokorną prośbą do naszego Zbawcy, aby ogień miłości, który On postanowił rozpalić w sercach ludzkich, także i w naszych sercach rozniecił przez nabożeństwo do swego Serca. Wyproś nam to u Twojego Boskiego Syna, Matko najmilsza! – Zdrowaś Maryjo.
Pójdźcie do mnie wszyscy! – woła Pan Jezus do ludzi już od dziewiętnastu wieków, abyśmy się do Niego zbliżali. W dwojaki sposób zbliżamy się do Chrystusa. Zbliżamy się wiarą w dogmaty, tj. prawdy Przezeń objawione. To zbliżenie się jest konieczne, aby nie być na zawsze odrzuconym od Jezusa, bo kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 16) – naucza Pismo Święte. Ale jest jeszcze drugi sposób zbliżania się do Chrystusa – o którym właściwie zamierzyłem dziś mówić – oparty na pierwszym, jako na fundamencie. Mam na myśli różne nabożeństwa, które z biegiem czasu wyrosły na niwie Kościoła pod natchnieniem ożywczego ciepła Ducha Świętego, jako piękne i pełne życia kwiaty wiary chrześcijańskiej. Takim jest i nabożeństwo do Najsłodszego Serca Pana Jezusa.
A czym są nabożeństwa? Są to środki Ducha Świętego, za pomocą których porusza On wody pobożności stojące w świecie chrześcijańskim, ożywia wiarę, rozbudza miłość ku cnotom – są to, inaczej mówiąc, różne sposoby jednej i tej samej czci, adoracji składanej Bogu. A ponieważ człowiek, biorąc udział w takim nabożeństwie, silniej wierzy, potężniej ufa, goręcej się modli, przeto i większe – dzięki właśnie takiemu nabożeństwu – łaski Boże na siebie ściąga. Nabożeństwa są ponadto porywami dusz kochających Boga, które, skoro objawiły się na zewnątrz, udzielają się też drugim i zataczając coraz większe koła, ogarniają okolice i kraje, czasem cały świat, na lata i na całe wieki. Kościół je potwierdza, reguluje, bez względu na ich powstanie, patrząc tylko na to, czy one same w sobie są dobre, na czasie i czy dla zbawienia są pożyteczne.
A nabożeństwo do Najsłodszego Serca Pana Jezusa jak wiele razy było potwierdzane przez Stolicę Apostolską, któż nie wie? Czy na gorące prośby płynące najpierw z Polski w XVIII stuleciu, a później z całego świata, nie odpowiedzieli papieże: Benedykt XIII, Klemens XIII, Pius IX, Leon XIII, pochwałami tego nabożeństwa, gorącymi zachętami, odpustami i nadzwyczajnymi przywilejami? Jak zatem my, katolicy, moglibyśmy tym nabożeństwem gardzić? Wszak kochamy i szanujemy wszystko to, co odnosi się do czci naszych rodziców, przyjaciół, bliskich – i słusznie, a nie mielibyśmy kochać tego, co odnosi się do czci naszego Pana Jezusa Chrystusa? A co dla katolika powinno być droższe, nad cześć swego Zbawcy? A jeśli zaleca to nam nabożeństwo do Serca Jezusowego, o ile więcej zachęcić nas powinien wybitny charakter tego nabożeństwa!
Przedmiotem tego nabożeństwa jest fizyczne Serce Pana Jezusa, nie w oderwaniu od Jego osoby, ale w połączeniu z nią, tak, iż czcząc to Serce, czcimy zarazem całego Pana Jezusa jako Boga-Człowieka. Tak jak dziecko, które całując matkę w rękę, oddaje cześć i matce, i ręce, która dla niego pracuje. My oddajemy cześć Boską Sercu Jezusowemu, gdyż Ono, będąc hipostatycznie złączone (1) z drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej, jest w prawdziwym znaczeniu tego słowa Sercem Boga. O jaka to wielka cześć! Godna człowieka cześć!
Na przestrzeni wieków powstało wiele nabożeństw, niosących tę samą cześć Boskiemu Zbawcy, co i nabożeństwo do Serca Jezusowego. I tak czczono rany Pana Jezusa, ręce, nogi, głowę, Jego najświętszą krew. Lecz ponad tymi wszystkimi nabożeństwami góruje bez porównania nabożeństwo do Serca Jezusowego, o ile serce przewyższa swą zacnością i znaczeniem inne części ciała. Dobitnie zaznaczyli to biskupi francuscy, zgromadzeni na synodzie awiniońskim: „Ze względu na Pana Naszego nie ma w pobożności chrześcijańskiej nabożeństwa, które by było Chrystusowi przyjemniejszym, Kościołowi pożyteczniejszym, jak nabożeństwo do Jego Boskiego Serca. To Serce czcigodne jest częścią ciała, które na siebie wzięło Słowo Boże, a wskutek hipostatycznego złączenia stało się Sercem Słowa Bożego, i naturalnym symbolem Jego miłosierdzia i miłości” (2).
Ach, bracia najmilsi! Ta właśnie miłość, która jest pobudką tego nabożeństwa, czyni je tak atrakcyjnym, pociągającym ku sobie. Miłość bowiem jest uczuciem najszlachetniejszym, najpotężniejszym, najbardziej pożądanym. Ona najbardziej uszlachetnia i aż do wyżyn Boskich podnosi myśli, słowa i czyny człowieka. Lekarza pracującego dla pieniędzy, dla zysku, nikt nie podziwia, ale przed poświęcającym się dla miłości ludzi lub Boga nawet wróg głowę skłoni i odda hołd jego szlachetnym czynom. Mądrość nas zachwyca, męstwo nam imponuje, dowcip zadziwia, talent się podoba – jedna jedyna miłość, ale ta polegająca na czynach i poświęceniu się dla drugich, przykuwa nas do siebie. Stąd apostołowie przewrotu, by pociągnąć lud za sobą, mówią mu tylko o miłości swojej ku niemu i poświęceniu się dla niego. Miłość – królowa cnót, jako jedyna będzie królowała w niebie, jak naucza Apostoł Narodów, mówiąc: Miłość nigdy nie zginie, choć proroctwa przeminą, chociaż języki ustaną, a umiejętność zniszczeje [1 Kor 13, 8].
Otóż w nabożeństwie do Najsłodszego Serca Pana Jezusa miłość jest pobudką, ta miłość Chrystusa prawdziwa, olbrzymia, wzniosła. Pobudzamy się do czci Serca Jezusowego, bo Ono mówi nam, jak Chrystus nas ukochał. O, jaka to miłość wspaniała! Patrzcie, jak to wielkie i jasne słońce miłości Chrystusowej, rozproszone promieniami po czynach Jego życia od żłóbka betlejemskiego aż do krzyża na Kalwarii, odbite w każdej kropelce Jego krwi, jaśniejące w każdej ranie Jego najświętszego ciała, jak się skupia w Sercu, jakby w ognisku, a bijąc całą potęgą swego blasku w oczy, ciepłem swojej miłości zagrzewa nasze zimne serca, ciągnie ku sobie ponętą słodyczy, przykuwa! Zaiste, prawdziwe są słowa polskich biskupów w prośbie o zatwierdzenie tego nabożeństwa: „Nie ma rzeczy podlegającej zmysłom, którą by ku czci wiernych zacniej, słuszniej, pożyteczniej podać można, jak to najukochańsze, a zarazem najwięcej uciśnione Serce. Nie ma zaiste rzeczy żadnej, co by wspanialsze w sobie tajemnice kryła i ujawniała; nie ma żadnej rzeczy, co by niezmierzoną miłość Chrystusa Pana oczom ciała i duszy lepiej pokazywała; żadnej rzeczy, co by odpowiedniej i lepiej ludziom dobrodziejstwa Boże i najukochańszego naszego Zbawiciela przypominała; żadnej rzeczy, co by najstraszniejsze boleści ciała i duszy Chrystusa, dla naszego zbawienia wycierpiane, zmysłom naszym pokazywała. To wszystko Serce Jezusa nie tylko kryje w sobie i ujawnia, ale oczom naszym jakby wypisane, jakby wyryte podaje”.
O jak wzniosłe, jak piękne to nabożeństwo dla jego miłosnej pobudki! To kwiat nabożeństw, co się licznie zrodziły na niwie Kościoła na przestrzeni wieków! Po co mi szukać innych dowodów – że wyrosło na gruncie najwznioślejszych prawd naszej świętej wiary, że jest ono jakby złotą nicią, na której Opatrzność Boża nawlekła najgłębsze tajemnice życia Jezusa Chrystusa i naszego odkupienia? W tym Sercu czytasz, że Bóg dla ciebie stał się człowiekiem, że cierpiał, że umarł na krzyżu, że w Tajemnicy miłości zamieszkał z tobą na ołtarzach, często wśród wzgardy i zapomnienia. Słowem, tam czytasz ostatni wyraz świętej wiary: kochaj Boga, bo Bóg ukochał ciebie! W swoim rozroście i rozprzestrzenianiu się, nabożeństwo to podobne jest do wiary świętej, bo, niestłumione prześladowaniem, ogarnia i przenika cały świat. Cały świat katolicki składa hołd temu Sercu – pieśnią czy pędzlem, dłutem czy piórem, budownictwem czy muzyką, wołaniem zbolałych ust proszących o ratunek, czy szeptem serca dziękującego w uniesieniu za niezliczone łaski.
O jak nam stronić od tego Najsłodszego Serca Zbawiciela?! Odznaczmy naszą pierś oznaką czcicieli Serca Jezusowego i z milionowym zastępem ludów wszystkich lądów, krajów i pokoleń idźmy śmiało pod hasłem Boskiego Serca na bój z nieprzyjacielem w obronie Kościoła i wiary świętej, na ratunek naszych dusz, rodzin i społeczeństwa – idźmy po zwycięstwo! Serce Jezusa łączy bowiem zagniewane niebo z grzeszną ziemią jakby strunami złotymi, na których wygrywając pieśń przebaczenia, pokoju i miłości, rozprasza trwogę, a przynosi naszym nędzom upragniony ratunek. A któż się do takiego Serca nie pokwapi?
Pytam was, bracia najmilsi, czy nabożeństwo do Serca Pana Jezusa zostało podarowane światu w naszych czasach, aby zwiększyć ilość nabożeństw w Kościele – czy też ma ono jakiś wyjątkowy cel, prócz celu wspólnego wszystkim nabożeństwom, jakim jest cześć i adoracja Chrystusa? Jeśli ono jest tak piękne samo w sobie, tak zacne i miłe Chrystusowi Panu, czemu dopiero w naszych czasach zostało zaprowadzone po całym świecie i potwierdzone przez Kościół święty? Jeżeli ludzie zwykli czcić w Chrystusie to, co jest w Nim najpiękniejszego i najwznioślejszego, czemu dawniej nie czcili Jego Najsłodszego Serca? Byli dawniej i tacy, owszem było ich bez porównania więcej niż dzisiaj, co kochali Chrystusa aż do poświęcenia życia w obronie Jego czci, a na przestrzeni wieków ukochali wszystko, co Chrystusowe: krzyż, ciernie, gwoździe, rany, krew najświętszą – czemu zatem nie Serce Jezusa? Lecz, co ja mówię? Przecież nabożeństwo do Boskiego Serca Pana Jezusa znane było niektórym uprzywilejowanym świętym od samego początku chrześcijaństwa. Patrzcie, jak ono się przędzie, niby nić złota, po sercach największych świętych, począwszy od świętego Jana, co spoczął na tym Sercu i zaczerpnął z Niego wiele słodyczy, przez serca św. Gertrudy w VII wieku, św. Piotra Damianiego w XI wieku, św. Bernarda w XII wieku, św. Mechtyldy w XIII wieku, św. Katarzyny Sieneńskiej w XIV wieku, św. Justyniana w XV wieku, po sercach całej plejady wielkich świętych XVI stulecia: Ignacego Loyoli, Filipa Nereusza, Jana od Krzyża, Teresy i innych, aż do bł. Małgorzaty Marii Alacoque w XVII wieku. Dziwna rzecz! Ci święci znali to nabożeństwo, cenili je, kochali, urastali dzięki niemu do wielkiej świętości – dlaczego go nie rozszerzali? Czemu dopiero w naszych czasach ludziom dane jest tulenie się do Boskiego Serca Pana Jezusa? Czy nie tkwi w tym zrządzeniu palec Opatrzności Bożej? Czy nie kryje się w nim jakiś szczególny cel, który to nabożeństwo dopiero w naszych czasach ma zrealizować z woli Bożej?
Tak jest! Pan Bóg zachował to nabożeństwo, tak stare a jednocześnie zupełnie nowe, na najbardziej krytyczne czasy dla świata i wiary świętej, jak ojciec rodziny chowa starannie klejnoty i skarby po dziadach odziedziczone, aby się nimi ratować w ostateczności, kiedy już znikąd nie będzie pomocy. O, jak ta myśl zgadza się z objawieniem, jakiego w VII wieku doświadczyła św. Gertruda, a także z tym, na co teraz patrzymy. Pokazał się pewnego razu tej świętej św. Jan Ewangelista. Zapytała go wówczas, czemu nic nie napisał w swojej Ewangelii o Najsłodszym Sercu Jezusowym. Św. Jan tak jej na to odpowiedział: „Moim zadaniem było głosić naukę o Słowie wcielonym. Słodycze Jego Serca oznajmi Bóg ludziom dopiero w ostatnich czasach, ażeby świat, w miłości Bożej ostygły, poznał je i na nowo miłością się Boga zapalił”. Któż z nas nie widzi, że to do naszych czasów odnoszą się te słowa, że dla naszych serc, w których ostygła Boża miłość, nabożeństwo do Serca Jezusowego ma być ratunkiem i lekarstwem?
Znamy przecież nasze czasy, wiemy, co się dziś wokoło nas i gdzie indziej dzieje. Czy jest w dzisiejszych ludziach miłość Boga? Znakiem miłości Boga jest miłość prawdziwa bliźniego, mówi bowiem św. Jan: Jeśliby kto rzekł, że miłuje Boga, a brata by swego nienawidził, jest kłamcą (1 J 4, 20). Czy istnieje wśród nas miłość bliźniego? Niby dużo dziś mówią i piszą o miłości bliźniego, o miłości ludu, szpalty gazet i gazetek napełniają się frazesami na jej cześć – po miastach tańczą i piją, by tak zarobionym groszem otrzeć łzę z oka nędzarzy: ale mimo to, wszędzie tylko większa nędza, straszniejsze łachmany, zawziętsza nienawiść, jakby na pomstę tej zachwalanej miłości! Więc jest dziś miłość bliźniego – ale czy miłość prawdziwa? Bracia najmilsi, czy miłość prawdziwa rozdziera, kłóci, zapala gniewem i nienawiścią? O, jest dziś miłość! Ale miłość samolubna, miłość ciała, miłość świata. Kocha się jednych, ale nienawidzi drugich, chce się ulgi dla jednych, ale z krzywdą drugich! Gdzież dziś szukać tej miłości Chrystusowej, co zapomina o sobie, a myśli o drugich, co przebacza, a nie mści się, łączy, a nie rozdwaja, co goi rany, a nie rozjątrza, co ociera łzy, a nie wyciska? Gdzie zasada Chrystusowa: „Będziesz miłował bliźniego twego, jak siebie samego”? (Mk 12, 31) I druga: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych; czyńcie dobrze tym, co was nienawidzą”? (Łk 6, 27)
Znika, znika w naszych oczach miłość Chrystusowa, a na jej miejscu zagnieździło się straszne samolubstwo, wyzysk, nienawiść Boga i bliźniego, wściekła zemsta! O jak zaśniedziało złoto, zmieniła się barwa najlepsza! (Tren 4, 1) Patrzcie na życie naszego kraju, naszych gmin, rodzin i jednostek, a wnet dopatrzycie się znaków braku miłości. Czemu nasz kraj rozdarty jest na wrogie sobie stronnictwa i to ręką własnych dzieci? Czemu tyle nienawiści i zemsty w naszych miastach i wioskach? A tam – u ogniska miłości, ach, jak często na ustach ojca, matki, dzieci przekleństwo i złorzeczenie?! Zda się, że wszystko pędzi w strasznym pośpiechu ku przepaści, by się tam we własnej krwi utopić. A wśród takiej ekspansji zemsty i nienawiści kogóż pytać o miłość Boga, o zachowanie przykazań?! Pusto, jałowo i strasznie dziś w duszach, jak w świątyni, z której wyrzucono Boga, tylko wstrętny wąż zmysłowości, wylęgły na bagnie samolubstwa, opasuje oślizłymi sploty serce człowiecze i broni doń wstępu Bogu i cnocie!
Na Boga! Zginiemy jeśli nam ręka Opatrzności nie poda jakiegoś ratunku. Bracia katolicy! Lekarstwem na złą naukę jest dobra, zdrowa nauka, ratunkiem na zdziczałe drzewko – szlachetna latorośl, co będzie lekarstwem na chore serce, jak nie zdrowe serce? Czegóż potrzeba na brak miłości Boga i bliźniego, jak nie prawdziwej miłości Boga i bliźniego? A nasze serca są chore i brak w nich miłości. Czegóż im więc gwałtownie potrzeba, by były zdrowymi, jeśli nie serca, które by nade wszystko prawdziwie kochało Boga i ludzi? A gdzie znaleźć takie serce? Patrzcie! Na naszych ołtarzach płonie Serce Jezusa, a na Nim wypisane płomiennymi zgłoskami: kochaj! O! Teraz rozumiemy, dlaczego Serce Jezusa zostało zachowane na nasze czasy. Bóg chce nas ratować, byśmy w ataku szalonej nienawiści nie utopili się we własnej krwi i żeby od jej żaru nie zajęły się dla nas płomienie piekielne. Wykrzykujmy przeto Bogu, że jest dobry i wielkie Jego miłosierdzie! – I skupmy się wokół tego Serca jak obok lekarza, obok wodza, co nas uzdrowionych ma wieść ku zwycięstwu.
Ale może ktoś zarzuci: to chyba już za wielkie zakusy, aby jakieś kościelne nabożeństwo miało uleczyć rany społeczne! Bracia katolicy! Nie ludzie, ale Pan Bóg i Jego łaska leczy i dźwiga chory świat. Nie kusa mądrość ludzkich ekonomistów, ale Kościół i wiara święta naprawia i buduje. Kto w IV wieku ostatecznie wytrąca berło panowania z rąk pogaństwa? Krzyż święty i nabożeństwo do niego, zaprowadzone cudownym zwycięstwem cesarza Konstantyna. Kto w średniowieczu zbliża Zachód do Wschodu, daje początek tak bardzo sławionym i w bogate dla cywilizacji następstwa doniosłym wyprawom krzyżowym? Nabożeństwo do Ziemi Świętej i grobu Chrystusa! Kto w XII wieku rozbija tłumy barbarzyńskie albigensów, grożące spustoszeniem i ruiną wierze i Kościołowi, a zagładą cywilizacji? Czy może nauka świata? Czy może państwo prawem, więzieniem, torturą? Patrzcie! Oto św. Dominik, uzbrojony nie w mądrość tego świata, nie w dzidę i miecz, ale w Różaniec święty, uspokaja nim zdziczałe tłumy, cywilizuje, jedna Bogu i ludziom. Kto dziś, pytam, wytrąci sztylet z zaciśniętej zemstą ręki milionów niezadowolonych? Kto wypleni nienawiść sianą szczodrze między ludem? Kto uratuje zagrożoną rodzinę i społeczeństwo? Kto biednego, opuszczonego do serca przyciśnie jak brata, nauczy, pocieszy, nakarmi, choćby dopiero na gruzach tego porządku, choćby dopiero po krwawej kąpieli? Kto? Pytacie zdumieni! A któż, jak nie ten, co będzie miał w sobie dużo miłości ku Bogu i ku ludziom? A któż taki, jak nie Jezus i Jego Serce Boskie, jak nie ci, co na wzór tego Serca i przy Nim wychowani, rozgrzani, staną się bohaterami miłości, zaparcia się, poświęcenia? Kto nie pójdzie lub nie idzie z Kościołem, kto się od tego Serca nie nauczy miłości, choćby tysiącem gazetek chwalił swoje poświęcenie, jest kłamcą, zdolnym tylko do burzenia. Śmiejcie się, śmiejcie, ślepi mędrcy tego świata, z nabożeństwa do Serca Jezusowego! Lecz ono mimo i wbrew waszej woli, jak kwas po cieście się szerzy – obejmuje jednostki, rodziny, gminy, miasta i kraje, serca i wolę zapala ku męstwu, dźwiga słabnącą wiarę, otwiera dłoń na poratowanie nędzy i ubóstwa.
Któż w tym nie widzi palca Opatrzności Bożej? Kto za tą wolą nieba nie zechce pójść?!
Bardzo mylą się wielcy tego świata, że są bezpieczni za ścianą, że kula jest w stanie zabić w milionach hojnie rozsiane i wzrosłe ziarna nienawiści i przewrotu! Zasady nie zabija się bagnetem czy kulą. Ona potrafi przycichnąć na chwilę na widok materialnej przewagi, ale tylko po to, by przy danej sposobności wybuchnąć jeszcze straszliwiej. Zasadę tylko zasadą się zwycięża: zasadę przewrotu zasadą pokoju, zasadę nienawiści zasadą miłości. A któż zdolniejszy – powiedzcie mi – kto zdolniejszy pociągnąć ludzi do zasady miłości, jak nie sam Bóg, jak nie to, co jest streszczeniem miłości: Serce Jezusa?
Pytacie: dlaczego Serce Jezusa? Kiedy w ogóle miłość Pana Jezusa, jaką pokazał światu, wystarczy na to zupełnie. Ona przez dziewiętnaście wieków wydała już tylu bohaterów miłości, jak św. Franciszka z Asyżu, jak św. Wincentego a Paulo i tylu innych. O! Słuchajcie i bierzcie to sobie głęboko do serca. W naszych czasach stało się coś dziwnego: tak bardzo wyziębiliśmy się liberalizmem, niewiarą i złym życiem, że miłość Chrystusowa, potężna w sobie, a rozproszona w Jego czynach, Jego ranach, Jego nauce, jakby na nas nie czyniła już wrażenia, jakby już nie wystarczała na ratowanie nas. Cóż wtedy czyni miłosierny Jezus? Podobnie jak drwale w lesie, nie mogąc w pojedynkę podnieść z ziemi ściętego drzewa, chwytają za nie połączonymi siłami i podnoszą, tak Jezus, nie mogąc zwykłym objawem swej miłości poruszyć naszych zimnych serc i pociągnąć ich ku sobie, skupia w jedno miłość rozproszoną po całym swym życiu, w swe Serce, i woła: O, patrz, człowiecze, na to Serce! Na nim od razu widzisz i krzyż, i ciernie, i rany, i krew, i płomienie miłości. Nie porusza cię to? Nie pociąga cię to ku mnie i ku miłości bliźnich?
Bracia drodzy! Nie lekceważmy głosu wołającego Pana. Bierzmy to lekarstwo w dłoń – śmiało, z ochotą! Czegóż się bać? Miłości? Miłość nie karze, ale przebacza, nie rani, ale goi, nie zasmuca, ale uszczęśliwia. Bracia! Chcemy uratować siebie, rodzinę i społeczeństwo – nie wolno nam cofnąć się przed tym nabożeństwem. Biada choremu, gdy wzgardzi lekarstwem – biada mu po trzykroć, gdy wzgardzi ostatnim lekarstwem! A bł. Małgorzata Maria Alacoque woła z polecenia Pańskiego: „Ludzie! Garnijcie się do Najsłodszego Serca Pana Jezusa, bo to ostatnie lekarstwo, jakie Ojciec niebieski zgotował dla ginącego świata!” (3). Nie wierzycie?
Gdyby jakaś matka pracowała nad nawróceniem złego syna, używając rozmaitych środków od prośby aż do groźby, a nic nie zyskując, posunęła się aż do ostateczności i, chcąc syna koniecznie zawrócić ze złej drogi, po której stacza się w przepaść, stanęła na tej drodze ze łzami w oczach, z jękiem i żebraniem na ustach, pełna smutku i boleści, a rozrywając na widok nadchodzącego syna odzienie na piersiach, do nóg by mu się rzuciła i wołała: Synu Mój! Na te piersi moje, które cię wykarmiły, na te ręce moje, które cię wypieściły i od złego chroniły, na te oczy moje, które cię strzegły, a teraz nad tobą płaczą, na te usta moje, które żebrzą o litość nad matką, na miłość matki zaklinam cię, powstrzymaj się od złego! – I gdyby ten syn kopnął matkę i po jej ciele dalej poszedł: pytam się, byłby jeszcze dla niego ratunek? Zdeptana miłość matki to ostatnie lekarstwo!
A oto przed nami, bracia katolicy, staje już nie matka, ale Jezus, nasz Pan i Bóg, zastawia nam drogę, drogę nienawiści, zemsty, rozdwojenia, występku. Patrzcie! Jego czoło otoczone cierniem, Jego oczy zalane łzami, Jego pierś otwarta – wyjmuje z niej swoje Serce, bierze do ręki, oplata je cierniem, wbija weń krzyż, otwiera szeroką ranę, otacza płomieniami i, skupiwszy tak w jedno, na co tylko zdobyła się dla nas Jego bezgraniczna miłość, woła głosem kochającej matki: Ludzie, bracia moi! Na rany moje, które w obronie waszej otrzymałem, na ten krzyż mój, na którym na zbawienie wasze skonałem, na to Serce oplecione cierniem, na te płomienie miłości, dla której z nieba na ziemię zstąpiłem i ciało moje na pokarm wam wydałem, zaklinam was: odwróćcie się od złego, powróćcie do miłości Boga i bliźnich!
Bracia moi! Jeśli odrzucicie ten głos, jeśli obok albo i po Sercu Jezusa ze wzgardą pójdziecie dalej: pytam się, jakież lekarstwo, jaki jeszcze będzie dla was ratunek?! Jeśli ogień przyłożymy do ciała niby śpiącego człowieka, a ten się nie poruszy – jest on trupem. Jeśli w gminie, w rodzinie, w osobach pojedynczych nie ma odmiany na widok Serca Jezusa, które woła, żebrze, nagli ku miłości Bożej i bliźnich: ach, tam już są trupy – tam dusze umarłe dla Boga i dla dobra ludzi! Bracia! To nie wymysły dewocji. Serce Jezusa jest lekarstwem i naszym ostatnim ratunkiem! O! To nie lekkie i tkliwe nabożeństwo, do czułej duszy – jakby się zdawało – dostrojone. To nabożeństwo na wskroś życiowe, domagające się od nas nie słów, ale czynu, nie czułych uczuć, ale ofiar największych, ofiar bolesnych wprawdzie dla naszej zepsutej natury, ale koniecznych, by nie było gorzej, by było lepiej – nie bukietów i wieńców, co więdną, nie świec jarzących się i lamp, co gasną – ale serca naszego, serca drgającego życiem, serca gorejącego miłością Boga i bliźnich, przebaczającego urazy i krzywdy.
Stoimy nad przepaścią – nikt temu nie zaprzeczy. Serce Jezusa podaje nam jedyny skuteczny ratunek. A któż z nas nie pragnie ratunku? Kto chciałby zgubić siebie i duszę swoją, i rodzinę, i społeczeństwo? Garnijmy się więc tłumnie, ochoczo, skwapliwie do Serca Jezusa. To Serce tak miłościwe, szeroko otwarte, czeka tylko, czy rychło przyjdziemy, by wziąć poratowanie i broń na odparcie nieprzyjaciół wiary i naszych dusz, rodzin i naszego społeczeństwa, by doznać ochłody w trudzie, otrzymać nagrodę w pracy, przebaczenie za winy, by znowu pokochać się nawzajem szczerze, jako dzieci jednej matki, i skupić się w członki ciała Chrystusowego, w to budowanie Boże na ziemi, około Najsłodszego Serca. Czego mamy się lękać? Boga, który nas prosi? Jezusa, który nas szuka? Serca, które nas kocha i przebacza? Ach, które dziecko stroni od kochającego serca matki?!
Bracia katolicy! Musimy zupełnie oddać się na służbę Sercu Pana Jezusa, musimy przejąć się Jego uczuciami, wcielić w życie Jego pragnienia, jeśli chcemy ocalić siebie docześnie i wiecznie. Bo Serce Jezusa uczy nas miłości – miłości czynnej, wielkiej, wzniosłej, szerokiej, prawdziwej – miłości, co obejmuje cały świat, co dosięga samego Boga. A gdzie miłość, tam zgoda, gdzie zgoda, tam pokój, gdzie pokój, tam szczęście – szczęście przez miłość tu w zgodzie między ludźmi na ziemi, szczęście przez miłość tam w niebie, w posiadaniu Boga.
Nie łudźmy się, bracia! Świat nas zawiedzie, Pan Jezus nigdy, ale uczyni z nami według mnóstwa swego miłosierdzia, bo nie ma zawstydzenia dla ufających Jemu, bo On jest Pan Bóg sam i chwalebny na okręgu ziemi (Dn 3, 40–45). Amen.
Ks. Henryk Haduch SI
(1) Unia hipostatyczna – unia osobowa – połączenie Boskiej i ludzkiej natury w jednej osobie wcielonego Jezusa Chrystusa.
(2) Collect. Lac., IV.
(3) List 95.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:51, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział siódmy. O miłości Serca Jezusowego
Jest li serce twoje proste, jak Serce moje z sercem twoim? (4 Krl 10, 15).
O przedmiocie najświętszym, naszej czci i miłości najgodniejszym, mam, najmilsi, dzisiaj do was mówić, tj. o Boskim Sercu Pana Jezusa, w którym, według słów apostoła, „mieszka wszystka zupełność Bóstwa cieleśnie” (Kol 2, 9). Z tego Boskiego Serca, jakby z obfitej i niewyczerpanej krynicy, płyną dla nas wszystkie łaski i obfita woda na żywot wieczny. W Boskim Sercu znajdujemy światło na rozjaśnienie ciemności naszych dusz, moc i wytrwałość w przeciwnościach, pociechę w smutkach, zwycięstwo w pokusach. Czy jest między nami ktoś, kto nie doznałby cudownych skutków i innych podobnych łask od Boskiego Serca Jezusa? A ponieważ to Serce jest dla nas tak dobre i łaskawe, zdaje mi się, jakoby każdemu z nas zadawał Jezus to pytanie, które niegdyś Jehu zadał idącemu przeciw sobie Jonadabowi: Jest li serce twoje proste, jak Serce moje z sercem twoim? Chcąc na to pytanie dać Panu Jezusowi odpowiedź, porównajmy Jego Serce z naszym. Rzućmy okiem na obraz Serca Jezusowego. Cóż tam widzimy? Płomienie i ciernie. Oba mają swe znaczenie. Płomienie – godło miłości Pana Jezusa ku nam, ciernie – nieszczęsne godło naszej niewdzięczności ku Niemu. I to będzie stanowiło sens dzisiejszego kazania.
Rozważmy więc jakim jest Serce Jezusa ku nam, a zobaczymy w Nim same płomienie miłości, jakim jest serce nasze względem Serca Jezusa, a zrozumiemy, co oznaczają te ostre ciernie, które ranią najsłodsze Serce Jezusa.
Gdy zestawimy ze sobą te uwagi, nietrudno wam wreszcie będzie odpowiedzieć na to pytanie: czy nasze serce jest tak proste z Sercem Jezusa, jak Jego z naszym. Zdrowaś Maryjo.
Zobaczmy najpierw jakie jest Serce Jezusa. Cóż więcej prócz gorejących płomieni miłości możemy w nim dostrzec? Zaiste – nic więcej. W Boskim Sercu Jezusa płonie ustawicznie i nigdy nie stygnie Jego nieskończona miłość ku nam, bo to Serce ukochało nas aż do końca i bez końca.
Ukochało nas do końca, aż do ostateczności. Pan Jezus objawił nam przez bł. Małgorzatę swoje Serce w postaci gorejącego ogniska, z którego buchają płomienie najżywszych względem nas uczuć. Jak zaś te uczucia są gorące, jak płomienne, dał nam znać Zbawiciel Pan, gdy wyrzekł: „Pożądaniem pożądałem…”. Czego tak pożądał Jezus? Umrzeć z miłości ku nam – ludziom i dać nam swoje Serce przy śmierci. Gdyby nic więcej nam nie darował, prócz drogich skarbów swych łask, swych zasług, przykładów, trudów i cierpień, już by tym dowodem najwidoczniej potwierdził nieskończoną miłość ku nam, niegodnym stworzeniom swoim. Lecz On nie zadowolił tym jeszcze swej miłości i nie spoczął, aż nam wszystko, a w końcu i swe Serce oddał. O! Gdyby tak wolno nam było wstąpić choć na chwilę do Jego Boskiego Serca, byśmy te żary Jego płomiennej miłości mogli lepiej poznać, odczuć, uwielbić!
Lecz oto widać otwór. Wejdźmy przezeń i przekonajmy się, czy jest jeszcze w tym Sercu coś, czego by nam Jezus nie oddał na własność, czego by nam nie darował? Ach, nie znajdziemy tam już ani jednej kropelki krwi. Skoro bowiem ostra włócznia przeszyła bok najświętszy i otwarła Serce, miłość zaczerpnęła z niego i wytoczyła do reszty krew przenajświętszą, tak, że po ostatniej jej kropelce już tylko woda wyciekła, jak świadczy Ewangelista, mówiąc: Jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok Jego, a natychmiast wyszła krew i woda (J 19, 34). I czyż to nie znaczy ukochać aż do końca? Jest to dziwne i cud prawdziwy, mówi św. Tomasz, że z martwego ciała wypłynęła krew. A któż uczynił ten cud, jeśli nie bezgraniczna miłość Jezusa? Dozwolił swej krwi aż do ostatniej kropelki wypłynąć, aby ludzi upewnić, że ich ukochał nad życie, więcej niż Serce i krew swoją.
Takie jest Serce Jezusa. Nie ma w nim nic, oprócz wybuchających na zewnątrz płomieni miłości, ale jakiej? Miłości czułej, która to Boskie Serce na wskroś przenika, trawi i wyniszcza. Miłości szczerej, bo gdzie nie usta, ale samo serce przemawia i swoje uczucia objawia, tam tylko szczera prawda, tam rzetelna tkliwość być musi. Miłości hojnej, bo czy można coś więcej dać, dając Serce, a w nim wszystkie dobra i bogactwa, których ono jest źródłem i początkiem? Miłości bezinteresownej, bo Boski nasz Zbawca nic w nas godnego miłości nie widział, ale umiłował nas, jak mówi apostoł, gdy jeszcze byliśmy Jego nieprzyjaciółmi (Rz 5, 10), więc tylko w niezgłębionym morzu swego miłosierdzia znalazł powody do kochania nas, pomimo naszej niegodności. Miłości wspaniałomyślnej, której ani nędza trzydziestoletnia, ani najokrutniejsze męczarnie pokonać nie mogły. W końcu miłości trwałej i stałej, bo nas nie tylko ukochał do końca, lecz ukochał nas bez końca, ciągle, nieustannie. W Najświętszym Sakramencie ukochał nas Pan Jezus bez końca, w sposób niepojęty i zadziwiający. Ta cudowna tajemnica jest największym, iście Boskim wynalazkiem miłości, by nam swe Serce nie tylko obrazowo, lecz prawdziwie i istotnie pod postacią chleba zostawić – zostawić nie na sto, nie na tysiąc lat, lecz po wszystkie czasy. Oto Ja jestem z wami – mówi – po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Nie dla innego zaiste powodu, jak tylko po to, aby, godnie i pobożnie do naszych wnętrzności przyjęty, mógł swe Serce jak najściślej z naszym sercem połączyć, płomieniami swej świętej miłości rozpalić i z nami nie tylko teraz, lecz przez całe wieki, być jedno, jako On i Ojciec są jedno (J 17, 2).
Tak więc Serce Pana Jezusa umiłowało nas do końca, aż do ostateczności, miłuje bez końca, ciągle, nieustannie.
A cóż spostrzega Boski Zbawca w naszych sercach, gdy je ze swoim porównuje, pytając każdego z nas: Jest li serce twoje proste, jak Serce moje z sercem twoim? Smutna jest odpowiedź, którą nam własne sumienie daje. Pan Jezus widzi w sercach teraźniejszych chrześcijan niezliczone niewdzięczności, ciernie kolące, które Jego Boskie Serce nieustannie ranią. Prawda, że tu i ówdzie między ludźmi znajduje i dzisiaj swych wiernych miłośników, lecz cóż On w sercach największej części ludzi dostrzega? Dostrzega bardzo mało szczerej miłości, jeszcze mniej miłości wspaniałomyślnej, a najmniej stałej i trwałej.
Serce Jezusa znajduje w ludzkich sercach zbyt mało szczerej miłości. Objawia się to szczególnie na modlitwie, w przyjmowaniu Komunii Świętej. Jak mało w nas wówczas serdecznego nabożeństwa, tego wylania uczuć przed Bogiem naszym! Jak powierzchowna, jak zimna jest nasza modlitwa! Niekiedy zapala się wprawdzie w naszym sercu jakiś ognik miłosnego zapału, ale jakże słabym płomyczkiem się tli i prędko gaśnie!… Kiedy Pan Jezus, Bóg żywy, z Sercem swoim płomiennym, do serca naszego zawitał, czy się wtedy z Nim serdecznie rozmówiliśmy? Jakie Mu wtedy złożyliśmy postanowienia? Jaką wadę obiecaliśmy wykorzenić? Czy sercem gorącym i szczerym przemówiliśmy do Niego w ten mniej więcej sposób: Panie, ty znasz serce moje; ach, ono jeszcze nie jest takim dla Ciebie, jakim być powinno! Serce moje niestety lgnie zbytnio do stworzeń… przywiązuje się grzesznie do ludzi… ugania się za marnym szczęściem ziemskim… goni za nicością… lubuje sobie w gwarze i zgiełku tego świata… chwieje się w wierze, chwieje w ufności, w miłości stygnie… Panie! Ja nie mogę poskromić mojego serca… Ty je weź w całkowite posiadanie… odmień, przekształć je na wzór Serca Twego, aby było pokorne, cierpliwe, ciche jak Twoje, oderwij je, Panie, od świata, rozpal ogniem Twojej świętej miłości… Ja zaś dołożę wszystkich sił, abym wytrwał w tych pięknych pragnieniach i postanowieniach, które mi podsuwasz, abym Cię w twej pracy nad moim uświęceniem przez współdziałanie wspomógł, abym usłuchał twego głosu i Twą świętą wolę wypełnił, a tak cel mój i zadanie całkowicie osiągnął… Tak powinniśmy rozmawiać z Sercem Jezusa, gdy się Ono z naszym sercem połączyło. Powinniśmy w tej drogiej chwili otworzyć przed Nim nasze wnętrza, jeśli nasza miłość ku Niemu ma być szczera. Lecz cóż się dzieje? Poprzestając na powierzchownym nabożeństwie, serce tymczasem mamy, według proroka, twarde jak diament (Zach 7, 12), który z wierzchu błyszczy i wabi oko, lecz wewnątrz – inaczej jak złoto lub srebro – ani się zmiękczyć, ani zmienić nie daje.
Przejrzyjcie, najmilsi, zakamarki waszych serc, czy tam nie ukrywa się coś, co by was w oczach Pan Jezusa nieszczerymi czyniło. Postępujcie względem waszego Zbawcy z otwartością i szczerością, aby was ten Miłośnik niebieski uznał za swych zwolenników, przycisnął do Serca i ogniem swej miłości jeszcze bardziej rozpalił. Nie uskarżajcie się na oschłość na modlitwie, do której nie daliście powodu, nie troszczcie się o zapał serca, polegający tylko na uczuciu. Przynieście tylko dobry materiał, czyli serce proste, szczere, oczyszczone z cierni kolących i wybujałych namiętności. Tylko w ten, a nie w inny sposób Serce Jezusa może stanowić jedno z waszym sercem, tylko w ten, a nie w inny sposób może się wasze serce zapalić od miłosnych płomieni Serca Jezusowego.
Jeśli Boskie Serce Jezusa znajduje mało szczerej miłości w sercach ludzkich, tym mniej jest ona wspaniałomyślna. Przyjmujemy w Komunii Świętej najbardziej wspaniałomyślne Serce tego, którego Pismo Święte nazywa lwem mocnym z pokolenia Judy (Ap 5, 3). Dlatego powinniśmy też, mówi św. Jan Chryzostom, wracać od stołu Pańskiego jako lwy ziejące ogniem, tj. mocni i odważni do walki o cześć Bożą i o nasze zbawienie. Lecz gdzie są dzisiaj tacy odważni i wspaniałomyślni chrześcijanie? My śpimy na łożu martwego nabożeństwa: wiele afektów, wiele uczuć i westchnień, lecz ani energii, ani wytrwałości… Mamy nieraz dużo wrodzonej skłonności do modlitwy, lecz brak nam siły i dzielności do zwycięstwa, którą powinniśmy czerpać z Komunii Świętej, z tego pokarmu wzmacniającego. Nie jesteśmy lwami wspaniałomyślnymi, gotowymi napaść i zniszczyć wszelkie złe skłonności naszego serca. Nasza miłość nie chce być lwicą, nie chce się zdobyć na wielkie postanowienia, na odważne wysilenia, aby pobić domowych wrogów, aby poskromić złe żądze, które nam przeszkadzają w zjednoczeniu serca z Boskim Sercem Pana Jezusa.
Zbliżając się do Boskiego Serca w Komunii Świętej, pragniemy pociech daleko chciwiej, niż zgłodniały Jonatas leśnego miodu, lecz nigdy Samsonowej przemowy nie możemy zgadnąć, która brzmi: Z mocnego wyszła słodkość (Sdz 14, 14). Samson znalazł plaster miodu w paszczy lwa, lecz najpierw musiał zdobyć się na czyn odwagi, musiał tego lwa pokonać w otwartej walce. Tak i my musimy wcześniej poskromić i zwalczyć dzikie bestie, nasze nałogi i występki, a wtedy, uspokoiwszy serce, zakosztujemy prawdziwej słodkości niebiańskiej. Najświętszy Sakrament, ów chleb mocnych, w którym ukryte jest Serce Pana Jezusa, może, bylebyśmy z niego korzystali, wzmocnić nasze siły, przemienić nas w dzielnych wojowników, w olbrzymów, byśmy wszelkie trudności i przeszkody na drodze cnoty pokonali i tak przygotowali się do zakosztowania prawdziwej słodkości. Lecz my, przeciwnie, zamiast szukać siły do zapasów z wrogami u Boskiego Serca w Komunii Świętej, szukamy wprost uczuciowych pociech, łez, chwilowych zachwytów, bez zadania sobie pracy. Wskutek tego daleko nam do miłości wspaniałomyślnej, daleko do prawdziwej pociechy serca.
Jednak najmniej w naszych sercach znajduje Boskie Serce Pana Jezusa miłości stałej i trwałej.
Powiedział niegdyś ukoronowany prorok: A jam rzekł w dostatku moim: nie będę poruszony na wieki (Ps 29, 7). Tak i my mawiamy, gdy nasze oczy ronią łzy nabożeństwa, a serce rozpływa się w czułościach. Sądzimy, że mamy nowe, odrodzone serce, żeśmy dość mocni na przyszłość, aby się oprzeć wszystkim burzom i pokusom. Mówimy pewni siebie: Nie będę poruszony na wieki. Lecz jak to długo trwa? Zaledwie obudzimy się z tego słodkiego zachwytu, wnet, jak przedtem, zaglądamy w oczy okazjom do grzechu, pozwalamy się, jak przedtem, unieść wybuchom gniewu, zazdrości… bijemy czołem przed światem i jak słabe trzciny, chwiejemy się na wszystkie strony pod powiewem lada wietrzyku ludzkiego zaszczytu… I czego tacy chrześcijanie, których niestety wielka liczba, czego oni szukają, czego chcą? Rano chleb, a wieczór mięso (Wj 16, 12) mieć pragną, jak niegdyś niewierni Żydzi na pustyni. Rano u Stołu Pańskiego, a wieczór na miejscu rozpusty. Dziś płoną żarem miłości, a jutro skostnieją od zimna obojętności. Teraz całkiem w Sercu Jezusa, a potem całkiem w niegodziwych zabawach!
O Zbawco świata! Jak to jest bolesne dla Twego miłującego Serca! Ileż kolących cierni – ach, co mówię? – ileż włóczni jadem grzechowym zapuszczonych rani Twe Serce? O, co za boleść dla Twego Serca, gdy pośród tych, co się mienią Twymi czcicielami, tyle widzisz niestałych, zmiennych i niewiernych serc! O, co za boleść dla Twego Serca, kiedy tak mało posiadasz serc ludzkich, o których byś mógł powiedzieć: To odpocznienie moje na wieki wieków, tu mieszkać będę, bo je obrałem (Ps 131, 14).
Otóż widzieliśmy, jakie jest Serce Jezusa wobec nas, a jakie nasze serce wobec Serca Jezusa. Gdyby teraz Pan Jezus zapytał się każdego z nas: Jest li serce twoje proste, jak Serce moje z sercem twoim? – cóż byśmy odpowiedzieli, widząc w Jego Sercu sam ogień miłości, a w naszych sercach tysiączne niewdzięczności i grzechy, które, jak ostre ciernie, ranią Jego najświętsze Serce. I jakże nie mamy podziwiać niepojętej miłości Zbawiciela, że raczy wejrzeć jeszcze na nasze serce, choć ono tak niewdzięczne, tak niedołężne i nędzne, że go nie odpycha od siebie, lecz owszem pragnie je posiadać, mówiąc: Synu, córko, daj mi serce twoje! (Prz 23, 27) Jeśli mi je teraz oddasz szczerze, przyjmę je z całą miłością. Choćby ono zestarzało się w nieprawościach, ja zapomnę i odpuszczę mu wszystkie przeniewierstwa, a pomny na mnogość dawniejszych zlitowań moich, chcę je łaskami moimi obdarzyć. Nawróć się więc do mnie, a nie odwrócę oblicza mego od ciebie (Jer 3, 12) i przynajmniej od tego czasu nazywaj mnie: Ojcze mój (Jer 4).
Najmilsi! Czy możemy dłużej słuchać obojętnie tych nalegań, tych próśb naszego Miłego, a nie oddać Mu naszego serca zupełnie, całkowicie, nieodwołalnie? Wszak nasze serce Jemu się słusznie należy. Ono jest Jego dziełem, sam je stworzył, a zrobił to dla siebie. Ono jest Jego najdroższym skarbem. Posiadanie całego materialnego świata nie ma Dlań tyle wartości, jak nasze serce. Jest ono Jego najistotniejszą zdobyczą. Pan Jezus sam je zdobył wszystką krwią swoją, kupił za cenę najboleśniejszej śmierci na krzyżu. A komu oddamy nasze serce, jeśli je odmówimy Panu Jezusowi? Czy ono znajdzie gdzie indziej pokój, jeśli nie w Sercu Jezusa? Cóż bowiem bez Niego kiedykolwiek znalazło, prócz czczych marzeń, goryczy, niepokoju?…
Wspomnijmy sobie, najmilsi, z boleścią na owe dni upadku i ciemności, gdy otumanieni powabami zwodniczego świata, ujarzmieni przez dumę, chciwość, zmysłowość i inne występne nałogi, stawialiśmy sobie ze stworzeń cielce i bożyszcza wedle woli naszej i im spokój, wolność, swobodę, sumienie, wiarę, Boga nawet prawdziwego składali w ofierze, gdy, krótko mówiąc, z dala od Serca Jezusa błąkaliśmy się po manowcach grzechu? Zażyliśmy wówczas prawdziwego szczęścia? Lub przeciwnie, czy w tym stanie serce nasze nie doznało niewypowiedzianych udręczeń, smutków i wyrzutów sumienia? Czy złe skłonności, jakby jędze piekielne, nie zadały naszemu sercu okropnych męczarni, będących jakby przedsmakiem piekła? A co gorsza, chociaż rozumieliśmy to nasze nieszczęśliwe położenie, nie mieliśmy jednak na tyle siły, aby porzucić ten stan, który nam się już sprzykrzył, aby skruszyć te kajdany piekielnej niewoli, w której jęczeliśmy, aby zrzucić z siebie owo brzemię grzechów, które nas przygniatało. Otóż własne doświadczenie nauczyło nas, że prawdziwy pokój, rzeczywistą swobodę i istotne szczęście dla naszego serca nie gdzie indziej znaleźć możemy, tylko w miłości i przyjaźni Bożej, w zjednoczeniu serca naszego z Sercem Jezusa. O, jak zatem niesłusznie, nierozsądnie, jak głupio postępowaliśmy, lgnąc naszym sercem do stworzeń i szukając prawdziwego spokoju gdzie indziej, niż w Sercu Pana Jezusa naszego.
Kiedy więc Pan Jezus żąda naszego serca, czy mielibyśmy Mu odmówić? O, nie odmawiajmy, ale oddajmy je natychmiast bez zastrzeżeń, tym bardziej, że nawet jeszcze teraz, gdy nasze serce jest tak schorowane, wynędzniałe i skalane grzechami, Pan Jezus chce je przyjąć, chce uleczyć, oczyścić, uświęcić i uszczęśliwić sobą samym.
O, gdzie teraz byłoby moje biedne serce, gdzie by się teraz znajdowało, gdybyś je, Boże, odrzucił od siebie po pierwszym grzechu? Ach, byłoby w tej chwili łuczywem piekielnym, pastwą ognia i wiecznych udręczeń. A Ty chcesz, aby ono płonęło nie ogniem piekielnym, lecz niebieskim ogniem miłości… Ty chcesz, aby ono było nie ohydną siedzibą szatana, lecz uświęconym przybytkiem Twoim, w którym byś mógł mile spoczywać… Aby ono gorzało nie w piekle nienawiścią ku Tobie, lecz w niebie miłością wieczną.
O Serce, Serce najsłodsze Jezusa! Przyjmij na wyłączną własność nasze serca, które Ci dziś składamy w ofierze! Odtąd chcemy Cię nimi szczerze, wspaniałomyślnie i statecznie kochać. Ty zaś wspieraj nas i wzmacniaj, rządź i władaj sercami naszymi i nie pozwalaj nam odłączać się od Ciebie, aż w niebie połączywszy się nierozdzielnie z Tobą, kochać Cię i wychwalać będziemy po wszystkie wieki. Amen.
Ks. Stanisław Kusiacki SI
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa. |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 11:55, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział ósmy. W czasie procesji Serca Pana Jezusa
Widziałem rzeszę wielką, której nie mógł nikt policzyć, ze wszech narodów, pokoleń, ludów i języków, stojących przed Stolicą i obliczem Baranka, przyobleczeni w szaty białe, a palmy w ręku ich (Ap 7, 9).
Najmilsi moi! Św. Jan widział rzeszę wielką, już zwycięską, w szatach białych, na które nie padł cień brudu tej ziemi, przychodzącą „z ucisku wielkiego”, przed tron zwycięscy świata tego – Pana naszego Jezusa Chrystusa. Rzeszę składającą Mu pod stopy palmy zdobyte w zwycięskich walkach, stoczonych na ziemi o Jego chwałę i za wiarę, którą zostawił, a której prawdę nieomylną sam swą śmiercią potwierdził! A z piersi ich słyszał wznoszący się śpiew pełen tryumfu: Błogosławienie i chwała, i dziękczynienie, i cześć Bogu naszemu na wieki wieków (Ap 7, 12).
A cóż ja widzę, tu na tej ziemi, obejmując wzrokiem obecnych pod tym sklepieniem niebios? Widzę również rzeszę wielką. A co najmilsze dla serca, z jednego narodu, z jednej ziemi, wielką, choć pochodzącą tylko z jednego plemienia. Widzę, jak ta wielka rzesza, w białych szatach kapłaństwa, z liliami dziewictwa, z krzyżem wyznawców i obrońców świętej wiary, z ranami walk o nią stoczonych, idzie śmiało za Tym samym, który w niebie jaśnieje chwałą – Panem naszym, utajonym w tym Najświętszym Sakramencie, a niesionym jako skarb najdroższy narodu na rękach arcykapłana – biskupa naszego! To co objąć mogę wzrokiem, to tylko cząstka rzeszy wielkiej, wciąż idącej we wszystkich dzielnicach Polski za Panem utajonym w Najświętszej Hostii. Wielki pochód idzie tu na ziemi, mimo jej stuletniego skrępowania i podziału. Stanowi on cudowne i nierozerwalne przedłużenie tego wielkiego pochodu, co krocząc przez tę ziemię wieki całe, doszedł już jako zastęp świętych męczenników, wyznawców, obrońców, królów, niewiast, młodzieńców, do oblicza Najwyższego i złożył Mu już z pieśnią chwały swe palmy zwycięskie!
Słyszę jak z milionów piersi tej wielkiej rzeszy, idącej tu za Panem, płynie przed Jego utajony Majestat, jak ta ziemia długa i szeroka, jeden śpiew, hymn od wieków nam znany, hymn sakramentalny: Święty Boże, święty mocny, święty a nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami! W niektórych punktach tej ziemi widzę, jak brutalną przemocą próbuje się stłumić dźwięki tego świętego hymnu, przerwać wielki śpiew całego narodu – lecz na próżno! Im bardziej uciszają, tym głośniej woła nasza rzesza głosem wielkim na widok Najświętszego Sakramentu: Święty Boże, święty mocny! To śpiew wiary – tak, ten śpiew płynie z ust, ale pochodzi z serca, płonącego wiarą – wiarą świętych – wiarą nieugiętą i nieustraszoną, która w tej nikłej postaci chleba ukazuje Boga żywego, i dlatego, że tak wierzą, dlatego tak głośno wołają: Święty Boże, święty mocny, święty a nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami. Wołają, bo w Nim jednym pokładają nadzieję, Jemu ufają – dlatego, gdy wszystko im wydarto lub usiłują wydrzeć, tego skarbu wiary nie odbiorą, bo nie darmo Bóg ukryty słyszy: Święty Boże, święty mocny, święty a nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami. Zmiłowanie Jego spływa na dusze i serca idących za Nim, zapala w wytrwaniu, prowadzi niestrudzonych za sobą, bo słysząc wołanie lituje się nad nami, sprawiając swą ukrytą, ale rzeczywistą mocą, by nie ustali w drodze (Łk 8, 12).
Widzę dalej, że gdy się wielka rzesza mego narodu zbliży i otoczy wieńcem Pana utajonego, pochyli skronie i kolana przed wyniszczonym Majestatem, śpiewając całą piersią: „Przed tak Wielkim Sakramentem”. Póty płynie ta pieśń uwielbienia i zachwytu, póki nie otrzyma błogosławieństwa Pana utajonego w Hostii na dalszy pochód, na nową pracę i na najbardziej zaciekłą walkę o Niego i o Jego najdroższą wiarę!
Oto przyszliśmy tutaj, zmieniając ten Mały Rynek w wielką Bożą świątynię. Ucichł gwar ludzkiej mowy, zawieszono pracę, ściany domów płoną światłem, mienią się blaskiem kwiatów i kobierców. Gdy wzniesiemy w górę oczy, ujrzymy sklepienie tej świątyni, którym stały się same niebiosa. Ponad tysiącami pochylonych skroni jaśnieje na tym ołtarzu Ten, za którym szliśmy, Pan nasz Jezus Chrystus w Najświętszym Sakramencie! On nas tu zwołał, On przywiódł tę wielką rzeszę do swoich stóp, abyśmy się zbiegli tu w takiej ilości, jakiej żadna świątynia by nie objęła, by Mu oddać wspólną cześć i uwielbienie, by napatrzeć się na Niego, prosić Go o łaski i błogosławieństwa.
Dlaczego Pan Jezus, pełen łaskawości podejmuje nas na tym rynku? Oto przeszło trzy wieki temu, gdy jedna herezja zabrała Mu tysięczne zastępy wierzących, a potem druga herezja, obracając swój fałsz w pozory nadzwyczajnej czci dla Niego, pracowała nad pozbawieniem Go następnych serc ludzkich, ten sam Pan Jezus usunął zasłonę sakramentalnych postaci, przerwał swe milczenie, trwające wieki, zajaśniał blaskiem niebieskim i przemówił do ludzkości zobojętniałej na Jego sakramentalny pobyt na ziemi. Obrał sobie błogosławioną Małgorzatę, pokorną zakonnicę Nawiedzenia, wielbiącą Go w ciszy modlitwy w Najświętszym Sakramencie Ołtarza i przed jej zdumionym wzrokiem, zamiast cichej Hostii, zajaśniał pełnią chwały Bóg-Człowiek Jezus Chrystus. Przemówił do jej serca, ukazując tej ukorzonej duszy swe własne Serce płonące miłością. Zdawałoby się, że trudno będzie rozgłosić to zdarzenie w świecie chrześcijańskim, że z trudnością uwierzą całe zastępy temu, co jedna istota, ukryta w murach klasztoru widziała i słyszała od Pana! O nie, zaiste, moi najmilsi! Pan Jezus, ukazując swą obecność w Hostii Najświętszej, nie objawił niczego nowego do wierzenia. On tylko potwierdził tym faktem to, w co wierzył od wieczernika cały Kościół katolicki – całe wieki wierzył i wyznawał, że w Najświętszym Sakramencie Ołtarza jest prawdziwie i rzeczywiście obecny sam Bóg-Człowiek Pan nasz Jezus Chrystus, Ten sam, co umarł za nas na krzyżu, Ten, co zmartwychwstał i już więcej nie umiera! Tak jak w niebie zasiada po prawicy Ojca pełen życia i chwały, tak równocześnie Ten sam żywy przebywa wśród ludzi w utajeniu sakramentu! Dlatego objawia błogosławionej Małgorzacie swoje Serce – organ i źródło życia! Ukazał jej Serce jako źródło i przyczynę oddania się nam sakramentalnie, aby, jak sam powiedział apostołom, nie zostawić nas sierotami. Przecież w to wszystko wierzył i tego nauczał, ten chleb żywy wszędzie i przez wszystkie wieki niósł święty Kościół katolicki.
Jednak widocznie ludzie oswoili się z żywym, nieustającym cudem Jego miłości, dlatego Pan Jezus zajaśniał i przemówił do nich, by uprzytomnić ludziom swoją żywą obecność pod osłoną postaci sakramentalnych. Wyraził dobitnie, że boleśnie odczuwa tę obojętność, zniewagi i świętokradztwa, jakie w zamian za tak żywą miłość do nich, za swe gorące Serce, odbiera w Sakramencie Ołtarza! Pragnie On zapalić serca wierzących jawnym potwierdzeniem nieomylności ich wiary do umiłowania Go w tej tajemnicy, ale miłością żywą, czynną i troszczącą się o Jego chwałę na ziemi. Chce zachęcić tych wszystkich, którzy usłyszą i odczują to objawienie, do wynagradzania Mu obojętności i zniewag, którymi, nieporuszone niczym i jakby skamieniałe serca ludzkie, nie przestają Go nasycać w utajeniu sakramentalnym.
Gdy odgłos tego objawienia dotarł do Polski, w swej gorącej wierze żywo zapragnęła być pierwszą w objawach czci i wynagradzania, składanych już Panu przez ludy należące do Kościoła świętego. W ostatnich latach swej niepodległości ustami biskupów i królów błaga Stolicę Świętą o zaprowadzenie na swej ziemi publicznej czci Najświętszego Serca Pana Jezusa. Myśmy odczuli Serce Boże i Jego potrzebę! O tak, w najsmutniejszym dla nas czasie właśnie we czci Najświętszego Serca Jezusa, obejmującej swym świętym ogniem nasz kraj, był dla nas, Polaków, znak wielkiej wagi.
Pan Jezus chciał nam bowiem pokazać, że jakkolwiek dopuszcza na nasz naród karę niewoli i cierpień z nią związanych, jednak nie z mieczem pomsty, lecz z otwartym Sercem zbliża się ku nam. Swoje Serce odkrywa nam jako źródło łask i sił do zniesienia tej próby! Cóż więc dziwnego, że skorzystaliśmy z większej swobody, jaką mamy w tej polskiej dzielnicy i przez szereg lat tym wspaniałym pochodem, w którym nie tylko mieszkańcy naszego starego grodu, ale przedstawiciele z całej naszej Ojczyzny, tak licznie biorą udział, usiłujemy Najświętszemu Sercu, żyjącemu wśród nas w Najświętszym Sakramencie miłości, złożyć w imieniu całego narodu najbardziej wymowny hołd czci i uwielbienia, a także cały naród zjednoczyć duchowo z nami u Jego stóp i rokrocznie ponawiać nasze oddanie w Jego przemożną opiekę. Tym hołdem staramy się zadośćuczynić Jego pragnieniu, objawionemu błogosławionej Małgorzacie, by w pierwszy piątek po Oktawie Bożego Ciała obchodzono uroczyście dzień poświęcony Jego Najświętszemu Sercu! Dlatego też w starym Krakowie, w imieniu całego narodu, publicznie na tym rynku, zamienionym w olbrzymią świątynię, duchowni i świeccy, uczeni i prostaczkowie, starsi i młodsi, składamy nie tylko uwielbienie i cześć, ale hołd tym aktem poświęcenia się, który za chwilę z ust naszego arcypasterza usłyszy Nasz Pan. Zatwierdzamy na nowo naszą przynależność do Niego, przyrzekając uroczyście z głębi duszy, że trwamy przy Nim i na wieki wiernie trwać przy Nim chcemy!
Nie zapominajmy jednak, najmilsi moi, że Pan Jezus oświadczył również bł. Małgorzacie, iż gorąco pragnie, aby wierni jak najliczniej w dniu poświęconym Jego Sercu, a także w pierwszy piątek każdego miesiąca, przyjmowali Go do serc swoich w Komunii Świętej! Zaiste jest to pragnienie godne serca i zdolne zaspokoić serce tak kochające. Na cóż bowiem pozostał On w Najświętszym Sakramencie Ołtarza? Same słowa ustanowienia tej cudownej tajemnicy mówią: Bierzcie i spożywajcie! Tak wołał do apostołów, podając im siebie, ten chleb żywy, który z nieba zstąpił… Jakże teraz ten głos Pański jest dla wielu z nas obcy i niezrozumiały! Istotnie, w miarę jak cześć Najświętszego Serca zaczyna wewnętrznie przenikać coraz to szersze warstwy chrześcijan, Komunie Święte stają się częstsze, głód świętego Bożego pokarmu zapala coraz więcej serc. Ci, którzy częściej zbliżają się do Stołu Pańskiego, coraz jaśniej odczuwają tę prawdę życiową, iż nigdzie tak nie poznajemy Pana Jezusa, jak w Komunii Świętej. Pragnąc żyć tak jak On nam przykazał, czyli stosując nasze czyny do Jego świętych praw, nic nam takiej siły do hartu życia i zapału nie wlewa, jak On sam – pokarm dla duszy pod postacią chleba. Przecież Pan Jezus przyrzekł to nam wyraźnie, zapowiadając Komunię Świętą: Kto mnie pożywa, żyć będzie dla mnie [J 6, 8].
Tak, ale jeszcze raz powtarzam – zbyt mało z tej żywotnej prawdy rozumiemy. Wśród mężczyzn i naszej młodzieży pokutuje uczucie zimna w stosunku do Komunii Świętej, łatwość w odsuwaniu się nieraz na całe lata od tego najświętszego obowiązku i najwyższej łaski. Do nas na nieszczęście można śmiało zastosować słowa Ewangelii świętej: A oczy ich były zatrzymane, aby Go nie poznali (Łk 24, 16), i dlatego to głównie nam, mężczyznom, w obecnej dobie tak zbywa na zapale dla wiary świętej, dla sprawy Bożej na ziemi, dlatego tak mało wśród nas dzielnych chrześcijańskich charakterów, a tak wielu obojętnych i śpiących. Zwiędłem jako siano, i wyschło serce moje, iż zapomniałem pożywać chleba mego (Ps 101, 5). Idźmy, najmilsi moi, idźmy za głosem Pana, bo On woła was do siebie przez swego niegodnego sługę! O, cóż bym dał, by mój słaby głos, wzmocniony Bożą mocą, przeniknął was wszystkich bez wyjątku aż do głębi, byście odczuli to wezwanie Boże! Wszystko bym oddał bez wahania, żeby móc dziś zapalić wasze serca głodem świętego Bożego pokarmu!
Panie Jezu, obecny tu w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, który mnie słyszysz i posyłasz do dusz moich braci, wejrzyj na te zastępy mężów, młodzieńców i dzieci z narodu Tobie oddanego. Jak niegdyś, patrząc na rzeszę słuchającą Twych słów, tknięty miłosierdziem, zawołałeś: Żal mi tego ludu (J 6) i cudownie nakarmiłeś ich chlebem doczesnym – tak dziś niech Twe Serce tknięte litością wzruszy te dusze i serca – niech nie ustają w drodze – niech poznają moc i słodycz Twoją w Komunii Świętej. – O tak, najmilsi moi! Gdy zastępy mężczyzn i młodzieży zaczną często przystępować do Komunii Świętej, poczują nowe siły i niezwykłą moc do zwalczania namiętności, do deptania względów ludzkich, tak często krępujących nas w spełnianiu najświętszych obowiązków chrześcijańskich! Dusze wasze, posilone Chlebem żywota, zespolone z Panem Jezusem, odczują święty zapał do wyznawania i bronienia świętej wiary! Życie wasze zajaśnieje wobec całego społeczeństwa nadprzyrodzonym blaskiem chrześcijańskiego żywota – zachowacie, szczególnie wy młodzi, skarb wiary i nieskażoną czystość obyczajów, nabierzecie sił koniecznych do zwalczania podstępów, usiłujących wam wydrzeć te skarby nadprzyrodzone, a tym samym przekażecie następnym pokoleniom miłość i wierność wierze ojców naszych. – Jakże nam dziś szczególnie potrzeba takich dzielnych zastępów! To jedyna droga do odrodzenia wewnętrznego, które społeczeństwo i naród przywiedzie do odrodzenia!
Pozostaje nam dzisiaj, najmilsi moi, zadość uczynić jeszcze jednemu pragnieniu Pana Jezusa, które On również objawił bł. Małgorzacie. Mianowicie, by w dniu poświęconym Jego Najświętszemu Sercu wszyscy wierni i żarliwi publicznie z głębi serca złożyli Mu hołd przebłagalny, wynagradzając zniewagi, świętokradztwa i opuszczenia, jakich doznaje, przebywając wśród nas i dla nas na ołtarzach naszych w sakramencie miłości!
Otóż w tym celu został wzniesiony ten ołtarz pod sklepieniem niebios, w tym celu odbył się nasz tłumny pochód, w tym celu przemawiamy do was, by to wszystko przejęło nas gorącym pragnieniem wynagrodzenia Panu Jezusowi tego wszystkiego, czego od nas i od całego narodu, na nieszczęście, doznaje w Najświętszym Sakramencie. Oto za chwilę zagrzmi ten rynek pieśnią wielką, hymnem przebłagalnym: „Przed oczy Twoje, Panie, winy nasze składamy…”. O, tak Panie Jezu, składamy winy stare a jeszcze nieodpokutowane, składamy winy ciężkie, szczególnie w bezpośrednim stosunku do Ciebie w Najświętszym Sakramencie utajonym, a tak lekkomyślnie przez nas popełniane. Wynagradzamy Ci świętokradzkie przyjmowanie Cię w Komunii Świętej, którym odtwarzamy na nowo w Twym Sercu boleść zadaną pocałunkiem Judasza! Wynagradzamy Ci oziębłe Komunie Święte, bez serca, dla formy, przyjmowane tylko ustami a nie duszą! Wynagradzamy Ci naszych biednych zaślepionych braci, których serca przez całe lata zamknęły się przed Tobą, których nie możesz nakarmić chlebem żywota i przygarnąć do Twego Serca! Wynagradzamy Msze Święte tak lekkomyślnie opuszczone, a także bezmyślne w nich uczestniczenie i to wtedy właśnie, gdy Ty, o Panie, w ogniu miłości wyniszczasz się za nas i na naszych oczach w Najświętszej Ofierze! Wreszcie za wszystkich, co obojętnością i chłodem płacą Ci Panie za miłość bezgraniczną Twego Serca, która Cię zatrzymuje wśród nas pod osłoną sakramentu! Korzymy się Tobie, Najsłodszy nasz Zbawicielu i wyznajemy publicznie, jawnie, całym głosem, że wielbimy Cię, wierząc, żeś obecny prawdziwie i rzeczywiście w tym Najświętszym Sakramencie, tu, na tym ołtarzu! Gdy usłyszysz, Panie, z piersi tego ludu „Święty Boże, święty mocny”, przyjmij ten śpiew jako ponowne zaprzysiężenie Ci wiary naszych przodków i naszej gotowości do bronienia, wyznawania i walczenia za ten dar najsłodszy!
Skłońmy, najmilsi moi, nie tylko kolana i skronie nasze, ale dusze i serca „Przed tak Wielkim Sakramentem”, złóżmy w to otwarte dla nas Najświętsze Serce nasze życie, walki, prace, bóle, nadzieje – nasze rodziny, dzieci i kraj nasz ukochany, a powstawszy, pójdziemy za Nim, niosąc Go do Jego świątyni! A Ty, Panie, pozwól, abyśmy, jak dziś do Twego ziemskiego przybytku za Tobą i z Tobą idziemy, mogli dojść przez życie do świątyni Twej chwały i tam w zjednoczeniu z rzeszą wielką, która nas uprzedziła, zaśpiewać wiekuistą pieśń chwały i złożyć pod Twoje stopy zwycięskie palmy, z tej ziemi przyniesione. Amen (1).
Ks. Stefan Bratkowski
(1) Kazanie wygłoszone w Krakowie na Małym Rynku, 10 czerwca 1904 roku, w czasie uroczystej procesji, w dzień Najświętszego Serca Pana Jezusa, której przewodniczył ks. biskup sufragan Anatol Nowak.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 12:02, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział dziewiąty. Serce Jezusa lekarstwem dusz naszych
Szemrali faryzeusze i doktorowie mówiąc: iż ten przyjmuje grzeszników (1).
Jak piękny i pełen pociechy obraz maluje nam dzisiejsza święta Ewangelia (2). Chrystus Pan – w otoczeniu grzeszników, których z tak pociągającym wdziękiem przyjmuje, z taką dobrocią i łagodnością naucza, iż faryzeusze aż gorszą się Nim, mówiąc, iż Ten przyjmuje grzeszników. Zapewne, pyszni i obłudni nie mogli zrozumieć, jak człowiek podający się za Syna Bożego, owszem za prawdziwego Boga, mógł się zniżyć do miłości ku grzesznikom i to takiej miłości. Sami pozostając bez miłości, nie mogli pojąć miłości Serca Bożego. Dlatego szemrzą, a to ich szemranie daje sposobność Boskiemu Zbawicielowi do odsłonięcia nam tajemnic swego miłościwego Serca. Jakże głębokie, jak niedościgłe dla rozumów ludzkich są te tajemnice! Nie uprzykrzają się Mu częste upadki grzeszników, bo On nie chce śmierci bezbożnego, ale żeby się nawrócił bezbożny od drogi swojej i żył (3). Owszem, raduje się z nawrócenia grzesznika, wybiega przeciw synowi marnotrawnemu, aby mu dać pocałunek pokoju, przytulić go do swego Serca i przyodziać godową szatą. I oto dzisiaj, najmilsi, Kościół święty ukazuje nam właśnie to słodkie Serce Zbawiciela, pragnąc, abyśmy Mu oddali należyty hołd i cześć. Zastanówmy się nad Jego miłością ku grzesznikom, a niewątpliwie to rozważanie stanie się dla nas źródłem niewypowiedzianych pociech.
I czym, pytam, jest to Serce Jezusowe? Utworzone przez Ducha Świętego z przeczystej krwi Niepokalanej Dziewicy, czy nie jest Ono cudem natury i łaski, świątynią Bóstwa uposażoną we wszelkie skarby mądrości i świętości, krynicą nieprzebraną dobroci, wspaniałomyślności i miłosierdzia Bożego? Czy Ono samo nie jest wiecznym pomnikiem wszystkich cudów zmiłowania, jakie miłość Boża od wieków postanowiła spełnić, w czasie spełniła, i przez wszystkie wieki spełniać nie przestanie? Wiadomo nam, jak ścisły związek zachodzi w człowieku między jego duszą a sercem. Każde uczucie duszy odbija się w sercu, każdy akt miłości w sercu znajduje najwierniejszego uczestnika. Kiedy dusza przepełniona jest miłością, wtedy i serce drga żywiej, silniej bije, pała goręcej.
Lecz jeśli tak się rzecz ma z sercem naszym i uczuciami naszymi, jaki dopiero udział musiało mieć cielesne Serce Jezusowe w tej Boskiej miłości, której św. Paweł uwielbia szerokość i długość, i wysokość, i głębokość (4) – w tej miłości tak głębokiej, że z nieba aż do przepaści grzechów naszych zstępuje, w tej miłości tak wysokiej, że nas podnosi aż do godności synów Bożych, tak szerokiej, że obejmuje cały świat, a tak długotrwałej, że sięga od wieków do wieków. O jak niezmierną okazuje się Jego miłość w poniżeniu i wyniszczeniu własnym, byle nas chwałą i szczęściem obdarzyć. Patrzcie, najmilsi, na miłość Boga, ubranego w pieluszki, zawieszonego na krzyżu! Patrzcie na tę miłość Jego, która od żłóbka aż do krzyża, całe Jego życie uczyniła jednym pasmem zmiłowań, która przemawiała do ludzi jedynie słowami błogosławieństwa, pociechy i zbawienia, która niejako zaczerpnęła swą mądrość i wszechmoc w utworzeniu źródeł łaski nie mających się zamknąć dla nas aż do chwili, gdy Bóg, oddając nam siebie samego na pokarm i ofiarę, większe cuda miłości sam sobie niemożliwymi uczynił. I w czym miłość ta oddźwięk znalazła, jeśli nie w najlitościwszym Sercu Jezusa Chrystusa? Tak, Jego Serce było ołtarzem, na którym Jego miłość złożyła tyle ofiar dla naszego zbawienia. Serce Jego było przybytkiem i widownią czynów Jego miłości. Toteż, kiedy Chrystus Pan przekazał nam to Najświętsze Serce jako przedmiot szczególniejszej czci i uwielbienia, to nie inny miał cel na myśli, jak ciągłe przypominanie nam swej miłości ku nam i rozgrzanie naszych serc wzajemnym ku sobie uczuciem.
Wszelako, jeśli tak jest, czemu Pan Jezus tak późno objawił nam swą wolę, byśmy czcili Jego Serce osobnym nabożeństwem? Dlaczego wierni, przez tyle wieków czcząc i uwielbiając miłość Chrystusową, nie zdołali jednak wpaść na tę myśl, aby i Jego Sercu, będącemu narzędziem, siedliskiem i tronem tej miłości, oddawać szczególny kult? Bracia moi! Tu podziwiać nam trzeba mądrość i opatrzność Boga nad nami – mądrość i opatrzność Boga, który w każdym czasie umie znaleźć stosowne lekarstwo dla ludzkiej słabości. Ach! Bo to nabożeństwo do Najsłodszego Serca Jezusowego, ta cześć i miłość ku Niemu, to jedyne lekarstwo na charakterystyczną chorobę naszych czasów, na zgniliznę moralną coraz bardziej zarażającą serca dzisiejszych ludzi. Oto przedmiot naszego rozważania, pełen pociechy i nauki.
Lecz aby promień miłości Najświętszego Serca Jezusowego istotnie godnymi i sposobnymi nas uczynił do przyjęcia tych pociech i nauk, poprośmy o to wpierw samo Serce Jezusowe, przez przyczynę panieńskiego Serca Jego Najświętszej Matki, mówiąc pobożnie: Zdrowaś Maryjo…
Świat ciągle choruje. Jego chorobami są: grzech, nieposkromione namiętności, niczym nienasycona żądza uciech i bogactw. W dawnych czasach siedzibą jej był raczej rozum, z którego wyrastały coraz to inne herezje przeciw świętej wierze. Choroba, która dzisiaj dręczy świat, ma swą siedzibę w sercu, ludzkie serce jest chore i zarażone zgnilizną. Z tej dopiero zgnilizny podnoszą się zaraźliwe wyziewy, które oślepiają umysł, zaszczepiają niewiarę i grożą zagładą cnocie. Objawami tej choroby moralnej świata są: lodowata obojętność względem Boga, religii i cnoty, odpychające samolubstwo, które poza sobą samym nic człowiekowi kochać nie pozwala.
I jak mądrość i opatrzność Boża zapobiega tej pierwszej chorobie naszych wieków, tj. oziębłości i obojętności względem Boga i wszystkiego, co się do Boga odnosi? Oto Chrystus Pan ofiaruje nam swoje Serce, płomienne ofiarną miłością, zasobne we wszelkie cnoty, nieskończone w zasługach swych poświęceń i zwycięstw. On sam oznajmił to wiernej swej słudze, bł. Marii Małgorzacie Alacoque, podobnie jak przedtem uczynił to względem św. Gertrudy ulubiony uczeń Jezusowy, św. Jan. Z tych objawień dowiadujemy się, że poznanie Serca Jezusowego miało być lekarstwem zachowanym na ostatnie czasy, aby od tego ognia miłości, którym pała to Boskie Serce, świat zapalił się nową gorliwością i ozdrowiał ze swojej oziębłości i chorobliwej obojętności. A czy można wymyślić lepsze i skuteczniejsze lekarstwo na tak ciężką chorobę?
Przypatrzmy się tylko tej oziębłości i obojętności świata względem Boga i religii. Cóż go obchodzi, czy Bóg jest, czy Go nie ma? Czy Bóg jest świętym, sprawiedliwym, wszechmocnym? Czy Jego wola jest dla nas prawem obowiązującym do posłuszeństwa? Czy świat kiedykolwiek myśli o tym wszystkim, gdy obfituje w dobra ziemskie? To daje się odczuć, gdy brak tych dogodności życiowych, pierwszym jego uczuciem: rozpacz, zwątpienie i zaprzeczenie istnienia Boga! A cóż mówić dopiero o obojętności względem Chrystusa Pana i Jego świętego Kościoła? Kogóż to boli, gdy po dziś dzień jeszcze Chrystus Pan jest wzgardzony, wyśmiewany, szyderstwami obrzucany – gdy święte prawdy, Przezeń objawione, stawiane bywają za cel głupich dowcipów ludzi rzekomo oświeconych i jako kłamstwo odrzucane lub w wątpliwość podawane? Któż przejmuje się boleścią na widok Kościoła prześladowanego, pozbawionego swych świętych praw, okutego w kajdany niewoli, jęczącego pod uciskiem brutalnej przemocy, trzymającej Głowę Kościoła w więzieniu? Kto boleje wespół z tysiącami sług Bożych, którzy swoją wierność opłacają grzywnami lub uwięzieniem? Co więcej, jaka obojętność panuje wszędzie względem samej moralności! Czy ludzie szanują więcej cnotę i uczciwość, niż występek i zbrodnię? Byle tylko pozory były zachowane, nikt się nie pyta, czy ten lub ów życie prowadzi w cielesności, czy też uczciwe i niewinne, czy majątek jest owocem uczciwej pracy, pilnego i starannego wypełnienia obowiązków, czy też plonem brudnego oszukaństwa i wyzysku? Świat nie zna i nie chce znać cnoty i moralności. Innej cnoty, jak polor pozornej przyzwoitości, nie uznaje. Cnota chrześcijańska to dla niego rzecz obojętna, bo on ją ma raczej za obłudę i oszukaństwo. A cóż mówić o obojętności względem modlitwy? Nie doświadczywszy nigdy jej pocieszającej i pokrzepiającej potęgi, świat gardzi nią jako rzeczą, która nie przystoi ludziom cywilizowanym. Zapomina nieszczęsny, że bez modlitwy nie ma łaski Bożej, a tym samym nie ma zbawienia. I cóż dziwnego, że ta przerażająca obojętność niszczy i obala wszelką wiarę w życie pozagrobowe? Iluż to śmieje się serdecznie z waszej prostoty, gdy im mówicie o piekle i jego wiecznych mękach? Iluż to z urąganiem i szyderstwem słucha nauki o niebie i jego szczęściu? Nie znając innego szczęścia nad to, jakiego doświadcza zwierzę zanurzone w błocie, mało troszczą się o niebo i jego najczystsze rozkosze. Oto obojętność, która w wielu już sercach zrodziła zupełną niewiarę, a w innych niewiarę gotuje. Sami przecież nieraz już byliśmy świadkami, jak czyste i niewinne z początku dusze, przyuczywszy się czołgać po ziemi, żyć wyłącznie dla ziemi, powoli zapomniały o Panu Bogu, o niebie, ochładzały się w miłości Bożej, dozwalając namiętnościom brać górę nad sobą, coraz więcej dawały do serca swego przystęp wątpliwościom przeciw wierze, aż w końcu popadły w zupełną niewiarę.
Ale w Sercu Jezusowym jest skuteczne lekarstwo na tę chorobliwą obojętność względem Boga, religii i cnoty.
Postawcie tylko przed obrazem Serca Jezusowego takiego obojętnego człowieka, który w wierze już chwiać się poczyna, a jeśli tylko, choć chwilę zastanowić się zechce nad tym, na co patrzy, widok ten przyprowadzi go bez wątpienia do gorliwości w wierze, do miłości heroicznej. Serce to płomieniste, okolone cierniem, krzyżem ukoronowane, opowie mu, co Chrystus Pan uczynił i wycierpiał dla niego. Opowie mu, jak heroiczna jest i była miłość Jezusowa, jak bohaterska pokora, jak niewysłowiona dobroć i łagodność, jak niepokalana świętość. Prawdzie historycznej tych faktów zaprzeczyć on nie zdoła, chcąc zadać im kłam, zaplątałby się w nierozwiązalną gmatwaninę sprzeczności, rzuciłby się w chaos śmieszności najbardziej niedorzecznych. Odżyje więc w nim wiara w bóstwo Chrystusa Pana, a sama świętość Serca Jezusowego wystarczy mu w tym względzie za najsilniejszy dowód. Bo w Sercu tak pokornym, tak łagodnym, cierpliwym, tak pełnym ofiarnej miłości niepodobna, aby mogło mieszkać kłamstwo, a właśnie ten Jezus uroczyście ogłaszał, że jest Bogiem i potwierdził tę prawdę niezliczonymi cudami, a szczególnie cudem swojego chwalebnego zmartwychwstania. Wiara zaś w Jego Bóstwo rodzi wiarę we wszystkie inne prawdy, które Chrystus Pan powierzył swojemu Kościołowi. A tak, najmilsi, sam widok Serca Jezusowego prowadzi nas do wiary – żywej i głębokiej. I jak niegdyś św. Tomasz znalazł wiarę w ranie tego Boskiego Serca, tak i obecnie Serce Jezusa dla każdego może się stać najobfitszą kopalnią skarbów świętej wiary, byle przez szczere i gruntowne rozmyślanie zechciał się w nią zapuścić. Rozmyślać bowiem nad znamionami heroicznej miłości, które otaczają Serce Jezusowe i pozostawać nadal obojętnym zarówno dla prawdy jak i dla fałszu, jest rzeczą niepodobną.
Jak wątpiący znajduje w Sercu Jezusowym wiarę, tak też rozpustnik może w Nim znaleźć cnotę i czyste, święte obyczaje. Trudno wprawdzie człowiekowi zmysłowemu zapuszczać się w rozmyślanie o Boskim Sercu Jezusowym. Skrzętnie więc unikać będzie wejrzenia nawet na Serce Jezusowe, ten tak wzniosły obraz największej świętości i czystości. Skrzętnie oddalać będzie wszelką myśl o Nim, przeczuwa bowiem, że przyszłoby się rozstać z tym, co dotychczas cenił i czego pragnął – rozstać się z niecnymi uciechami zmysłów, które jak rak toczą jego serce. Wszelako niech tylko taki człowiek raz odważy się na rozpamiętywanie życia Serca Jezusowego, wnet sam pocznie żyć podobnym życiem. Miłość gorejąca w Sercu Jezusowym rozpłomieni jego zatwardziałe serce, łaska Boskiego Serca pociągnie jego wolę. Pod wpływem łaski serce to topi się jak wosk, bo niepodobna rozważać świętości Serca Jezusowego, aby się nie przejąć podziwem dla Niego, niepodobna podziwiać Jego czystości, pokory i łagodności, aby zarazem nie wstydzić się własnego zła i pychy, niepodobna uwielbiać to Boskie Serce, aby Go nie pokochać i nie obrać sobie za wzór i przykład nowego, cnotliwego życia. Gorliwość Serca Jezusowego musi się udzielić naszemu sercu, nasza dusza mimowolnie musi zapragnąć być świętą świętością swego Mistrza, świętą we wszystkich swych władzach, świętą w umyśle, świętą w woli, świętą we wszystkich działaniach wyobraźni, we wszystkich uczuciach i skłonnościach.
Wraz ze wzmagającym się pragnieniem świętości, niepodobna, aby nie ustąpiła z serca i owa niegodziwa obojętność dla życia przyszłego. Któż bowiem, patrząc jak wielkie ofiary poniżenia poniosło Serce Jezusowe, aby grzesznikowi zapewnić życie pełne wieczystej rozkoszy i chwały, mógłby żyć bezmyślnie, nie dbając o to życie wieczne, jak gdyby ono nie istniało wcale? Kto mógłby nieczułym sercem spoglądać na dowody tak niepojętej miłości, jaką to Serce okazało od żłóbka do krzyża i teraz, gdy pod nikłą postacią chleba kryje się na naszych ołtarzach? Ile tu ofiar i poświęceń! A to wszystko nie z innego powodu, jak tylko, abyśmy zyskali prawo do królestwa Bożego. I jakie serce, zastanawiając się nad tym wszystkim, mogłoby pozostać w zlodowaciałej obojętności dla swego własnego szczęścia? Gdy Bóg tyle działa, tyle cierpi, dlatego, aby grzesznik mógł być oczyszczony ze swego trądu, na wieki być szczęśliwym szczęściem samego Boga – czy to możliwe, aby ten grzesznik wzbraniał się czynić i cierpieć to samo? Jakim prawem ośmieliłby się stawiać opór tak czystym i wspaniałomyślnym zamiarom Bożym? O! Gdybyśmy tylko chcieli szczerze zastanowić się nad sobą, bez wątpienia znaleźlibyśmy w sobie dość hartu, aby iść w ślady dróg Pana Jezusa. Z radością poddalibyśmy się wszelkim trudom i upokorzeniom, z radością zdobylibyśmy się na największe poświęcenia, byle tylko pozyskać koronę wiecznej chwały, hasłem naszym byłyby słowa apostolskie: Utrapienia tego czasu niniejszego nie są godne przyszłej chwały, która się w nas objawi (5).
Oto, najmilsi, owoc, który z łatwością zrodzić może samo przyglądanie się Sercu Jezusowemu, szczere zastanawianie się nad Nim w duszy każdego z nas – owoc potrójny: żywej wiary, gorliwości w nabywaniu cnót, żarliwości w ubieganiu się o nagrodę wieczną. Gdyby cały świat zechciał obrać sobie to Boskie Serce za przedmiot swych myśli i marzeń, pewnie musiałby wejść na lepszą drogę. Wiara żywa prostuje pojęcia, wnosi najszczytniejsze myśli i idee, potęguje siły i zdolności, czyni skorym do wszystkiego, co dobre, piękne i szlachetne. Cnota łączy ludzkie serca uczuciami czystej, braterskiej miłości. Dążność do nieba, do którego nic skażonego wejść nie może, zamyka przystęp zbrodni i występkom. Jaki by więc pokój, jakie szczęście zapanować musiało w świecie pod godłem miłości Serca Jezusowego!
Drugim zjawiskiem chorobliwym, przyprawiającym o zgubę cały świat, jest brudne samolubstwo, egoizm. Dość tylko rozglądnąć się po świecie, aby przekonać się, jakich spustoszeń dokonuje w nim ta wada. Skąd na świecie tyle ubóstwa, niedoli, tyle nędzy, tyle zbrodni? Co doprowadza tysiące ludzi do więzienia, co popycha ich do przedwczesnej śmierci, jeżeli nie gorączka używania? Czy większa część ludzkości nie jest zaprzątnięta wyłącznie wymyślaniem i przygotowywaniem coraz to nowych rozrywek i uciech, z gorliwością godną doprawdy lepszej sprawy? Czy nie wynajduje coraz to nowych sposobów, by powiększyć swe potrzeby i rozniecić żądzę używania? Czy współczesny zbytek nie zmierza do zaspokojenia samolubnych zachcianek próżności, dumy i zmysłowości? Cóż dopiero mówić o teatrach i innych widowiskach, które pochłaniają miliony, na które poświęca się nauka i sztuka, a które pod różnymi przykrywkami służą jedynie dogadzaniu namiętnościom? Oto przepaść, pochłaniająca majątki, ścieląca drogę do występków i zbrodni, przepaść, w której zanika zdrowie i siły ciała, marnieją siły duszy, tonie życie moralne i umysłowe, a zbrodnia ze swym towarzyszem, rozstrojem serca i umysłu, niepodzielnie panuje. Przebiegnijmy, bracia moi, więzienia – pytajmy zamkniętych więźniów, co było powodem albo raczej źródłem ich zbrodni? Dziewięćdziesięciu na stu odpowie nam: żądza używania. Jednemu własny majątek, innemu uczciwy zarobek nie wystarczał na zbytki – wyciągnął rękę po cudzą własność, został zbrodniarzem. Drugi znów, roznieciwszy uciechami ogień zmysłowych namiętności, już nie myślał ich poskromić – został zbrodniarzem. Następni w inny jeszcze sposób stoczyli się w przepaść, ale źródło u wszystkich jedno: chęć dogodzenia sobie.
Ważnym również objawem tej choroby egoizmu jest nieposkromiona żądza sławy, godności i bogactw. Czy złoty cielec nie jest dla tysięcy ludzi jedynym bogiem, godnym uwielbienia? Ile to ofiar złożono już na jego ołtarzu? Honor, sumienie, wiara, wieczność – słowem, wszystko musi być poświęcone, byle tylko zasłużyć na względy tego bożka. Aby powiększyć majątek, dostać się na wyższy szczebel towarzyski, nie pogardza się żadnym środkiem. Każdy dobry, każdy święty. Cóż w tym zresztą dziwnego? Wszakże świat nie ocenia człowieka według uczciwości, ale według godności, bogactw, jakie posiada. Niechby kto był największym zbrodniarzem, złoto ochroni go w oczach całego świata.
Trzeci objaw egoizmu – to duch nieposłuszeństwa, niezależności, rewolucji. Ten duch piekielny walczy teraz z niebywałą zawziętością przeciwko Kościołowi świętemu, a walczy o życie i śmierć. On dobrze wie, że Kościół jest filarem wszelkiego porządku i zwierzchności. Wytęża więc przeciwko niemu wszystkie siły. Tego ducha nieposłuszeństwa znajdziecie wszędzie, we wszystkich warstwach społecznych. Wszędzie przekłada on własną wolę nad wolę samego Boga lub nad wolę tych, którzy w imieniu Boga rozkazują. Zachcianki miłości własnej przekłada nad wymagania obowiązku, namiętności nad własne sumienie. Słowem, nie powinność jest dla niego pobudką działania, ale kaprys, własne chwilowe upodobanie, duma.
Oto, najmilsi moi, rany naszego społeczeństwa, z których coraz straszniejsza po całej ziemi rozszerza się zgnilizna. Lekarstwem na nią jedynie Serce Jezusowe, z którego pała ogień zdolny strawić ją i oczyścić. W tym Sercu płonie również żądza, ale żądza boleści i cierpień, żądza wyniszczenia siebie samego. Czy krzyż nie daje o tym niezaprzeczalnego świadectwa? Czy nie dobrowolnie Chrystus przyjął ten kielich goryczy? „Mam być chrztem ochrzczony, a jak jestem ścieśniony, aż się wykona?” (6) – oto słowa, w których siła pragnień Jezusa znajduje oddźwięk. A w swym życiu sakramentalnym ileż to cierpień, upokorzeń, pogardy doznaje Serce Jezusowe od dziewiętnastu wieków? Chrystus Pan wiedział przecież o wszystkim, znał zawziętość swych wrogów, oziębłość swych wiernych i przyjaciół, a jednak chętnie i z radością obrał sobie to życie tak wyniszczone. Rozkoszą Jego mieszkać z synami człowieczymi. Cóż to za bezmiar ofiary i poświęcenia! Czy ten przykład nie powinien być dla nas prawidłem podobnego postępowania?
O! Niech zbliży się do tego Boskiego Serca człowiek choćby najbardziej chciwy bogactw i zaszczytów! Jakie tu ubóstwo, jakie uniżenie uderzy jego oczy. Inne bogactwa, trwalsze i prawdziwsze od ziemskich, przepełniają Serce Jezusa. Tu ukryta wszechmoc Boża i mądrość Boża, i dobroć, i miłość, i szczęście, a wszystko w mierze nieskończonej, bo Serce to jest Sercem żywego Boga. Jeżeli zaś to Serce gardzi doczesnym dostatkiem i szczęściem, to czy nasze serca miałyby się za nimi ubiegać? O nie! My mamy przejąć się zasadami Chrystusa Pana, wstępując w Jego ślady. Niech się tu zbliży również i ten, któremu trudnym posłuszeństwo, który marząc o swej rzekomej wyższości wolą innych pogardza, a swoją własną wolę chciałby wszystkim narzucić. Niech tu przyjdzie i wyczyta w Sercu Boskim te słowa, obowiązujące każdego chyba człowieka do bezustannego zapierania się siebie samego: Oto idę: na początku ksiąg napisane jest o mnie, abym czynił, Boże, wolę Twoją (7), i inne podobne: Zstąpiłem z nieba, nie iżbym czynił wolę moją, ale wolę tego, który mnie posłał [8]. Niech się przypatrzy całemu życiu Serca Jezusowego, streszczonemu w tych słowach pamiętnych: Sam się poniżył, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej (9). A jeśli tak jest, to czy ten proch ziemi, jakim jest człowiek, nie byłby wręcz pozbawiony rozumu, gdyby swą własną wolę chciał stawiać za prawo, według którego wszyscy mają żyć i działać? Oto, najmilsi, jak przemawia do nas Serce Jezusowe, gdy nad Jego życiem i skłonnościami szczerze chcemy się zastanawiać.
Widzimy jak skuteczne lekarstwo na choroby naszej epoki przygotowała nam miłość Chrystusa Pana w nabożeństwie do swego Najsłodszego Serca. Dlatego też Ojciec Święty, przekonany o mocy i skuteczności tego lekarstwa, chce, abyśmy się uroczystym aktem poświęcenia oddali zupełnie w opiekę Sercu Jezusowemu. Postanówmy zatem spełnić ten akt szczerze i żarliwie. Uciekajmy się ochoczo do Najsłodszego Serca Jezusowego. W Nim znajdziemy wszystko, czego tylko nasze serce może uczciwie zapragnąć – znajdziemy pociechę i słodycz, pokój i szczęście niezmącone. Jeśli serce nasze zapragnie pociechy w smutku, w Nim niebiańska znajduje się rozkosz. Jeśli chwały pożądać zechce, w Sercu Jezusa odnajdzie źródło chwały wiekuistej, w Sercu Boskim znajdzie prawdziwą wolność – bo wolność dzieci Bożych. Serce Chrystusowe, królując bowiem w niebie, w wiecznej chwale Ojca niebieskiego, w sakramencie miłości swoje Boskie życie wlewa do naszych serc i jest zadatkiem naszej nieśmiertelności, naszego przyszłego przemienienia.
Dlatego spieszmy, najmilsi, do Serca Jezusowego, ukryjmy się w Nim, zamieszkujmy w Nim bezustannie! Tu nie dosięgnie nas wściekłość szatańska, tu bezpieczni jesteśmy przed gniewem Bożej sprawiedliwości, tu śmierć traci swą grozę i srogość. Jeżeli straszną jest rzeczą wpaść w ręce zagniewanego Boga (10), to czyż, na odwrót, może być coś bardziej zbawiennego niż śmierć spokojna w Sercu Jezusa otwartym głęboką raną, którą mu miłość zadała? Oddajmy więc serca nasze Sercu Jezusowemu, przez miłość wzajemną i gorącą, która byłaby zdolna wynagrodzić zniewagi i krzywdy wyrządzone Mu przez innych ludzi. Oddajmy Mu na zawsze nasze serca, niech one należą wyłącznie do Niego, a wówczas Pan Bóg, Pan dobry i wierny swoim przyrzeczeniom, przyozdobi je i przyodzieje swoją łaską i uczyni je godnymi siebie, zdolnymi kochać Go i cieszyć się Nim na wieki. Amen (11).
Ks. Antoni Langer
(1) Łk 15, 2.
(2) Mianowicie Ewangelia z trzeciej niedzieli po Zielonych Świętach, na którą przypada uroczystość Serca Pana Jezusa.
(3) Ez 33, 2.
(4) Ef 3, 8.
(5) Rz 8, 18.
(6) Łk 12, 50.
(7) Hbr 10, 7.
[8] J 6, 38.
(9) Flp 2, 8.
(10) Hbr 10, 31.
(11) Wygłoszone w Krakowie, w kościółku ojców jezuitów na Wesołej w 1875 roku.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 12:13, 06 Cze 2019 |
|
Rozdział dziesiąty. Serce Jezusa krynicą wszelkich łask
Jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok Jego, a natychmiast wyszła krew i woda (1).
Jak zranienie boku Jezusowego włócznią było dowodem nienasyconego okrucieństwa żołnierzy, że nawet po śmierci Chrystusa okazywali Mu swą dziką wrogość, tak ze strony Syna Bożego to otwarcie boku włócznią było znakiem nieprzebranej ku nam miłości i dziełem godnym pamięci, który zakończył krwawą ofiarę krzyża. Nie mógł już wprawdzie nasz Zbawiciel więcej cierpieć, ale mógł jeszcze zostawić dla nas nowy dar swej miłości. Pozostało jeszcze miejsce, które można było zranić, pozwolił zatem, aby Mu włócznią otwarto bok. Zostało jeszcze trochę krwi w Jego ciele, więc chciał ją do ostatniej kropli dla nas wysączyć. Miał jeszcze Serce, którego nie znaliśmy, pozwolił więc Je zranić, żebyśmy – jak się wyraża św. Bernard – z widomej tej rany dochodzili i poznawali ową niewidomą, ale nierównie jeszcze większą ranę, którą Mu zadała miłość do ludzkości (2). Zbawiciel chciał nam zostawić swoje otwarte Serce, byśmy się często Weń wpatrując, mieli w żywej pamięci Jego niezmierną miłość ku nam i do Jego Boskiego Serca, jako do tronu łaski i miłosierdzia, uciekali się we wszystkich naszych potrzebach. Przystąpmy tedy – woła do nas Apostoł Narodów – przystąpmy z ufnością do stolicy łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i łaskę znaleźli ku pogodnemu ratunkowi (3). O! Czego nie mamy się spodziewać od najlitościwszego Serca Jezusa? Resztka krwi naszego Odkupiciela, jak widzimy oczyma wiary, wytryskuje z Jego boku. Ta najświętsza rana podnosi silny głos i dużo głośniej woła za nami do Boga, niż krew sprawiedliwego Abla. Zatrzymajmy się nad tą pełną pociechy myślą. Serce Jezusa jest dla nas niewyczerpanym źródłem łask Bożych, dla wszystkich grzeszników, dla całego rodu ludzkiego. My – ludzie potrzebujemy od Boga trojakich łask, bo albo znajdujemy się w okropnym stanie grzechu, więc potrzeba nam łaski do pokuty, do szczerego opłakania naszych przewinień, albo już szczerze żałowaliśmy za nasze grzechy, a wtedy potrzebujemy mocnej łaski stałego nawrócenia, żebyśmy do końca wytrwali w uczynionych postanowieniach, albo postępujemy już drogą sprawiedliwych, a jednak potrzebujemy od Boga wsparcia łaski, abyśmy znaleźli pomoc, pociechę i ulgę w pokusach, troskach i utrapieniach naszych, od świątobliwego życia nieodłącznych. Wszystko to znajdujemy w Najsłodszym Sercu Jezusa. To pełne litości Boskie Serce udziela nam łaski do pojednania się z Bogiem przez pokutę, do wytrwania w naszym nawróceniu oraz do ochotnego wypełniania praw Ewangelii.
To są trzy części dzisiejszego kazania.
Wy grzesznicy, wy pokutujący, wy sprawiedliwi, wymawiacie się podobno nieraz brakiem łask, odpowiednich waszemu stanowi. Przystąpcie bliżej! Patrzcie na to zranione Serce Jezusa, padnijcie przed Nim na twarz, oddajcie Mu najgłębszy pokłon, złóżcie w Nim całą waszą nadzieję – a oczyści was z waszych grzechów, wzmocni i ustali wasze nawrócenie, napełni was wszelką pociechą.
Żebym zaś o tak ważnym przedmiocie mógł godnie mówić, a ten lud wierny mógł pożytecznie słuchać, do Ciebie, o Matko Boża i nas wszystkich Matko najłaskawsza, po błogosławieństwo się zwracam. Twoje najświętsze i niepokalane Serce było najbardziej podobne do Serca Boskiego Syna Twego Jezusa Chrystusa. Uproś nam, abyśmy przez zasługi Twego macierzyńskiego Serca, otrzymali pomnożenie w nas nabożeństwa i miłości ku Sercu, pełnemu nieprzebranych łask, Twego Boskiego Syna. – Zdrowaś Maryjo.
Przywołajcie sobie, najmilsi, obraz naszego Boskiego Zbawiciela w tej samej postaci, w jakiej ukazał się niegdyś swej miłej służebnicy, Małgorzacie Marii Alacoque, którą obrał za narzędzie rozkrzewienia nabożeństwa do swego Najświętszego Serca, aby w chylącym się ku starości świecie zastygłą miłość ku Bogu na nowo ożywić i rozpalić. Wpatrujcie się w Serce Zbawiciela, otoczone wokoło płomieniami miłości, ogrodzone cierniem, patrzcie na płomień z Niego wybuchający, na krzyż w górze wetknięty, na ranę otwartą, z której się sączy kilka kropel krwi. Niech was na chwilę zajmie ten widok, godny waszego politowania, waszej wdzięczności i miłości. Czy krew wytryskująca z tego Serca nie zdaje się wołać do was: Patrzcie grzesznicy na zranione Serce Boskiego Syna! Patrzcie na Serce otwarte dla was! Krótkie słowa, ale pełne niezbadanych tajemnic. Boskie Serce zranione dla grzeszników! Tak jest, chrześcijanie! O tym nasza wiara nie pozwala nam wątpić. To jest Serce Zbawiciela, gorejące miłością ku grzesznikom, przepełnione niezmierną dobrocią i miłosierdziem, którym On nas raczył odkupić. Serce, tak okrutnie za grzechy ludzkie udręczone i tak gorąco pragnące uszczęśliwienia rodu ludzkiego. Serce, które w czasie męki tak wielkimi boleściami było ścieśnione, iż więcej od wszystkich innych członków najświętszego ciała ucierpiało. Serce, w którym skupiły się wszystkie udręczenia, trwogi, bojaźni i tęsknoty, jakimi najświętsza dusza Boga-Człowieka w ogrodzie getsemańskim była zbolała. Jednym słowem – Serce pogrążone w morzu boleści, ofiara niewinna nurzająca się w swojej krwi, żebyśmy, winowajcy, nie stali się ofiarą wiecznego ognia. Serce to wytacza resztę pozostałej krwi, żeby wypłacenie naszych win przybrało obfite rozmiary.
Czy widok tak zranionego Serca nie przekona grzesznika, jak straszną poczwarą musi być grzech śmiertelny, kiedy Syna nieśmiertelnego Boga do tak wielkiego wyniszczenia prowadzi? Jaka to dzielna pobudka do łez za grzechy dla grzesznika, do szczerej pokuty i pojednania się z Bogiem, kiedy z sercem skruszonym i upokorzonym utkwi swe oczy w otwartej ranie Serca Jezusowego. Jam jest – mówi sobie grzesznik – winowajcą… ja powinienem był cierpieć, ja okrutne ponieść karanie… ja dla moich nieprawości zasłużyłem na wszystkie rodzaje najsroższych mąk… ja niewdzięczne stworzenie odnowiłem moimi grzechami ranę Serca Jezusowego!… „Ale czemu, grzesznicy, wysilacie się na słowa? – woła św. Ambroży. – Słowa wasze są bezsilne i próżnym tylko odgłosem. Rana Jezusowego Serca wymowniejsza jest dla nas. Woła ona za nami wielkim głosem do Ojca Przedwiecznego, a to, co dla nas wyjednuje, są to łaski, które nas do żalu, do łez pokutnych wzruszają, są to łaski oświecające rozum nasz i pokazujące nam, jak wielkim złem musi być grzech, jeżeli jego zgładzenie kosztowało tyle boleści Syna Bożego; jak ciężkie rany zadaje grzech duszy naszej, jeżeli dla niego całe ciało tego Boskiego Syna stało się jedną raną; jak wielkie kary przez grzechy nasze na siebie ściągamy, jeżeli Odkupiciel dla zadośćuczynienia za nie tak wiele boleści w Sercu swoim poniósł, a co gorsza, dotąd jeszcze od niewdzięcznych chrześcijan ponosi nieustanne wzgardy, obelgi i krzywdy, tak dalece, iż się żali u proroka: Serce moje stopniało jako wosk… Serce moje wydane jest na udręczenie i pośmiewiska… ucierpiałem i nie ma, kto by się nade mną ulitował, kto by mnie pocieszył (4)”.
Ach, najmilsi! Czy można mieć tak twarde i nieczułe serce, aby nie okazać politowania, miłości i wdzięczności – słowem: najgorętszych uczuć dla Serca Pana Jezusa? Czy można się nie rozczulić, patrząc na zranione Serce Zbawiciela? Aby nie powziąć odtąd wstrętu, obrzydzenia i nieubłaganej nienawiści ku grzechom? Żeby się łzami pokuty nie zalać? A te zbawienne uczucia, o, jakże w nas jeszcze więcej się wzmogą, kiedy rozważymy, że tych wszystkich cierpień i boleści Serce Jezusowe podjęło się dobrowolnie, z własnej woli, ofiarując się na nie z miłości ku nam.
Pozwólcie, najmilsi, że wam tę wielką tajemnicę miłości w ten sam sposób wyłożę, jak ją siedemset lat przedtem duchem proroczym poznał i przepowiedział wielki Izajasz. Cały naród ludzki, przez grzech zepsuty i skażony, opuścił Boga i spiesznym krokiem dążył do swej zguby. Wszyscy jak owce pobłądziliśmy, każdy na swoją drogę wstąpił (5). Cóż więc? Zginie doszczętnie nieszczęsny ród ludzki? Nikt się nad nim nie ulituje, nie wyrwie go z niedoli? Ach, podziwiajmy cud miłości Boskiego Serca Jezusowego! Oto tym, który się podjął ratować zgubionych ludzi, jest Syn Boży, nasz Zbawiciel Jezus Chrystus. „Sługa mój – mówi Pan Bóg u proroka – nieprawości ich poniesie” (6). Bóg przyjął to ofiarowanie się swego Syna za ludzi, włożył Nań cały ciężar naszych grzechów, żeby za nie stało się zadość Boskiej sprawiedliwości. Lecz zapytajmy się, dlaczego Syn Boży stał się za nas winowajcą? Odpowiada nam ten sam prorok: „Ofiarowany jest, iż sam chciał” (7). Syn Boży z własnej woli pragnął być umęczony za grzechy rodu ludzkiego, a Jego wolny wybór pokazuje nam nadmiar Jego nieskończonej miłości ku nam – miłości, która dokonała się i objawiła światu przy otwarciu włócznią Serca Jezusowego. Prawda, że i w Starym Zakonie Bóg często objawiał swą miłość ku ludziom, lecz posłuchajmy, jak niewdzięczny lud żydowski nie poznał się na niej. Oto, kiedy Bóg przez usta proroka Malachiasza zapewniał Izraelitów o swej miłości względem nich, mówiąc: Umiłowałem was – lud Mu na to odpowiedział: W czym nas umiłowałeś? [8] Ach, ten lud nie wiedział i nie domyślał się nawet o niesłychanym przykładzie miłości, że Syn Boży za swych winowajców, za grzeszników miał wylać ze swego Serca krew aż do ostatniej kropli. Lecz w naszych ustach taka odpowiedź byłaby bluźnierstwem i potworną niewdzięcznością. Bo dla przekonania nas o tym, jak wielce Bóg nas umiłował, czy potrzeba czegoś więcej, pyta św. Augustyn, jak tylko spojrzeć na zranione Serce naszego Odkupiciela i uważać, że Ono zawsze jest gotowe przyjąć nas do siebie z miłością. Czy potrzeba czegoś więcej, jak spojrzeć na Jezusa, który pokazuje nam swoje otwarte Serce i do każdego z nas zdaje się tak mówić: Ach grzesznicy, ludu mój! I choć tak ciężko zraniliście me ojcowskie Serce, mimo to jednak, najmilszy mój ludu, jam was miłością wieczną umiłował i, samym tylko miłosierdziem powodowany, pociągnąłem was do siebie. Nic nie mogło ostudzić tej miłości w mym Sercu – i jeśliby wasze niewdzięczne serca jeszcze w to wątpiły, patrzcie na moje zranione Serce, wytaczające z siebie ostatek krwi. Ta krew mówi za mnie i najuroczyściej zaświadcza, że was miłuję, że was umiłowałem aż do końca… Na te słowa tak tkliwe, tak nasycone miłością, który grzesznik nie powtórzy z Apostołem Narodów: Umiłował mnie! (9) Ach, czy choć na moment mógłbym wątpić o Boskiej miłości ku mnie? Że żyję, że istnieję, czy to nie miłość Boża sprawiła? Wszystko, co zmysłami dosięgam, wszystko, co mam lub mieć mogę, jest darem Bożej miłości. Wszystkie stworzenia, które Bóg wyprowadził z nicości dla mnie i dla mej wygody, one wszystkie są wymownymi dowodami Jego miłości ku mnie. Ale rana Boskiego Serca mówi mi najwymowniej, jak wielce Bóg mnie umiłował i aż do tego stopnia swą miłość rozwinął, że raczył się stać ofiarą za moje grzechy. Umiłował mnie!
Skoro więc samo wejrzenie na zranione Serce Pana Jezusa stawia przed oczami każdego grzesznika niezrównaną miłość Zbawcy do ludzi, któż będzie tak twardego serca, żeby się na ten tkliwy widok nie rozrzewnił? Któż jeszcze się znajdzie, kto by się tym rozważaniem nie pobudził do wzajemnej miłości ku Niemu? Tę miłość swemu Boskiemu Zbawicielowi grzesznik niczym innym lepiej nie okaże, jak gdy potarga na zawsze więzy grzechów, gdy uczyni wieczny rozbrat z nieprawością, gdy przez szczerą pokutę pojedna się ze swoim Bogiem i powróci na drogę zbawienia. Gdy św. Piotr w pierwszym swym kazaniu wyrzucał Żydom, że byli przyczyną rozlewu krwi Boga- Człowieka, że ich grzechy przybiły do krzyża Chrystusa, że dla zadośćuczynienia za ich własne nieprawości wycierpiało to wszystko Serce Jezusowe – jedno to kazanie tak skruszyło serca zatwardziałych Żydów, że wszyscy z przerażeniem i trwogą słuchali każącego apostoła. Boleść ogarnęła ich serca. Zalewając się rzewnymi łzami, tymi słowami odezwali się do apostołów: Cóż mamy czynić, mężowie, bracia? A Piotr im na to: Pokutę czyńcie! (10) I natychmiast trzy tysiące się nawróciło. Czy my mielibyśmy być mniej czuli od Żydów? Czy to możliwe, aby ze zdrojów Serca Jezusowego nie spłynęła i na nas łaska prawdziwej pokuty i nawrócenia? A wtedy czegóż jeszcze innego moglibyśmy się spodziewać od Serca Jezusa, jeśli nie łaski wytrwania w tym nawróceniu? O tym powiemy w drugiej części.
Żeby nawrócony grzesznik nie powrócił znów do tych samych grzechów i przez to nie popadł w stan jeszcze gorszy, niż ten, z którego się podźwignął, potrzeba, aby zawsze pamiętał o wielkości nędzy, z której został wyratowany i o słabości swoich sił, która wymaga wzmocnienia i pomocy, zwłaszcza w czasie pokus i niebezpieczeństw, gdzie o upadek nie trudno. Zatem nie oddalajcie się od Serca Jezusowego, wy pokutujący chrześcijanie! Znaleźliście już lekarstwo w tym Sercu na uleczenie ran waszej duszy, znajdziecie w Nim również i pewną pomoc do wytrwania w łasce Bożej. Tu jest dla was wzmocnienie, niezawodna obrona w codziennych niebezpieczeństwach. Bo najpierw grzesznik, który się w swej złości już opamiętał i powrócił do Boga, czuje się jeszcze osłabiony wskutek ran śmiertelnych, jakie zadał mu grzech. Przy takim nadwątleniu sił trzeba mu się potykać z potężnymi wrogami: ze światem, ciałem i czartem, którzy sprzysięgli się na jego zgubę. I cóż mu wypada czynić pośród tych walk i niebezpieczeństw? Bez Twojej, o Panie, pomocy, w cóż się obrócą jego postanowienia, choćby najbardziej zbawienne? Czy bez Twego wzmocnienia mdłe i słabe stworzenie zdoła przez dłuższy czas wytrwać na drodze cnoty i zbawienia?
Chrześcijańscy słuchacze! Boskie Serce Jezusa przygotowało nam w Sakramencie Ołtarza najwspanialszą ucztę, byśmy posilani tym niebieskim pokarmem nabierali sił i mocy. Gdy nasz Zbawiciel miał odejść do Ojca, Jego najlitościwsze Serce nie pozwoliło Mu zostawić nas osieroconych i wynędzniałych głodem w tej dolinie płaczu. Przed swą śmiercią ustanowił sakrament Ciała i Krwi swojej na pokarm i napój dla nas, żeby Jego dusza, ciało, Serce, było jak najściślej spojone z naszą duszą, ciałem i sercem, byśmy przez to cudowne złączenie mieszkali w Chrystusie, a On w nas. W tym sakramencie miłości Chrystus oddaje się nam cały, aby był zawsze z nami jako najukochańszy Ojciec, jako najmilszy i najwierniejszy Przyjaciel, jako Pośrednik i błagalna Ofiara oraz jako pokarm, aby całym sobą łączył się z nami. Tu, na naszych ołtarzach On chce mieszkać aż do skończenia świata, żebyśmy w każdej chwili znajdowali w Nim niewyczerpane źródło wszelkiego dobra. Tu On pobudza nas wewnętrznie, byśmy się do Niego garnęli, a dla nabycia sił i wzrostu ducha karmili się Jego Boskim Ciałem. Pójdźcie – mówi – do mnie wszyscy! (11) Ten anielski Pokarm jest przecież najskuteczniejszym lekarstwem naszej duszy, oczyszczającym nas z codziennych niedoskonałości i wzmacniającym nas, byśmy nie popadli w dawne grzechy.
Właściwym skutkiem tego sakramentu, jak nauczają święci Cyryl i Tomasz, jest wyniszczenie w nas grzechu. Ten sakrament gasi w nas pożądliwość, tłumi zwodnicze ponęty ciała i świata, kruszy ogniste pociski, jakie szatan przeciw nam wymierza. Zasileni tym pokarmem, wedle słów św. Jana Chryzostoma, stajemy się strasznymi dla czarta i jego piekielnych mocy. Pokarm ten, który dobroć Serca Jezusowego przygotowała nam na posiłek naszej duszy, jest podstawą naszej ufności, jest światłem naszego życia, naszym zbawieniem. Niesłychaną i prawie niemożliwą jest rzeczą, aby chrześcijanin, który, przystępując często i godnie do Stołu Pańskiego, skąd odbiera tyle niebieskich oświeceń na modlitwie, tyle pobożnych wzruszeń w sercu, nie dostrzegł grożących mu niebezpieczeństw i nie chwycił się skutecznie środków, by znów nie popaść w nieszczęsny stan grzechu i z obranej drogi cnoty nie zboczyć. Te wewnętrzne oświecenia i natchnienia dodają nam ochoty do dobrego i napełniają nas coraz większą mocą i ostrożnością. Z tego wynika, że częste i godne przystępowanie do Stołu Pańskiego gruntownie odmienia nasze serca i czyni nasze nawrócenie stałym i wytrwałym, gdyż sam dobrotliwy Jezus oddaje nam się cały na pokarm i napój dla posiłku i wzmocnienia naszej duszy.
Gdzie więc mamy szukać obrony i pomocy w naszych codziennych trudnościach i niebezpieczeństwach, jeśli nie w otwartym Sercu Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie? Chrześcijanie pokutujący! Może was trwoży i zasmuca wielka liczba i ciężar popełnionych grzechów. Pomimo szczerze uczynionej spowiedzi, doznajecie jeszcze wewnętrznych niepokojów, udręczeń, wyrzutów sumienia – spieszcie, jak radzi św. Bernard, do Serca Jezusa, a opuści was wszelka trwoga i niepokój, rozpogodzi się wasza zachmurzona myśl. Czujecie się zbyt słabi, by móc się oprzeć ponętnym ułudom świata. Nie macie na tyle doświadczenia, by spostrzec grożące niebezpieczeństwo i zastawione na was sidła: spieszcie, jak zachęca św. Augustyn, do Serca Jezusowego – tam jest bezpieczne schronienie dla dusz słabych i grzesznych. Wahacie się zerwać zupełnie z tą lub ową niebezpieczną okazją, przyjaźnią, kompanią, wstydzicie się okazać jawnie przed światem wasze nawrócenie i poprawę życia, waszą gorliwość o chwałę Bożą – udajcie się do Serca Jezusowego, tam, jak mówi prorok, jest ukryte męstwo i odwaga (12), tam nabierzecie odwagi, by się oprzeć zasadom i namowom zwolenników tego świata i śmiało ze św. Pawłem będziecie mówić: Nie wstydzę się Ewangelii (13). Uderzają na was pociski nieczystych myśli i gwałtownych pokus, ogień burzliwych namiętności coraz bardziej wzmaga się w waszym sercu, zepsuta natura i zakorzenione nałogi podnoszą przeciwko wam straszliwy rokosz – uciekajcie się do Serca Jezusowego, tam jest dla was najpewniejsze schronienie, tam możecie się ukryć bezpiecznie, dopóki nie przycichnie owa burza i nawałnica, grożąca wam zgubą. Widzicie w sobie wielki brak cnót chrześcijańskich, nie znać po was prawdziwej pobożności, ani miłości bliźniego, ani politowania nad nieszczęśliwymi, ani pokory, zaparcia, umartwienia, skromności, łagodności… tylko wygórowana miłość własna i wyuzdane namiętności przewodzą nad wami – spieszcie do Serca Jezusa, Ono was ubogaci tym wszystkim, czego wam brakuje, z tego Serca zaczerpnijcie i bierzcie, ile wam potrzeba, byście powetowali poniesione szkody i zatarli wszelkie ślady waszych ułomności.
Mając zatem taki cudowny posiłek i pokrzepienie, jaki wam Serce Jezusa w Najświętszym Sakramencie przygotowało, mając niezawodną ucieczkę i pomoc pośród burz, utarczek i niebezpieczeństw życia, jaką znajdujecie w otwartym Sercu Jezusa, powiedzcie, pokutujący chrześcijanie, czy będzie wam zbyt trudno umocnić wasze nawrócenie i otrzymać ostateczną łaskę wytrwania w dobrym, która jest koroną wszystkich łask? Kto by o tym wątpił? Owszem, w nagrodę waszej wytrwałości zaliczeni zostaniecie w poczet dusz sprawiedliwych, a wtedy z krynicy otwartego Serca Jezusowego spływać na was będą zdroje nowych łask, tj. niewypowiedzianych pociech, które wam osłodzą wszystkie wasze utrapienia, szczególnie w godzinie waszego zgonu – o czym jeszcze mówić mi pozostaje.
Już Izajasz prorokował o owym źródle pociech i radości, które sprawiedliwi mieli czerpać z otwartej rany Syna Bożego. Oto są słowa tego proroka: Będziecie czerpać wody z radością ze zdrojów zbawienia (14). Odkąd Longin (15) otworzył nam włócznią bok Chrystusa, wytryska z niego niewyczerpany zdrój pociech niebieskich – sprawiedliwi chrześcijanie czerpią z niego obficie w swych utrapieniach, a szczególnie przy śmierci.
Czerpią najpierw pociechy w swych codziennych utrapieniach. Nie sądźcie, najmilsi, że ludzie święci i sprawiedliwi są wolni od krzyży i cierpień. Dlatego, że nie są ze świata, świat ich nienawidzi (16), a ziemia jest dla nich padołem płaczu i miejscem prześladowania i co dzień sprawdzają się na nich słowa św. Pawła, że wszyscy, którzy chcą pobożnie żyć w Chrystusie Jezusie, będą cierpieć prześladowanie (17). Dusze sprawiedliwe nie tylko, że z tej swojej niełaski u świata wcale się nie smucą, ale owszem same nawet gorycze i utrapienia zamieniają się im w słodycz. Niech się świat nad nimi sroży, jak chce, niech ich szkaluje, oczernia, odziera z majątku i sławy, niech przeciw nim zwraca najsroższe prześladowania, niech choroby, boleści i niemoc trapią dotkliwie ich ciała, nie dość na tym – niech się przeciw nim i samo piekło oburzy, podwajając swe pokusy, niech wszystkie przykrości, niepokoje, utrapienia i tęsknoty zwalą się na nich – cóż sprawiedliwy będzie wówczas czynić? Nie zachwieje się ani nie upadnie na duchu, bo, jak mówi św. Bernard, na mocnej osadzony jest opoce [18]. Stojąc na tej opoce, z wesołą twarzą, z pokojem i swobodą w sercu spogląda w dół i widzi, jak wściekłe wysiłki jego nieprzyjaciół rozbijają się u jego nóg o tę skałę, bez żadnej dla niego szkody. I skąd, pytam, czerpie sprawiedliwy ten spokój ducha? Skąd taka pociecha spływa na jego serce? Ach, najmilsi, nie skądinąd, tylko z Kalwarii, na której zatknięty jest krzyż, a na nim Najsłodsze Serce Jezusa, jakby na tronie chwały wywyższone! Na tej niewzruszonej opoce stoi sprawiedliwy, a utkwiwszy swe oczy w otwarte Serce Pana Jezusa, czerpie Zeń pociechę pośród swych utrapień, a pociechę nader obfitą, która przepełnia i upaja jego duszę. Prawda, musimy wyznać szczerze, że nie należąc do grona sprawiedliwych, tak bardzo miłych Sercu Boskiemu i prowadząc życie roztargnione, gnuśne, oddane próżności, nie możemy się spodziewać takiej obfitości pociech niebieskich. Żebyśmy o nich jakiekolwiek mogli powziąć wyobrażenie, zapytajmy św. Bonawenturę, czy też istotnie te pociechy są prawdziwe i rzeczywiste – a on nam odpowiada, że cokolwiek serce ludzkie może kochać, czego tylko zapragnąć, wszystko to się zawiera w najgodniejszym miłości Sercu Syna Bożego. Spytajmy o to samo św. Bernarda. „O Panie – woła ten wielki miłośnik Serca Jezusowego – o Panie, Twoje łaski, Twoje miłosierdzie przejmują nas niewymowną miłością, lecz nic nas o nich lepiej nie upewnia, jak Twe przebite Serce. To Serce daje nam poznać, jak słodkim i łaskawym jesteś, z Twego, o Jezu, Serca spływa potok najczystszych rozkoszy na sługi Twoje. O, jak słodka i miła rzecz, mieszkać w Sercu Twoim!” Zapytajmy jeszcze św. Augustyna, czy to prawda, że w Sercu Jezusowym można znaleźć słodycz niebieskich pociech. „O Rano Serca Jezusowego – woła ten święty biskup – jak pełna jesteś miłości, wdzięczności i słodyczy! W tobie jest zbiór wszelkich pociech, pełnia łask, udoskonalenie wszystkich cnót, w tobie ja doświadczam, jak dobry i słodki jest Pan”.
Tak mówili ci trzej wielcy Doktorzy Kościoła, znakomici nauką i świątobliwością życia, których żadną miarą obwiniać nie można o jakieś przesadne i zabobonne nabożeństwo. Ich słowa pochodziły z serc przepełnionych Bożą miłością. A jeśli dla nas ich mowa jest niezrozumiała lub jeśli dla jakiegoś niedowiarka wydaje się ona zbyt nudną i ckliwą, to przyczynę tego już dawno podał św. Augustyn, mówiąc, że sami tylko miłośnicy Boga zrozumieją znaczenie tych słów (19). My za mało kochamy naszego Zbawiciela, a zatem nie rozumiemy języka ludzi kochających Serce Jezusowe. Tajemnice miłości zakryte są dla mędrców tego świata, a objawione maluczkim (20), tj. duszom pokornym, duszom pobożnym, które przez codzienne nabożeństwo żywią i rozniecają w sobie płomień swej miłości ku Jezusowi. Nie rozumiemy tej mowy, ale rozumiały ją owe serafickie Dziewice, taka św. Gertruda, Mechtylda, Katarzyna Sieneńska, Teresa, Magdalena de Pazzis, które pałały najgorętszą miłością względem Jezusa. Nie rozumiemy tej mowy, ale ją rozumieli owi wielcy miłośnicy Jezusa: św. Augustyn, Bernard, Franciszek Seraficki, Ignacy, Ksawery, Alojzy, nasz rodak Stanisław Kostka i inni, którzy płonęli i niemal strawieni zostali ogniem miłości ku Sercu Jezusowemu, z których każdy mógł powiedzieć o sobie za prorokiem Jeremiaszem: I był w sercu moim jako ogień gorejący, i zawarty w kościach moich, i omdlewałem, nie mogąc go znosić (21). O gdybym, najmilsi, nie obawiał się, że przedłużając moją mowę, sprawię wam przykrość i znużenie, przytoczyłbym wiele innych przykładów z żywotów świętych Pańskich z niemałym zdziwieniem i zbudowaniem waszym, dla przekonania was o tej prawdzie, że z Serca Jezusowego czerpali święci obfite zdroje pociech, o których świat nie ma najmniejszego pojęcia. Lecz spiesząc ku końcowi mej mowy, dodam jeszcze, jakie to obfite pociechy z Serca Jezusowego czerpią sprawiedliwi przy śmierci.
Tak jest, najmilsi! Przy śmierci Serce Jezusowe dostarczy swym czcicielom tym obfitszych pociech, im bardziej będą w owej chwili potrzebować takiej łaski. My wszyscy, grzeszni jak i sprawiedliwi, prędzej lub później znajdziemy się w tej chwili, od której zależy nasza wieczność. Wszyscy będziemy musieli opuścić na zawsze to, co teraz posiadamy i do czego zbytecznie lgną nasze serca. Wówczas podadzą nam do stygnących rąk krucyfiks, ten znak zbawienia, a my, przyciskając go do zamierających ust, gasnącym okiem wpatrywać się będziemy w rany Zbawiciela. Ale jak odmienne powstaną wtedy uczucia w sercu grzesznika i w sercu sprawiedliwego. Grzesznik, który tyle razy za życia przeszywał niejako Serce Jezusowe, ilekroć odważał się na jakąś zbrodnię, który tyle razy zatykał z pogardą uszy na głos wewnętrzny, wychodzący z ran jego Zbawiciela, głos, co go tak potężnie nakłaniał do pokuty i nawrócenia: z jakim wtedy uczuciem będzie spoglądał na te rany najświętsze? O! Na widok tych ran obudzą się w nim przytłumione zgryzoty sumienia i szarpać będą jego serce i popychać do rozpaczy! Przeciwnie dusza sprawiedliwego – przy śmierci będzie zbierać owoce najsłodszych pociech. Widok zranionego Serca Jezusowego nie przerazi go trwogą, gdyż on przedtem do tego Serca, jako do źródła łask, codziennie się uciekał, w Nim ustawicznie mieszkał, w Nim pokładał swoje nadzieje. Wszystko to, co śmierć ma w sobie strasznego, ustąpi z jego myśli, z jego pamięci, bo ten Pan, którego on rany całuje i skrapia miłosnymi łzami, najpierw poniósł dla niego śmierć, aby mu jego śmierć osłodzić. Wspomnienie na popełnione grzechy nie pogrąży go w smutku, bo on te grzechy często w sakramentalnej spowiedzi szczerze wyznawał i opłakiwał. Spogląda teraz na przebity bok Jezusa i powtarza ze św. Augustynem: „Wielkie są wprawdzie i liczne rany duszy mojej, lecz wejrzyj, Panie, na przebite Serce Twoje!” (22). I ze św. Bonawenturą mówi: „Ach, nic mi Bóg nie może odmówić, bo cały jestem krwią Chrystusa oblany!”. Dalekie jest od niego wszelkie zwątpienie o wiecznym zbawieniu, bo choć nie tajono mu, że nikt z ludzi nie wie, czy jest godzien miłości czy nienawiści (23), spogląda jednak z niezachwianą ufnością na te ręce przebite, które Chrystus wyciąga ku niemu, aby go do Serca swego przytulić i słyszy wewnętrzny głos, pełny pociechy, który mu mówi: Nie trwóż się, bądź dobrej myśli; oto na rękach moich zapisałem cię (24), oto w otwartym Sercu moim masz mieszkanie i bezpieczne schronienie przed napaścią twych nieprzyjaciół. Tak sprawiedliwy przy swoim zgonie nasyca się najsłodszą pociechą. Pełen chrześcijańskiej nadziei, całuje wśród najgorętszych uczuć zraniony bok Chrystusa i z aktem miłości Bożej spokojnie i słodko zasypia w Panu.
Patrzcie więc, najmilsi, jak obfite skarby łask rozsypuje najszczodrobliwsze Serce Jezusa, aby nas wszystkich wzbogacić – skarby łask dla grzeszników, aby opłakali swe występki i dostąpili odpuszczenia – skarby łask dla pokutujących, aby w swym nawróceniu wytrwali – skarby pociech obfitych tak w życiu jak przy śmierci dla ludzi sprawiedliwych.
Czyje więc serce będzie tak twarde i kamienne, żeby go nie potrafiła zmiękczyć ta krew, co tryska z Serca Jezusowego? Któż z nas mógłby patrzeć bez wzruszenia na to Serce zranione dla nas, żeby się nie zapalił do wzajemnej miłości i nie oddał się, nie poświęcił całego siebie Bogu, który go tak umiłował? Ach, najmilsi! Wasza budująca pobożność, która dziś tak licznie zgromadziła was w tej świątyni, nie pozwala mi wątpić, że kochacie gorąco Serce waszego Zbawiciela. Owszem spodziewam się, że nie moje, ale Boskie słowo, na sercach wielu moich słuchaczy zrobiło głębokie wrażenie. Nie pozostaje zatem nic więcej, jak tylko udać się nam wszystkim do tego Najsłodszego Serca. Wy grzesznicy, wy pokutujący, wy sprawiedliwi, wejdźcie do tej Arki zbawienia i pokoju, która dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek stoi dla nas otworem. Chrystus Pan, jak to sam objawił świątobliwej słudze swojej Małgorzacie Marii Alacoque, wielkie ma upodobanie, kiedy widzi, że to Jego dobroczynne Serce odbiera dziś od wiernych chrześcijan hołdy czci i pokłonu, a to w celu naprawienia krzywd i zniewag, jakie niewdzięczni ludzie wyrządzają Jego Sercu w Sakramencie Ołtarza. Za taki dowód miłości, okazany swemu Sercu, obiecał Zbawiciel nie skąpić swym czcicielom obfitych darów i łask nadzwyczajnych. Przystąpmy wszyscy do tego przybytku łaski i miłosierdzia, nieśmy Mu w przynależnym hołdzie nasze serca i mówmy:
O Najświętsze Serce Jezusa naszego! O Serce włócznią przeszyte za ludzkie zbawienie, Serce w Najświętszym Sakramencie z nami mieszkające! Serce, wszelkich łask niewyczerpane źródło! Uznajemy twoją niewysłowioną ku nam miłość, a co z naszej strony oświadczyć możemy, to, iż Cię z całych serc naszych kochamy.
Tak jest, kochamy Cię, o jedyna serc naszych miłości! I oświadczamy ci przed niebem i ziemią, że Cię kochać na wieki będziemy. Mamy także nadzieję w nieskończonej Twej dobroci, że nam odpuścisz grzechy nasze i że nas napełnisz za życia obfitością Twoich łask. W godzinę zaś śmierci ukryj nas w ranie Twego Serca, abyśmy, znalazłszy w niej schronienie przed nieprzyjaciółmi dusz, mogli Cię potem w niebieskiej chwale oglądać, kochać, chwalić po nieskończone wieki wieków. Amen (25).
Ks. Jan Lubsiewicz (26)
(1) J 19, 34.
(2) Propterea vulneratum est, ut per vulnus visibile vulnus amoris invisibile videamus – św. Bernard, Sermo 3. de Passione Domini.
(3) Hbr 4, 16.
(4) Ps 21, 15; 68, 21.
(5) Iz 53, 6.
(6) Iz 53, 1.
(7) Iz 53, 7.
[8] Mal 1, 2.
(9) Gal 2, 20.
(10) Dz 2, 37–38.
(11) Mt 11, 28.
(12) Hab 3, 5.
(13) Rz 1, 16.
(14) Iz 12, 3
(15) Longin – rzymski legionista, setnik, nawrócony pod Krzyżem, męczennik i święty.
(16) J 15, 19.
(17) 2 Tm 3, 12.
[18] Fremit mundus, premunt homines, insidiatur diabolus – non cado, fundatus enim sum supra firmam petram – św. Bernard.
(19) Da amantem, et scit, quid loquor – św. Augustyn.
(20) Mt 11, 25.
(21) Jer 20, 9.
(22) Multa et magna sunt vulnera mea, sed respice vulnera tua – św. Augustyn.
(23) Ekle 9, 1.
(24) Iz 49, 16.
(25) Kazanie wygłoszone w Witebsku w 1802 roku.
(26) Ks. Jan Lubsiewicz, urodzony w Sandomierskiem 21 czerwca 1758 roku, wstąpił do zakonu 24 sierpnia 1780 roku, przyjął święcenia kapłańskie w Połocku 14 czerwca 1788 roku, zmarł w Starej Wsi 14 maja 1826 roku.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Księży Jezuitów Rekolekcje z Sercem Jezusa.
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 53 tematy
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Czw 12:16, 06 Cze 2019 |
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|