Autor |
Wiadomość |
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 56 tematów
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pon 12:13, 10 Gru 2018 |
|
50 lat temu zmarł Thomas Merton
Przed 50 laty, 10 grudnia 1968 r. zmarł o. Thomas Merton, trapista, działacz na rzecz pokoju i obrońca praw człowieka. Był jednym z najważniejszych pisarzy religijnych wszechczasów. Obdarzony wielkim talentem literackim sławę zyskał nie tylko dzięki pionierskim dziełom o duchowości kontemplacyjnej, próbom zrozumienia myśli Dalekiego Wschodu i zintegrowania jej z duchowością Zachodu, lecz także dzięki niezachwianej wierze w wartość chrześcijańskiej aktywności społecznej.
Młody Amerykanin trafia do Kościoła katolickiego i do klasztoru po burzliwych młodzieńczych latach. Kilka lat później pisze swoją duchową autobiografię “Siedmiopiętrową górę” opowiadającą o ujarzmieniu wolności, która ostatecznie prowadzi wszechstronnie uzdolnionego młodzieńca “w ramiona Boga”. Staje się ona światowym bestsellerem i została przetłumaczona na ponad 15 języków osiągając nakład przekraczający milion egzemplarzy. Merton pisząc o duchowości, mistycyzmie i monastycyzmie, ale także o sprawiedliwości społecznej, stał się znany daleko poza granicami USA.
Zwykle trapiści stronią od publiczności. Jednak Merton w niezwykłym stopniu ściągał uwagę rzesz czytelników żyjąc w klasztorze Gethsemani w stanie Kentucky. Czytali go katolicy na całym świecie, dla wielu stał się duchowym guru. Był m.in. “pustelnikiem hipisów”, którego młoda dziewczyna prosiła o mszę św. w intencji zmarłego menadżera Beatlesów, Briana Epsteina. Walczył z rozpasanym materializmem i wojną w Wietnamie. Dzięki niemu duchowe impulsy buddyzmu stały się użyteczne dla życia monastycznego i nie tylko.
O tym jak bogate było krótkie, zaledwie 53-letnie życie Martona i jego wielka charyzma, może zaświadczyć pięć tomów jego listów do 1800 osób: papieży, prezydentów i możnych tego świata. Dzięki lekturze “Siedmiopiętrowej góry” wielu młodych ludzi odnalazło drogę do życia zakonnego. Nie bez powodu przez pewien czas pełnił funkcję mistrza nowicjatu. Jednym z jego nowicjuszy, który jednak nie odnalazł się w klasztornym życiu był ks. Ernesto Cardenal, nikaraguański duchowny katolicki, poeta i zwolennik teologii wyzwolenia.
Merton kochał świat i szukał samotności. Dychotomia ta towarzyszyła mu przez całe życie. Ojciec Louis, takie było zakonne imię Mertona, był powołany do życia kontemplacyjnego, ale nie mógł też opuścić świata poza murami klasztoru. Po prostu chciał być tym, kim jest, człowiekiem, który szuka Boga w samotności i ciszy oraz zarazem z pasją bierze udział w życiu świata i kocha wymianę myśli z przedstawicielami Kościoła, polityki i kultury. Widzieli w nim fascynującego rozmówcę, którego wolnemu i niezależnemu umysłowi towarzyszy duchowa głębia. Jednym z nich był Czesław Miłosz, polski poeta, laureat literackiej Nagrody Nobla.
Rozwój talentu literackiego zawdzięczał swoim przełożonym, którzy nie robili mu żadnych trudności, ale wręcz zachęcali do pisania. W latach 50. i na początku lat 60. Merton wspierał ruch praw obywatelskich w USA. Ostro sprzeciwiał się segregacji rasowej, pisał przeciwko wojnie koreańskiej, a później wojnie w Wietnamie. Odrzucał ideę “sprawiedliwej wojny” i zamiast tego propagował ideę autentycznego “niestosowania przemocy”.
To sprawiło, że miał problemy ze swymi przełożonymi. W 1962 r. na krótko otrzymał zakaz publikacji. Słynna amerykańska piosenkarka Joan Baez wraz z innymi poprosiła go, aby na jakiś czas opuścił klasztor i dołączył do ich ulicznych protestów. Jednak w tym czasie w Mertonie zrodziła się wielka nieufność do własnego aktywizmu. Wycofał się do pustelni na terenie klasztoru i studiował duchowe tradycje Wschodu.
W ostatnich latach życia odkrył buddyzm widząc w nim inspirację dla chrześcijańskiego życia monastycznego. W 1968 r. otrzymał zgodę swego przełożonego na wyjazd na konferencję benedyktyńskich opatów w Tajlandii. Wcześniej podróżował po Indiach, gdzie spotkał m.in. Dalajlamę. To spotkanie okazało się ważne dla obu stron. Merton był pierwszym chrześcijańskim mnichem, którego spotkał Dalajlama.
Jak przyznał, poznanie tego trapisty “zmieniło jego podejście do chrześcijaństwa”. O Mertonie powiedział: “Bardzo uczony, zdyscyplinowany człowiek o dobrym sercu”. Kilka dni po tym spotkaniu Merton już nie żył. W hotelu w Bangkoku, gdzie wygłaszał przemówienie na konferencji, dotknął wadliwego wentylatora. Prąd śmiertelnie poraził jego ciało. Jak mówili świadkowie śmierci ojca Thomasa: “Jego twarz promieniowała ciszą”.
[link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 10:59, 02 Mar 2020, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 56 tematów
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pon 12:25, 10 Gru 2018 |
|
Powyżej wspomnienie za stroną e-kai. O Mertonie bardzo wiele pisano ze względu na jego zainteresowanie się duchowością Wschodu.
"Siedmiopiętrowa góra" - to autobiografia Mertona, która ukazała się w 1948 roku, o poszukiwaniu wiary i pokoju, który przeszedł drogę od agnostycyzmu, a jego droga wcale nie była taka prosta i sielankowa. Droga życiowa, zawiła i burzliwa, od wczesnego dzieciństwa aż do wstąpienia do trapistów. Jego poszukiwania, przemyślenia ... na pewno jest to ciekawa pozycja, te jego wspomnienia.
Ale takie pozycje: "Mistycy i mistrzowie Zen, Zen i ptaki żądzy, Droga Chuang Tzu, Dziennik Azjatycki, Myśli o Wschodzie" - książki te są dowodem na to, że Merton przez długie lata był zafascynowany duchowością wschodnią. Jako pierwszy dążył do ekumenizmu z buddyzmem i hinduizmem. Szukał różnych dróg, które miałyby to ułatwić, jego książki na temat zen i filozofii wschodnich są na to dowodem. Merton był człowiekiem żyjącym w erze soborowej odnowy Kościoła. Na życie zakonne spoglądał w świetle wskazań soboru i potrzeby odnowy. Był trzeźwym świadkiem kryzysu monastycznego. Sam się przyczynił poprzez swoje pisma.
Pani Maria Kominek OPS (już śp.) w artykule Medytacja (ale jaka?) pisała:
"Zaniepokoiło mnie wszystko, co dzieje się wokół przyjazdu ks. Carla Arico, wiceprzewodniczącego i współzałożyciela organizacji Contemplative Outreach. Wybrał się on do Polski celem propagowania tzw. modlitwy głębi. W tym celu zorganizowano specjalną czterodniową sesję w programie której mają się znaleźć katechezy, adoracja, filmy i spotkania ze świadkami wiary i wspólne praktykowanie modlitwy kontemplacyjnej. Organizatorzy spotkania się spodziewają, że trwałym owocem sesji w Warszawie będą grupy modlitwy kontemplacyjnej, skupiające osoby nią zainteresowane. Informacja ta pojawiła na wielu stronach internetowych bez żadnych wyjaśnień na czym polega ta modlitwa głębi i wspólna kontemplacja. Jedyna wskazówka to ta, że wspomniana organizacja zajmuje się pielęgnowaniem i propagowaniem duchowej spuścizny trapistów: Thomasa Mertona oraz Thomasa Keatinga. Nie bardzo wiadomo dlaczego „duchowa spuścizna Kaetinga”, jeśli on jeszcze żyje i póki żyje może zmienić poglądy, ale co do spuścizny Mertona nie ma wątpliwości. Więc może zacząć od tej spuścizny.
Thomas Merton
Postać Thomasa Mertona (1915 – 1968) jest raczej ogólnie znana. Pisarz i poeta, nawrócony na katolicyzm, wstąpił do trapistów, pozostawił po sobie wiele książek. Wiadomo też, że fascynował się mistyką wschodnia i był pod jej wpływem. Niektórzy współcześni teologowie i duchowni często wyrażają się o nim jako o „mistyku”, wielkim mistrzu duchowym.
Kim był naprawdę Merton? Na pewno nie był on mistykiem w sensie katolickim. Praktykował (to jest właściwe słowo, bo chodziło mu o praktyki wschodnie i nie posiadał kontemplacji wlanej, charakterystycznej dla prawdziwych chrześcijańskich mistyków), praktykował z zapałem wszelkie metody medytacji i pseudomistyki, typowe dla Azjatyckiego Wschodu. Zachwycony nade wszystkim buddyzmem i jego odmiana zen, interesował się również taoizmem i innymi prądami myśli wschodniej, spotykał się z mnichami buddyjskimi, z którymi jak sam mówił rozumiał się całkowicie na naprawdę głębokim poziomie. Rozpoznawaliśmy w sobie pewną głębię duchowego doświadczenia i to jest pewne. Miałem wrażenie, że na tym poziomie buddyści mają większe doświadczenie niż kontemplatycy katoliccy.
Merton mimo nawrócenia, zasadniczo nie stał się wierzącym katolikiem. Wydaje się, że katolicyzm był jakimś etapem na jego osobistej drodze. Ciągle szukał swego miejsca, można by rzec – swego boga. Prowadziło go to do Azji, do lamów i do świeckich mistrzów buddyjskich. Zanotował w swoich dziennikach, że jedzie do Azji z chrześcijańskimi mantrami i z wielkim przeświadczeniem, że po latach oczekiwania, poszukiwań i kręcenia się w kółko - jest wreszcie na właściwej drodze. Pamiętajmy jednak, że wyjechał jako mnich trapista, który w życiu zakonnym nie odnalazł obiektu swego poszukiwania. W Azji spotkał się z Dalaj Lamą, który wyłożył mu zasady dzoghen, wyjaśnił cztery szlachetne prawdy buddyjskie, pouczył o istocie pustki i bodhicitty, pouczył go o filozoficznych celach i wynikach praktyki tantryzmu.
Jednak na długo przed wyjazdem do Azji Merton poszukiwał mądrości u różnych guru. Jednym z nich był Daisetz Teitaro Suzuki, japoński mistrz i propagator zen w Stanach Zjednoczonych. Oto słowa Mertona: Pisze do Pana człowiek, który bardzo podziwia zen i jest nim zainteresowany. Gdybym nie mógł oddychać zenem - prawdopodobnie duchowo bym się udusił. Merton wielokrotnie wyrażał się z największym podziwem : Suzuki domieszał drożdży intuicji zenistycznej do pęczniejącego już zaczynu myśli zachodniej poprzez swe kontakty z psychoanalizą, filozofią i myślą religijną. (sic!)
Były jezuita St. Obirek mówił o Mertonie (Tyg. Powszechny, 29.12.2002): Tak naprawdę piwo było dla Mertona tylko pretekstem do nawiązywania kontaktów z ludźmi. Niekiedy wyrzucał sobie, że za dużo wypił czy zjadł, ale w istocie ogarnięty był jedną pasją – Bogiem. Można nawet powiedzieć, że był pijany Bogiem, pragnął Go ujrzeć za wszelką cenę. To pragnienie zostało zaspokojone w zetknięciu ze skalnym wizerunkiem Buddy. Dodajmy, że to słynne „spotkanie” miało miejsce w czasie podróży Mertona do Bangkoku, gdzie w hotelu miał zginąć rażony prądem elektrycznym.
Dziwny to koniec życia „mistyka”. A właściwie dziwny byłby dla prawdziwego katolickiego mistyka, znane są przecież ostatnie chwile życia tylu wielkich świętych, którzy umierając byli świadomi bliskości spotkania z Chrystusem.
Gdy znaleziono ciało Mertona, było ono w znacznej mierze spalone, ale podobno jego twarz wyrażała głęboki spokój. A dla Tybetańczyków, których on tak podziwiał, wyładowanie elektryczne, które następuje w czasie uderzenia piorunu lub błyskawicy - to symbol spełnionego „ostatecznego oświecenia”. Nie wiemy czy Merton dostąpił swego buddyjskiego oświecenia. Wiemy jednak, że „spuścizna, która nam zostawił” nie jest katolicka, a bóg, czy raczej bożek, którego znalazł w postaci skalnego posągu Buddy nie jest Bogiem. Miał drogę do Boga, prostą i jasną, miał możliwość iść tą Drogą, jedyną Drogą, którą jest Chrystus, ale z tej Drogi zboczył. Zboczył na bezdroża. "
(...)
[link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 56 tematów
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Pon 12:47, 10 Gru 2018 |
|
Ja osobiście nie rozczytuję się w książkach Mertona, ale "Siedmiopiętrowa góra" to była ta pierwsza, do napisania której zachęcił Mertona przeor klasztoru i co to jest, powyżej napisałam i sam Merton jeszcze nie był tak skażony kultami Wschodu.
Czytając niektóre fragmenty z "Siedmiopiętrowej góry" to można powiedzieć, ze tak wprost za serce chwytają, np. dwa fragmenty:
„W chwili chrztu gdybym tylko zdał sobie z tego sprawę, prawdziwe życie mistyczne, życie łaski uświęcającej, teologicznych cnót wlanych i darów Ducha Świętego otwarło się przede mną w całej swojej pełni: trzeba mi było tylko wyjść i wziąć je, a byłbym wkrótce uczynił postępy w modlitwie. Nie zrobiłem jednak tego. Nie wiedziałem w ogóle, czym jest zwykła modlitwa myślna, a byłem przecież zdolny do uprawiania jej od samego początku. Co gorsza, upłynęło cztery lub pięć miesięcy, zanim nauczyłem się porządnie odmawiać różaniec, chociaż go posiadałem i mówiłem czasem na jego paciorkach Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, nie wiedząc, że to chodzi jeszcze o coś innego”
Kilka stron dalej:
„Tego pierwszego roku jednym z wielkich błędów mojego życia wewnętrznego był brak nabożeństwa do Matki Bożej. Wierzyłem w prawdy, które Kościół o Niej głosi, mówiłem Zdrowaś Maryjo przy pacierzu, ale to nie dosyć. Ludzie nie zdają sobie sprawy z olbrzymiej mocy Najświętszej Panny. Nie wiedzą, kim Ona jest ani że wszystkie łaski przechodzą przez Jej ręce, ponieważ Bóg chciał, żeby w ten sposób uczestniczyła w Jego dziele zbawienia ludzi”
Na jednej ze stron doczytałam, że religie i duchowość Wschodu ciekawiły go od czasów studiów, a w Gethsemani w szczególny sposób zainteresował się buddyzmem zen - czyli jest to kolejny etap w jego życiu.
Na poniższej stronie można przeczytać i zobaczyć kilka zdjęć - jest to z 2008 rok - jak to ci trapiści zostali zainfekowani:
[link widoczny dla zalogowanych]
Pewien tekst o Mertonie tu:
[link widoczny dla zalogowanych]
... na końcu artykułu podane wiele linków, nie do polskich stron.
[link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 10:55, 02 Mar 2020, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|