Autor |
Wiadomość |
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 56 tematów
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Nie 16:58, 17 Paź 2010 |
|
Zamieszczam poniżej artykuł napisany przez Pana prof. Macieja Giertycha za Opoka w kraju - kwiecień 2009. Jest to właściwie recenzja, czy jeden fragment z całości - książki francuskiej autorki - Marguerite A. Peeters, “The globalisation of the western cultural revolution” w tłumaczeniu jak tytuł wątku. Książka Marguerity Peeters, ujawniając zakres manipulowania światem przez siły libertyńskie, jest przerażająca, ale i tchnie optymizmem, że najgorsze mamy już za sobą. Pisana była przed kryzysem gospodarczym. Tak jak światowa gospodarka się wali, tak i światowa rewolucja kulturalna padnie.
Niestety, książka ta jest dostępne tylko po francusku i angielsku. Ostatnio jednak Wydawnictwo Sióstr Loretanek wydało inną, mniejszą pracę Peeters na ten sam temat, którą gorąco polecam („Nowa etyka w dobie globalizacji wyzwanie dla Kościoła”, Warszawa 2009).
Globalizacja zachodniej rewolucji kulturalnej
Przeczytałem bardzo ciekawą książkę. Tytuł jak powyżej (Marguerite A. Peeters, “The globalisation of the western cultural revolution”, Wydawca: Institute for Intercultural Dynamics, 2007). Jest to tłumaczenie z języka francuskiego. Autorka opisuje mechanizm rozprowadzania zachodniej rewolucji obyczajowej na cały świat.
W ostatnim półwieczu zachodnia kultura przeszła od rodziny do par, od małżonków do partnerów, od małżeństwa do wolnej miłości, od szczęścia do dobrobytu, od autorytetu rodzicielskiego do praw dziecka, od sumienia do wolnego wyboru, od komplementarności płci do równości i kontraktu między partnerami. W konsekwencji mamy rozbicie w rodzinach, w społeczeństwie, między pokoleniami, samotność i porzucenie starszych, kłopoty emocjonalne dzieci żyjących z jednym rodzicem lub nie ze swoim rodzicem, samobójstwa, rozpacz i poczucie niepewności młodych, ucieczkę w narkotyki, sekty, przestępczość, odejście od wiary.
Ta rewolucja kulturowa była oparta o różne mity, które padają jeden za drugim: maltuzjańskie przeludnienie zakończone kryzysem demograficznym; feministyczne hasło ucisku kobiet przez mężczyzn zakończone odchodzeniem mężczyzn od rodzin; mit wolnej miłości i bezpiecznego seksu zakończony chorobami wenerycznymi z AIDS na czele; mit postępu zakończony obawą przed niezrównoważonym rozwojem (dzisiaj dodajmy zakończony kryzysem gospodarczym); mit autonomii nauki, z freudowską psychologią na czele, zakończony zaniechaniem poszukiwania prawdy o ludzkich zachowaniach.
Rewolucja ta dotarła też do religii monoteistycznych, próbując od wewnątrz zmodyfikować nauczanie i zachowania wiernych.
Zaczęło się od rewolucji przemysłowej, która oddzieliła życie domowe od gospodarczego. Sufrażystki, z Margaret Sanger na czele, zaczęły walczyć o „prawa kobiet”, co skończyło się walką o prawo do aborcji na zawołanie. Badania seksuologiczne Alfreda Kinseya doprowadziły do społecznego permisywizmu. Wreszcie Herbert Marcuse ze swoją „rewolucją kulturalną” dał rok 1968 na uczelniach świata zachodniego z hasłem życia dla przyjemności. Małżeństwo i dzieci to ograniczenia dla przyjemnego życia. Natomiast wszelkie perwersje uzyskały status równoprawny jako dające przyjemność. Ta rewolucja erotyczna doprowadziła do dekonstrukcji rzeczywistości, kultury, cywilizacji, tradycji, autorytetu, rządów prawa, obrazu ojca i matki, moralności, religii, prawdy, dobra i zła, racjonalności, wiedzy obiektywnej, osobowości, świadomości nieśmiertelności, miłości bliźniego, przyjaźni, czułości. Hasłem przewodnim stała się wolność, wyzwolenie od wszelkich norm: moralnych (prawa Boże, prawa naturalne), religijnych (dogmaty, autorytet Kościoła) kulturowych (tradycje), społecznych (wszelkie tabu), politycznych (troska o suwerenność), nawet semantycznych (jasne definicje).
Po dokonaniu tych wszystkich zniszczeń na terenie świata zachodniego rewolucja ta ruszyła na podbój reszty świata. Przez kilka stuleci Zachód niósł w świat postęp techniczny. Teraz w ślad za nim idzie rewolucja obyczajowa. Rola poszczególnych państw narodowych maleje, a rośnie wpływ międzynarodowej finansjery i międzynarodowych organizacji, z ONZ na czele. Problemy ludzkości stały się globalnymi, wymagają więc globalnych rozwiązań i globalnych kryteriów oceny co zasługuje, a co nie zasługuje na upowszechnianie, czyli tworzy się globalne „wartości”. Pojawili się „eksperci” od globalnej etyki i wymóg światowego konsensusu. Ten światowy konsensus wymaga nowego języka, nowomowy, z takim określeniami jak: globalizm z ludzką twarzą, zrównoważony rozwój, równy dostęp, zdrowie reprodukcyjne, społeczna odpowiedzialność, multikulturalizm, itd., itp. Żadne z nowych terminów nie jest wyraźnie zdefiniowane. Ma być mgliste, podatne dla różnych interpretacji. Natomiast zniknęły takie słowa jak prawda, miłosierdzie, rodzina, ojciec, mąż, żona, komplementarność, sumienie, wola, dziewictwo, skromność, przyzwoitość, dobro, zło, grzech itd. W promocji tej globalistycznej wizji świata szczególną rolę pełnią organizacje pozarządowe (NGO – non governmental organisation), nie podlegające nikomu i przez nikogo nie kontrolowane, a korzystające z publicznych pieniędzy. To nie parlamenty i rządy, ale organizacje rozwijające się obok i równolegle z nimi, produkują animatorów, agitatorów, ekspertów, kontrolerów, lobbystów, pionierów, negocjatorów, budowniczych konsensusu i innych agentów nowej etyki. Uzyskały ogromną siłę, unikając demokratycznej kontroli.
Powstaje nowa, postmodernistyczna, cywilizacja wyzwolona z rzeczywistości, którą Freud uznał za represywną. Oświecenie zastąpiło wiarę rozumem, absolutyzując naukę. Nauka jednak nie dostarczyła odpowiedzi na wszystkie pytania. Mnoży je. Postmodernizm celebruje chaos, wyzwala się od rozumu, staje się antyzachodni, choć pochodzi z Zachodu. Promuje różnorodność opinii i wiar, różnorodność orientacji seksualnych, różnorodność zachowań, różnorodność wartości. Jak Piłat, pyta o prawdę i nie zna odpowiedzi. Funkcjonuje we mgle.
W efekcie mamy świat do góry nogami. Nauczyciele zamiast uczyć wychowują w nowej etyce zastępując rodziców. Kobiety służą w wojsku i policji. Mężczyźni biorą urlopy macierzyńskie. NGO tworzą politykę i wpływają na sądy. Biznes zajmuje się ochroną środowiska i opieką społeczną. Mniejszości narzucają swoje normy większościom. Hierarchie się rozsypały. Mamy równość, społeczność horyzontalną i brak odniesień transcendentalnych. Prawa mają być powszechne, bez odniesień nawet do prawa naturalnego i dające wolność od wszelkich ograniczeń. Rodzinę redefiniuje się, by uwzględnić wszystkie warianty życia wspólnego. Troska o zdrowie reprodukcyjne polega na promocji zabijania i prewencji reprodukcji.
Wszystko to narzucane jest po dyktatorsku. Wolność wyboru jest mitem, bo nie wolno wybierać wartości tradycyjnych. Tolerancja dla wszystkiego z wyjątkiem rygoryzmu. Nie ma tolerancji dla jakichkolwiek norm. Zakazuje się zakazywać. Opinii „ekspertów” nie wolno podważać. Zachód to wszystko wymyślił i dziś metodą neokolonialną narzuca reszcie świata. |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 56 tematów
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Nie 17:10, 17 Paź 2010 |
|
C.d.
Podstawowym elementem tej rewolucji narzucanej światu jest rewolucja seksualna. Na światowych kongresach ONZ ludnościowym w Kairze (1994) i nt. kobiet w Pekinie (1995) wprowadzono tylnymi drzwiami pewne pojęcia traktowane jako powszechnie obowiązujące (w Kairze „zdrowie reprodukcyjne”, a w Pekinie „kobiecy punkt widzenia”). Konferencje te nie miały żadnego umocowania do podejmowania jakichkolwiek decyzji i w żadnej sprawie nie było konsensusu, ale hasła tam wygenerowane funkcjonują jako obowiązujące. Jako, że były to konferencje światowe wmawia się, że nie było narzucania zachodniego stylu życia trzeciemu światu, ale ujawniła się wewnętrzna potrzeba tego świata. Kobiety pragną antykoncepcji, ale nie mają dostępu do niej. Ten dostęp nabrał rangi „prawa fundamentalnego”. Kobiety chcą decydować o macierzyństwie, mieć „wybór”, a więc trzeba im dać dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji. Chcą rozdziału życia płciowego od reprodukcji, więc trzeba im dać dostęp do edukacji seksualnej. Te konferencje zdominowane przez różne NGO wmówiły światu, że kobiety trzeciego świata tego chcą, a skoro chcą, to trzeba im to udostępnić.
Kiedyś to wszystko nazywało się „planowaniem rodziny”, ale dziś odbywa się już poza kontekstem rodziny, w ramach dążenia do przyjemnego życia, w ramach „praw kobiet”, bez odniesienia do woli męża czy choćby partnera. Jeżeli jest już mowa o rodzinie to „we wszystkich jej formach”, czyli także bez małżeństwa, homoseksualne, o jednym rodzicu itd. Zdrowie reprodukcyjne zastąpiło planowanie rodziny. Informacje i usługi na te tematy mają być dostępne dla wszystkich kobiet świata. A przecież nie są one moralnie neutralne - zawierają bagaż zachodniego liberalizmu, programowo antychrześcijańskiego.
Ten „kobiecy punkt widzenia” w rzeczywistości oznacza odrzucenie kobiecości, odmowę pełnienia roli matki i żony, przejmowanie ról męskich, odrzucenie komplementarności płci. Jest on wbrew naturze. Akceptuje wszelki wybór ról płciowych (homoseksualizm damski i męski, biseksualizm, transwestytyzm, a nawet heteroseksualizm), byle na zasadzie wolnego wyboru i bez moralnego wartościowania. Patriarchalne rodziny, stereotypy zachowań damskich i męskich, to wszystko traktowane jest jako wymysły Kościoła Katolickiego zasługujące na odrzucenie. To antykoncepcja daje kobietom tę upragnioną wolność. Kobiety zawodowo czynne mają dzieci mniej i później, lub nie mają ich wcale, przez co podobnie jak „kochający inaczej” przyczyniają się do bardzo potrzebnego ograniczania ludności świata.
Oto myśl przewodnia łącząca konferencje w Kairze i Pekinie. Dążymy do zrównania obywateli świata, bez hierarchii (dzieci – rodzice, nauczyciele – uczniowie, pracownik - pracodawca itd.), nawet równi ze zwierzętami i roślinami w prawie do egzystencji na tym globie. Ten feminizm, kobiecy punkt widzenie, jest w rzeczywistości antyfeministyczny, niszczący kobiecość. „Uwalnia” nie tyle od władzy mężczyzn, co od rzeczywistości. Reklamowane upodmiotowienie kobiet kładzie akcent na możność wyboru, a nie na to, co się wybiera, na zmianę, a nie na stabilną tożsamość, na aspiracje, a nie na ich realizację, na możliwości, a nie na zaangażowanie. Jednak program ten wcale nie jest wolnościowy. Narzuca nową globalną etykę, nową jakość i styl życia, konsensus, władzę ekspertów, ograniczanie ludności świata, zrównoważony rozwój, równowagę między poszczególnymi interesami itd. By go wprowadzić, trzeba zaangażować wszelkie instytucje wychowawcze z duchowieństwem włącznie.
Równocześnie przystąpiono do walki o „prawa człowieka”. Mówi się o prawie do edukacji, do równości, do uczestniczenia w życiu politycznym, do wolności słowa itd., ale zaraz jednym tchem o prawie do własnego ciała, wolnej miłości, prawie wyboru, prawie do aborcji, do edukacji seksualnej, o dostępie do środków antykoncepcyjnych, o prawie do produkcji i dystrybucji pornografii itd. Pojawiają się stale coraz to nowe „prawa”. Chodzi o prawo do wolności od ograniczeń etycznych. Prawa uniwersalne, wynikające z natury rzeczy i Prawdy Objawionej, ustawia się w jednym szeregu z prawami wymyślonymi arbitralnie, niemającymi nic wspólnego z prawdą transcendentalną. Taka wizja „praw człowieka” musi pęknąć, bo jest niespójna. Nie można równocześnie mówić o prawie do posiadania dziecka (metody in vitro) i o prawie do jego zabijania (aborcji), o prawie do leczenia niepełnosprawnych i o prawie do nieurodzenia się (prenatalne ustalanie chorób wrodzonych i obowiązek zabijania takich dzieci), o prawie do życia i prawie do śmierci (eutanazja), o prawie do założenia rodziny i prawie do orientacji seksualnej.
„Prawo wyboru” lansowane jest jako norma prawna dla całego świata. Ma dać wolność uciskanym, czyli kobietom, nieletnim, niepełnosprawnym, mniejszościom etnicznym, chorym na AIDS itd. Te nowe „prawa” stopniowo wkraczają w ustawodawstwa poszczególnych państw i do ustaw międzynarodowych. Agendy ONZ „pomagają” krajom wprowadzić odpowiednie zapisy prawne i monitorują, by były wprowadzane w życie. Jeszcze aktywniejsze w tym są różne NGO, takie jak Międzynarodowa Federacja Planowania Rodzicielstwa (IPPF). Pilnują, by dostęp do tych nowych praw nie był uzależniony od zgody męża czy rodziców. Taki IPPF nie ma żadnych uprawnień do interpretowania praw krajowych czy międzynarodowych, ale takie prawa sobie uzurpuje. Działa z pominięciem procesu demokratycznego. To jest rewolucja. Dyktat mniejszości wobec większości. Manipulacja masami. Prawa reprodukcyjne i seksualne udało się wpleść w uniwersalne prawa człowieka. Karta Praw Podstawowych stanowiąca część Traktatu Lizbońskiego jest tu najlepszym przykładem jak ten proces funkcjonuje. Akcję wspierają sądy międzynarodowe, np. strasburski Trybunał Praw Człowieka (sprawa Alicji Tysiąc). Konferencja regionalna, Unii Afrykańskiej w Maputo w 2003 r., ogłasza Protokół Praw Kobiety Afrykańskiej zawierający wszystkie te nowe liberalne prawa. Konwencja Praw Dziecka daje dzieciom do lat 18 wolność od ograniczeń stawianych przez rodziców w sprawie „potrzeb” seksualnych. |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 56 tematów
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Nie 17:17, 17 Paź 2010 |
|
C.d.
IPPF, który reklamuje siebie jako obrońcę praw ludzkich, jest równocześnie grupą nacisku, usługodawcą w zakresie „zdrowia reprodukcyjnego” i partnerem ONZ w promocji programów ludnościowych. Jego zadaniem jest budowanie konsensusu na potrzeby różnych konferencji ONZ. Chodzi o stworzenie takiego klimatu, by poglądy odmienne nie miały prawa głosu na szczeblu globalnym. Budowanie konsensusu stopniowo zastępuje głosowanie, które zawsze ujawnia jakiś sprzeciw, jakąś mniejszość o przeciwnym zdaniu. Na konferencjach ludnościowych ONZ w Bukareszcie w 1974 r., jeszcze głosowano, w Meksyku w 1984 już w niewielkim stopniu, a w Kairze w 1994 już wcale. Pojęcie votum separatum znikło ze słownika politycznego. Główny wniosek z tych konferencji sprowadza się do tego, że aby zlikwidować ubóstwo, trzeba zlikwidować ubogich. Gdzie dużo dzieci tam ubóstwo, więc dla rozwoju potrzebne jest ograniczenie rozrodczości, a to osiąga się poprzez wmówienie kobietom, że winny się uaktywnić na różnych polach, zająć się czym innym niż rodzeniem, i że mają prawo do regulowania swojej płodności.
Do podobnych wniosków doszły konferencje ONZ na temat roli kobiet w Meksyku 1975, Kopenhadze 1980, Nairobi 1985 i Pekinie 1995. Te same NGO budowały konsensus na zapleczu tych konferencji. Mówiono o „prawach kobiet” o „niezaspokojonych potrzebach” kobiet, które to pojęcia zastępują „planowanie rodziny”, a ciągle chodzi o to samo – o dostęp do aborcji, antykoncepcji itd. Dzisiaj żadna agenda ONZ nie odważy się działać poza ustaleniami z Kairu i Pekinu. Pojawiają się nowe konferencje Rio + 5 (na temat ochrony środowiska 1997), Kair + 5 (1999), Pekin + 5 (2000) itd. Drukowane są poradniki i organizowane szkolenia jak wprowadzać tę nową globalną etykę w życie. Całość przekuto w milenijne cele rozwojowe (Millenium Development Goals – MDG) na wiek XXI. Rządom poszczególnych państw nie pozwolono na ustosunkowanie się do wniosków z tych konferencji. Różne ciała międzynarodowe takie jak OECD, G-8, Wspólnota Brytyjska czy Ruch Frankofoński dostosowują się do tego samego sposobu myślenia.
Zaszczuta większość, pasywna i skompromitowana, zachowuje się jakby ten konsensus ogłoszony przez konferencje ONZ moralnie ją obowiązywał. A przecież z formalnego punktu widzenia za konsensusem nie stoi żadne prawo, ono nie obowiązuje żadnego państwa. Tymczasem poddają się one monitoringowi ze strony różnych NGO i boją się krytyki z tytułu nieprzestrzegania „międzynarodowego konsensusu”. Dostosowują swoje ustawodawstwo do tych zaleceń i to w wielu dziedzinach równocześnie: w służbie zdrowia, w edukacji, w prawie pracy, w prawie karnym itd. ONZ-towski fundusz na rzecz aktywności ludnościowej (UNFPA) ogłosił, że „na mocy prawa międzynarodowego te porozumienia to coś więcej niż retoryka, to zbiorowe zobowiązanie”, coś co obowiązuje nie tylko moralnie ale i prawnie, i państwa to akceptują.
Jest to rewolucja kulturalna, która odbyła się po cichu, bez przelewu krwi, przy równoległym funkcjonowaniu procesów demokratycznych, ale z pominięciem ich. W żadnym kraju nie odbyła się poważana dyskusja nad jej postulatami, ani głosowanie nad nimi. Radykalna mniejszość narzuciła swoje postulaty wszystkim. Kto nie jest ze wszystkimi sam się marginalizuje. Budowanie konsensusu bez udziału opozycji zastąpiło decyzje większościowe, czy władzy hierarchicznej. Zastosowano techniki inżynierii społecznej. Jest to manipulacja polegająca na udawaniu akceptacji różnic kulturalnych przy równoczesnym wprowadzaniu jednolitej wykładni norm globalnych. Dokonuje się to nie przez konfrontację, ale poprzez kolaborację, poprzez zapraszanie do dyskusji, do wypracowywania konsensusu. Politycy z lewa i prawa zaakceptowali tak powstający rzekomy konsensus. Stal on się dyktatem. A przecież radykalizm nigdy nie jest konsensualny.
Rewolucyjny radykalizm ma to do siebie, że traci intensywność, gdy wkracza do kultury masowej. Jest oczywiste, że cały ten ruch stracił już impet. Brak nowych pomysłów. Nie można w nieskończoność powtarzać tego samego. Większość celów już osiągnięto. Pokolenie rewolucji 1968 roku jeszcze jest u władzy, ale nie mają nic nowego do zaproponowania. Stosowano ton alarmistyczny, emocjonalny, walcząc o sprawy słuszne (z AIDS, z przemocą wobec kobiet, z zanieczyszczeniem środowiska, o karmienie piersią), ale równocześnie przemycając postulaty radykalne (rozwody, aborcję, antykoncepcję, orientacje seksualne, eutanazję, klonowanie itd.). Na dłuższą metę tak się nie da. Prawda będzie odstawać od plew. Co zbudowane na piasku rozleci się. Samo-destrukcja tej rewolucji kulturalnej już się zaczęła. Pojawiają się już tendencje deradykalizacyjne. Tradycyjne kultury bronią się przed globalnym ujednolicaniem. Dekonstrukcja rzeczywistości i prawdy musi w końcu zniszczyć sama siebie. |
|
|
|
|
Teresa
Administrator
Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807
Przeczytał: 56 tematów
Skąd: z tej łez doliny Płeć: Kobieta
|
Wysłany:
Sob 11:57, 20 Lis 2010 |
|
Cytat: |
Jest to właściwie recenzja, czy jeden fragment z całości - książki francuskiej autorki - Marguerite A. Peeters, “The globalisation of the western cultural revolution” w tłumaczeniu "Globalizacja zachodniej rewolucji kulturalnej" Niestety, książka ta jest dostępne tylko po francusku i angielsku. |
Jak doczytałam dziś, książka ta jest już dostępna po polsku:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Nasz Dziennik z Sobota-Niedziela, 20-21 listopada, zamieścił ciekawy wywiad z autorką tej książki:
Diabeł popiera globalizację
Rewolucja kulturowa przekształciła się w apostazję Zachodu, która z konieczności ma wielorakie, społeczne i kulturalne, konsekwencje
Czytając wydaną niedawno w Polsce Pani książkę pt. "Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej", można odnieść wrażenie, że Organizacja Narodów Zjednoczonych i większość jej ekspertów oszalała na punkcie "praw seksualnych" szeroko rozumianych...
- Odnosząc się do tej uwagi, chciałabym wskazać na dwie rzeczy. Przede wszystkim dużym uproszczeniem byłoby wskazanie i obwinianie tylko jednej organizacji - ONZ i jej ekspertów. Należy trzeźwo spojrzeć na stan zachodnich społeczeństw od czasu zakończenia zimnej wojny, na prawdziwy stan rodzin i młodzieży, biorąc pod uwagę wytwory zachodniej kultury, stan prawodawstwa, polityki, a nawet gospodarki. Wówczas zobaczymy, że Zachód znajduje się w stanie głębokiej dekadencji i sekularyzacji, a postępująca szybko globalizacja powinna wywoływać nasze obawy i mobilizować naszą energię. To prawda - agenci zachodnich feministek, kulturowej i seksualnej rewolucji przejęli kontrolę na poziomie "globalnego zarządzania", i nie chodzi tu wyłącznie o ONZ. Ale zachodnie społeczeństwa i rządy pozwoliły im na to właśnie z powodu moralnego stanu, w którym się znalazły - straciły wolę i siłę, aby się temu przeciwstawić. Zarządzanie światem zawsze dokonywało się poprzez kulturalne i polityczne wpływy Zachodu, dlatego to właśnie on jest odpowiedzialny również za obecny stan...
...całego świata? Bo kraje rozwijające się przejmują zachodni model przemian cywilizacyjnych?
- I to jest moja druga uwaga odnosząca się do uwodzenia "zachodnim modelem", który wciąż jest aplikowany kulturom innym niż zachodnie. Dotyczy to szczególnie młodzieży zamieszkującej duże miasta. Zachód symbolizuje postęp, rozwój, wolność i "wyzwolenie". Młodzi ludzie na całym świecie, nawet w miejscach tak odległych jak Chiny, wioski afrykańskie, a nawet Ameryka Łacińska, chcą przyjmować zachodni styl życia, ponosząc wszystkie związane z tym koszty, tak jakby to była "jedyna droga", jedyny styl życia. Globalizacja jest znakiem naszych czasów. Bardzo szybko postępujący proces rozprzestrzeniania się zachodniej rewolucji seksualnej stawia nas w obliczu tajemnicy zła.
W jakim sensie?
- Diabeł jest bardzo zainteresowany globalizacją. Ale Bóg ma swoje własne plany, w których prosi nas o współpracę, o włączenie się poprzez nas z całą siłą i pełnym zaangażowaniem w urzeczywistnianie cywilizacji miłości. Ta niezwykła sytuacja - wyzwań, które stawia przed nami Bóg w obliczu rozprzestrzeniania się cywilizacji śmierci, jest - jak mówił Karol Dickens - błogosławieństwem i przekleństwem naszych czasów.
Pisze Pani, że agenci rewolucji kulturowej dążą do zmiany praw, kultury i mentalności ludzi na całym świecie. Jaki jest ich cel? Po prostu chcą, by ludzie "korzystali" z "wolnej miłości" bez żadnych konsekwencji?
- Nie wiem, czy mają jasny cel: szybko zmieniają sposób myślenia, co prowadzi ich nawet dalej, niż sami planowali. Mogą być tylko dwie możliwości: albo szukasz dobra i prawdy, kierując się szczerym sercem i sumieniem, albo pozwalasz się prowadzić przez ducha tego świata, który jest zły. Neopogańska rewolucja kulturalna jest po prostu konsekwencją apostazji.
Z opisu przedstawionego w Pani książce można wysnuć wniosek, że zachodnia rewolucja kulturowa jest w rzeczywistości gloryfikacją egoizmu jednostki, nawet kosztem społeczeństwa. To chciała Pani również przekazać?
- Rozwój tej rewolucji, który obserwujemy, nie eksplodował z niczego. Historyczny proces zachodniej rewolucji kulturalnej jest długi i skomplikowany. Ale wydaje się, że osiągnął punkt krytyczny w latach 60., gdy wybuchła rewolucja seksualna. Jej korzenie są moim zdaniem teologiczne (chodzi szczególnie o XVIII-wieczny deizm i naturalizm, gdy Zachód przestał uważać Boga za Ojca, a zaczął traktować jak "budowniczego" wszechświata). Odrzucenie Boga przez zachodnią kulturę stało się bardziej widoczne po deklaracji Nietschego o "śmierci Boga". Wiek XX pokazał z kolei, że to przyspieszenie sekularyzacji szło ręka w rękę z antropologiczną dekonstrukcją: stępiało wrażliwość na ludzkie tragedie - szybką śmierć ojca, matki, współmałżonka, dziecka... byle tylko zmienić nas wszystkich w "równych obywateli", cieszących się prawem do robienia tego, co chcemy, bez względu na Boże plany. Rewolucja kulturalna stała się nawet czymś więcej niż zwykłym triumfem Dionizosa. Przekształciła się w apostazję Zachodu, która z konieczności ma wielorakie, społeczne i kulturalne, konsekwencje. Ta sytuacja przypomina nam scenę i słowa z Księgi Rodzaju: "będziecie jako bogowie" [decydując o tym, co jest dobre, a co złe - red.]. Powinniśmy czytać historię w świetle Bożego Objawienia!
Takie zachowania prowadzą do społecznych konfliktów ze względu na wojnę egoizmów jednostek...
- Możemy już badać na Zachodzie skalę i głębokość społecznego, ekonomicznego, politycznego, antropologicznego i religijnego kryzysu wywołanego przez seksualną i kulturową rewolucję. Ona mogła przynieść jedynie społeczną dekonstrukcję i nieporządek. Nadszedł już czas, by Zachód dokonał swojego wyznania "mea culpa". Rewolucja nie jest w stanie udźwignąć własnego ciężaru: wcześniej czy później dojdzie do jej samodekonstrukcji. Zachód zostanie upokorzony. Gdy osiągniemy ten punkt, przed chrześcijanami stanie cudowna misja dokonania pojednania.
A może rewolucja zwycięży?
- Współcześni ludzie, tak jak było zawsze, mają wybór, by powiedzieć Bogu, naszemu Ojcu, synowskie "tak" albo oddawać cześć idolom: siły, pieniądza i namiętności - trzem wielkim pokusom ludzkości od czasów ogrodu Eden. Wszyscy musimy walczyć z pokusami. Słaba kondycja moralna zachodnich demokracji ułatwia przejmowanie nad nimi władzy na poziomie globalnym. Dziś już nie można zaprzeczyć, że "globalne zjawisko zamachu stanu" dokonywane przez agentów zachodniej rewolucji seksualnej i radykalne mniejszości jest faktem.
Kim są owi "agenci rewolucji seksualnej" i eksperci od inżynierii społecznej sięgający po władzę nad narodami, o których pisze Pani także w swojej książce?
- Należą do inteligencji, która prowadziła Zachód od nowoczesności do postnowoczesności od lat 60. ubiegłego wieku. Znajdują się pod wpływem Szkoły Frankfurckiej [kuźnia ideologii Nowej Lewicy - red.], skupiającej zwolenników Herberta MarcuseŐa, pokolenia Ô68, uczniów Margaret Sanger, Marie Stopes, Alfreda Kinseya, członków wielu organizacji pozarządowych. Szkolą też członków założonych przez siebie instytutów oraz ich następców...
Wykazujemy się niezwykłą niewiedzą na temat historii zachodniej rewolucji kulturalnej. Narzekamy na to, że obecny bieg wydarzeń wydaje się dziełem szatana. Tymczasem wielu chrześcijan nie traktowało tej rewolucji poważnie i nie chciało pełnić funkcji przywódczych w czasie, gdy ona dopiero się rozwijała. Dlatego przynajmniej teraz musimy przełamać swoją niewiedzę w tej dziedzinie.
Powinniśmy głębiej zaangażować się ("wypłyń na głębię"), aby móc sformułować nową polityczną i kulturalną podstawę, która będzie miała swoje źródło w zdrowej antropologii - antropologii dla naszych czasów, antropologii dla cywilizacji miłości. To pilne wyzwanie dla nas, ponieważ znaleźliśmy się w pewnej pustce, która powoduje tak wiele cierpienia.
Ostro krytykuje Pani ONZ za narzucanie krajom członkowskim lewicowej polityki społecznej. Wiele osób to oburza, bo - jak mówią - ONZ zajmuje się też "walką z głodem", udzielaniem biednym krajom pomocy rozwojowej itd.
- ONZ ma mandat od krajów członkowskich na promowanie pokoju, praw człowieka i rozwoju na świecie, ale każde z tych pojęć może zostać perwersyjnie zmienione od środka, jeśli zostaną zinterpretowane według parametrów źle skonstruowanej antropologii. Walka z głodem bowiem może zostać przekształcona w eliminację biedaków poprzez kontrolę urodzeń. Natomiast promowana opieka zdrowotna daje w rzeczywistości pierwszeństwo tzw. zdrowiu reprodukcyjnemu, czyli zespołowi działań, który łączy cele rewolucji seksualnej, takie jak np. "powszechny dostęp do różnych metod antykoncepcji" i tzw. bezpiecznej aborcji. Więc w rzeczywistości "zdrowie reprodukcyjne" i związane z tym projektem metody działań stały się obsesyjnym priorytetem globalnego zarządzania od konferencji ludnościowej w Kairze w 1994 roku. Od tego czasu na wszystkie kraje wywierana jest presja, by wcielały w życie jej postanowienia, w sytuacji gdy ludzie nadal głodują, nie mają domów i odzieży. Dziś widzimy już, że te propagowane pomysły są realizowane, tymczasem prawdziwy rozwój biednych krajów postępuje bardzo słabo.
Możliwe jest sprawowanie kontroli nad światem za pomocą ideologii seksualnej? Niektóre kraje nie akceptują polityki ONZ.
- Sprawowanie kontroli nad światem za pomocą tej ideologii jest możliwe. Proszę zwrócić uwagę na to, co dzieje się wokół nas i na całym świecie. Skuteczne wprowadzanie programów "zdrowia reprodukcyjnego" jest warunkiem uzyskania przez biedne kraje pomocy rozwojowej. Kraje, które mogłyby skutecznie przeciwstawiać się tym warunkom, np. te o długiej tradycji chrześcijańskiej albo byłe państwa komunistyczne, które na własnej skórze doświadczyły skutków totalitarnej manipulacji, współdziałają w tym procederze, a bywa, że są nawet liderami takiej polityki. Natomiast kraje rozwijające się, które doceniają rolę rodziny i życia, nie są wystarczająco silne - politycznie i ekonomicznie, aby się przeciwstawić takim działaniom.
Możemy mówić o globalnej dyktaturze? Wielu ludzi popiera działania ONZ?
- Ojciec Święty Benedykt XVI tuż przed swoim powołaniem na Stolicę Piotrową używał wymownego wyrażenia "dyktatura relatywizmu". Myślę, że to odpowiednie określenie tego, co się obecnie dzieje. Omawiana polityka jest narzucana, ale w sposób niezauważalny, ponieważ nie robi się tego brutalnie i głośno, jak czyniły to wcześniejsze dyktatury. Sekularyzm jest narzucany "po cichu", "miękko", ale w sposób niezwykle efektywny, na drodze "konsensusu", poprzez kulturę i edukację.
W swojej książce pisze Pani również, że taka polityka zagraża bezpośredniej demokracji. Dlaczego?
- Rewolucja kulturalna tak naprawdę wywołała rewolucję polityczną, czego na ogół nie jesteśmy świadomi. Demokracja - przedstawicielska - rozumiana jako "rządzenie dla ludzi przez ludzi", polega na tym, że obywatele wybierają osoby mające nimi rządzić oraz wartości, którymi chcą się kierować (umowa społeczna), następnie wybierany jest rząd, który ma respektować wybór obywateli i zasady, którymi chcą się kierować (umowa rządowa). Ale obecnie występuje tendencja, aby zamiast o "reprezentacji" [reprezentowaniu obywateli - red.] mówić o "demokracji uczestniczącej", "dobrym zarządzaniu", "budowaniu konsensusu" i "partnerstwie". W tym nowym politycznym systemie to "ci, którzy uczestniczą" i stanowią w przeważającej części społeczne grupy interesu, a nawet wywodzą się z radykalnych mniejszości, stają się podmiotami polityki. Dlatego, moim zdaniem, demokracja została całkowicie przedefiniowana niejako od środka w taki sposób, że nie jest ona już tym, czym większość obywateli myśli, że jest. W efekcie w coraz większej liczbie dziedzin jesteśmy rządzeni przez samozwańczych tzw. globalnych ekspertów.
Dlaczego więc rewolucja kulturalna zdobyła tak silne wpływy? Dlaczego rządy tak łatwo zgadzają się na "konsensus"? Czy nie chodzi po prostu o zysk - przedsiębiorcy zarabiają na sprzedaży popularnej muzyki, antykoncepcji, pornografii itd., zwykli ludzie korzystają z tych "produktów", a rządy uważają, że dzięki temu odwracają uwagę społeczeństwa od wielu niewygodnych problemów?
- Jest wiele przyczyn tak spektakularnego sukcesu rewolucji kulturalnej. Jednym z nich jest bierność zachodnich rządów w okresie, gdy upadł mur berliński, a ONZ organizowała serię konferencji, aby zbudować tzw. nowy globalny konsensus norm, wartości i priorytetów międzynarodowej współpracy nowej ery. Zachodnie rządy były wtedy tak zajęte powstrzymywaniem zagrożenia nuklearnego, że nie traktowały poważnie takich "miękkich" spraw, jak: środowisko naturalne, redefinicja praw człowieka, sprawy kobiet, populacji itd. W ten sposób pozwoliły organizacjom pozarządowym przejąć inicjatywę w tej dziedzinie i stworzyć nową globalną politykę. Inną przyczyną jest - jak już wspomniałam - moralny stan Zachodu w roku 1989. Czy w tym czasie Zachód nie znajdował się już po stronie rewolucji? Czy większość zachodnich kobiet nie używała już antykoncepcji? A czy aborcji nie uczyniono prawem w większości krajów zachodnich? Powinniśmy również pamiętać o historycznym fakcie, jakim było zasiadanie przez agentów zachodniej rewolucji kulturalnej u steru globalnego zarządzania od początku lat 90. podczas ONZ-owskich konferencji. Udało im się wówczas włączyć ich cele do tzw. globalnego konsensusu. ONZ współpracowała wtedy bezpośrednio z bardzo silnymi grupami interesu, a rządom zabrakło wizji i w efekcie nie sprzeciwiły się tym naciskom. Oczywiście w grę wchodzą tu również interesy biznesowe. Jeśli Afryka, Chiny, Indie [obszary o największej liczbie ludności na świecie - red.] przyjmą zachodni styl "rewolucji seksualnej", kompanie farmaceutyczne zanotują wykładnicze poszerzenie rynku zbytu.
Stoi Pani na stanowisku, że widać już oznaki końca, wyczerpania zachodniej rewolucji kulturowej. Co na to wskazuje?
- Proszę sobie przypomnieć, co wydarzyło się w roku 1989 i w latach następnych. Ideologie nie są w stanie ponieść konsekwencji, które wywołały: to jest lekcja historii. Pokolenie rewolucji seksualnej z maja 1968 r. dostało już zadyszki i jest w odwrocie, a nie zostało zastąpione przez generację młodych doktrynerów czy ruchy rewolucyjne. Oczywiście są radykalne mniejszości usiłujące zdobyć władzę. Ale jeszcze bardziej widoczne jest w sercach młodych ludzi poczucie zagubienia, potrzeba bycia kochanym i ich otwartość na miłość. Czy jesteśmy gotowi, aby pomóc im spełnić to pragnienie?
Właśnie. Społeczeństwo, podobnie jak natura, nie znosi próżni. Nawet jeśli rewolucja seksualna szybko zbankrutuje, widoczna stanie się potrzeba ukształtowania nowego porządku.
- To prawda. Natura nie znosi próżni, a my nie wiemy, co nas czeka w najbliższej przyszłości. Co nastąpiło po upadku marksizmu-leninizmu? Demokracja, wolność sumienia, rozwój, solidarność, jak oczekiwaliśmy? Czy może raczej coś innego - zaczęto realizować radykalny projekt, ukryty w hasłach demokracji, praw człowieka i zachodnich wartości?
Jakie zadania spoczywają obecnie na reprezentantach cywilizacji życia? Co powinniśmy robić?
- Myślę, że nadchodzi właśnie dla nas czas na podjęcie twórczych i aktywnych działań, czas, by wziąć inicjatywę w swoje ręce. Nadchodzi okres, w którym prymat miłości - miłości w prawdzie - musi zostać odkryty na nowo, z pomocą Boga.
Dziękuję za rozmowę.
Marguerite A. Peeters - dyrektor Instytutu na rzecz Dynamiki Dialogu Międzykulturowego. Dziennikarka, założycielka serwisu informacyjnego Interactive Information Services (IIS), który monitoruje zachodzące na świecie zmiany w wymiarze kulturalnym, politycznym i etycznym. Autorka ponad 275 szczegółowych raportów na temat paradygmatów nowej etyki oraz wielu książek o tej tematyce. Marguerite Peeters prowadzi seminaria i wykłady dla wielu różnych gremiów, zarówno katolickich, jak i świeckich, w Europie, Afryce i Ameryce Północnej. Visiting professor na Papieskim Uniwersytecie Urbaniana w Rzymie.
[link widoczny dla zalogowanych] |
Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 13:11, 17 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|