Forum Kościół Rzymskokatolicki Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Wołyń 1943 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Newse
Użytkownik


Dołączył: 03 Sie 2012
Posty: 6 Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 21:36, 01 Wrz 2012 Powrót do góry

Temat bardziej zakłamany niż Katyń....

Rzeź wołyńska - masowa zbrodnia (czystka etniczna, ludobójstwo[2]) dokonana przez nacjonalistów ukraińskich (przy aktywnym[3], częstym wsparciu miejscowej ludności ukraińskiej[4]) wobec mniejszości polskiej[5] byłego województwa wołyńskiego II RP (w czasie wojny należącego do Komisariatu Rzeszy Ukraina), podczas okupacji terenów II Rzeczypospolitej przez III Rzeszę, w okresie od lutego 1943 do lutego 1944.

O świcie (godzina 3.00 nad ranem) 11 lipca 1943 oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach horochowskim i włodzimierskim[46] pod hasłem Śmierć Lachom[47]. Po otoczeniu wsi, by uniemożliwić mieszkańcom ucieczkę, dochodziło do rzezi i zniszczeń. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi zbrodni. Polskie wsie po wymordowaniu ludności były palone, by uniemożliwić ponowne osiedlenie. Była to akcja dobrze przygotowana i zaplanowana. Na przykład, akcję w pow. włodzimierskim poprzedziła koncentracja oddziałów UPA w lasach zawidowskich (na zachód od Porycka), w rejonie Marysin Dolinka, Lachów oraz w rejonie Zdżary, Litowież, Grzybowica. Na cztery dni przed rozpoczęciem akcji we wsiach ukraińskich odbyły się spotkania, na których uświadamiano miejscową ludność o konieczności wymordowania wszystkich Polaków. Rzeź rozpoczęła się około godz. 3 rano 11 lipca 1943 od polskiej wsi Gurów, obejmując swoim zasięgiem: Gurów Wielki, Gurów Mały, Wygrankę, Zdżary, Zabłoćce – Sądową, Nowiny, Zagaję, Poryck, Oleń, Orzeszyn, Romanówkę, Lachów, Swojczów, Gucin i inne. We wsi Gurów na 480 Polaków ocalało tylko 70 osób; w kolonii Orzeszyn na ogólną liczbę 340 mieszkańców zginęło 270 Polaków; we wsi Sądowa spośród 600 Polaków tylko 20 udało się ujść z życiem, w kolonii Zagaje na 350 Polaków uratowało się tylko kilkunastu.


Image

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:54, 18 Maj 2013 Powrót do góry

70. rocznica rzezi wołyńskiej. Ziemia skąpana we krwi


"W roku 1943 na Wołyniu ukraińscy nacjonaliści wymordowali sześćdziesiąt tysięcy Polaków. Ta liczba przeraża, nie mniej jak sposób zadawania śmierci. Skutkiem terroru była także masowa ucieczka Polaków z tamtych terenów". Z Joanną Wieliczką-Szarkową, autorką książek Czarna księga Kresów i Wołyń we krwi. 1943 rozmawia Jan Bereza.

Siedemdziesiąt lat temu nacjonaliści ukraińscy przeprowadzili bestialską czystkę etniczną, mordując na Wołyniu tysiące Polaków. Zaplanowana, zorganizowana i systemowo prowadzona akcja ludobójstwa zaskakiwała swoim okrucieństwem nawet okupantów niemieckich. Co kryje się pod określeniem „rzeź wołyńska”? Z jakimi aktami nieludzkich zachowań wiązała się totalna likwidacja narodu polskiego na Wołyniu?

– W lutym 1943 roku nacjonaliści ukraińscy rozpoczęli na Wołyniu masowe mordy ludności polskiej, które polskie podziemie nazywało wtedy w swoich dokumentach rzeziami. Wpływ na użycie takiego określenia miało, poza skalą wydarzeń, przede wszystkim niewyobrażalne okrucieństwo, czy wręcz bestialstwo, z jakim zabijano niewinne ofiary. Ludobójstwo ukraińskie na Polakach zakładało jak najszybsze wymordowanie wszystkich członków naszego narodu, których udało się dosięgnąć: od nienarodzonych przez niemowlęta, dzieci, dorosłych, aż po starców. Mordowano wszystkich, bez względu na płeć i wiek.

Zadawanie śmierci łączyło się, jeśli tylko pozwalały na to warunki, z barbarzyńskimi torturami. Aż się nie chce wierzyć, że powszechnie stosowano tak nieludzkie metody jak: rąbanie siekierami, kłucie nożami i widłami, wyrywanie części ciała, wydłubywanie oczu, obcinanie języków, rozpruwanie brzuchów, przerzynanie piłami, rozrywanie i wleczenie końmi, wieszanie na drucie kolczastym, zakopywanie żywcem w ziemi i ścinanie kosą głowy, wbijanie na pal lub na sztachety w płocie, topienie w rzece czy rzucanie niemowląt na widły.

Niewyobrażalne bestialstwo oprawców przywołuje na myśl sceny z krwawej osiemnastowiecznej tradycji hajdamacczyzny. Stąd przyjmuje się określenie genocidium atrox, czyli ludobójstwo dzikie, straszne, okrutne. Historyk Aleksander Korman ustalił 362 metody bestialskich tortur stosowanych przez UPA wobec Polaków.

Ile osób wówczas zamordowano?

– Zgodnie z obliczeniami Władysława i Ewy Siemaszków, w roku 1943 na Wołyniu ukraińscy nacjonaliści wymordowali sześćdziesiąt tysięcy Polaków. Ta liczba przeraża, nie mniej jak sposób zadawania śmierci. Skutkiem terroru była także masowa ucieczka Polaków z tamtych terenów. Strachem i bandyckimi metodami likwidowano polską obecność na Wołyniu.

W czym, według Pani, tkwiła przyczyna takich zachowań? Utraty ludzkich uczuć nie można by chyba tłumaczyć tragicznymi wydarzeniami II wojny światowej. To chyba niemożliwe, aby w ciągu kilku lat wojny całe pokolenie zmieniło się i straciło szacunek dla ludzkiego życia, nawet życia niewinnych dzieci?

– Na tragedię wołyńską należy spojrzeć wielowątkowo, szukając jej źródeł nie tylko w II wojnie światowej. W liście pasterskim z okazji sześćdziesiątej piątej rocznicy tych tragicznych wydarzeń biskup łucki Marcjan Trofimiak zastanawiając się, dlaczego w niedzielny poranek 11 lipca 1943 roku znów przelała się krew niewinnych ofiar, stwierdził, że nie ma na to odpowiedzi, bo to jest mysterium iniquitatis – tajemnica zła, które nie poddaje się żadnemu racjonalnemu wytłumaczeniu; zła, które wykracza poza wszelkie ludzkie pojęcia. Z tą tajemnicą zmierzyć się może jedynie tajemnica przeogromnej Bożej miłości, która zaprowadziła Jego jedynego Syna na szczyt Golgoty. (…) Niech więc w tym dniu unoszą się ku niebu modlitwy za wszystkie ofiary tej straszliwej tragedii, za wszystkich, którzy opłakują swoich bliskich. Modlimy się także za tych, którzy w swoim zaślepieniu, podeptawszy przykazania Boże i Chrystusową naukę o miłości, podnieśli rękę na brata. Boże, przebacz im.

Kapłani i wierni pozostali na skrwawionych ziemiach od początku modlili się na mogiłach pomordowanych i sprawowali za nich Najświętszą Ofiarę. Decyzją biskupa Trofimiaka i z przyzwolenia Świętej Stolicy Apostolskiej w drugą niedzielę lipca we wszystkich kościołach diecezji łuckiej odprawiane są Msze Święte według rytuału Dnia Zadusznego jako zadośćuczynienie za nigdy niedokończone msze wołyńskie z 11 lipca 1943 roku.

(...)

Powyższy artykuł w całości został opublikowany w dwumiesięczniku "Polonia Christiana" w nr. 32 maj/czerwiec 2013 r.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 16:27, 11 Lip 2022, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:50, 10 Lip 2013 Powrót do góry

Wołyń 1943 polskie dzieci, ofiary OUN UPA
(...)
http://www.youtube.com/watch?v=ZlzmXYdKY8w


W 2016 r. Sejm ustanowił 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP. Sejm - głosi uchwała - oddaje hołd "wszystkim obywatelom II Rzeczypospolitej bestialsko pomordowanym przez ukraińskich nacjonalistów".

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 16:01, 16 Mar 2022, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:40, 12 Lip 2013 Powrót do góry

Sejm zdecydował. Rzeź wołyńska "czystką etniczną o znamionach ludobójstwa". 10 posłów PO złamało dyscyplinę

Image


Rzeź wołyńska była "czystka etniczną o znamionach ludobójstwa" uznali posłowie, przyjmując w głosowaniu uchwałę w kształcie zaakceptowanym wcześniej przez komisję kultury.

Za przyjęciem uchwały głosowało 263 posłów, 33 było przeciw, a 146 się wstrzymało.

Decyzję o wstrzymaniu się od głosowania podjął klub PiS. - Nie chcemy utwierdzać społeczeństwa tego kraju o sztucznej jedności na tej sali. My tym razem damy wyraz naszemu stanowisku wstrzymując się od głosu.

(...)

No cóż, "wybaczamy i prosimy o wybaczenie" - argumentował Janusz Palikot.

Można poczytać i się dowiedzieć jakie były wówczas rządy i jakie głosowania.

[link widoczny dla zalogowanych]


Tak, ale ... pojednanie musi opierać się na prawdzie, a nie na przemilczaniu, czy półsłówkach.



... i tu krótko i treściwie:

"Za błąd moralny uchwałę uznał szef PiS Jarosław Kaczyński. Podkreślił, że polski Sejm nie powinien przyjmować "miękkiej wersji" dokumentu, gdy mówi się o masowym zabijaniu Polaków. Zdaniem Kaczyńskiego, uchwała w przyjętym kształcie nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia integracji Ukrainy z Unią Europejską. W jego opinii, polskie elity władzy nie są w stanie reprezentować polskich interesów "na wszystkich azymutach".

[link widoczny dla zalogowanych]


Dopiero w 2016 r. Sejm ustanowił 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP. Sejm - głosi uchwała - oddaje hołd "wszystkim obywatelom II Rzeczypospolitej bestialsko pomordowanym przez ukraińskich nacjonalistów".

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 15:35, 11 Lip 2022, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:12, 16 Lip 2013 Powrót do góry

Teresa napisał:
Sejm zdecydował o Wołyniu: zamiast "ludobójstwa" były "znamiona ludobójstwa"
(...)

To było ludobójstwo!

Image

„Oni nas prześladowali i mordowali tylko ze względu na to, że byliśmy Polakami! To zdecydowanie było ludobójstwo.” – opowiada w rozmowie z portalem PCh24.pl Stanisław Dębiec, 84 – letni Kresowianin, naoczny świadek tragicznych prześladowań Polaków na Wschodzie.


Urodził się Pan w 1929r. w dawnym woj. tarnopolskim. Przeżył Pan mnóstwo ciężkich chwil. Przez wiele miesięcy był Pan świadkiem prześladowań ze strony OUN i UPA. Nierzadko musiał Pan uciekać i kryć się, aby ocalić swe zdrowie i życie. Proszę powiedzieć, jak wyglądały pierwsze prześladowania ze strony ukraińskich nacjonalistów?
Na samym początku lipca 1943r. coraz częściej słyszeliśmy o atakach ze strony banderowców, którzy zastraszają, prześladują i mordują Polaków na Wołyniu. W naszej wsi było wtedy jeszcze całkiem spokojnie, chociaż coraz częściej można było spotkać zorganizowane bandy UPA, które chodziły po wsi, wybijały szyby i podpalały domy. Często też biły ich mieszkańców. Wszystko to działo się pod osłoną nocy. Gdy nastawał dzień mogliśmy podejrzewać, kto w nocy wybił nam szyby w oknach, czy zniszczył gospodarstwo. Jednak w ciągu dnia nasze relacje z Ukraińcami wyglądały poprawnie. Nie przyznawali się, że to oni grasują w nocy po okolicy i chcą wypędzić wszystkich Polaków. Te nocne animozje trwały aż do zimy 1943r. Boże Narodzenie spędziliśmy jeszcze spokojnie, ale już kilka dni po Świętach zwolennicy Bandery coraz bardziej dawali się nam we znaki. Zaczęli grasować po okolicy, już nie tylko w nocy, ale również i w dzień. Gdy sytuacja się pogarszała musieliśmy schronić się w kościele. Przez trzy miesiące mieszkaliśmy na poddaszu świątyni. Nie opuszczał nas w tym czasie nasz ksiądz proboszcz, który zawsze służył duchową pomocą. Zresztą on również mieszkał w tym kościele. To było jedyne bezpieczne miejsce. Przynajmniej tak nam się wówczas wydawało. Banderowcy nie tylko zabijali Polaków, ale również niszczyli gospodarstwa, prześladowali ludzi i zastraszali ich. Niszczyli również polskie książki. Jeden z moich znajomych miał bogata biblioteczkę, pełną patriotycznych książek. Pewnego razu banderowcy wkroczyli do jego domu, zabrali większość tych książek i bez wszelkich oporów spalili je.

Jak to się stało, że Polacy musieli tyle wycierpieć ze strony Ukraińców? Czy nikt nie był w stanie zaprowadzić porządku na Wołyniu?
Po przyjściu frontu radzieckiego i odparciu Niemców zaczęły tworzyć się polskie oddziały, które były włączane do nowopowstałych armii, choćby pod dowództwem generała Andersa. Wtedy wielu moich starszych kolegów chciało jechać na Wołyń, aby zagwarantować bezbronnym Polakom ochronę. Dużo słyszeliśmy o strasznych mordach i prześladowaniach. Mieliśmy nadzieję, że radzieccy oficerowie wesprą nas i pozwolą wyjechać na Wołyń, aby zaprowadzić tam porządek. Niestety powiedzieli nam, że z racji tego, iż nie byliśmy armią z prawdziwego zdarzenia nie pozwalają nam na to. Obiecali natomiast, że sami będą pilnować ładu i krzywda Polakom już dziać się nie będzie. Następne miesiące upłynęły w miarę spokojnie, gdyż banderowców faktycznie ścigali radzieccy żołnierze. Myślę, że tylko dlatego, iż sami obawiali się o siebie. Banderowcy byli bardzo dobrze przygotowani i wyposażeni. Oprócz broni palnej stosowali różne narzędzia, które można było znaleźć w wiejskim gospodarstwie, takie jak siekiery czy widły.

Proszę opowiedzieć więcej o atakach ukraińskich nacjonalistów, które miały miejsce w Pana rodzinnych stronach.
Kolejne wielkie prześladowania rozpoczęły się w październiku 1944r. Pamiętam, jak jeden z moich starszych kolegów, który mieszkał w sąsiedztwie, przyjechał na przepustkę, aby ochrzcić swoje nowonarodzone dziecko. Gdy szedł przez wieś, został zaatakowany przez banderowców, którzy nakazali mu zabrać jeden ze stojących wozów i jechać do kolejnej miejscowości. Tam Ukraińcy związali czteroosobową rodzinę oraz dwójkę staruszków, których nazwisko pamiętam do dzisiaj – Kalwary. Następnie wywieźli ich pod las i brutalnie zamordowali. Mój kolega, który jechał wozem uszedł z życiem, ale nakazano mu bezwzględne milczenie. Tak się bał, że po raz pierwszy opowiedział tę historię dopiero w latach 60 – tych, gdy spotkaliśmy się we Wrocławiu. Represje nie ustawały. Kto mógł, wyjeżdżał ze wsi lub budował schronienia. Mój wujek, Leopold Szajna,zaproponował mi, abyśmy wyjechali do Husiatyna, gdyż tam było bezpieczniej.

Pomogła nam w tym rodzina. Pamiętam, że wyjechaliśmy dokładnie 19 grudnia. Już nigdy nie powróciłem do mojego rodzinnego Sidorowa. Została w nim moja mama, która ukrywała się wraz ze swoją siostrą. Bardzo bałem się o swoje życie, a jednocześnie martwiłem się o swoją matkę. Doskonale wiedzieliśmy, co wydarzyło się na Wołyniu. Znajomi opowiadali o brutalnych mordach dokonanych na członkach ich rodzin. Pamiętam również naszego parafialnego organistę, który ledwo uszedł z życiem. Został zaatakowany przez ukraińską milicję. Zaprowadzili go na komisariat i prawdopodobnie planowali go zamordować. Na szczęście w porę zorientował się i uciekł. Szczęśliwie w pobliżu mieszkał mój wujek, o którym już wcześniej wspominałem i pomógł organiście, który ukrył się za snopami siana. Po chwili przybiegli milicjanci, ale na szczęście nie odkryli gdzie schował się ów człowiek. Po wojnie, już w nowej Polsce, ten nasz znajomy organista odnalazł mojego wujka i odwdzięczył się. Był przekonany, że wujek uratował mu wtedy życie. Niestety tragicznych sytuacji było dużo więcej. Pewnego razu we wsi odbywało się wesele. Po pewnym czasie nadjechali banderowcy i postraszyli wszystkich gości weselnych. Zabawa natychmiast ustała. Wówczas nikogo jeszcze nie zabili, ale na drodze napotkali rodzinę Pana Młodego, która niestety już nie dotarła na kolejną część uroczystości. Zostali zaprowadzeni do lasu i tam dokonano egzekucji.

Czy ktoś z Pana rodziny lub najbliższych przyjaciół został zamordowany przez ukraińskich nacjonalistów?
Na całe szczęście w mojej rodzinie nikt nie zginął z rąk banderowców, jednak co najmniej kilku moich kolegów zostało brutalnie zamordowanych, podobnie jak wielu moich sąsiadów i mieszkańców okolic, których znałem z widzenia. Jeden z moich kolegów, niewiele starszy ode mnie, któregoś razu wrócił do domu z pobliskiego miasteczka, zwanego rejonem i zastał na swym podwórku banderowców, którzy wyciągnęli z domu jego ojca. Nakazali mu pójść za nimi. Na skraju wsi zamordowali ich obu. Mało zabrakło, aby banderowcy zabili również mojego wujka i ciocię. Pewnego razu bardzo ich pobili, ale na całe szczęście zostawili ich w kałuży krwi darując im życie. Pamiętam również tę tragiczną chwilę, gdy znaleźliśmy w swojej piwnicy ciało zamordowanej przez UPA kobiety. Prawdopodobnie zabili ją w nocy, a zwłoki chcieli ukryć. Okazało się, że była to nasza sąsiadka – Zosia Jankowska. W podobnym czasie ledwo uszła z życiem moja kuzynka, która pewnej nocy spała u swojej znajomej. Nad ranem do mieszkania wpadli banderowcy i wyciągnęli tę znajomą kuzynki. Na całe szczęście, ale też nieszczęście jeden z banderowców powiedział, aby zabrać tylko jedną z nich, a drugiej darować życie. Koleżanka kuzynki już nie wróciła do domu. Zamordowali ją obuchem siekiery. Po wielu latach moja kuzynka, wspominała, że została ocalona przez Matkę Bożą, gdyż w chwili najścia zaczęła gorąco się do Niej modlić.

Dzięki zdjęciom i przekazom uczestników tragicznych wydarzeń na Kresach, wiemy że banderowcy mordowali w sposób niezwykle brutalny. Bardzo często używali narzędzi używanych na co dzień w gospodarstwach. Czy może Pan to potwierdzić?
Oczywiście. Używano siekier, wideł i noży. Miały też miejsce szokujące zdarzenia, jak święcenie wszystkich narzędzi zbrodni przez prawosławnych kapłanów. Banderowcy mordowali w bestialski sposób. Małymi dziećmi rzucali o ścianę. Ukraińcom nie dość było, że odebrali życie Polakom. Bardzo często bezcześcili również ich ciała, rozcinając je na pół lub odcinając niektóre członki. Słyszałem również o tym, jak kobietę w ciąży zabito i rozkrojono jej brzuch, z którego wyciągnięto nienarodzone dziecię i rzucono nim o ścianę. To było niezwykłe bestialstwo. Jeśli ktoś tego nie widział na własne oczy to mógłby nie uwierzyć, ale to wszystko działo się naprawdę. Oni nas prześladowali i mordowali tylko ze względu na to, że byliśmy Polakami! To zdecydowanie było ludobójstwo.

Jak Pan, naoczny świadek wydarzeń na Kresach, przyjął decyzję polskiego Sejmu, który nie zdecydował się nazwać rzezi na Wołyniu mianem „ludobójstwa”, a jedynie „czystką etniczną o znamionach ludobójstwa”?
Czuję się oburzony decyzją polskich parlamentarzystów, którzy ulegli politycznej poprawności i zdecydowali, iż zbrodnia na Wołyniu nie będzie mogła być nazywana ludobójstwem. Na Wschodzie z rąk OUN i UPA zginęło co najmniej 100 tysięcy Polaków. Czyż to nie jest ludobójstwo? Polscy parlamentarzyści jako reprezentanci narodu, powinni czuć się w obowiązku, aby utrwalać pamięć o pomordowanych i zawsze mówić prawdę o polskiej historii. Te straszne chwile zapamiętam do końca swego życia. Politycy tłumaczą się chęcią utrzymania dobrych relacji z Ukrainą, a decyzja o nazwaniu rzezi na Wołyniu „ludobójstwem” rzekomo mogłaby na to wpłynąć negatywnie. Przecież my nie chcemy żyć w nieprzyjaźni z Ukraińcami. Można przebaczyć oprawcom, ale tylko wtedy, gdy przyznają się do swych czynów.

Rozmawiał Paweł Ozdoba

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 14:50, 16 Mar 2022, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:14, 30 Sty 2014 Powrót do góry

Lider banderowców: ludobójstwo na Wołyniu to brednia

Image

Sprawiedliwość nakazywałaby, aby Przemyśl i kilkanaście powiatów wróciły do Ukrainy – mówi Andrij Tarasenko, rzecznik radykalnej organizacji Prawy Sektor, najmocniej zaangażowanej w walki z milicją wokół Majdanu.


Dlaczego nad Majdanem łopocą flagi UPA, wiszą portrety Stepana Bandery?

Andrij Tarasenko: Nasza organizacja, Prawy Sektor, nosi imię Bandery. On jest symbolem rewolucyjnej walki o niepodległość kraju. Gdyby go nie było, nie byłoby Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), a bez OUN nie byłoby dziś niezależnej Ukrainy. Nasz naród przez setki lat żył pod okupacją różnych imperiów i ci, którzy walczyli o wyzwolenie, jednoczyli się wokół wielkich bohaterów: Mazepy, Petlury, Bandery. Tak jest i dziś.

Dla mieszkańców wschodniej Ukrainy Bandera to jednak nie bohater, ale zdrajca. Nie lepiej było znaleźć kogoś, kto Ukraińców łączy, a nie dzieli?

Ukraińców dzieli nie postać Bandery, ale propaganda imperialnej Rosji. Moskwa zawsze działała wedle zasady: dziel i rządź. Dlatego przedstawiała Banderę w negatywnym świetle. Gdyby nie to, Bandera łączyłby dziś wszystkich Ukraińców. Ja sam pochodzę zresztą ze wschodu, a jestem banderowcem.

Bandera zainspirował jednak rzeź na Wołyniu, w wyniku której zostało zamordowanych przeszło 100 tys. Polaków. Nie odpowiada więc za ludobójstwo?

To brednia. Dokładnie śledziłem historię OUN i wiem, że to po prostu nieprawda. Owszem, Bandera zalecał stosowanie radykalnych metod, ale przecież z okupantem należy walczyć wszystkimi metodami. Tym bardziej kiedy ten okupant nie chce opuścić twojej ziemi.

Tyle że to były lata wojny, więc Polaków trudno nazwać okupantami.

Nasz kraj okupowali Niemcy, Polacy, Rumuni, Węgrzy, Rosjanie.

Polska jest dziś najważniejszym sojusznikiem Ukrainy w walce o integrację z Europą. Czy z tego punktu widzenia nie jest błędem taktycznym eksponowanie na Majdanie symboli UPA?

Rozumiem, w czym rzecz, ale my jesteśmy banderowcami i z powodów taktycznych nie możemy się wyrzec naszych przekonań.

Obecne granice Ukrainy są sprawiedliwe?

Nacjonalista to ktoś, kto dąży do zjednoczenia wszystkich ziem etnicznych swojego narodu, tych, gdzie Ukraińcy żyli od tysięcy lat. Inaczej nie można go nazwać nacjonalistą. Po wojnie operacja „Wisła" spowodowała, że Ukraińcy z tych ziem etnicznych zostali wyrzuceni i sprawiedliwość nakazywałaby, aby te ziemie do Ukrainy wróciły. Mówię o Przemyślu i kilkunastu innych powiatach.

Jak chcecie to osiągnąć?

Metodami dyplomatycznymi. Nie jesteśmy narodem imperialnym, nie sięgamy po cudze ziemie, chcemy jedynie tego, co nasze.

Ukraina nie może być jednak w Unii i jednocześnie domagać się zmiany granic.

Miejsce Ukrainy nie jest w Unii, to byłoby sprzeczne z ideą państwa narodowego. W Polsce też jest zresztą wiele osób niezadowolonych z tego, że struktury ponadnarodowe ograniczają suwerenność państwa.

Ukraina nie będzie jednak bezpieczna, balansując między Rosją a zachodnią Europą.

Dlatego musimy odzyskać broń atomową. Mamy na Ukrainie własnych specjalistów, którzy do tego doprowadzą.

Kiedy zakończy się rewolucja 
na Majdanie?

Wtedy, gdy odejdzie Janukowycz. Aby to osiągnąć, jesteśmy gotowi sięgnąć po wszystkie metody, także te radykalne. Tak jak robił Bandera. Janukowycz rozumie tylko siłę, gdybyśmy już teraz jej nie użyli, nigdy nie podjąłby negocjacji.

Rzeczpospolita

[link widoczny dla zalogowanych]



Andrij Tarasenko w Polsce znany jest z wywiadu udzielonego gazecie „Rzeczpospolita”, w którym powiedział, iż „sprawiedliwość nakazywałaby, aby te ziemie [Przemyśl i kilkanaście powiatów] do Ukrainy wróciły”. Tarasenko powiedział także, że rzeź wołyńska to „brednia”. Prawy Sektor uznał potem wywiad za „zmanipulowany”.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 15:29, 16 Mar 2022, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:16, 30 Sty 2014 Powrót do góry

Lider Prawego Sektora: W stosunkach z Polską trzeba myśleć o przyszłości, nie historii

Image

Ukraińska partia Prawy Sektor uważa, że w stosunkach z Polską nie należy koncentrować się na negatywnych wydarzeniach historycznych, tylko myśleć o przyszłości – oświadczył w piątek lider tego skrajnie nacjonalistycznego ugrupowania Dmytro Jarosz.

- Jesteśmy otwarci na dyskusję o historii, ale uważamy, że należy koncentrować się przede wszystkim nie na tym, co było, tylko na tym, co będzie. W stosunkach między krajami bywa różnie – historia to historia – ale trzeba żyć przyszłością – oświadczył Jarosz na konferencji prasowej w Kijowie.

"Nie szukamy wrogów, szukamy sojuszników"

Jak podkreślił, Prawy Sektor opowiada się za „rozwijaniem stosunków z państwem polskim". - Będziemy robić wszystko w tym celu - powiedział.

Wyraził także wdzięczność polskiemu narodowi za pomoc podczas rewolucji na Majdanie. - To umacnia przyjacielskie i w istocie bratnie stosunki między ukraińskim i polskim narodem – zaznaczył.

Jarosz dodał, że zamierza wybrać się z wizytą do Brukseli, by wyjaśnić UE stanowisko swojej partii. - Szykujemy moją wizytę w Brukseli, żeby twarzą w twarz wyjaśnić nasze stanowisko. Nie szukamy wrogów, szukamy sojuszników – zaznaczył.

Prawy Sektor to radykalny ruch zrzeszający różne ukraińskie formacje nacjonalistyczne. Był bardzo aktywny podczas demonstracji na kijowskim Majdanie Niepodległości. Członkowie organizacji odwołują się do tradycji Stepana Bandery, Romana Szuchewycza, a także OUN i UPA.

Sam Jarosz kandyduje w przedterminowych wyborach prezydenckich na Ukrainie, które mają się odbyć 25 maja.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 15:27, 16 Mar 2022, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:00, 30 Wrz 2015 Powrót do góry

Image

Aleja Ofiar Ludobójstwa OUN-UPA w Legnicy

Oby więcej takich ulic, oby więcej PAMIĘCI o tamtych wydarzeniach.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Czw 17:43, 07 Lip 2016, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:06, 07 Lip 2016 Powrót do góry

Zofia Szwal: Bóg ocalił mnie z rzezi Polaków, abym opowiedziała tę historię

- Mam to szczęście, że kości moich rodziców nie poniewierają się na polach - cieszy się w rozmowie z Wirtualną Polską Zofia Szwal. Sama szukała ciał mamy i taty. - W mojej Orzeszynie ja też znajdowałam ludzkie kości. Czaszki - dodaje, opisując jak własnymi rękami wygrzebywała z ziemi szczątki pomordowanych. Dziś ma 83 lata, ale wciąż pamięta "krwawą niedzielę" 11 lipca 1943 r., gdy Ukraińcy z UPA wymordowali całą polską wieś, w tym 16 osób z jej rodziny. Gdy po 23 latach wróciła na rodzinną ziemię, Ukraińcy dziwili się, jak to się mogło stać, że żyje. - Przecież akcja była dokładnie przygotowana, a ja ocalałam na świadka. Ja przecież tam żyłam i widziałam, choć jeszcze nie rozumiałam. To tak jakby Bóg mnie ocalił, żebym opowiedziała tę historię - mówi. Z ocaloną z rzezi wołyńskiej rozmawia Jacek Gądek.

Image

Janina Kalinowska, Teresa Radziszewska i Zofia Szwal ze Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu


Jacek Gądek: - Wie pani, gdzie spoczywają kości mamy i taty?

Zofia Szwal: - Nie wiem. Mord był zbiorowy. Ale mam to szczęście, że ich kości nie poniewierają się na polach.


A tak bywa?

- W innych polskich miejscowościach na Wołyniu ciała często były ledwo zagrzebane. Gdy zaorano pola, to kości leżały już na wierzchu. W mojej Orzeszynie sporadycznie też tak było, ale dzięki Bogu nie masowo.

Tam. W lesie. W mojej Orzeszynie ja też znajdowałam ludzkie kości. Czaszki. Były zakopane tak płytko.


Własnymi rękami je pani wygrzebywała?

- Tak. Sama szukałam. Szukałam rodziców.


Jak zginęli?

- 11 lipca 1943 r. Ukraińcy całą naszą wieś - polską wieś - zapędzili do lasu.


Dlaczego tam?

- Moja Orzeszyna była na granicy zaborów niemieckiego i rosyjskiego, ale już na Wołyniu. Niemcy postawili tam posterunki, a Rosjanie nie wierzyli Niemcom, więc wykopali w lesie okopy. Gdyby doszło do wojny z Niemcami, to byliby gotowi. Te okopy były maskowane drewnianymi balami. Ludzie to drewno jednak pozabierali. Doły były więc odsłonięte.


Nie trzeba było kopać grobów. Najprościej było zapędzić ludzi do lasu i tam mordować. A potem do dołu.


Okopy służyły za zbiorowe groby?

- Tak.

- Mniej więcej już wiem, gdzie były, ale do tej pory nie ma zezwolenia na poszukiwanie ciał. Ludzie na miejscu nagle stracili pamięć - boją się.


73 lata po rzezi?

- Gdyby tylko ktoś mi powiedział, gdzie dokładnie leżą ciała, a ja bym zaczęła szukać i kopać, to od razu domyśliliby się, kto mi powiedział. A każdy boi się o siebie.

Ale mniej więcej wiem, ja wiem. Postawiłam tam dębowy krzyż, jest też metalowy. I tablica. To nasze, ogrodzone miejsce pamięci. Przyjeżdżamy. Modlimy się. Tam przecież zamordowano 306 ludzi. Mi z najbliższej rodziny zabili 16 osób: rodziców, rodzeństwo rodziców, sześcioro dzieci i dziadków.


Pani miała wtedy...

...10 lat. Potem gdy wyrabiano mi nową metrykę, to dodano jeszcze kilka. Z całej rodziny zostało nas dwoje dzieci. Ja - 10, braciszek - 3 lata. Pan to sobie wyobraża? Ani matki, ani ojca, ani domu. Tylko my - dwoje płaczących, głodnych dzieci. Trauma na całe życie. Nie ma we mnie jednak chęci zemsty, ale jest ból, że człowiek mógł tak mordować.


Codziennie pani wraca myślami do rzezi wołyńskiej?

- Każdego dnia. Gdy kładę się wieczorem spać, to myślami jestem już w swoim domku, który nie istnieje. Ale ja tam jestem. Jestem na tych grobach. Jestem na tych cmentarzach. Jestem na tych polach. Na tej kochanej ziemi. Przecież te groby wołają do nas o pamięć.


Zamordowano na niej pani rodzinę, a jest "ukochana"?

- Bardzo. Po śmierci męża, gdy nie mogłam sobie dać rady, to pojechałam tam się wypłakać. Może zabrzmi to aż nieprawdziwie, ale kiedy człowiek jest tak bardzo zmęczony, to wracając stamtąd już ma siłę.


Pani przeżyła rzeź Polaków - jako jedna z niewielu osób.

- Tyle dzieci tam zamordowano, a ja dostałam łaskę życia, aby wołać o godność tych, którzy zginęli. Zabijano, bo Polak. Zabijano, bo katolik. Taka była ich wina. Dziecko było winne. Staruszek, który nie chodził - też. Winna była matka, która tuliła dziecko, gdy ich zabijano, a ona mówiła: - Zaraz będziesz u Pana Boga, i ja też.

Jak mordowali wszystkich, to kilkoro dzieci uciekło - w zboża albo w las. Błąkały się, ale trzymały blisko domów, bo liczyły, że ktoś po nie przyjdzie. Później Ukraińcy je wyłapywali i zabijali.

Nawet kiedy mój wujek przyjechał z Niemiec, to poszedł na Orzeszynę. I był w naszym domu. Mieszkała tam już Ukrainka z trójką dzieci. Powiedział, kim jest. Odpowiedziała, że jak wrócimy, to ona opuści dom. Opisywała też, że do jej dzieci dołączyło się jedno polskie. Przygarnęła je, ale - mówiła - ktoś zauważył i po dwóch tygodniach to dziecko zniknęło. Wiadomo, co się stało. Po mordzie, to było pustkowie, ale czasami chodziły ukraińskie czujki. Sprawdzali, czy nie ma jakichś Polaków do dobicia, bo świadków miało nie być.


Pani takie sceny z opowiadań innych osób?

- Tak. O tym opowiadały mi starsze kobiety stamtąd.

Z Orzeszyny, gdzie zabito 306 osób, przeżyła tylko jedna dorosła kobieta. Muniakowa. Była naocznym świadkiem. Tak jak w bajkach mówi się, że coś niesamowitego się kiedyś gdzieś zdarzyło, tak ona to widziała. Była świadkiem wszystkiego, choć to się zdaje aż niemożliwe. Ona już nie żyje, ale opowiedziała wszystko.


Jak uszła z życiem?

- Zabijali siekierkami, łomami, kijami, młotami. Ona upadła, ale wciąż żyła. Udawała martwą. Na nią spadli inni - zabici, ranni, niedobici. Słyszała, jak płaczą dzieci, jak ludzie konają i proszą o dobijanie. Jęki, płacze. Obok upadli jej mąż i brat z sześciorgiem dzieci, siostra z dziećmi - zabici. Leżała pod stertą ciał, licząc na to, że Ukraińcy odejdą.

Ale oni nie zostawili ofiar w spokoju, tylko zdejmowali z nich co lepsze buty. Potem ze zboża robili powrósła, oplatali nimi nogi ciał i tak ciągnęli do dołów, do okopów. Blisko. Ona leżała pod ciałami innych. Gdy Ukraińcy zobaczyli, że ma stare buty, to powiedzieli, że nie będą zdejmować. Założyli jej w końcu powrósła na nogi i zaczęli ciągnąć do dołu. Przeraziła się, że zakopią ją żywcem. Odezwała się do nich po ukraińsku: - Ja żywa!

Było przy niej dwóch oprawców. Jeden złapał jakiegoś kołka i chciał zabić. Rozpoznała ich - skąd pochodzą i kim są. Powiedziała, że jest ich krewną. Była cała zbroczona krwią, więc przekonywała, że dlatego jej nie poznają. Uwierzyli, bo znała też imiona ich rodziców i szczegóły z ich życia. Puścili ją. Kazali się umyć i przebrać. Przeżyła.

Ja też miałam iść na śmierć. Już nas pędzili do lasu.


Jak doszło do rzezi w pani wiosce?

- To było 11 lipca 1943 r. Zanim zaczęli mordować, to polecili wszystkim polskim mężczyznom przyjechać z końmi do lasu. Mówili, że przez wieś będzie zaraz przebiegał front i będą tu walczyć z Niemcami. Kazali im odstawić konie na bok. W krzakach mieli karabin maszynowy i puścili serię. Tak się zaczęło. A jak już zlikwidowali mężczyzn, to sprawa była prosta. We wsi zostali przypadkowo jacyś mężczyźni, a reszta to kobiety i dzieci. Myśleli, że pozabijali wszystkich.

Kiedy po wojnie przyjechałam na miejsce rzezi, to wszyscy się dziwili: jak to się mogło stać, że żyję?! Przecież akcja była dokładnie przygotowana, a ja ocalałam na świadka. Ja przecież tam żyłam i widziałam, choć jeszcze nie rozumiałam. To tak jakby Bóg mnie ocalił, żebym opowiedziała tę historię.

Gdy już dorosłam i zaczęłam rozumieć, to w 1966 r....


...czyli po 23 latach od ocalenia, miała pani 33 lata...

...gdy pierwszy raz tam stanęłam, to prosiłam Boga, żebym jak najdłużej mogła służyć tej ziemi. Żebym mogła mówić o krzywdzie tych, których zabijano. Bo w innych miejscowościach nikt nie ocalał.


A jak pani ocalała?

- Ojciec uprosił.

Mieszkaliśmy z rodzicami, bratem, rodzeństwem ojca. A jeszcze jeden brat był wywieziony do Niemiec na roboty przymusowe. Tego dnia przyjechał do nas kuzyn.

Około południa we wsi nie było już większości mężczyzn, bo ich zabrano rano. Pozostały głównie kobiety i dzieci. A już nocą Ukraińcy otoczyli Orzeszynę. Schowali się w zbożach i zabudowaniach. Ustalili godzinę napaści na moment, w którym rozpocznie się mord w kościele w Porycku, który był bardzo blisko. Gdy rozległy się strzały w kościele, to wtedy zaczęli też strzelać do mężczyzn, których rano zabrali do lasu. Ukraińcy wyszli też z ukrycia i weszli do każdego polskiego domu - znów zabierali ludzi, i do lasu.

Gdy weszli do naszego domu, to mówili, że będzie tu front, ale tata odpowiedział, że będą sobie wtedy sami radzić. Tata był w domu, bo przez to, że mieliśmy gościa (kuzyna), nie poszedł rano do kościoła. Ukrainiec wziął karabin i zagroził, że jak nie wyjdziemy, to wszystkich zabije, więc wyszliśmy z domu, na podwórko i dalej na drogę. Tam upowcy otoczyli nas i sąsiadów.

Ukraińcy nie znali kuzyna - Józefa - więc podał się za Ukraińca. Kazali mu szybko zaprzęgać konie i wyjeżdżać ze wsi.

Mój ojciec wszystkich tych Ukraińców znał, bo przecież tam się urodził i żył między nimi. Bardzo prosił jednego z nich: - Pozwól, żeby moje dzieci pojechały ze znajomym. Nie przyznawał, że jest jego krewnym. Ukrainiec odpychał ojca, ale kiedy kuzyn wyjechał furmanką na drogę, to Ukrainiec zatrzymał wóz i powiedział: - Weź te dzieci i zawieź pod krzyż, który stoi pośrodku wsi.

Wtedy ojciec wsadził nas oboje - mnie i braciszka - na wóz. Przykrył mnie swoją odświętną marynarką. Pamiętam, jak ściskałam go za szyję. Mocno. Płakałam, że chcę zostać. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jeszcze tego dnia rodzice zginą. Pojechaliśmy z kuzynem - do Sokala.

Wśród tych Ukraińców, którzy przyszli mordować, poznałam ojców koleżanek, z którymi się bawiłam.


Wcześniej spokojnie żyliście obok siebie?

Nie było wrogości. Ukraińcy często przychodzili do nas, a my do nich.

Ale pamiętam, że na jakiś tydzień przed mordami, nikt z Ukraińców nas nie odwiedzał. Rodzice się zastanawiali: dlaczego? A to już wtedy było ustalone, kto i gdzie ma mordować. Bali się o jakiś przeciek. Później dowiedziałam się, że tuż przed rzezią Ukraińcy zakazali rodzicom wysyłania dzieci do Orzeszyny.


Nikt nie pisnął słówka?

W przeddzień mordów do jednego z domów w Orzeszynie przyszła staruszka. Powiedziała, żebyśmy uciekali, bo jutro Ukraińcy będą nas mordować. Kilka domów się zebrało i doszli do wniosku, że starej kobiecie coś się w głowie poprzewracało. Nie posłuchali jej, a na drugi dzień było za późno.


Pani patrzyła oczami 10-latki...

...i nie spodziewałam się mordu. Myślała, że naprawdę będzie jakiś front i walki z Niemcami.

Jak wyjeżdżaliśmy furmanką z Orzeszyny, to Ukraińcy nas zatrzymywali. Kuzyn cały czas podawał się za Ukraińca. Mówił, że tylko przywiózł kobiety do pobliskiego Sokala, by poszły nadać paczki do Niemiec. Sam mówił po ukraińsku, a nam zakazał się odzywać. Gdy pytali, dlaczego razem z braciszkiem płaczemy, to mówił, że to przez głód. Częstował ich papierosami i dawał ognia. Ręce mu się trzęsły. Chcieli go zrewidować, więc wyjął dokumenty i je przydeptał, żeby nie znaleźli.

Puścili nas, ale na samym wyjeździe z Orzeszyny stali dwaj Ukraińcy z karabinami. Kuzyn powiedział, że z ważną wiadomością spieszy się do ukraińskiego sołtysa. Z miejsca, gdzie stał krzyż, słuchać było później krzyki i strzały. Ustąpili nam miejsca. Udało się.


- Gdzie pojechaliście?

Na niemiecki posterunek. Kuzyn powiedział tam, co się dzieje - że mordują Polaków. - Gdybyście tam poszli, to jeszcze byście ocalili wielu ludzi - mówił im. Ale odpowiedzieli, że nie ma takiego rozkazu.

W Sokalu PCK zrobiło punkt zbory dla tych, którzy przeżyli rzeź. Codzienni tam chodziłam, bo liczyłam, że rodzice żyją i ich odnajdę. Słyszałam, jak moja ciotka pytała Muniakową - tą, która ocalała. - A co z moją rodziną? ktoś przeżył? A ona mówi: - Antek (mój tata) nie żyje. - A co z Kasią (moją mają)? Muniakowa mówiła: - Była ciężko ranna, puścili ją, bo jej nie poznali. Mówiła, że była służącą w Orzeszynie i że tam zostały jej dzieci. A że była cała we krwi, to jej nie poznali i puścili. Dali jej kij do rąk i tak ledwo szła. Ale jeden z Ukraińców krzyknął do drugiego: - Kogoś ty puścił, to Kaśka, żona Antka! I znów zabrali.

W tym punkcie zbornym ciotka z Muniakową nawet nie wiedziały, że je słyszę. - I co? Zabili moją mamę?! - rozpłakałam się. A ona popatrzyła na mnie i na 3-letniego braciszka i powiedziała: - Nie. Wzięli ją do lasu, żeby jej opatrzyć rany.


Chwyciła się pani nadziei?

- Uwierzyłam. Skoro ranna, to trzeba iść - myślałam. Z inną, trochę starszą dziewczynką poszłam na niemiecki posterunek, by tam szukać mamy. Dotarłyśmy. Ale powiedzieli mi: - Zabili. Nie żyje.


Co czuje 10-letnia dziewczynka, gdy słyszy, że zabito jej mamę?

Dalej mi się wydawało, że to przecież niemożliwe, aby wszystkich zabijali. W punkcie zbornym jak ciocia mnie znalazła, to się przeraziła. Mówiła: - Boże, co ja zrobiłam. Ona nie żyje. Twoja mama nie żyje.

Wtedy umarła ostatnia nadzieja. Byłam potwornie zmęczona, bo cały dzień szukałyśmy drogi i jeszcze starałyśmy się mijać wioski, ludzi. Był upał. Straciłam przytomność.

Jako dziecko mówiłam sobie potem: - Panie Boże, jak ich już nie ma, to co będzie dalej?

Byłam bezradna. Wierzyłam jednak, że Pan Bóg wysłuchuje dzieci - tak mi mówiła mama. Modliłam się więc: spraw, żebyśmy się już jutro nie obudzili. I jak się budziłam, to z myślą: aha, skoro tak mocno prosiłam Pana Boga, a jednak się obudziłam, to znaczy, że może jest nadzieja?


To był świat bez litości?

- Jak małżeństwa były mieszane - Polaka i Ukrainki - to jedno musiało zginąć. Jeśli matka była Polką, to ojciec jej męża albo sąsiedzi mordowali też jej córki. Dzieci mordowano w okrutny sposób. Żywe albo uderzone w głowę wrzucano do studni albo do dołów. Jeśli możemy sobie wyobrazić jak wygląda otwarte piekło, to właśnie tak.

To nie byli ludzie, ale bestie, które miały ludzką postać. Tam wszystko płonęło. A zanim jeszcze wypędzono Polaków z domów i pozabijano, to niektórzy Ukraińcy już pozajmowali sobie ich domy do ograbienia. Pilnowali „swoich” gospodarstw, a potem wszystko zabierali. Przyjeżdżała ukraińska rodzina furmanką i zabierali.


Pani brat był wtedy bardzo mały...

... i ciągle płakał.

Nie pamięta ani ojca, ani matki. "Do domu, do domu". "Nie chcę tu być". W naszym dziecięcym życiu mieliśmy okres, że nie umieliśmy się śmiać i bawić - wszystko było pełne lęku.


Pani życie bez rodziców - jak wyglądało?

- Początkowo byłam w Sokalu. Potem krótko we Lwowie. Ale w Niemczech na przymusowych robotach miałam stryjna, który przyjechał na dwa tygodnie, a potem mu przedłużyli pozwolenie. Przywiózł mnie do Zamościa. Był bezdomny, musiał też wracać do Niemiec.


No i co zrobić z dziećmi?

- W Zamościu były już domy dziecka - trafiłam do sióstr zakonnych tak jak i inne sieroty. Jestem ich wychowanką. Miałam dzięki temu poczucie stabilizacji. Tam nawet w nocy jak tylko któraś z dziewczynek zakwiliła, to cała sala płakała. Zdawałyśmy sobie jednak sprawę z tego, że trzeba chodzić do szkoły i się uczyć. Chciałam zostać nauczycielką. Skończyłam filologię polską. Dostałam też namiastkę marzeń, bo od pięciu lat jeżdżę na Wschód na letnie kolonie języka polskiego. Uczę polskie dzieci na Ukrainie. Sama wychowałam troję własnych.

Jeszcze jak byłam małą dziewczynką, to gdzieś przeczytałam, że nieszczęścia rodzą szczęście. Pomyślałam sobie, choć to brzmi banalnie: dostałam szczęście służenia swojej umęczonej ziemi. Mogę podjąć walkę o prawdę, na Wschodzie udało się też postawić wiele krzyży.

Jako dziewczynka cały czas bardzo tęskniłam za ziemią rodziców. Chciałam wrócić do Orzeszyny, ale nie miałam tam nikogo i nie mogłam jechać. Dopiero po 23 latach pojechałam ze Lwowa - z mężem. Pojechałam do Sokala. Tam wynajęłam taksówkę i pojechałam na moją rodzinną ziemię. Bardzo chciałam, aby i on ją zobaczył.


I?

- Nic tam nie ma.


?

- Nie ma mojej Orzeszyny. Tylko wyrośnięte żywopłoty i droga.


A domy?

- Nie ma śladu.

Uklękłam. Podziękowałam Bogu za łaskę, że mogę zapłakać właśnie tu.


Rozmawiała pani z miejscowymi Ukraińcami?

- Niedaleko pól, gdzie kiedyś była Orzeszyna, jest ukraińska wieś. Mąż mnie namówił, abyśmy podjechali. Nie chciałam ich widzieć. Nie chciałam rozmawiać, ale mnie przekonał mówiąc, że jak wrócę do Polski i opadną emocje, to będę żałować.

Pojechałam.


I?

- Był tam dom, który znałam jeszcze z dzieciństwa, rodzinę też. Weszłam. W środku były kobiety. Powiedziałam, kim jestem. Wybuchły takim płaczem i piskiem, że ludzie z sąsiedztwa zaczęli się zlatywać. Mówili do siebie: - Popatrzcie, przyszła do nas z tamtego świata!

Dotykali mnie, żeby się upewnić, że jestem realną osobą, a nie duchem. Też płakałam. Nie zostałam na dłużej. Bałam się że mnie zabiją.

W tym morzu zła i krwi jako dziecko jakoś się uchowałam, żeby wrócić i znów stanąć na tej ziemi. Rok później przyjechałam do nich już na zaproszenie. Byli mi przyjaźni. Znali też moich rodziców bo przecież mama i tata tam się rodzili i żyli.


Ale to mogła być rodzina, która...

...ja nie wiem! Jak ktoś nie brał udziału w mordach, to musiał być bardzo neutralny, bo raczej zmuszano do udziału w akcjach. Wśród Ukraińców byli też różni ludzie. Życie zawdzięczam nawet temu Ukraińcowi, którego ojciec uprosił, aby pozwolił nam pojechać. Jemu, choć przecież on tam był, żeby mordować.

A przecież w przeddzień rzezi przyszła do nas też ta ukraińska kobieta i ostrzegała.


Kim była?

Wiejską akuszerką. W mojej Orzeszynie odbierała porody.

Do jednego domu przyszli banderowcy, zabrali całą rodzinę, a ona nie pozwoliła skrzywdzić matki z noworodkiem. Powiedziała im, że kobiety, która dopiero urodziła, nie wolno im nawet ruszyć, bo ściągną na siebie klątwę. Chyba uwierzyli w te jakieś czary. Akuszerka przynosiła jej jedzenie i picie, nie pozwalała odejść, a gdy nadarzyła się okazja, to pomogła jej uciec z dzieckiem - zaprowadziła na niemiecki posterunek.

Sama przypłaciła to później życiem.


Zemścili się na niej?

- Złapali i zabili.


Pani wiele razy była później na tych ziemiach i tylko jeden ukraiński dom był otwarty?

- Inne też. Nawet jak postawiłam krzyż i trzeba było go poświęcić, to przychodzili. Nikt mnie nie obrażał. Raczej współczuli.

Czasami jednak na tych naszych krzyżach z Wołynia zamalowywane są napisy. Napis mówi o 400 zamordowanych, a zmieniają na 40. Jak jest napisane "Wszyscy zginęli tragicznie", to zmieniają na "Nikt nie zginął". Zbrodnie przypisują sowietom.


Albo to te osoby, które pani spotkała po powrocie na Wschód, albo ich ojcowie, bracia czy sąsiedzi dokonywali mordów.

- Tak. Ale było też tak, że jeżeli ktoś nie chciał pójść z UPA i odmówił udziału w mordach, to mógł nawet zginąć. Trzeba oddać to, że wśród Ukraińców też byli ludzie uczciwi.


Mogła się pan w którymś momencie minąć albo rozmawiać z człowiekiem, który mordowała pani rodziców.

- Gdyby podszedł do mnie ktoś taki i powiedział "ja zamordowałem twoich rodziców", gdyby zapłakał i żałował, to może poczułabym ulgę, że w człowieku obudziło się sumienie. Nieraz myślałam, że dowiem się, kto zabił i pójdę z nim porozmawiać. Ale to nierealne.


A czy zdarzyło się, żeby ktokolwiek z Ukraińców z pani rodzinnych stron się przyznał i powiedział: tak, uczestniczyłem w mordach?

- Nigdy.

Jak z nimi rozmawiałam, to mówili: no takie były czasy. A ja odpowiadam: ale nie można mordów tłumaczyć czasami, bo przecież bywały trudne czasy i wtedy ludzie się łączyli, pomagali sobie, a nie mordowali się nawzajem.

Moi rodzice przekazując mnie kuzynowi liczyli, że później też znajdziemy się wśród ludzi, którzy udzielą nam pomocy i przeżyjemy. I jesteśmy. Żyję.


Rozmowy z Ukraińcami na tym się kończyły - "takie czasy"? Zmowa milczenia?

- Nie ma otwartości. A jeśli ktoś już rozmawia, to w wąskim gronie - tak można się jeszcze czegoś dowiedzieć.


A w Orzeszynie?

- Z polskiej wioski nic nie zostało - nawet drzewa. Pustkowia są tam aż strach.


Bez śladu?

- Nikt by nie powiedział, że była tam kiedyś polska wieś. Nawet domy rozbierali albo palili. Do gołej ziemi. Potem były pola kołchozowe, a teraz nawet tego nie ma.


Myślała pani przez tych ponad 70 kat o przebaczeniu?

- Kiedy po rzezi jako 10-latka byłam głodna, to myślałam, żeby i oni byli tacy głodni. Ale nie życzyłam im śmierci. Chciałam, żeby byli głodni i żeby tak tęsknili do swoich domów jak ja. Żeby doświadczyli bólu i cierpienia dziecka. Nie myślałam o odwecie i zemście. Na pewno wychowanie w klasztorze miało na mnie duży wpływ i to dlatego.

Pewnego razu będąc tam u siebie - w Orzeszynie - podszedł do mnie Ukrainiec i zapytał: - czy potrafi pani przebaczyć? bo to co zrobili jest straszne.


Odpowiedziała pani...

"Tak". Jeżeli ktoś żałuje za swoje winy i wie, że źle zrobił, to nie mogłabym powiedzieć "nie, nie przebaczam".


A czy ktokolwiek prosił panią o wybaczenie?

- Ten jeden Ukrainiec powiedział: - Żałuję tego, przepraszam za tych, co zabijali. To było kilka lat temu. Ale on nie mówił o sobie, bo był młodym człowiekiem.


Nikt, kto uczestniczył w mordach, nie przeprosił?

- Nie.

Dopiero kolejne pokolenia się na to zdobywają. Dla mnie jednak nawet ten jeden gest jednej młodej osoby to już coś. I to mimo tego, że tam - na Ukrainie - wychowuje się ludzi w nienawiści i stawia pomniki zbrodniarzom mówiąc, że to bohaterowie.


Ma pani jeszcze cień nadziei, że ciała rodziców uda się kiedyś znaleźć, czy już nie?

- Tam były sowieckie 2-3 okopy i wszystkich Polaków do nich wrzucano. Nawet gdyby Ukraińcy pozwolili kiedyś na ekshumację, to nie ma mowy o tym, aby zidentyfikować ciała. Wszyscy umierali razem. Wszyscy są nasi. Wszyscy leżą razem. Nasi.

A my - ocaleni z rzezi - mamy żal, że Polska tak mało pamięta.


Ma pani w domu trochę ziemi stamtąd

- Tak. Mam - przywiozłam z pierwszej wizyty i ziemię, i rośliny, które zasuszyłam. Ta ziemia ma być złożona ze mną w trumnie. Pod tą ziemią będzie mi lżej. A póki żyję? W ciężkich chwilach tę ziemię przytulam.


Ciągle pani mówi "moja" Orzeszyna, "moja ziemia".

Bo nas, proszę pana, zabijali sąsiedzi.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 15:45, 11 Lip 2022, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:24, 16 Mar 2022 Powrót do góry

Prezydent Duda oddał hołd ofiarom rzezi wołyńskiej. "Tylko na prawdzie historycznej można opierać dobre wzajemne relacje"

Image

Prawda historyczna jest potrzebna, bo tylko na niej można opierać dobre wzajemne relacje

— powiedział prezydent Andrzej Duda, który złożył dziś kwiaty przed pomnikiem Ofiar Zbrodni Wołyńskiej na warszawskim Żoliborzu.

Jak podkreślił, trzeba czynić wszystko, aby „tę prawdę głosić, pokazać z obydwu stron”.

Być może, to nie będzie łatwe do przyjęcia dla wielu, ale ona musi być wyświetlona, żeby można było budować dobre relacje, nawet jeśli będzie to trudne. To jest zadanie zarówno jednej strony, jak i drugiej

— ocenił Andrzej Duda w Polsat News.

Poinformował, że na temat zbrodni wołyńskiej rozmawiał z prezydentem Ukrainy Petro Poroszenką. Jak mówił, „pewne rzeczy muszą być przyznane, z drugiej strony z pewnych rzeczy będą musieli się wycofać”.

Mam nadzieję, że nastąpią także zmiany w przyjętych jakiś czas temu przepisach prawnych na Ukrainie, bo to jest konieczne właśnie dla tej prawdy historycznej, dla jej wyjaśnienia

— powiedział.

Jeżeli będziemy czynili właśnie takie kroki, to jest szansa na to, że tę prawdę będzie można pokazać, a z czasem - mam nadzieję - dojdzie także i do jej przyjęcia

— zaznaczył prezydent.

Duda dopytywany przez dziennikarzy, jak odebrał gest prezydenta Ukrainy, który kilka dni temu oddał hołd ofiarom zbrodni wołyńskiej - złożył wiązankę kwiatów i zapalił znicz przed pomnikiem na Skwerze Wołyńskim, odparł:

„Przyjąłem go jako gest ważny, jako gest pokoju. Przyjąłem go też jako gest przyjaźni i myślę, że ten gest powinien zostać doceniony przez wszystkich”.

Nawet tych, którzy mają ogromny żal w sercu w tej dramatycznej, trudnej sprawie historycznej. Mam nadzieję, że ten gest (prezydenta Ukrainy) docenią i że będziemy mogli na tym budować

— podkreślił.

Pomnik ofiar zbrodni wołyńskiej stoi w Warszawie od 2013 r.; odsłonięto go w 70. rocznicę rzezi wołyńskiej. Jego dominującym elementem jest siedmiometrowy krzyż z figurą Chrystusa bez rąk. Przed krzyżem znajduje się 18 tablic z nazwami miejscowości z siedmiu przedwojennych województw II Rzeczypospolitej: wołyńskiego, poleskiego, stanisławowskiego, tarnopolskiego, lwowskiego oraz częściowo lubelskiego i krakowskiego. Pomnik znajduje się blisko wzniesionego wcześniej monumentu 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK.

Masowe zbrodnie popełnione w latach 1943-1944 przez OUN i UPA na ludności polskiej na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i terenach południowo-wschodnich województw II RP określane są mianem rzezi wołyńskiej. Kulminacja zbrodni nastąpiła 11 lipca 1943 r., gdy oddziały UPA wspierane przez miejscową ludność ukraińską zaatakowały około 150 polskich miejscowości. Dla polskich historyków rzeź wołyńska była ludobójczą czystką etniczną, w której zginęło ponad 100 tys. ofiar: mężczyzn, kobiet, starców i dzieci. Są też szacunki mówiące o 120-130 tys. ofiar.

Dla badaczy z Ukrainy zbrodnie były konsekwencją wojny Armii Krajowej z UPA, w której wzięła udział ludność cywilna. Strona ukraińska ocenia swoje straty na 10-12 tys., a nawet 20 tys. ofiar.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 15:54, 11 Lip 2022, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:02, 11 Lip 2022 Powrót do góry

Wołyń jest otwartą raną, ale teraz Ukraina toczy brutalną wojnę z ruskim niedźwiedziem i potrzebuje realnej pomocy. Okupacja sowiecka po 1944 r. wykształciła w nich myślenie stadne. A polskie elity zniszczone bezpowrotnie.

Jasna Góra: trwa pamięć i modlitwa za ofiary ludobójstwa na Wołyniu

Image

W obchodzony dziś Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP także na Jasnej Górze trwa modlitwa za tych, którzy zginęli m.in. na Wołyniu podczas tzw. krwawej niedzieli, czyli największej fali mordów na Polakach. Tu znajdują się tablice upamiętniające zamordowanych Polaków i nielicznych Ukraińców, którzy pomagali.

- Polecajmy Bogu ofiary tego pamiętnego dnia, módlmy się także za narody ukraińskie i polskie, żeby na prawdzie, jedności budowały wzajemne relacje i zaufanie – zachęcał podczas Mszy św. w Kaplicy Matki Bożej o. Nikodem Kilnar. Zakonnik przypomniał także, że „modlimy się też o pokój na Ukrainie, by Pan okazał temu narodowi swoje miłosierdzie” i „polecamy wszystkich sprawujących władzę w Rosji i Białorusi prosząc o nawrócenie”.

Szczególna modlitwa za bestialsko pomordowanych m.in. na Wołyniu na Jasnej Górze zanoszona jest też zawsze, już na początku lipca, podczas dorocznej pielgrzymki Kresowian. - Nie o zemstę, lecz o pamięć i prawdę wołają ofiary - podkreślali. Mówili także, że dobrze rozumieją nieszczęście wojny i spieszą z pomocą Ukrainie od pierwszych chwil, ale „naszym obowiązkiem jest troska o prawdę historyczną i pamięć o Polakach pomordowanych na Wschodzie”.

Kresowianie dodawali, że „pamięć o ofiarach zbrodni ukraińskiego ludobójstwa jest też pamięcią o Polsce, a Kresy to wyraz bólu i cierpienia, symboliczna droga krzyżowa, którą przeszedł naród polski”.

Obecny na pielgrzymce Marcin Krzysztofik, zastępca naczelnika IPN w Lublinie zauważył, że pamięć jest naszym narodowym obowiązkiem. - Pamięć o ludobójstwie na Wołyniu dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów nie może być zapomniana. Jednym z działań IPN jest przygotowanie bazy, jest już w niej 40 tys. wpisów, dotyczącej indywidualnych ofiar, ze wskazaniem miejsc okoliczności zbrodni - mówił historyk. Dodał, że „być może to co się dzieje, pozwoli stronie ukraińskiej, na zrozumienie działań polskich, które mają na celu upamiętnienie ofiar zbrodni wołyńskiej, bo one o to wołają”.

Aby pamięć trwała na Jasnej Górze przy Kaplicy Pamięci umieszczone zostały tablice poświęcone nie tylko Polakom zamordowanym przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1939-1947, ale też Ukraińcom, którzy udzielili swoim polskim sąsiadom pomocy i schronienia.

Inicjator i organizator uroczystości odsłonięcia tablic, prezes Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów, Szczepan Siekierka przypominał, że jego stowarzyszeniu udało się zebrać ponad 20 tys. relacji świadków, którzy przeżyli ludobójstwo na Kresach, a w oparciu i o te relacje powstało wiele książek i publikacji. „Na podstawie tych dowodów szacujemy minimum 200 tysięcy samych Polaków, nie licząc Ukraińców, Żydów, Ormian. Taka jest prawda” - mówił o liczbie ofiar ludobójstwa na Kresach.

11 i 12 lipca 1943 r. UPA dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców ok. 150 miejscowości. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę ludzi w kościołach.

Badacze obliczają, że tylko 11 lipca mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków - głównie kobiet, dzieci i starszych mężczyzn.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 16:31, 11 Lip 2022, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:36, 11 Lip 2022 Powrót do góry

Rocznica "krwawej niedzieli" na Wołyniu. 11 lipca
(...)
http://www.traditia.fora.pl/historia,163/rocznica-krwawej-niedzieli-na-wolyniu-11-lipca,2403.html
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:35, 07 Lip 2023 Powrót do góry

Biskupi z Polski i Ukrainy upamiętnią w obu krajach 80. rocznicę Zbrodni Wołyńskiej

Image

Dziś podczas liturgii w katedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie zostanie podpisane Oświadczenie w 80. rocznicę rzezi wołyńskiej. Dokument podpiszą: arcybiskup Światosław Szewczuk, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego i arcybiskup Stanisław Gądecki, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Kościelne obchody rocznicowe dziś odbędą się w Polsce, zaś 8 i 9 lipca – w Ukrainie.

Obchody upamiętniające rzeź wołyńską rozpocznie 7 lipca o godz. 11.00 polsko-ukraińskie nabożeństwo w warszawskiej bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Będzie to liturgia słowa sprawowana wspólnie przez abp. Stanisława Gądeckiego, abp. Światosława Szewczuka i bp. Witalija Skomarowskiego, biskupa łuckiego, przewodniczącego Konferencji Biskupów Rzymskokatolickich Ukrainy.

W warszawskich uroczystościach weźmie udział Rada Stała Episkopatu Polski oraz biskupi greckokatoliccy należący do Konferencji Episkopatu Polski: metropolita przemysko-warszawski Eugeniusz Popowicz, biskup wrocławsko-koszaliński Włodzimierz Juszczak i biskup olsztyńsko-gdański Arkadiusz Trochanowski.

Po uroczystości w Warszawie zwierzchnik UKGK oraz przewodniczący episkopatów Polski i Ukrainy udadzą się w pielgrzymkę „Przebaczenia i pojednania” na Wołyń. W Parośli Pierwszej koło Włodzimierza, w obwodzie rówieńskim, 8 lipca abp Gądecki o godz. 11.00 (10.00 czasu polskiego) będzie przewodniczył Mszy św. polowej i wygłosi homilię.

W tej wyludnionej dziś wsi, do 1945 leżącej w Polsce na terenie województwa wołyńskiego, 9 lutego 1943 r. oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordował, jak się szacuje, od 149 do 173 Polaków. Zbrodnia ta jest uważana za pierwszy masowy mord UPA i początek rzezi wołyńskiej.

Następnie 9 lipca o godz. 11.00 (10.00 czasu polskiego) w rzymskokatolickiej katedrze świętych apostołów Piotra i Pawła w Łucku abp Światosław Szewczuk, abp Stanisław Gądecki, bp Witalij Skomarowski, metropolita kijowski i zwierzchnik Prawosławnego Kościoła Ukrainy Epifaniusz, pod przewodnictwem abp. Visvaldasa Kulbokasa, nuncjusza apostolskiego w Ukrainie, odprawią wspólnie nabożeństwo żałobne za pomordowanych w języku ukraińskim i polskim.

7 lipca z nabożeństwa w warszawskiej bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela o godz. 11.00 transmisję przeprowadzi TVP 1.

Z kolei transmisje: z Mszy św. z Parośli Pierwszej 8 lipca i nabożeństwa w katedrze świętych apostołów Piotra i Pawła w Łucku 9 lipca ma przeprowadzić Katolickie Centrum Medialne w Kijowie.

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:46, 07 Lip 2023 Powrót do góry

Bp Skomarowski: godne pochówki ofiar Zbrodni Wołyńskiej to fundamentalny krok na drodze do pojednania

Image

„Ekshumacje i godne pochówki ofiar Zbrodni Wołyńskiej to realny i fundamentalny krok na drodze do polsko-ukraińskiego pojednania. Nie ma żadnych przeszkód, aby to robić i należy wszystko zrobić w tym kierunku nie tylko w duchu chrześcijańskim, ale też w duchu humanizmu” – zaznacza bp Witalij Skomarowski. Ordynariusz diecezji łuckiej w rozmowie z KAI mówi m.in. o obchodach 80. rocznicy Zbrodni Wołyńskiej, „drodze polsko-ukraińskiego pojednania” i sytuacji w diecezji w czasie wojny Rosji z Ukrainą.


Krzysztof Tomasik (KAI): Obchodzimy 80. rocznicę Zbrodni Wołyńskiej, która miała miejsce w największej skali na terenie diecezji łuckiej. Czy i na ile żywa jest pamięć o tych tragicznych wydarzeniach?

Bp Witalij Skomarowski: Dla mnie Zbrodnia Wołyńska jest bliska i stale żywa ponieważ jestem ordynariuszem diecezji, na terenie której 80 lat temu polska ludność doświadczyła największych i okrutnych cierpień. Nasz Kościół na Wołyniu również doznał niebywałych zniszczeń. Przed II wojną światową diecezja liczyła 165 parafii. W czasie rzezi wołyńskiej zniszczono wiele świątyń, zabito tysiące wiernych, a po wojnie większość mieszkańców była deportowana lub wyjechała z tych terenów. W latach pięćdziesiątych XX w. zamknięto kilka jeszcze funkcjonujących parafii. Niedawno w Równem w kościele św. Antoniego wspominaliśmy sługę Bożego o. Serafina Kaszubę, kapucyna, który pracował jeszcze do 1958 roku. Do końca lat osiemdziesiątych XX w. nie było tu żadnej parafii. Po upadku komunizmu zaczęliśmy się odradzać. Teraz mamy dwadzieścia parafii i piętnaście filii. Jednak jest to już inna diecezja i inni mieszkańcy, niż to było przed II wojną światową. Stale trwa w nas świadomość wielkich cierpień, jakich doświadczyła ta ziemia. Dlatego od 2000 r. co roku organizujemy obchody i dni modlitwy za ofiary ludzkiej nienawiści na Wołyniu, aby prosić Boga, aby te rany zostały przez Niego miłosiernie uleczone.

KAI: Upamiętnienie Zbrodni Wołyńskiej to też ważny element na drodze polsko-ukraińskiego pojednania, w co zaangażował się Kościół rzymskokatolicki i greckokatolicki w Polsce i w Ukrainie. Jak ocenia Ksiądz Biskup dotychczasowe działania w kierunku leczenia naszych ran?

– Jako Kościół katolicki robimy to, co powinniśmy robić. Najważniejsza jest modlitwa i Eucharystia w intencji ofiar. I tak będzie w tym roku. W sobotę 8 lipca będziemy się modlić w miejscu związanym z wydarzeniami sprzed lat osiemdziesięciu w Paroślu. Była to pierwsza wioska, która została zaatakowana i zniszczona w 1943 r. Będziemy się modlili w intencji ofiar i prosili Boga, aby polsko-ukraińskie rany się zagoiły. Przypomnijmy, że nie jesteśmy jedynymi, którzy działają na tym polu. W naszych wspólnych dniach pamięci zawsze biorą udział i udzielają pomocy wierni i duchowieństwo Kościoła prawosławnego, za co jesteśmy im wdzięczni. W wiele inicjatyw na tym polu zaangażowane są władze w Kijowie i Warszawie, różne organizacje i stowarzyszenia. My przede wszystkim modlimy się o pojednanie między naszymi narodami. Podczas uroczystości upamiętniających te tragiczne wydarzenia naszej historii zawsze panuje atmosfera wzajemnego zrozumienia i konieczności wybaczenia sobie oraz leczenia historycznych ran.

KAI: Jak wyglądają działania odnośnie do ekshumacji i godnego pochówku ofiar Zbrodni Wołyńskiej?

– W tej sprawie od dawna podjęto wiele inicjatyw. Ekshumacje i godne pochówki ofiar Zbrodni Wołyńskiej to realny i fundamentalny krok na drodze do polsko-ukraińskiego pojednania. Nie ma żadnych przeszkód, aby to robić i należy wszystko zrobić w tym kierunku nie tylko w duchu chrześcijańskim, ale też w duchu humanizmu. Nad tym teraz musimy się skupić. Wiem, że podjęto już prace ekshumacyjne m.in. w Tarnopolu.

KAI: W obchodach wezmą udział przedstawiciele Kościoła prawosławnego?

– Myślę, że tak. Oczywiście zaprosiłem na nie metropolitę Epifaniusza, zwierzchnika Prawosławnego Kościoła Ukrainy i miejscowego metropolitę Michała.

KAI: Jak Ksiądz Biskup ocenia relacje z Kościołem prawosławnym?

– Żyjemy w kraju, gdzie większość mieszkańców wyznaje prawosławie. Z Kościołem prawosławnym mamy braterskie relacje, czego doświadczamy każdego roku, choćby podczas obchodów rocznicy Zbrodni Wołyńskiej. W miejscach, gdzie z tej okazji odprawiamy Msze św. zazwyczaj nie ma już katolików, lecz miejscowa ludność, w większości prawosławna, ale też i protestanci biorą udział, i modlą się razem z nami.

KAI: Od prawie półtora roku trwa rosyjska agresja na Ukrainę. Jak wygląda sytuacja w diecezji Księdza Biskupa?

– Choć jesteśmy daleko od działań frontowych, to ciągle mamy alarmy przeciwlotnicze i co raz dochodzi do bombardowań. Ludzie przyzwyczaili się do wojny i niestety nie pamiętają czasu, kiedy było normalnie. Od początku wojny wiele ludzi przejechało przez naszą diecezję. W sumie mieliśmy około 130 tys. uchodźców wewnętrznych. Opiekowaliśmy się nimi jak mogliśmy najlepiej i robimy to nadal. Teraz na przykład zorganizowaliśmy przy naszej katedrze obóz letni dla stu dzieci w dwu turnusach. Niestety cały czas obawiamy się agresji z terytorium Białorusi, gdyż bardzo blisko graniczymy z tym krajem. Oczywiście wielkim problemem są wojenne traumy i stąd potrzeba intensywnej opieki psychologicznej. Trwamy i żyjemy w wielkim stopniu dzięki pomocy Zachodu, w tym Polski, we wszystkich obszarach.

KAI: Czy pomoc jednak nie osłabła? Czego najbardziej potrzebujecie?

– Przede wszystkim potrzebujemy kontynuacji pomocy w obszarze militarnym i humanitarnym. Szczególnie najwyższa ocena należy się Polsce, która m.in. przyjęła nasze kobiety z dziećmi. Jest też nieoceniona pomoc wojskowa czy też choćby w dostarczeniu nam generatorów prądotwórczych.

KAI: Jak Ksiądz Biskup ocenia pokojowe działania papieża Franciszka i watykańskiej dyplomacji?

– Papież Franciszek i Stolica Apostolska szuka dróg i wykorzystuje wszelkie możliwe środki, aby doprowadzić do pokoju w Ukrainie. O tym świadczy niedawna wizyta kard. Matteo Zuppiego w Kijowie i Moskwie. Jako katolicy w Ukrainie modlimy się przede wszystkim o pokój sprawiedliwy. Nastanie pokoju jest niemożliwe, dopóki na terenie Ukrainy jest rosyjska armia. Wojna w Ukrainie trwa od 2014 r. Widzieliśmy, co stało się z Krymem i naszymi wschodnimi terytoriami i kwestią czasu był wybuch wojny na pełną skalę. Rosja ze swymi imperialnymi ambicjami cały czas dążyła i dąży do dominacji. Zostały naruszone elementarne zasady sprawiedliwości, zostały naruszone wszelkie zasady prawa międzynarodowego, dzięki którym przez lata panował pokój. Teraz bezwzględnie musimy osiągnąć pełny pokój oparty na sprawiedliwym prawie. Pokój jest potrzebny nie tylko Ukrainie, ale całej Europie. Dlatego jesteśmy wdzięczni papieżowi Franciszkowi i Stolicy Apostolskiej za wszelkie działania na rzecz Ukrainy.

KAI: Najważniejszy jest pokój, ale trzeba też już poważnie myśleć o odbudowie Ukrainy.

– Przede wszystkim potrzebujemy pokoju. Wielkim wyzwaniem będzie też odbudowa kraju, ale póki co, tak daleko nie sięgamy wzrokiem.

KAI: Kiedy wojna się skończy?

– Wojna trwa i trudno powiedzieć kiedy się skończy. Zresztą to pytanie należy zadawać tym, którzy stoją na najwyższych szczeblach władzy.

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32807 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:55, 07 Lip 2023 Powrót do góry

(...)

***

Rzeź wołyńska to masowa zbrodnia (określana też mianem czystki etnicznej i ludobójstwa) dokonana przez nacjonalistów ukraińskich wobec Polaków byłego województwa wołyńskiego, podczas okupacji tych terenów przez III Rzeszę, w okresie od lutego 1943 do lutego 1944.

Koncentracja działań antypolskich miała miejsce latem 1943 roku. W masowych akcjach, które szybko przekształcały się w rzezie ludności polskiej, brali udział nie tylko nacjonaliści z UPA, ale także miejscowi chłopi zwani czernią, poddani wcześniej przez członków OUN-B silnej propagandzie antypolskiej.

11 lipca 1943 roku nastąpił zmasowany atak na blisko 100 polskich miejscowości, w całym zaś lipcu na ok. 530. Akcje antypolskie i rzezie ludności przebiegały według trzech głównych scenariuszy – były to napady na miejscowości zamieszkane głównie przez Polaków, akcje przeciwko Polakom mieszkającym we wsiach ukraińskich lub mieszanych oraz ataki na kilkuosobowe grupki Polaków lub pojedyncze osoby.

W przypadku napadów na większe kolonie polskie UPA wykorzystywała element zaskoczenia – atakując w nocy, o świcie lub podczas prac gospodarskich czy niedzielnej Mszy św. Miejscowość była otaczana kordonem uzbrojonych w broń palną członków UPA, których zadaniem było strzelanie do uciekających. Pozostali napastnicy, członkowie oddziałów samoobrony ukraińskiej współpracujących z UPA, uzbrojeni w siekiery, noże, widły, kosy ustawione na sztorc i inne narzędzia gospodarskie, rozchodzili się po osadzie i mordowali mieszkańców, często ich przy tym torturując. Ofiarami padali Polacy różnej płci i wieku, a także Ukraińcy, którzy pomagali Polakom bądź przeszli z prawosławia na katolicyzm. Teren wsi był starannie przeszukiwany, a na uciekinierów urządzano obławy w okolicznych lasach i na polach.

Wspólną cechą akcji przeciw Polakom było ogromne okrucieństwo, połączone z rabunkiem mienia i paleniem gospodarstw, a także niszczeniem materialnych śladów polskiej obecności na Wołyniu, takich jak dwory, kościoły i kaplice, a nawet ogrody czy parki.

Masowe akcje nacjonalistów ukraińskich w 1943 roku niemal całkowicie ogołociły z Polaków wiejskie obszary Wołynia. Podczas rzezi wołyńskiej zginęły dziesiątki tysięcy Polaków. Grzegorz Motyka, autor publikacji „Od rzezi wołyńskiej do akcji »Wisła«. Konflikt polsko-ukraiński 1943 – 1947″ oblicza, polskie straty to 76 – 106 tys. zamordowanych. W opinii autora, „choć akcja antypolska była czystką etniczną, to jednocześnie spełnia ona definicję ludobójstwa”.

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)